[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam panie za porę.Zaistniał pewien problem z przesunięciem terminu spłaty.Pan Picknard niespokojnie się poruszył.- Tak, aa.jak panie wiedzą, podstawą udzielenia zgody na przesunięcie terminu było istnienierzekomego narzeczonego panny Ward, kapitana Frakenhama.- Rzekomego? - zapytała pani Ward, mrugając powiekami.- Co pan rozumie przez to: rzekomego"?Pan Picknard potarł swój du\y czerwony nos.Rosły i cię\ko zbudowany, o rudawych włosach iwielkich obwisłych wąsach, przypominał zle związany, wepchnięty w czarny surdut baleron.- Mówiąc rzekomy", chcę powiedzieć, \e pojawiły się pewne wątpliwości, czy kapitan Frakenhamnaprawdę istnieje.Twarz Gowera zapłonęła triumfem.- Ktoś winien jest tu oszustwa.Ktoś próbował wyprowadzić bank w pole, fałszując raporty.Ktoś.- Och, na litość boską, Gower - prychnął pan Silverstone.Wy\szy od obydwóch pozostałych panów iubrany ze spokojną dystynkcją, wydawał się du\o lepiej wychowany ni\ Gower czy Picknard.Harriet odniosła wra\enie, \e to on musi podejmować wszystkie decyzje w banku.Rzucił panu Picknardowi spod gęstych siwych brwi ostre spojrzenie, potem odwrócił się do dam,szczególną uwagą obdarzając panią Ward.- Mam nadzieję, \e wybaczą nam panie nasze najście tego wieczoru, ale pan Gower, jak się zdaje,odkrył pewne nieścisłości w tym, czego dowiedzieliśmy się o panu kapitanie Frakenhamie.Jestempewien, \e wszystko to zdołają panie wyjaśnić.Moim zdaniem powinniśmy byli raczej poczekać dojutra - tu rzucił ostre spojrzenie Gowerowi - ale poinformowano mnie, \e byłoby rzeczą nierozsądnąodkładać wizytę na następny dzień, jako \e pewne indywidua mogłyby w międzyczasie zniknąć.Harriet otarła wilgotne dłonie o spódnicę.Rozgrywka szła o wszystko.- Panie Silverstone, zapewniam pana, \e nikt nie próbował zdefraudować niczego z pana banku.Faktem jest, \e za niecały tydzień powinniśmy dysponować pieniędzmi na spłatę.Drzwi się otworzyły.Matka odetchnęła z ulgą.- Kapitan Frakenham!Chase się ukłonił.Tylko \e nie był to ju\ ten mę\czyzna, do którego Harriet przyzwyczaiła się przezostatnie kilka tygodni, ubrany w znoszone ubrania Stephena i szeroki kapelusz z opadającymrondem.Chase skompletował nale\ące do niego ubrania i stanął przed nimi w swojej własnej postaci:modnego, londyńskiego d\entelmena.I to nie pierwszego lepszego modnego d\entelmena, ale109takiego, który najwyrazniej wychowywał się otoczony niewypowiedzianym bogactwem iprzywilejami.Nie wiedzieć czemu na ten widok Harriet upadła na duchu.Chase, nieświadom, co czuje panna Ward, przygładził sobie rękaw i postąpił do przodu.Trudnobyłoby znalezć jakiś szczegół, by poprawić jeszcze jego wygląd: niebieski surdut le\ał na nim jakulał, gładko układał się na ramionach i zwę\ał do szczupłej talii.Be\owe spodnie opinały długiemuskularne nogi, czarne buty wyczyszczone były tak, \e lśniły jak szkło.Znie\nobiały krawatzawiązał w nieznany dotychczas Harriet sposób, ale, widząc dzieło, poznała rękę mistrza.- Tu pan jest, kapitanie! - wykrzyknęła matka, przerywając niezręczne milczenie i pospieszniepodchodząc do niego.St.John ujął jej dłoń i pochylił się nad nią.- Oczywiście.Raczyłem się właśnie w bibliotece kieliszkiem portwajnu, kiedy usłyszałem, \e mapani gości.- No właśnie.To jest pan Gower, którego, jak mi się zdaje, ju\ pan poznał.A to panowie Picknard iSilverstone.Z banku.Harriet zauwa\yła, \e pan Silverstone odrobinę bardziej się wyprostował, kiedy Chase lekko skinąłmu głową.- Panowie - przywitał się z nimi znudzonym tonem.Spojrzał znowu na panią Ward i olśniewająco sięuśmiechnął.-Mam nadzieję, \e nie przeszkadzam.Pani Ward roześmiała się nerwowo.- Oczywiście, \e nie! Zawsze z przyjemnością pana widzimy, kapitanie!- To prawda - potwierdziła Sophia, zerkając ukradkiem spod oka na bankierów.- I nie wydaje mi się,byśmy miały być jeszcze długo zajęte, skoro pan się pojawił.Pan Gower postąpił krok naprzód.Nie spuszczał oczu z Chase'a, szerokie usta wykrzywił muwyniosły uśmieszek.- Ja równie\ przywitałbym się z panem, ale nie jest pan tym, za kogo pan się podaje.Nie istnieje\aden kapitan Frakenham [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Przepraszam panie za porę.Zaistniał pewien problem z przesunięciem terminu spłaty.Pan Picknard niespokojnie się poruszył.- Tak, aa.jak panie wiedzą, podstawą udzielenia zgody na przesunięcie terminu było istnienierzekomego narzeczonego panny Ward, kapitana Frakenhama.- Rzekomego? - zapytała pani Ward, mrugając powiekami.- Co pan rozumie przez to: rzekomego"?Pan Picknard potarł swój du\y czerwony nos.Rosły i cię\ko zbudowany, o rudawych włosach iwielkich obwisłych wąsach, przypominał zle związany, wepchnięty w czarny surdut baleron.- Mówiąc rzekomy", chcę powiedzieć, \e pojawiły się pewne wątpliwości, czy kapitan Frakenhamnaprawdę istnieje.Twarz Gowera zapłonęła triumfem.- Ktoś winien jest tu oszustwa.Ktoś próbował wyprowadzić bank w pole, fałszując raporty.Ktoś.- Och, na litość boską, Gower - prychnął pan Silverstone.Wy\szy od obydwóch pozostałych panów iubrany ze spokojną dystynkcją, wydawał się du\o lepiej wychowany ni\ Gower czy Picknard.Harriet odniosła wra\enie, \e to on musi podejmować wszystkie decyzje w banku.Rzucił panu Picknardowi spod gęstych siwych brwi ostre spojrzenie, potem odwrócił się do dam,szczególną uwagą obdarzając panią Ward.- Mam nadzieję, \e wybaczą nam panie nasze najście tego wieczoru, ale pan Gower, jak się zdaje,odkrył pewne nieścisłości w tym, czego dowiedzieliśmy się o panu kapitanie Frakenhamie.Jestempewien, \e wszystko to zdołają panie wyjaśnić.Moim zdaniem powinniśmy byli raczej poczekać dojutra - tu rzucił ostre spojrzenie Gowerowi - ale poinformowano mnie, \e byłoby rzeczą nierozsądnąodkładać wizytę na następny dzień, jako \e pewne indywidua mogłyby w międzyczasie zniknąć.Harriet otarła wilgotne dłonie o spódnicę.Rozgrywka szła o wszystko.- Panie Silverstone, zapewniam pana, \e nikt nie próbował zdefraudować niczego z pana banku.Faktem jest, \e za niecały tydzień powinniśmy dysponować pieniędzmi na spłatę.Drzwi się otworzyły.Matka odetchnęła z ulgą.- Kapitan Frakenham!Chase się ukłonił.Tylko \e nie był to ju\ ten mę\czyzna, do którego Harriet przyzwyczaiła się przezostatnie kilka tygodni, ubrany w znoszone ubrania Stephena i szeroki kapelusz z opadającymrondem.Chase skompletował nale\ące do niego ubrania i stanął przed nimi w swojej własnej postaci:modnego, londyńskiego d\entelmena.I to nie pierwszego lepszego modnego d\entelmena, ale109takiego, który najwyrazniej wychowywał się otoczony niewypowiedzianym bogactwem iprzywilejami.Nie wiedzieć czemu na ten widok Harriet upadła na duchu.Chase, nieświadom, co czuje panna Ward, przygładził sobie rękaw i postąpił do przodu.Trudnobyłoby znalezć jakiś szczegół, by poprawić jeszcze jego wygląd: niebieski surdut le\ał na nim jakulał, gładko układał się na ramionach i zwę\ał do szczupłej talii.Be\owe spodnie opinały długiemuskularne nogi, czarne buty wyczyszczone były tak, \e lśniły jak szkło.Znie\nobiały krawatzawiązał w nieznany dotychczas Harriet sposób, ale, widząc dzieło, poznała rękę mistrza.- Tu pan jest, kapitanie! - wykrzyknęła matka, przerywając niezręczne milczenie i pospieszniepodchodząc do niego.St.John ujął jej dłoń i pochylił się nad nią.- Oczywiście.Raczyłem się właśnie w bibliotece kieliszkiem portwajnu, kiedy usłyszałem, \e mapani gości.- No właśnie.To jest pan Gower, którego, jak mi się zdaje, ju\ pan poznał.A to panowie Picknard iSilverstone.Z banku.Harriet zauwa\yła, \e pan Silverstone odrobinę bardziej się wyprostował, kiedy Chase lekko skinąłmu głową.- Panowie - przywitał się z nimi znudzonym tonem.Spojrzał znowu na panią Ward i olśniewająco sięuśmiechnął.-Mam nadzieję, \e nie przeszkadzam.Pani Ward roześmiała się nerwowo.- Oczywiście, \e nie! Zawsze z przyjemnością pana widzimy, kapitanie!- To prawda - potwierdziła Sophia, zerkając ukradkiem spod oka na bankierów.- I nie wydaje mi się,byśmy miały być jeszcze długo zajęte, skoro pan się pojawił.Pan Gower postąpił krok naprzód.Nie spuszczał oczu z Chase'a, szerokie usta wykrzywił muwyniosły uśmieszek.- Ja równie\ przywitałbym się z panem, ale nie jest pan tym, za kogo pan się podaje.Nie istnieje\aden kapitan Frakenham [ Pobierz całość w formacie PDF ]