[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Więc zacho-wuj się jak prawnik.Gdyby tylko znał prawdę.* * *Rashford czeka w długim wąskim pomieszczeniu, które służy dowidzeń adwokatów z aresztantami, jeśli akurat nie jest wykorzystywanedo innych celów.W pomieszczeniu nie ma klimatyzacji i jest gorąco jakw saunie.Po paru minutach drzwi się otwierają i wpuszczają do środkaNathana Coleya.Obrzuca Rashforda dzikim spojrzeniem, potem prze-nosi wzrok na strażnika, a ten bez słowa wychodzi i zamyka za sobądrzwi.Nathan wolno siada na metalowym taborecie i gapi się na Rash-forda, a ten wciska mu do ręki wizytówkę i mówi: Rashford Watley, adwokat.Pański przyjaciel Reed Baldwin wyna-jął mnie, abym się zajął pańską sprawą.Nathan patrzy na wizytówkę i przysuwa taboret parę centymetrówbliżej.Lewe oko ma tak podbite, że prawie na nie nie widzi, lewa stronaszczęki jest opuchnięta.W kącikach ust ma zakrzepłą krew. Gdzie jest Reed? burczy. Jest tu ze mną.Bardzo się o pana martwi i chce się z panem wi-dzieć.U pana wszystko w porządku, panie Coley? Ma pan mocnoopuchniętą szczękę.Nathan wpatruje się w wielką, okrągłą czarną twarz i próbuje rozu-mieć, co ten gość do niego mówi.Słowa brzmią po angielsku, ale są wy-powiadane z dziwnym akcentem.Chce poprawić rozmówcę i powie-dzieć, że nazywa się Cooley, nie Coley, ale może facet mówi Cooley ,tylko na Jamajce brzmi to jakoś inaczej. U pana wszystko w porządku, panie Coley? powtarza pytanieprawnik. W ostatnich dwóch godzinach dwa razy musiałem się bić i za każ-dym razem mi dowalili.Musi mnie pan stąd wydostać, panie& Zerkana wizytówkę, ale nie może się skupić na literach. Nazywam się Watley, mecenas Watley. Dobra, panie Watley.Zaszło jakieś wielkie nieporozumienie.Niewiem, co się stało i co poszło nie tak, ale nie jestem niczemu winien.Nieużywałem sfałszowanego paszportu i na pewno nie próbowałem prze-mycać prochów i spluwy.Ktoś mi to wszystko podrzucił do torby, ka-puje pan? Mówię prawdę i mogę przysiąc na dziesięć Biblii.Nie uży-wam narkotyków, nie handluję nimi i tym bardziej ich nie przemycam.Chcę rozmawiać z Reedem. Ostatnie słowa wyrzuca z siebie przez za-ciśnięte zęby i rozciera sobie brodę. Ma pan złamaną szczękę? pyta adwokat. Nie znam się, nie jestem lekarzem. Spróbuję załatwić panu lekarza.I postaram się, żeby przenieślipana do innej celi. Wszędzie jest tak samo.Gorąco, tłoczno i brudno.Musi pan cośzrobić, panie Watley, i to szybko.Długo tu nie wytrzymam. Zdaje się, że siedział pan już w więzieniu. Spędziłem parę lat w federalnym pudle, ale tego nie da się porów-nać.Wtedy mi się zdawało, że jest tam zle, ale tu jest prawdziwe piekło.W mojej celi jest jeszcze piętnastu, wszyscy poza mną czarni.Mamy tyl-ko dwie prycze i dziurę w rogu zamiast kibla.Nie ma klimatyzacji i niema jedzenia.Proszę, panie Watley, niech pan coś zrobi. Ciążą na panu bardzo poważne zarzuty, panie Coley.Jeśli zostanąuznane przez sąd, grozi panu dwadzieścia lat odsiadki.Nathan opuszcza głowę i głęboko wzdycha. Ja nawet tygodnia tu nie wytrzymam. Jestem pewny, że uda mi się uzyskać łagodniejszy wymiar kary,ale na pewno czeka pana wieloletnie więzienie.I to nie w miejskim areszcie jak ten.Wyślą pana do któregoś z na-szych prowincjonalnych więzień, gdzie warunki nie zawsze są tak przy-jemne. Więc niech pan coś wymyśli.Musi pan wyjaśnić sędziemu czykomu tam, że to jedna wielka pomyłka.Nie mam z tym nic wspólnego,rozumie pan? Musi pan ich o tym przekonać. Spróbuję, panie Coley.Ale procedury karne muszą biec swoim to-rem, a niestety na Jamajce wszystko odbywa się dużo wolniej.Sąd wy-znaczy termin pierwszej rozprawy za kilka dni, potem zostaną panu po-stawione formalne zarzuty. A co z kaucją? Mogę wpłacić kaucję i się stąd wydostać? Rozmawiamy o tym z poręczycielem, ale nie jestem zbytnim opty-mistą.Sąd uzna, że to za duże ryzyko ucieczki.Jaką kwotą może pandysponować?Nathan prycha i kręci głową. Nie wiem.Miałem przy sobie tysiąc dolców, ale nie mam pojęcia,gdzie są teraz, bo na pewno nie w moim portfelu.W kieszeni miałemjeszcze pięć stów i te też gdzieś zniknęły.Obrobili mnie na czysto.W domu mam niewielki majątek, ale żadnej gotówki.Nie jestem bogaty,panie Watley.Jestem trzydziestoletnim byłym więzniem, który jeszczepół roku temu siedział w więzieniu.Moja rodzina też nic nie ma. No cóż, sąd wezmie pod uwagę ilość przemycanej kokainy i lata-nie prywatnym odrzutowcem i zapewne będzie innego zdania. Kokaina nie była moja.Nigdy wcześniej jej nie widziałem ani nietknąłem.Ktoś mi ją podrzucił, rozumie pan? Tak jak tę spluwę. Ja panu wierzę, panie Coley, obawiam się jednak, że sąd podejdziedo pana sprawy bardziej sceptycznie.Sędziowie wciąż słyszą takie opo-wieści.Nathan rozchylił nieco wargi i zaczął wydłubywać drobiny zakrze-płej krwi z kącików ust.Nie ulegało wątpliwości, że jest mocno pobityi jeszcze bardziej zgnębiony. Niech pan tu zostanie powiedział Rashford, wstając. Jest zemną Reed.Jeśli ktoś o niego spyta, proszę odpowiedzieć, że jest jednymz pańskich prawników.* * *Obita twarz Nathana rozjaśnia się nieco na mój widok.Siadam na ta-borecie niecały metr od niego.On ma ochotę się rozwrzeszczeć, ale wie,że ktoś słucha. Co tu się, u diabła, dzieje, Reed? Mów!Udaję wystraszonego człowieka, który nie jest pewien jutra. Nie wiem, Nathan odzywam się niepewnym tonem. Mnie niearesztowali, ale też nie wolno mi opuścić wyspy.Od razu rano zwróci-łem się o pomoc do Rashforda Watleya i razem próbujemy to wszystkorozwikłać.Pamiętam tylko, że obaj niezle się upiliśmy.Jak idioci.Tylewiem.Ty się położyłeś na kanapie i odjechałeś, ja też ledwo żyłem.Pa-miętam, że w pewnej chwili pilot zawołał mnie do kokpitu i poinformo-wał, że rejon Miami jest zamknięty dla ruchu z powodu pogody.Dostaliostrzeżenia o huraganie czy burzy tropikalnej, naprawdę groznie tobrzmiało.Lotnisko w Miami zostało zamknięte, burza przesuwała się napółnoc, więc polecieliśmy na południe, w rejon Karaibów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Więc zacho-wuj się jak prawnik.Gdyby tylko znał prawdę.* * *Rashford czeka w długim wąskim pomieszczeniu, które służy dowidzeń adwokatów z aresztantami, jeśli akurat nie jest wykorzystywanedo innych celów.W pomieszczeniu nie ma klimatyzacji i jest gorąco jakw saunie.Po paru minutach drzwi się otwierają i wpuszczają do środkaNathana Coleya.Obrzuca Rashforda dzikim spojrzeniem, potem prze-nosi wzrok na strażnika, a ten bez słowa wychodzi i zamyka za sobądrzwi.Nathan wolno siada na metalowym taborecie i gapi się na Rash-forda, a ten wciska mu do ręki wizytówkę i mówi: Rashford Watley, adwokat.Pański przyjaciel Reed Baldwin wyna-jął mnie, abym się zajął pańską sprawą.Nathan patrzy na wizytówkę i przysuwa taboret parę centymetrówbliżej.Lewe oko ma tak podbite, że prawie na nie nie widzi, lewa stronaszczęki jest opuchnięta.W kącikach ust ma zakrzepłą krew. Gdzie jest Reed? burczy. Jest tu ze mną.Bardzo się o pana martwi i chce się z panem wi-dzieć.U pana wszystko w porządku, panie Coley? Ma pan mocnoopuchniętą szczękę.Nathan wpatruje się w wielką, okrągłą czarną twarz i próbuje rozu-mieć, co ten gość do niego mówi.Słowa brzmią po angielsku, ale są wy-powiadane z dziwnym akcentem.Chce poprawić rozmówcę i powie-dzieć, że nazywa się Cooley, nie Coley, ale może facet mówi Cooley ,tylko na Jamajce brzmi to jakoś inaczej. U pana wszystko w porządku, panie Coley? powtarza pytanieprawnik. W ostatnich dwóch godzinach dwa razy musiałem się bić i za każ-dym razem mi dowalili.Musi mnie pan stąd wydostać, panie& Zerkana wizytówkę, ale nie może się skupić na literach. Nazywam się Watley, mecenas Watley. Dobra, panie Watley.Zaszło jakieś wielkie nieporozumienie.Niewiem, co się stało i co poszło nie tak, ale nie jestem niczemu winien.Nieużywałem sfałszowanego paszportu i na pewno nie próbowałem prze-mycać prochów i spluwy.Ktoś mi to wszystko podrzucił do torby, ka-puje pan? Mówię prawdę i mogę przysiąc na dziesięć Biblii.Nie uży-wam narkotyków, nie handluję nimi i tym bardziej ich nie przemycam.Chcę rozmawiać z Reedem. Ostatnie słowa wyrzuca z siebie przez za-ciśnięte zęby i rozciera sobie brodę. Ma pan złamaną szczękę? pyta adwokat. Nie znam się, nie jestem lekarzem. Spróbuję załatwić panu lekarza.I postaram się, żeby przenieślipana do innej celi. Wszędzie jest tak samo.Gorąco, tłoczno i brudno.Musi pan cośzrobić, panie Watley, i to szybko.Długo tu nie wytrzymam. Zdaje się, że siedział pan już w więzieniu. Spędziłem parę lat w federalnym pudle, ale tego nie da się porów-nać.Wtedy mi się zdawało, że jest tam zle, ale tu jest prawdziwe piekło.W mojej celi jest jeszcze piętnastu, wszyscy poza mną czarni.Mamy tyl-ko dwie prycze i dziurę w rogu zamiast kibla.Nie ma klimatyzacji i niema jedzenia.Proszę, panie Watley, niech pan coś zrobi. Ciążą na panu bardzo poważne zarzuty, panie Coley.Jeśli zostanąuznane przez sąd, grozi panu dwadzieścia lat odsiadki.Nathan opuszcza głowę i głęboko wzdycha. Ja nawet tygodnia tu nie wytrzymam. Jestem pewny, że uda mi się uzyskać łagodniejszy wymiar kary,ale na pewno czeka pana wieloletnie więzienie.I to nie w miejskim areszcie jak ten.Wyślą pana do któregoś z na-szych prowincjonalnych więzień, gdzie warunki nie zawsze są tak przy-jemne. Więc niech pan coś wymyśli.Musi pan wyjaśnić sędziemu czykomu tam, że to jedna wielka pomyłka.Nie mam z tym nic wspólnego,rozumie pan? Musi pan ich o tym przekonać. Spróbuję, panie Coley.Ale procedury karne muszą biec swoim to-rem, a niestety na Jamajce wszystko odbywa się dużo wolniej.Sąd wy-znaczy termin pierwszej rozprawy za kilka dni, potem zostaną panu po-stawione formalne zarzuty. A co z kaucją? Mogę wpłacić kaucję i się stąd wydostać? Rozmawiamy o tym z poręczycielem, ale nie jestem zbytnim opty-mistą.Sąd uzna, że to za duże ryzyko ucieczki.Jaką kwotą może pandysponować?Nathan prycha i kręci głową. Nie wiem.Miałem przy sobie tysiąc dolców, ale nie mam pojęcia,gdzie są teraz, bo na pewno nie w moim portfelu.W kieszeni miałemjeszcze pięć stów i te też gdzieś zniknęły.Obrobili mnie na czysto.W domu mam niewielki majątek, ale żadnej gotówki.Nie jestem bogaty,panie Watley.Jestem trzydziestoletnim byłym więzniem, który jeszczepół roku temu siedział w więzieniu.Moja rodzina też nic nie ma. No cóż, sąd wezmie pod uwagę ilość przemycanej kokainy i lata-nie prywatnym odrzutowcem i zapewne będzie innego zdania. Kokaina nie była moja.Nigdy wcześniej jej nie widziałem ani nietknąłem.Ktoś mi ją podrzucił, rozumie pan? Tak jak tę spluwę. Ja panu wierzę, panie Coley, obawiam się jednak, że sąd podejdziedo pana sprawy bardziej sceptycznie.Sędziowie wciąż słyszą takie opo-wieści.Nathan rozchylił nieco wargi i zaczął wydłubywać drobiny zakrze-płej krwi z kącików ust.Nie ulegało wątpliwości, że jest mocno pobityi jeszcze bardziej zgnębiony. Niech pan tu zostanie powiedział Rashford, wstając. Jest zemną Reed.Jeśli ktoś o niego spyta, proszę odpowiedzieć, że jest jednymz pańskich prawników.* * *Obita twarz Nathana rozjaśnia się nieco na mój widok.Siadam na ta-borecie niecały metr od niego.On ma ochotę się rozwrzeszczeć, ale wie,że ktoś słucha. Co tu się, u diabła, dzieje, Reed? Mów!Udaję wystraszonego człowieka, który nie jest pewien jutra. Nie wiem, Nathan odzywam się niepewnym tonem. Mnie niearesztowali, ale też nie wolno mi opuścić wyspy.Od razu rano zwróci-łem się o pomoc do Rashforda Watleya i razem próbujemy to wszystkorozwikłać.Pamiętam tylko, że obaj niezle się upiliśmy.Jak idioci.Tylewiem.Ty się położyłeś na kanapie i odjechałeś, ja też ledwo żyłem.Pa-miętam, że w pewnej chwili pilot zawołał mnie do kokpitu i poinformo-wał, że rejon Miami jest zamknięty dla ruchu z powodu pogody.Dostaliostrzeżenia o huraganie czy burzy tropikalnej, naprawdę groznie tobrzmiało.Lotnisko w Miami zostało zamknięte, burza przesuwała się napółnoc, więc polecieliśmy na południe, w rejon Karaibów [ Pobierz całość w formacie PDF ]