[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cornelius Hertzw sprzyjających okolicznościach byłby nowym wcieleniem Johna Law idługie rozważania profesora Mercadier doprowadzały go doparadoksalnego ideału  oszusta.Oszust doskonały, bez skazy.Taki, który nie daje się nigdy złapać, niewykoleja się w pewnej chwili, to znaczy nie da się moralnościzorganizowanego społeczeństwa schwytać na lep którejś ze swoichsłabostek.Taki, który nie pójdzie do więzienia i któremu nie wzniosąpomników.Człowiek przychodzi na świat skrępowany trudnościami materialnymi ifałszywymi koncepcjami.Rośnie jako nędzny wytwór swego środowiska.Trzeba niezwykłego zbiegu warunków, aby zerwać wokół siebie tę siećkłamstw moralnych i społecznych.Jest rzeczą pewną, że Blanka Pailleronodegrała w życiu Mercadiera rolę decydującą i że jej  nie kocham pana"wywarło na nauczyciela historii większy wpływ niż studiowanie życiorysuLawa.Dzieło Blanki udoskonaliła Francesca.W stosunku do niejwewnętrznie utrzymał się na gruncie cynizmu, jednakże na chwilę straciłrozum do tego stopnia, że ofiarowywał się zabrać ją od rodziny, umożliwićjej inne życie.To resztki zacnych uczuć spłatały mu owego figla, Trudno wto uwierzyć, ale nieobliczalne odruchy najbardziej trzezwego człowiekamogą doprowadzić go do zabawy w świętego Wincentego a Paulo!W tym punkcie swoich rozważań Piotr Mercadier ze zdziwieniem patrzy naczerwone mury Werony i zastanawia się, dlaczego te myśli właśnie z nichsię narodziły.Nie umie tego pojąć.Ale pojmuje, z czego brał się urok, jakimiał dla niego widok młodego i niezręcznego Angela, który byłporonionym okazem oszusta.Widzi znów scenę gry w karty i odczuwaniepokój moralny leżący u jej podstawy.Rozumie, że w tym momencieżycia wyzbył się wielu przesądów płynących z rutyny, może na rzeczniebezpieczeństwa.Człowiek zyskuje świadomość spraw zasadniczychdzięki przypadkowym okolicznościom.Jak prawa mechaniki rządząceświatem poznaje dzięki jabłku, tak przejrzeć może prawa moralne dziękipijanemu wyrostkowi w weneckiej trattorii.Ale w Weronie, nad Adygą, Mercadier pojął nagle, że moralnym prawemświata jest gra.Toteż wsiadł do pociągu odchodzącego do Mediolanu, gdzie przez miesiąc upajał się muzyką, po czym powziął decyzję i na krótkoprzed Wielkanocą, z grypą, wylądował w Monte Carlo, poszedł się zapisaćdo kasyna, a następnie położył się w hotelu, z którego nie wychodził przeztrzy dni.VIIIDokoła stolików podniósł się gwar.Już jedenasta.Z czego pan townioskuje? Właśnie weszła stara dama.Ta, którą tak określano, wlokła sięz wielkim trudem.Podtrzymywana przez dwóch uniżonych sekretarzy,którzy na krok jej nie odstępowali, zbliżała się do stołu, gdzie grano nisko igdzie natychmiast ktoś wstał odstępując jej miejsce.Była to tęga kobieta otwarzy całej w tak drobnych zmarszczkach, że w pierwszej chwili niewidziało się ich pod farbowanymi na czarno i wysoko upiętymi włosami.Ubrana była na czarno, miała koronkowy szal i chwilami otulała się nimprzed niewyczuwalnymi przeciągami, od których koronki by jej nieobroniły.Twarz miała pociągłą, nos spiczasty, ciemne oczy.Była Irlandką;zniekształciły ją choroby.Punkt jedenasta.Stara dama wchodziła z regularnością pociągu.Zdaje się,że budzono ją około wpół do jedenastej, aby mogła pójść do kasyna.Do tejgodziny stale sypiała.Wystarczyło jej przejść z hotelu do sali gry.Byławłaścicielką największych hut stali w Sheffield.Robiła majątek w całymświecie na nożyczkach do paznokci, drutach do trykotaży, nożachstołowych i karabinach maszynowych.Była to jedna z najpotężniejszychfortun na ziemi.Rodzina pełna tragicznych zdarzeń, jakiejś rywalizacji.Córki zginęły w straszliwych wypadkach.Syn utopił się w Tamizie.Alemaszyna do robienia pieniędzy działała, olbrzymia, jakby wyzwolona odludzkiej władzy.Bogactwa rosły unosząc tragiczną arkę Noego, którejwładcy ginęli na wzgórzach Araratu samotności.Podczas gdy wszystkowokół niej ulegało zagładzie, stara kobieta, której za każdym nieszczęściemprzybywało zmarszczek, dochodziła do kresu swoich dni dzierżąc w rękachwszechmoc rodziny, potworne bogactwo, z którym nie wiedziała, co robić,skoro otoczyła się już niesłychanym komfortem, niezbędnym jej do życia,skoro zapewniła sobie drogo opłacane starania, co, jako że nie miałarodziny, zmuszało ją do utrzymywania przy sobie roju lekarzy,pielęgniarek, masażystów, specjalistów, których nienawidziła, jak osaczonedziecko nienawidzi małych, dokuczliwych duchów, które ciągną je zawłosy, szczypią w nogi, przesuwają po twarzy dziwaczne iskry zmagicznych rurek.Co wieczór, punktualnie o jedenastej, podtrzymywanaprzez dwóch sekretarzy we frakach, którzy zdawali się za każdym jejkrokiem wyczekiwać swojej części spadku, ukazywała się w Monte Carlo,w Biarritz lub w Dieppe, zależnie od pory roku, wśród suchego szelestujedwabnych sukien, wśród panów, którzy się usuwali; jakby na całej saliktoś zaszeleścił przy uszach wszystkich tych ludzi niewidzialnymibanknotami. Stara dama usiadła jak co wieczór przy małym banku.Ręką dała znakkrupierowi, żeby podwoił stawkę, powiększając bank, aż pękał.Drobniprzeciwnicy usiłowali przemycić poza nią zwykłą jałmużnę, gorączkowowyżebranych pięć franków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl