[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciał sięupewnić, że nie pozostawił tam jakiejś części swojego ciała.Więc jak, dotykałeś?Nie cierpiał tego tonu w głosie Jacoba; ten wszystkowiedzący, drwiący ton.Możemimo wszystko nie żałował, że jego brat nie żyje?No i?- Byłeś tam, chytrusie! Byłeś tam! Już wiesz, że dotykałem.Samuelu, pamiętasz co to jest krzesło elektryczne? Pamiętasz, jak ci o nimopowiadałem?- Więc czemu mi o tym nie przypomniałeś, jeśli tam byłeś?Jacob nie pofatygował się, żeby mu odpowiedzieć.Robił tak coraz częściej.Podobniebyło z jego ojcem, kiedy umarł.Zawsze rozmawiał z Samuelem, dzień i noc, wiercąc mudziurę w brzuchu na temat pracy na farmie, wyzywał go i kiedy Samuel spał, opowiadał mustraszne rzeczy o Jacobie.Rzeczy, których Samuel nie chciał słuchać.Jacob nie był taki, jak mówił tata.Nigdy nie był złym chłopcem.Mama zmarła naraka.Wiedzieli, że umrze, więc była to tylko kwestia czasu.To dlatego krzyczała głośno wśrodku nocy i nie rozpoznała ich, kiedy weszli do pokoju.To był rak.Tak właśnie powiedziałmu Jacob, a Samuel wiedział, że brat nigdy nie kłamie.Tylko Jacob występował zawsze wjego obronie.Niezależnie od tego, kto zabawiał się jego kosztem.Tylko Jacob miał prawo go wyzywać.Jeśli ktoś inny tego próbował, dochodziło doistnych jatek.A te pigułki, które dawał mamie? To były lekarstwa.Tata całkiem zle to zrozumiał.Powiedział, że Jacob chciał, żeby mama umarła.Powiedział, że Jacob miał dość głośnychkrzyków; zmęczył się tym, że musiał jej usługiwać, jakby była małym dzieckiem.Jak tatamógł coś takiego mówić o Jacobie? On był dobrym bratem.Najlepszym bratem na świecie.Ale tata widział to inaczej.Nie lubił swoich dzieci.Samuel aż podskoczył w fotelu i rozejrzał się po kabinie ciężarówki.Przysiągłby, żeniemal czuje rozdzierający ból i zapach kurzego gówna.Nie myślał o tym od bardzo dawna.Dlaczego to wszystko powracało teraz z takąwyrazistością? Czuł się tak, jakby jechał ciężarówką z duchami.Krzyki.Znów podskoczył.Skąd one dobiegały? Boże! Były takie głośne.Skąd onedochodziły? Czy w ogóle były prawdziwe? Próbował skupić uwagę na wijącej się przed nimdrodze, ale cały czas widział wielką chmurę dymu, unoszącą się nad podwórkiem.Jezu, tobyło już tak dawno, a on wciąż widział wyraznie każdy szczegół.Słońce mocno świeciło.Było gorąco.Plecy i pośladki Samuela boleśnie swędziały.Nie mógł ruszyć ręką ani nogą, żeby nie zedrzeć jakiegoś strupa, a wciąż miał jakąś robotę.Wtraktorze trzeba było wymienić olej, a potem.cóż, siano samo nie ułoży się w stogi.Na ichfarmie każdy robił to, co do niego należało.Parę uderzeń rózgą to dla mężczyzny nie powód,żeby obijał się przy pracy.Z początku myślał, że słyszy kota, który dostał się gdzieś, gdzie nie powinien.Imdłużej słuchał, tym bardziej dochodził do wniosku, że żaden kot nie mógłby wydać z siebietakiego dzwięku.Czy to głos człowieka? Jacob!Samuel rzucił robotę i wypadł ze stodoły.Podwórko było puste.Krzyki stawały sięcoraz głośniejsze.Z prawej strony, blisko miejsca, gdzie znajdował się kurnik, zobaczyłwznoszący się w powietrze ogromny słup dymu.Czarny, tłusty dym, jak ze starych parowychlokomotyw, które widział w telewizji.- Jacob! - zawołał i ruszył w kierunku dymu i krzyków.Biegł tak szybko, jak jeszczenigdy w życiu, nie zwracając uwagi na zerwane strupy i purpurowe siniaki.Będzie jeszczemnóstwo czasu, żeby się o nie martwić.W tej chwili Jacob potrzebował jego pomocy.Im bardziej się zbliżał, tym bardziej krzyki cichły, aż w końcu słyszał już tylkorozpaczliwe piski kurczaków.Już widział, co się tam dzieje.To były odgłosy pieczonychżywcem ptaków.- Jacob!Gęsty dym czepiał się ziemi i kłębił po trawie, zanim wzbił się w niebo.Ciężki,kwaśny odór sprawił, że zrobiło mu się niedobrze.Podbiegł bliżej i stanął w pół kroku.Zewsząd strzelały pomarańczowe płomienie; ogień strawił doszczętnie cały budynek.Przerażony Samuel patrzył, jak kilku kurczakom udało się uciec.Z płonącym pierzemwyskakiwały przez malutkie okienka i, potykając się, zataczały na ziemi kółka.Wydawały zsiebie takie odgłosy, że nigdy by ich o to nie podejrzewał.- Jacob!- Zamknij się, Samuelu.Jestem tutaj.Samuel odwrócił się i zobaczył, że jego wielki brat siedzi na rzezniczym pieńku ztakim wyrazem twarzy, jakiego nie widział u niego nigdy wcześniej ani pózniej.Czoło Jacobażłobiły głębokie bruzdy zmarszczek.Mięśnie szczęk pracowały tak, jakby coś przeżuwał.Podnogami leżał na boku dwudziestolitrowy kanister na paliwo.- Co się stało?! - zapytał Samuel.Na rękach brata zobaczył pęcherze.- Jacob, jesteśpoparzony!- Gówno prawda, Sherlocku - zaprzeczył Jacob.Również na twarzy miał małepęcherze w miejscu, gdzie były wypalone baczki, które próbował zapuścić.- Słyszałem krzyki.- To tata - oznajmił Jacob tak obojętnie, jakby Samuel zapytał, kto dzwonił.- Miałmały wypadek.Samuel szybko zwrócił głowę w kierunku kurnika, który teraz przypominał piechutniczy.- Czy wszystko będzie z nim dobrze? - zapytał z przestrachem.Jacob roześmiał się, chociaż wyglądał tak, jakby miał się rozpłakać.- Nie, kurwa, nie będzie dobrze.On nie żyje.Jacob wstał i popchnął brata w kierunku domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Chciał sięupewnić, że nie pozostawił tam jakiejś części swojego ciała.Więc jak, dotykałeś?Nie cierpiał tego tonu w głosie Jacoba; ten wszystkowiedzący, drwiący ton.Możemimo wszystko nie żałował, że jego brat nie żyje?No i?- Byłeś tam, chytrusie! Byłeś tam! Już wiesz, że dotykałem.Samuelu, pamiętasz co to jest krzesło elektryczne? Pamiętasz, jak ci o nimopowiadałem?- Więc czemu mi o tym nie przypomniałeś, jeśli tam byłeś?Jacob nie pofatygował się, żeby mu odpowiedzieć.Robił tak coraz częściej.Podobniebyło z jego ojcem, kiedy umarł.Zawsze rozmawiał z Samuelem, dzień i noc, wiercąc mudziurę w brzuchu na temat pracy na farmie, wyzywał go i kiedy Samuel spał, opowiadał mustraszne rzeczy o Jacobie.Rzeczy, których Samuel nie chciał słuchać.Jacob nie był taki, jak mówił tata.Nigdy nie był złym chłopcem.Mama zmarła naraka.Wiedzieli, że umrze, więc była to tylko kwestia czasu.To dlatego krzyczała głośno wśrodku nocy i nie rozpoznała ich, kiedy weszli do pokoju.To był rak.Tak właśnie powiedziałmu Jacob, a Samuel wiedział, że brat nigdy nie kłamie.Tylko Jacob występował zawsze wjego obronie.Niezależnie od tego, kto zabawiał się jego kosztem.Tylko Jacob miał prawo go wyzywać.Jeśli ktoś inny tego próbował, dochodziło doistnych jatek.A te pigułki, które dawał mamie? To były lekarstwa.Tata całkiem zle to zrozumiał.Powiedział, że Jacob chciał, żeby mama umarła.Powiedział, że Jacob miał dość głośnychkrzyków; zmęczył się tym, że musiał jej usługiwać, jakby była małym dzieckiem.Jak tatamógł coś takiego mówić o Jacobie? On był dobrym bratem.Najlepszym bratem na świecie.Ale tata widział to inaczej.Nie lubił swoich dzieci.Samuel aż podskoczył w fotelu i rozejrzał się po kabinie ciężarówki.Przysiągłby, żeniemal czuje rozdzierający ból i zapach kurzego gówna.Nie myślał o tym od bardzo dawna.Dlaczego to wszystko powracało teraz z takąwyrazistością? Czuł się tak, jakby jechał ciężarówką z duchami.Krzyki.Znów podskoczył.Skąd one dobiegały? Boże! Były takie głośne.Skąd onedochodziły? Czy w ogóle były prawdziwe? Próbował skupić uwagę na wijącej się przed nimdrodze, ale cały czas widział wielką chmurę dymu, unoszącą się nad podwórkiem.Jezu, tobyło już tak dawno, a on wciąż widział wyraznie każdy szczegół.Słońce mocno świeciło.Było gorąco.Plecy i pośladki Samuela boleśnie swędziały.Nie mógł ruszyć ręką ani nogą, żeby nie zedrzeć jakiegoś strupa, a wciąż miał jakąś robotę.Wtraktorze trzeba było wymienić olej, a potem.cóż, siano samo nie ułoży się w stogi.Na ichfarmie każdy robił to, co do niego należało.Parę uderzeń rózgą to dla mężczyzny nie powód,żeby obijał się przy pracy.Z początku myślał, że słyszy kota, który dostał się gdzieś, gdzie nie powinien.Imdłużej słuchał, tym bardziej dochodził do wniosku, że żaden kot nie mógłby wydać z siebietakiego dzwięku.Czy to głos człowieka? Jacob!Samuel rzucił robotę i wypadł ze stodoły.Podwórko było puste.Krzyki stawały sięcoraz głośniejsze.Z prawej strony, blisko miejsca, gdzie znajdował się kurnik, zobaczyłwznoszący się w powietrze ogromny słup dymu.Czarny, tłusty dym, jak ze starych parowychlokomotyw, które widział w telewizji.- Jacob! - zawołał i ruszył w kierunku dymu i krzyków.Biegł tak szybko, jak jeszczenigdy w życiu, nie zwracając uwagi na zerwane strupy i purpurowe siniaki.Będzie jeszczemnóstwo czasu, żeby się o nie martwić.W tej chwili Jacob potrzebował jego pomocy.Im bardziej się zbliżał, tym bardziej krzyki cichły, aż w końcu słyszał już tylkorozpaczliwe piski kurczaków.Już widział, co się tam dzieje.To były odgłosy pieczonychżywcem ptaków.- Jacob!Gęsty dym czepiał się ziemi i kłębił po trawie, zanim wzbił się w niebo.Ciężki,kwaśny odór sprawił, że zrobiło mu się niedobrze.Podbiegł bliżej i stanął w pół kroku.Zewsząd strzelały pomarańczowe płomienie; ogień strawił doszczętnie cały budynek.Przerażony Samuel patrzył, jak kilku kurczakom udało się uciec.Z płonącym pierzemwyskakiwały przez malutkie okienka i, potykając się, zataczały na ziemi kółka.Wydawały zsiebie takie odgłosy, że nigdy by ich o to nie podejrzewał.- Jacob!- Zamknij się, Samuelu.Jestem tutaj.Samuel odwrócił się i zobaczył, że jego wielki brat siedzi na rzezniczym pieńku ztakim wyrazem twarzy, jakiego nie widział u niego nigdy wcześniej ani pózniej.Czoło Jacobażłobiły głębokie bruzdy zmarszczek.Mięśnie szczęk pracowały tak, jakby coś przeżuwał.Podnogami leżał na boku dwudziestolitrowy kanister na paliwo.- Co się stało?! - zapytał Samuel.Na rękach brata zobaczył pęcherze.- Jacob, jesteśpoparzony!- Gówno prawda, Sherlocku - zaprzeczył Jacob.Również na twarzy miał małepęcherze w miejscu, gdzie były wypalone baczki, które próbował zapuścić.- Słyszałem krzyki.- To tata - oznajmił Jacob tak obojętnie, jakby Samuel zapytał, kto dzwonił.- Miałmały wypadek.Samuel szybko zwrócił głowę w kierunku kurnika, który teraz przypominał piechutniczy.- Czy wszystko będzie z nim dobrze? - zapytał z przestrachem.Jacob roześmiał się, chociaż wyglądał tak, jakby miał się rozpłakać.- Nie, kurwa, nie będzie dobrze.On nie żyje.Jacob wstał i popchnął brata w kierunku domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]