[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wkrótce się dowiemy.Odsunąwszy się ostrożnie od występu, Den odsunął na bokkawałki sklejki, jakie przysłaniały okno.To właśnie tędy on i Paul weszlitu dwukrotnie podczas ostatnich dwóch wizyt w budynku, a wyglądwnętrza sugerował, że był on faworytem okolicznych bywalców.- Pójdę przodem powiedział, głównie dlatego, że znał tomiejsce i chciał, aby Riley szła w szeregu między myśliwymi.Jeśli coś pójdzie nie tak, łowca będzie musiał zaufać, że ocalą jejżycie.Gdyby ten dupek, Amundson, był tu teraz, córka Paula siedziałabywłaśnie w furgonetce.Beck przeszedł przez dziurę, wkraczając do ciemnegopomieszczenia.Z doświadczenia wiedział, że znajdowała się tu masaśmieci, które tworzyły chyba z milion potencjalnych kryjówek, nawet dlatak dużego demona jak Trójka.Przypomniawszy sobie o funkcji czapki zdaszkiem, włączył światło.Rzuciło ono naprzód podłużną łunę niczymlatarka na kasku górnika.- Nieeeezle rzekł do siebie chłopak.- Muszę sobie taką wytrzasnąć.Obróciwszy się na lewo, a potem na prawo, Denver z rozkosząodkrył, że czapka świetnie spisuje się w oświetlaniu okolicy.Nie dawałatak jasnego blasku jak latarka, ale nie angażowała rąk, co było cenne, jeślichciało się skorzystać ze stalowej rury.Mężczyzna zaczekał, aż pozostali wgramolą się przez okno.- Wow, co za zapach skomentowała Riley, machając sobieręką przed nosem. Czyżby każdy z Atlanty wykorzystywał to miejscejako toaletę?Beck poruszał się naprzód bardzo ostrożnie, uważając, gdziestawia stopy.Wokoło walało się potłuczone szkło.- Uważaj, którędy idziesz, dziewczyno ostrzegł ją.Brudne promienie słońca sączyły się przez szczeliny w zabitychdeskami oknach, ledwo co dając taką poświatę jak lampki na czapkachdrużyny, których rozbłyski tańczyły wokoło niczym podekscytowaneświetliki.Riley pisnęła cicho, kiedy coś zanurkowało ku niej zezdezelowanego sufitu, przefruwając na prawo od jej głowy i zmierzając kunajbliższej plamie słońca.Był to ptak.Kolejny dołączył do niego chwilępózniej.Tym razem dziewczyna wykonała unik.- Przepraszam powiedziała.Beck nie musiał wcale odwracaćsię za siebie, aby wiedzieć, iż jej buzia będzie teraz czerwona odskrępowania. Po co gromadzić tu te wszystkie graty?- Trójka wpadła w szał we wnętrzu budynku.Zabiła kilkumiejscowych.Właściciele nie mogli znalezć nikogo, kto by tu posprzątał, azatem wyprowadzili się.- Rozumiem dlaczego.Mniej więcej czterdzieści stóp dalej Den znalazł brudne posłanie,które służyło komuś za piekielne legowisko.- Dom, słodki dom wymamrotał pod nosem.Niedaleko od prowizorycznego leża znajdował się rozklekotanystół utworzony ze zniszczonych pudeł, a tuż obok niego plastikowekrzesełko ogrodowe.Nigdy nie przestało pasjonować Becka, jak ludziepróbowali radzić sobie z tym, co mają.Widział już takie rzeczy, kiedy byłza Oceanem.Kobieta mogła zamieszkiwać brudną chatę, a i tak zamiatałają, dbając o czystość.Wygląd miejsca sugerował, że lokator nie zatrzymałsię tutaj tylko na moment.Riley podniosła leżącą na stoliku gazetę.- Styczeń.Tego roku powiedziała. Plus dodatki.Zwiatło na daszku łowcy padło na coś interesująco białego.Chłopak podszedł bliżej.Tylko nie teraz.- Młody mężczyzna wyłączył latarkę na czapce, po czym zwróciłsię w stronę pozostałych.- Mamy tu ciało. Następnie skoncentrował uwagę na osobieRiley. To niezbyt atrakcyjny widok.Jesteś pewna, że chcesz tozobaczyć?Jej zmarszczone brwi świadczyły o tym, że dziewczyna zmaga się zodpowiedzią.- Jeśli chcesz się wycofać, nie będziemy zle o tobie myśleć powiedział po cichu kapitan.Podobne stwierdzenie sprawiło, że zapunktował u Denvera.- Zgadzam się.Aowczyni głośno przełknęła ślinę.- To właśnie codzienność łowców odpowiedziała. Poradzęsobie.- To naprawdę córka Paula.Aowca skierował kroki ku zwłokom, włączając światło i klękając wpobliżu stosiku uformowanego z kości.Na części z nich znajdowała sięzaschnięta krew, ale przeważnie były starannie oczyszczone.Czaszkależała około cztery stopy na lewo, a puste oczodoły gapiły się w próżnię.Kapitan uklęknął obok kupki kości, po czym przemieścił jedną znich koniuszkiem swego służbowego rewolweru.- Zlady po zębach.Bardzo duże.Należą zapewne do Trójki.Myśliwy wstał z posadzki, przekładając broń do lewej ręki i odsuwając sięna bok.- Zadzwonię do ratusza.Niech wyślą tu kogoś, kto się tymzajmie.- Czy istnieje jakiś sposób na to, aby policja ustaliła, czyje tozwłoki? zapytała słabym głosikiem Riley. By móc powiadomić rodzinętej osoby?- Odzież zniknęła dawno temu, a zatem nie można ustalićtożsamości.Będzie dla nich Johnem Bezimiennym odparł Beck.Takwyglądała brutalna prawda.- Policja nie będzie zawracać sobie głowyczymś takim.Za dużo żyjących ludzi stwarza kłopoty, aby martwić siętrupami.Blackthorne nabrała drżący oddech.- To takie.smutne.- Tak to już jest, dziewczyno.Popełniasz błąd, a pózniejumierasz.Jeśli masz szczęście, ktoś będzie opłakiwał cię na twoim grobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Wkrótce się dowiemy.Odsunąwszy się ostrożnie od występu, Den odsunął na bokkawałki sklejki, jakie przysłaniały okno.To właśnie tędy on i Paul weszlitu dwukrotnie podczas ostatnich dwóch wizyt w budynku, a wyglądwnętrza sugerował, że był on faworytem okolicznych bywalców.- Pójdę przodem powiedział, głównie dlatego, że znał tomiejsce i chciał, aby Riley szła w szeregu między myśliwymi.Jeśli coś pójdzie nie tak, łowca będzie musiał zaufać, że ocalą jejżycie.Gdyby ten dupek, Amundson, był tu teraz, córka Paula siedziałabywłaśnie w furgonetce.Beck przeszedł przez dziurę, wkraczając do ciemnegopomieszczenia.Z doświadczenia wiedział, że znajdowała się tu masaśmieci, które tworzyły chyba z milion potencjalnych kryjówek, nawet dlatak dużego demona jak Trójka.Przypomniawszy sobie o funkcji czapki zdaszkiem, włączył światło.Rzuciło ono naprzód podłużną łunę niczymlatarka na kasku górnika.- Nieeeezle rzekł do siebie chłopak.- Muszę sobie taką wytrzasnąć.Obróciwszy się na lewo, a potem na prawo, Denver z rozkosząodkrył, że czapka świetnie spisuje się w oświetlaniu okolicy.Nie dawałatak jasnego blasku jak latarka, ale nie angażowała rąk, co było cenne, jeślichciało się skorzystać ze stalowej rury.Mężczyzna zaczekał, aż pozostali wgramolą się przez okno.- Wow, co za zapach skomentowała Riley, machając sobieręką przed nosem. Czyżby każdy z Atlanty wykorzystywał to miejscejako toaletę?Beck poruszał się naprzód bardzo ostrożnie, uważając, gdziestawia stopy.Wokoło walało się potłuczone szkło.- Uważaj, którędy idziesz, dziewczyno ostrzegł ją.Brudne promienie słońca sączyły się przez szczeliny w zabitychdeskami oknach, ledwo co dając taką poświatę jak lampki na czapkachdrużyny, których rozbłyski tańczyły wokoło niczym podekscytowaneświetliki.Riley pisnęła cicho, kiedy coś zanurkowało ku niej zezdezelowanego sufitu, przefruwając na prawo od jej głowy i zmierzając kunajbliższej plamie słońca.Był to ptak.Kolejny dołączył do niego chwilępózniej.Tym razem dziewczyna wykonała unik.- Przepraszam powiedziała.Beck nie musiał wcale odwracaćsię za siebie, aby wiedzieć, iż jej buzia będzie teraz czerwona odskrępowania. Po co gromadzić tu te wszystkie graty?- Trójka wpadła w szał we wnętrzu budynku.Zabiła kilkumiejscowych.Właściciele nie mogli znalezć nikogo, kto by tu posprzątał, azatem wyprowadzili się.- Rozumiem dlaczego.Mniej więcej czterdzieści stóp dalej Den znalazł brudne posłanie,które służyło komuś za piekielne legowisko.- Dom, słodki dom wymamrotał pod nosem.Niedaleko od prowizorycznego leża znajdował się rozklekotanystół utworzony ze zniszczonych pudeł, a tuż obok niego plastikowekrzesełko ogrodowe.Nigdy nie przestało pasjonować Becka, jak ludziepróbowali radzić sobie z tym, co mają.Widział już takie rzeczy, kiedy byłza Oceanem.Kobieta mogła zamieszkiwać brudną chatę, a i tak zamiatałają, dbając o czystość.Wygląd miejsca sugerował, że lokator nie zatrzymałsię tutaj tylko na moment.Riley podniosła leżącą na stoliku gazetę.- Styczeń.Tego roku powiedziała. Plus dodatki.Zwiatło na daszku łowcy padło na coś interesująco białego.Chłopak podszedł bliżej.Tylko nie teraz.- Młody mężczyzna wyłączył latarkę na czapce, po czym zwróciłsię w stronę pozostałych.- Mamy tu ciało. Następnie skoncentrował uwagę na osobieRiley. To niezbyt atrakcyjny widok.Jesteś pewna, że chcesz tozobaczyć?Jej zmarszczone brwi świadczyły o tym, że dziewczyna zmaga się zodpowiedzią.- Jeśli chcesz się wycofać, nie będziemy zle o tobie myśleć powiedział po cichu kapitan.Podobne stwierdzenie sprawiło, że zapunktował u Denvera.- Zgadzam się.Aowczyni głośno przełknęła ślinę.- To właśnie codzienność łowców odpowiedziała. Poradzęsobie.- To naprawdę córka Paula.Aowca skierował kroki ku zwłokom, włączając światło i klękając wpobliżu stosiku uformowanego z kości.Na części z nich znajdowała sięzaschnięta krew, ale przeważnie były starannie oczyszczone.Czaszkależała około cztery stopy na lewo, a puste oczodoły gapiły się w próżnię.Kapitan uklęknął obok kupki kości, po czym przemieścił jedną znich koniuszkiem swego służbowego rewolweru.- Zlady po zębach.Bardzo duże.Należą zapewne do Trójki.Myśliwy wstał z posadzki, przekładając broń do lewej ręki i odsuwając sięna bok.- Zadzwonię do ratusza.Niech wyślą tu kogoś, kto się tymzajmie.- Czy istnieje jakiś sposób na to, aby policja ustaliła, czyje tozwłoki? zapytała słabym głosikiem Riley. By móc powiadomić rodzinętej osoby?- Odzież zniknęła dawno temu, a zatem nie można ustalićtożsamości.Będzie dla nich Johnem Bezimiennym odparł Beck.Takwyglądała brutalna prawda.- Policja nie będzie zawracać sobie głowyczymś takim.Za dużo żyjących ludzi stwarza kłopoty, aby martwić siętrupami.Blackthorne nabrała drżący oddech.- To takie.smutne.- Tak to już jest, dziewczyno.Popełniasz błąd, a pózniejumierasz.Jeśli masz szczęście, ktoś będzie opłakiwał cię na twoim grobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]