[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Położyłem wówczas na kontuarze kopertę z piętnastoma tysiącami peset, zaktóre Vidal chciał kupić moją śmierć.- A to za wszystkie książki, którymi obdarował mnie Sempereprzez całe swoje życie.Isabella otworzyła kopertę i w zdumieniu przeliczyła pieniądze.- Nie wiem, czy mogę to przyjąć.- To mój prezent ślubny, awansem.- A ja miałam nadzieję, że któregoś dnia zaprowadzi mnie pando ołtarza, przynajmniej jako świadek.- Wierz mi, że bardzo bym chciał.- Ale musi pan wyjechać.- Muszę.- Na zawsze?- Na jakiś czas.- A jeśli pojadę z panem?Ucałowałem ją w czoło i przytuliłem.- Gdziekolwiek pojadę, ty zawsze będziesz ze mną, Isabello.Zawsze.- Ani myślę za panem tęsknić.- Wiem.- Mogę przynajmniej odprowadzić pana na pociąg albo cokolwiek innego?Zawahałem się zbyt długą chwilę, by wymówić się od tych ostatnich minut jej towarzystwa.- Tylko po to, by się upewnić, że naprawdę pan wyjechał i żeuwolniłam się od pana na zawsze - dodała.- Umowa stoi.Szliśmy powoli Ramblas; Isabella ujęła mnie pod ramię.Dotarłszydo Arc del Teatre, skręciliśmy w ciemną uliczkę przecinającą Raval.- Isabello, to, co dzisiaj zobaczysz, masz zachować wyłącznie dlasiebie.Nikomu ani słowa.- Nawet młodemu Sempere?Westchnąłem.- Młodemu Sempere możesz.Jemu możesz mówić wszystko.Przed nim nie mamy prawie żadnych tajemnic.Isaac, strażnik, otworzył drzwi, uśmiechnął się i zaprosił nas dośrodka.- Czas był już najwyższy, żeby złożyła mi wizytę jakaś szacownaosoba - powiedział, kłaniając się Isabelli.A potem zwrócił się do mnie:- Mniemam, że to pan zechce dziś czynić honory domu?- O ile nie ma pan nic przeciwko temu.Isaac pokręcił głową i uścisnęliśmy sobie dłonie.- Powodzenia - powiedział.Strażnik zniknął w ciemnościach, zostawiając mnie samego z Isabella.Moja była asystentka iświeżo upieczona kierowniczka księgarni Sempere i Synowie patrzyła na wszystko zmieszaniną lękui zdumienia.- A cóż to za miejsce? - spytała.Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem do wielkiej sali, gdzie znaj-dowało się wejście do labiryntu.- Witaj na Cmentarzu Zapomnianych Książek, Isabello.Isabella podniosła oczy w kierunku szklanej kopuły i objęła spojrzeniem ów niecodziennywidok: promienie białego światła, któreprzebijały się przez plątaninę tuneli, kładek i wiszących mostkówprowadzących do serca katedry książek.- To miejsce jest tajemnicą.I sanktuarium.Wszystkie książki,każdy tom, który tu widzisz, ma duszę.Duszę swojego autora, a takżeduszę tych, którzy go czytali i o nim marzyli.Za każdym razem, kiedyksiążka przechodzi z rąk do rąk, kiedy ktoś nowy zaczyna ją czytać,jej duch rośnie i staje się potężniejszy.Tutaj książki, o których niktjuż nie pamięta, które zaginęły w mrokach minionych epok, żyjąwiecznie, czekając na nowego czytelnika, swoją nową duszę.Zostawiłem Isabellę przy wejściu do labiryntu i samotnie zapuści-łem się w jego tunele, niosąc przeklęty maszynopis, którego niemiałem odwagi zniszczyć.Liczyłem, że nogi same zaprowadzą mniedo miejsca, w którym powinien spocząć na zawsze.Tysiące razyskręcałem w coraz to nowe korytarzyki, aż w końcu zdałem sobiesprawę, że się zgubiłem.Wtedy, gdy zdawało mi się, że przemierzamtę samą drogę dziesiąty już raz, znalazłem wejście do tej samej ma-łej sali i stanąłem twarzą w twarz z własnym odbiciem w niewielkimlustrze, w którym mieszkało spojrzenie mężczyzny w czerni.Do-strzegłem lukę pomiędzy dwoma grzbietami oprawnych w czarnąskórę tomów i nie zastanawiając się dwa razy, wsunąłem tam teczkępryncypała.Już miałem stamtąd wychodzić, gdy w ostatniej chwiliodwróciłem się i podszedłem z powrotem do półki.Wziąłem tom, obokktórego zostawiłem swój maszynopis, i otworzyłem.Wystarczyło miprzeczytać kilka zaledwie zdań, by znów za plecami usłyszeć ówponury śmiech.Odłożyłem książkę na miejsce.Na chybił trafiłwybrałem drugą i zacząłem przerzucać jej strony.Potem kolejnąi jeszcze jedną - w ten sposób przejrzałem tuziny książek wypeł-niających salę i przekonałem się, że wszystkie zbudowane są z tychsamych, poukładanych na rozmaite sposoby słów, że ich strony zaludniają te same, mroczneobrazy i że powtarza się w nich ta samafabuła, niczym monotonny taniec w nieskończonej galerii luster.Lux Aeterna.Kiedy wyszedłem z labiryntu, Isabella czekała na mnie, przycup-nąwszy na stopniach, z książką, którą wybrała, w ręku.Usiadłemobok niej, a ona położyła mi głowę na ramieniu.- Dziękuję, że mnie pan tu przyprowadził - powiedziała.Zrozumiałem wówczas, że już nigdy tu nie wrócę, że jestem skazanyna to, by śnić o tym miejscu i raz po raz odtwarzać jego wspomnieniew pamięci, świadom, iż powinienem czuć się szczęśliwy, gdyż dane mibyło je poznać i otrzeć się o jego tajemnice.Przymknąłem oczy, starającsię zachować ten obraz na zawsze.Potem, nie odważywszy się ponow-nie spojrzeć na labirynt, wziąłem Isabellę za rękę i poszedłem z niąw stronę wyjścia, opuszczając na zawsze Cmentarz ZapomnianychKsiążek.Isabella odprowadziła mnie na nabrzeże, gdzie czekał zacumowany statek, którym miałemodpłynąć daleko od mojego miastai wszystkiego, co dotąd było moim życiem.- Mówi pan, że jak się nazywa kapitan? - spytała Isabella.- Charon.- Bardzo zabawne!Objąłem ją po raz ostatni i spojrzałem jej w oczy.Zdążyliśmyustalić, że nie będzie pożegnań ani wielkich słów, ani solennychobietnic.Kiedy dzwony Santa Maria del Mar wybiły północ, wszedłem na pokład.KapitanOlmo przywitał się ze mną i zaproponował, żeodprowadzi mnie do mojej kajuty.Powiedziałem, że zostanę jeszczechwilę na pokładzie.Załoga podniosła kotwicę i statek pomału zacząłodbijać od brzegu.Stanąłem na rufie, zapatrzony w powódz światełoddalającego się miasta.Isabella nie ruszała się z miejsca, zatopiwszyswoje spojrzenie w moich oczach, aż nabrzeże zniknęło w ciemnościach, a miraż Barcelonyrozpłynął się pośród czarnych fal [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Położyłem wówczas na kontuarze kopertę z piętnastoma tysiącami peset, zaktóre Vidal chciał kupić moją śmierć.- A to za wszystkie książki, którymi obdarował mnie Sempereprzez całe swoje życie.Isabella otworzyła kopertę i w zdumieniu przeliczyła pieniądze.- Nie wiem, czy mogę to przyjąć.- To mój prezent ślubny, awansem.- A ja miałam nadzieję, że któregoś dnia zaprowadzi mnie pando ołtarza, przynajmniej jako świadek.- Wierz mi, że bardzo bym chciał.- Ale musi pan wyjechać.- Muszę.- Na zawsze?- Na jakiś czas.- A jeśli pojadę z panem?Ucałowałem ją w czoło i przytuliłem.- Gdziekolwiek pojadę, ty zawsze będziesz ze mną, Isabello.Zawsze.- Ani myślę za panem tęsknić.- Wiem.- Mogę przynajmniej odprowadzić pana na pociąg albo cokolwiek innego?Zawahałem się zbyt długą chwilę, by wymówić się od tych ostatnich minut jej towarzystwa.- Tylko po to, by się upewnić, że naprawdę pan wyjechał i żeuwolniłam się od pana na zawsze - dodała.- Umowa stoi.Szliśmy powoli Ramblas; Isabella ujęła mnie pod ramię.Dotarłszydo Arc del Teatre, skręciliśmy w ciemną uliczkę przecinającą Raval.- Isabello, to, co dzisiaj zobaczysz, masz zachować wyłącznie dlasiebie.Nikomu ani słowa.- Nawet młodemu Sempere?Westchnąłem.- Młodemu Sempere możesz.Jemu możesz mówić wszystko.Przed nim nie mamy prawie żadnych tajemnic.Isaac, strażnik, otworzył drzwi, uśmiechnął się i zaprosił nas dośrodka.- Czas był już najwyższy, żeby złożyła mi wizytę jakaś szacownaosoba - powiedział, kłaniając się Isabelli.A potem zwrócił się do mnie:- Mniemam, że to pan zechce dziś czynić honory domu?- O ile nie ma pan nic przeciwko temu.Isaac pokręcił głową i uścisnęliśmy sobie dłonie.- Powodzenia - powiedział.Strażnik zniknął w ciemnościach, zostawiając mnie samego z Isabella.Moja była asystentka iświeżo upieczona kierowniczka księgarni Sempere i Synowie patrzyła na wszystko zmieszaniną lękui zdumienia.- A cóż to za miejsce? - spytała.Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem do wielkiej sali, gdzie znaj-dowało się wejście do labiryntu.- Witaj na Cmentarzu Zapomnianych Książek, Isabello.Isabella podniosła oczy w kierunku szklanej kopuły i objęła spojrzeniem ów niecodziennywidok: promienie białego światła, któreprzebijały się przez plątaninę tuneli, kładek i wiszących mostkówprowadzących do serca katedry książek.- To miejsce jest tajemnicą.I sanktuarium.Wszystkie książki,każdy tom, który tu widzisz, ma duszę.Duszę swojego autora, a takżeduszę tych, którzy go czytali i o nim marzyli.Za każdym razem, kiedyksiążka przechodzi z rąk do rąk, kiedy ktoś nowy zaczyna ją czytać,jej duch rośnie i staje się potężniejszy.Tutaj książki, o których niktjuż nie pamięta, które zaginęły w mrokach minionych epok, żyjąwiecznie, czekając na nowego czytelnika, swoją nową duszę.Zostawiłem Isabellę przy wejściu do labiryntu i samotnie zapuści-łem się w jego tunele, niosąc przeklęty maszynopis, którego niemiałem odwagi zniszczyć.Liczyłem, że nogi same zaprowadzą mniedo miejsca, w którym powinien spocząć na zawsze.Tysiące razyskręcałem w coraz to nowe korytarzyki, aż w końcu zdałem sobiesprawę, że się zgubiłem.Wtedy, gdy zdawało mi się, że przemierzamtę samą drogę dziesiąty już raz, znalazłem wejście do tej samej ma-łej sali i stanąłem twarzą w twarz z własnym odbiciem w niewielkimlustrze, w którym mieszkało spojrzenie mężczyzny w czerni.Do-strzegłem lukę pomiędzy dwoma grzbietami oprawnych w czarnąskórę tomów i nie zastanawiając się dwa razy, wsunąłem tam teczkępryncypała.Już miałem stamtąd wychodzić, gdy w ostatniej chwiliodwróciłem się i podszedłem z powrotem do półki.Wziąłem tom, obokktórego zostawiłem swój maszynopis, i otworzyłem.Wystarczyło miprzeczytać kilka zaledwie zdań, by znów za plecami usłyszeć ówponury śmiech.Odłożyłem książkę na miejsce.Na chybił trafiłwybrałem drugą i zacząłem przerzucać jej strony.Potem kolejnąi jeszcze jedną - w ten sposób przejrzałem tuziny książek wypeł-niających salę i przekonałem się, że wszystkie zbudowane są z tychsamych, poukładanych na rozmaite sposoby słów, że ich strony zaludniają te same, mroczneobrazy i że powtarza się w nich ta samafabuła, niczym monotonny taniec w nieskończonej galerii luster.Lux Aeterna.Kiedy wyszedłem z labiryntu, Isabella czekała na mnie, przycup-nąwszy na stopniach, z książką, którą wybrała, w ręku.Usiadłemobok niej, a ona położyła mi głowę na ramieniu.- Dziękuję, że mnie pan tu przyprowadził - powiedziała.Zrozumiałem wówczas, że już nigdy tu nie wrócę, że jestem skazanyna to, by śnić o tym miejscu i raz po raz odtwarzać jego wspomnieniew pamięci, świadom, iż powinienem czuć się szczęśliwy, gdyż dane mibyło je poznać i otrzeć się o jego tajemnice.Przymknąłem oczy, starającsię zachować ten obraz na zawsze.Potem, nie odważywszy się ponow-nie spojrzeć na labirynt, wziąłem Isabellę za rękę i poszedłem z niąw stronę wyjścia, opuszczając na zawsze Cmentarz ZapomnianychKsiążek.Isabella odprowadziła mnie na nabrzeże, gdzie czekał zacumowany statek, którym miałemodpłynąć daleko od mojego miastai wszystkiego, co dotąd było moim życiem.- Mówi pan, że jak się nazywa kapitan? - spytała Isabella.- Charon.- Bardzo zabawne!Objąłem ją po raz ostatni i spojrzałem jej w oczy.Zdążyliśmyustalić, że nie będzie pożegnań ani wielkich słów, ani solennychobietnic.Kiedy dzwony Santa Maria del Mar wybiły północ, wszedłem na pokład.KapitanOlmo przywitał się ze mną i zaproponował, żeodprowadzi mnie do mojej kajuty.Powiedziałem, że zostanę jeszczechwilę na pokładzie.Załoga podniosła kotwicę i statek pomału zacząłodbijać od brzegu.Stanąłem na rufie, zapatrzony w powódz światełoddalającego się miasta.Isabella nie ruszała się z miejsca, zatopiwszyswoje spojrzenie w moich oczach, aż nabrzeże zniknęło w ciemnościach, a miraż Barcelonyrozpłynął się pośród czarnych fal [ Pobierz całość w formacie PDF ]