[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niewidzieliśmy się przez dwa tygodnie.247- Wiem o tym, ale mieliśmy się nie widzieć przezkolejny tydzień.Nie zamierzam puścić kantemprzyjaciółek z powodu chłopaka.Już nieraz tak robiłam.Te ostatnie słowa wyrwały mi się z ust i nic już na tonie poradzę.Odnosiły się one, rzecz jasna, do Francesca,a także, choć w mniejszym stopniu, do Billy'ego.Zamieram w bezruchu i patrzę prosto przed siebie zrozpaczliwą nadzieją, że John niczego się nie domyślił.Gdy w końcu zerkam na niego, kiwa ze zrozumieniemgłową, przypomniawszy sobie zapewne moje narzekania,że tak rzadko widuję się z przyjaciółkami.- Dobrze - mówi.- Chodźmy.Przybiera wesoły wyraz twarzy, który - choć sztuczny -świadczy o tym, że robi, co w jego mocy, żeby naprawićstosunki między nami.Serce mi pęka.Nasza rozmowa w porcie wyraźnie odmieniła nastrójJohna.Może spadł mu kamień z serca, a może wynika toz faktu, że wyznał mi, że nie chce mnie stracić.W każdymrazie wyzbył się nagle postawy zahukanego chłopca zIowa.Zaraz po naszym dotarciu do BaruSkandynawskiego stawia drinki całej naszej ferajnie.Potem całuje mnie w policzek, mówiąc: „Idź porozmawiaćRSz przyjaciółkami", a sam wdaje się w pogawędkę z Jenny.Nie do wiary.Nie widziałam takich wysiłków z jego stronyod miesięcy.Co jakiś czas zerka na mnie ukradkiem,jakby chciał się upewnić, że dostrzegam jego inicjatywę.Kiwam do niego głową i uśmiecham się, nie wiedząc, co otym myśleć.To takie dziwne, widzieć go w tym miejscu,które w żaden sposób nie kojarzy mi się z jego osobą.- No i jak? - pyta Kat, która wróciła właśnie z łazienki ijak zwykle wygląda oszałamiająco.Przynajmniej dziesięć par męskich oczu śledziło każdyjej krok, gdy szła przez salę, ale ona zdawała się w ogólenie zwracać na to uwagi.Nie widzę też diamentowychkolczyków.Prawdę mówiąc, nie widziałam ich ani razu,odkąd opuściłyśmy Ios.248- Chyba w porządku.- Wciąż obserwuję Johna.- Towszystko jest niesamowite.Najpierw zjawia się znienacka,potem jest posępny na kolacji, potem mówi mi, że niechce mnie stracić i że mnie kocha, a teraz.- Pokazuję wkierunku miejsca, gdzie John toczy ożywioną rozmowę zJenny.- Ojej - mówi Kat, unosząc brew.- Tak, ojej.- Udało ci się - mówi Lindsey, podchodząc do nas zszerokim uśmiechem na swojej drobnej twarzy.Dotykamojej dłoni i widzę, że stara się być cierpliwa zgodnie ztym, o co ją prosiłam.- Mówiłam, że przyjdziemy.- Tak, to prawda.- Sin podaje mi swoją szklankę zwodą i wypijam jeden łyk.- A więc jakie nowiny? - pyta.Mówię jej i Kat o wyznaniach miłosnych Johna.- Nie wiem, co o tym myśleć, dziewczyny.W ostatnichtygodniach nieraz zastanawiałam się, czy związek z nimma jeszcze jakiś sens, a tu nagle coś takiego.Myślę, żeJohn stara się, jak może.Przyleciał tutaj, próbuje ze mnąrozmawiać tak jak kiedyś.- Co chwila wzruszamramionami.RS- Wygląda na to, że coś jednak wyczuł - upiera się przyswoim Kat.Tym razem nie protestuję.Wszystkie zgodnie kiwamygłowami.- Ale czy to naprawdę wszystko zmienia? - pytaLindsey.- Przyleciał tu i powiedział, że cię kocha, ale czyto coś załatwia? Czy to rozwiązuje twoje problemy?- Nie - odpowiadam po chwili - ale pomaga.Kochamgo, więc jeśli nadal będzie się tak starał, to możewszystko się odmieni.Może będzie tak jak na początku, aja tym razem nie stracę głowy.- Może.- mówi Lindsey.Nieco później John całuje mnie w czoło, a potem ruszaw stronę baru, żeby znowu postawić wszystkim po piwie.Podchodzi do mnie Jenny.249- Miły facet - mówi swoim melodyjnym, brytyjskimakcentem.- Jak długo jesteście ze sobą? - Ma na sobieżółtą minispódniczkę i białą bluzkę, która efektowniekontrastuje z jej piegami.- Prawie dwa lata.- I nie wiedziałaś, że się tu zjawi?- Nie.To był zupełny szok.- Ale przyjemny, prawda? - Jenny przechyla głowę nabok.- I tak, i nie.To miały być babskie wakacje i Johntrochę je zakłócił, ale to miły gest.Wiele dla mnie znaczy.- A więc on jest tym jedynym?Wzruszam ramionami bodajże po raz trzydziesty piątytego wieczoru.- Nie wiem.Może.- Może? - dziwi się Jenny.- Jak to, może? Śmieję się.- No cóż, nie wiem tego jeszcze.Kocham go, alemieliśmy swoje problemy.- Posłuchaj - mówi Jenny mentorskim tonem, celującwe mnie palcem.- Gdyby był tym jedynym, gdyby byłmężczyzną twojego życia, wiedziałabyś o tym.Nie byłobyżadnych „jeśli", żadnych „ale".RS- Nie zgadzam się z tobą.Nie wierzę w rzeczy typugrom z jasnego nieba czy miłość od pierwszego wejrzenia.Jenny spogląda na mnie z powagą.- Nie mówię o miłości od pierwszego wejrzenia.Twierdzę tylko, że kiedy to będzie ten właściwymężczyzna, będziesz to czuła w głębi serca.Przełykam ślinę i szarpię rękaw mojej sukienki,zaniepokojona tą rozmową.Nie potrafię jej jednakprzerwać ani zmienić tematu.- Myślę, że to bardziej kwestia wiary - mówię.- Jeślikogoś kochasz i dobrze ci z tą osobą, musisz po prostuzdecydować, czy pójść na całość.Jenny kręci głową.- Wiem, o czym mówię - zapewnia.- Doświadczyłamtego.250- Czego? - Znowu się śmieję, próbując nadać lżejszyton naszej rozmowie, zaniepokojona faktem, że pogłębiaona moje i tak już niemałe wątpliwości dotyczące Johna.Angielka milczy przez chwilę, a potem mówi:- Byłam mężatką.- W jej oczach pojawia się smutek.Jenny spogląda w dół na swojego drinka.Pierwszy razwidzę ją w tak ponurym nastroju.- Jesteś mężatką? - dziwię się.- Już nie.On umarł.- Mój Boże.- Przykładam dłoń do ust.Nie jestem wstanie wyobrazić sobie śmierci Johna.Poraża mnie lęk.Biedna dziewczyna.- Kiedy? Jak to się stało?Jenny patrzy nieobecnym wzrokiem na swojego drinka,jakby sobie to wszystko przypominała.Potem bierzegłęboki oddech.- To bez znaczenia.Chodzi tylko o to, że kiedy byłam znim, nie miałam cienia wątpliwości, że chcę z nim spędzićresztę życia.- Ale kiedy wie się to na pewno? - pytam, licząc najakąś konkretną, jasną wskazówkę.- Po prostu się wie.Spoglądasz na niego i już wiesz.- Może nie z każdym tak jest.- Z moim szczęściem nieRSzdziwiłabym się, gdyby okazało się, że należę do małegoprocentu mieszkańców tej planety, którzy muszą podjąćryzyko w tej kwestii, gdyż nie dana im jest niewzruszonapewność, o której mówi Jenny.- Może - mówi bez przekonania i wypija łyk drinka.Niewykluczone, że to kwestia akcentu, bo każdy, kto mataki akcent, wydaje mi się mądrzejszy ode mnie.Wkażdym razie w słowach Jenny dostrzegam źdźbłoprawdy.Właśnie wtedy zjawia się u mego boku John [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Niewidzieliśmy się przez dwa tygodnie.247- Wiem o tym, ale mieliśmy się nie widzieć przezkolejny tydzień.Nie zamierzam puścić kantemprzyjaciółek z powodu chłopaka.Już nieraz tak robiłam.Te ostatnie słowa wyrwały mi się z ust i nic już na tonie poradzę.Odnosiły się one, rzecz jasna, do Francesca,a także, choć w mniejszym stopniu, do Billy'ego.Zamieram w bezruchu i patrzę prosto przed siebie zrozpaczliwą nadzieją, że John niczego się nie domyślił.Gdy w końcu zerkam na niego, kiwa ze zrozumieniemgłową, przypomniawszy sobie zapewne moje narzekania,że tak rzadko widuję się z przyjaciółkami.- Dobrze - mówi.- Chodźmy.Przybiera wesoły wyraz twarzy, który - choć sztuczny -świadczy o tym, że robi, co w jego mocy, żeby naprawićstosunki między nami.Serce mi pęka.Nasza rozmowa w porcie wyraźnie odmieniła nastrójJohna.Może spadł mu kamień z serca, a może wynika toz faktu, że wyznał mi, że nie chce mnie stracić.W każdymrazie wyzbył się nagle postawy zahukanego chłopca zIowa.Zaraz po naszym dotarciu do BaruSkandynawskiego stawia drinki całej naszej ferajnie.Potem całuje mnie w policzek, mówiąc: „Idź porozmawiaćRSz przyjaciółkami", a sam wdaje się w pogawędkę z Jenny.Nie do wiary.Nie widziałam takich wysiłków z jego stronyod miesięcy.Co jakiś czas zerka na mnie ukradkiem,jakby chciał się upewnić, że dostrzegam jego inicjatywę.Kiwam do niego głową i uśmiecham się, nie wiedząc, co otym myśleć.To takie dziwne, widzieć go w tym miejscu,które w żaden sposób nie kojarzy mi się z jego osobą.- No i jak? - pyta Kat, która wróciła właśnie z łazienki ijak zwykle wygląda oszałamiająco.Przynajmniej dziesięć par męskich oczu śledziło każdyjej krok, gdy szła przez salę, ale ona zdawała się w ogólenie zwracać na to uwagi.Nie widzę też diamentowychkolczyków.Prawdę mówiąc, nie widziałam ich ani razu,odkąd opuściłyśmy Ios.248- Chyba w porządku.- Wciąż obserwuję Johna.- Towszystko jest niesamowite.Najpierw zjawia się znienacka,potem jest posępny na kolacji, potem mówi mi, że niechce mnie stracić i że mnie kocha, a teraz.- Pokazuję wkierunku miejsca, gdzie John toczy ożywioną rozmowę zJenny.- Ojej - mówi Kat, unosząc brew.- Tak, ojej.- Udało ci się - mówi Lindsey, podchodząc do nas zszerokim uśmiechem na swojej drobnej twarzy.Dotykamojej dłoni i widzę, że stara się być cierpliwa zgodnie ztym, o co ją prosiłam.- Mówiłam, że przyjdziemy.- Tak, to prawda.- Sin podaje mi swoją szklankę zwodą i wypijam jeden łyk.- A więc jakie nowiny? - pyta.Mówię jej i Kat o wyznaniach miłosnych Johna.- Nie wiem, co o tym myśleć, dziewczyny.W ostatnichtygodniach nieraz zastanawiałam się, czy związek z nimma jeszcze jakiś sens, a tu nagle coś takiego.Myślę, żeJohn stara się, jak może.Przyleciał tutaj, próbuje ze mnąrozmawiać tak jak kiedyś.- Co chwila wzruszamramionami.RS- Wygląda na to, że coś jednak wyczuł - upiera się przyswoim Kat.Tym razem nie protestuję.Wszystkie zgodnie kiwamygłowami.- Ale czy to naprawdę wszystko zmienia? - pytaLindsey.- Przyleciał tu i powiedział, że cię kocha, ale czyto coś załatwia? Czy to rozwiązuje twoje problemy?- Nie - odpowiadam po chwili - ale pomaga.Kochamgo, więc jeśli nadal będzie się tak starał, to możewszystko się odmieni.Może będzie tak jak na początku, aja tym razem nie stracę głowy.- Może.- mówi Lindsey.Nieco później John całuje mnie w czoło, a potem ruszaw stronę baru, żeby znowu postawić wszystkim po piwie.Podchodzi do mnie Jenny.249- Miły facet - mówi swoim melodyjnym, brytyjskimakcentem.- Jak długo jesteście ze sobą? - Ma na sobieżółtą minispódniczkę i białą bluzkę, która efektowniekontrastuje z jej piegami.- Prawie dwa lata.- I nie wiedziałaś, że się tu zjawi?- Nie.To był zupełny szok.- Ale przyjemny, prawda? - Jenny przechyla głowę nabok.- I tak, i nie.To miały być babskie wakacje i Johntrochę je zakłócił, ale to miły gest.Wiele dla mnie znaczy.- A więc on jest tym jedynym?Wzruszam ramionami bodajże po raz trzydziesty piątytego wieczoru.- Nie wiem.Może.- Może? - dziwi się Jenny.- Jak to, może? Śmieję się.- No cóż, nie wiem tego jeszcze.Kocham go, alemieliśmy swoje problemy.- Posłuchaj - mówi Jenny mentorskim tonem, celującwe mnie palcem.- Gdyby był tym jedynym, gdyby byłmężczyzną twojego życia, wiedziałabyś o tym.Nie byłobyżadnych „jeśli", żadnych „ale".RS- Nie zgadzam się z tobą.Nie wierzę w rzeczy typugrom z jasnego nieba czy miłość od pierwszego wejrzenia.Jenny spogląda na mnie z powagą.- Nie mówię o miłości od pierwszego wejrzenia.Twierdzę tylko, że kiedy to będzie ten właściwymężczyzna, będziesz to czuła w głębi serca.Przełykam ślinę i szarpię rękaw mojej sukienki,zaniepokojona tą rozmową.Nie potrafię jej jednakprzerwać ani zmienić tematu.- Myślę, że to bardziej kwestia wiary - mówię.- Jeślikogoś kochasz i dobrze ci z tą osobą, musisz po prostuzdecydować, czy pójść na całość.Jenny kręci głową.- Wiem, o czym mówię - zapewnia.- Doświadczyłamtego.250- Czego? - Znowu się śmieję, próbując nadać lżejszyton naszej rozmowie, zaniepokojona faktem, że pogłębiaona moje i tak już niemałe wątpliwości dotyczące Johna.Angielka milczy przez chwilę, a potem mówi:- Byłam mężatką.- W jej oczach pojawia się smutek.Jenny spogląda w dół na swojego drinka.Pierwszy razwidzę ją w tak ponurym nastroju.- Jesteś mężatką? - dziwię się.- Już nie.On umarł.- Mój Boże.- Przykładam dłoń do ust.Nie jestem wstanie wyobrazić sobie śmierci Johna.Poraża mnie lęk.Biedna dziewczyna.- Kiedy? Jak to się stało?Jenny patrzy nieobecnym wzrokiem na swojego drinka,jakby sobie to wszystko przypominała.Potem bierzegłęboki oddech.- To bez znaczenia.Chodzi tylko o to, że kiedy byłam znim, nie miałam cienia wątpliwości, że chcę z nim spędzićresztę życia.- Ale kiedy wie się to na pewno? - pytam, licząc najakąś konkretną, jasną wskazówkę.- Po prostu się wie.Spoglądasz na niego i już wiesz.- Może nie z każdym tak jest.- Z moim szczęściem nieRSzdziwiłabym się, gdyby okazało się, że należę do małegoprocentu mieszkańców tej planety, którzy muszą podjąćryzyko w tej kwestii, gdyż nie dana im jest niewzruszonapewność, o której mówi Jenny.- Może - mówi bez przekonania i wypija łyk drinka.Niewykluczone, że to kwestia akcentu, bo każdy, kto mataki akcent, wydaje mi się mądrzejszy ode mnie.Wkażdym razie w słowach Jenny dostrzegam źdźbłoprawdy.Właśnie wtedy zjawia się u mego boku John [ Pobierz całość w formacie PDF ]