[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy Sally już wtedy wiedziała? Gdy obchodzili święta BożegoNarodzenia, urodziny? Gdy urządzali przyjęcia na Halloween i szukaniewielkanocnych jajek? Rozumiał też, że odprężenie , jakie nastąpiłopomiędzy nimi po rozwodzie, było również kłamstwem, lecz kłamstwempotrzebnym, które miała chronić Ashley.Zawsze uważali ją za kruchą ibali się, że w niesprzyjających warunkach może coś utracić.Scott i Sallyutracili już wszystko, co mogli.- Ale Ashley jest bezpieczna - powiedział sobie raz jeszcze.Podszedł do szafki i wyjął butelkę szkockiej whisky.Nalał sobie po-rządnego drinka, upił łyk, zaczekał, aż gorzki bursztynowy trunek prze-płynie mu powoli przez gardło, a potem uniósł kieliszek w ironicznym,samotnym toaście.- Za nas.Za nas wszystkich.Cokolwiek, do diabła, miałoby to słowooznaczać.Michael O'Connell także myślał o miłości.Siedział w barze.Wlał du-ży kieliszek szkockiej do kufla piwa i otrzymał w ten sposób napój, którysłuży do przytępiania zmysłów.Czuł, że wewnątrz kipi z gniewu, zdawałsobie sprawę, że żaden narkotyk ani trunek nie osłabi narastającego wnim napięcia.Wiedział, że choćby wypił nie wiadomo ile, pozostanieobrzydliwie trzezwy.200Spojrzał na kufel, stojący na barze, przymknął oczy i pozwolił, bywściekłość rozlała się w każdym skrawku jego serca i wyobrazni.Nieznosił, gdy go wyprowadzano w pole lub przechytrzano, więc jego naj-pilniejszym celem stało się teraz ukaranie tych, którzy sobie pozwolili nacoś podobnego.Był zły na siebie za to, że uwierzył, iż niewielkie kłopoty,jakich przysporzył rodzinie Ashley, korzystając z Internetu, okażą sięwystarczające.Muszą otrzymać znacznie surowsze lekcje.Pozbawili goczegoś, co do niego należało.Im większy gniew z powodu zniewagi i upokorzenia, jakie go spotka-ły, trawił O Connella, tym wyrazistszy obraz Ashley wyrastał mu przedoczami.Wyobrażał sobie jej włosy opadające rudoblond pasmami naramiona, doskonałe, miękkie.Gdzieś wewnątrz siebie mógł malowaćkażdy szczegół jej twarzy, rozkładając światła i cienie jak artysta, odnaj-dywać na jej wargach uśmiech, a w oczach zaproszenie i zachętę.W my-ślach wędrował wzdłuż jej ciała, podziwiał każdą krągłość, zmysłowośćjej piersi, subtelny łuk bioder, nogi.Kiedy podniósł oczy i jego wzroknapotkał przyćmione światło baru, poczuł, że jest podniecony.Przesunąłsię na barowym stołku i pomyślał, że Ashley byłaby ideałem, gdyby nieto, że odpowiadała za policzek, który mu wymierzono.To uderzenie wserce.A kiedy trunek go rozluznił, wiedział już, jaka będzie jego odpo-wiedz.%7ładnych umizgów, żadnych łagodnych, delikatnych działań.Zra-ni ją tak samo jak ona jego.Tylko w ten sposób zmusi ją do zrozumienia,jak bardzo ją kocha.Znowu drgnął na swoim stołku.Był już w pełni pobudzony.Czytał kiedyś w jakiejś powieści, że wojownicy pewnych afrykańskichplemion rzucali się na swoich wrogów z tarczą w jednej ręce, włócznią wdrugiej i ze wzwodem pomiędzy nogami.Podobało mu się to.Nie starając się wcale ukryć wybrzuszenia w spodniach, MichaelO'Connell odepchnął od siebie pusty kufel i podniósł się gwałtownie.Miał przez moment nadzieję, że ktoś spojrzy na niego lub wypowie jakiśkomentarz.W tej chwili, jak plemienny wojownik, bardziej niż czego-kolwiek pragnął walki.Nikt nań nie spojrzał, nikt się nie odezwał.Trochę rozczarowanyprzeszedł w poprzek sali i wyszedł na ulicę.Zapadał wieczór, poczuł natwarzy zimny dotyk chłodu.Nie ostudziło to wcale jego wyobrazni.Rzu-cał się na Ashley, wchodził w nią, wykorzystywał każdy centymetr, każdąszczelinę, każde miejsce jej ciała dla swojej rozkoszy.Słyszał, jak reagu-je, lecz niewiele go obchodziło, czy były to jęki i krzyki rozkoszy, czyszloch wywołany bólem.Miłość i krzywda, myślał.Pieszczota i cios.Towszystko jest jednym i tym samym.201Pomimo chłodu rozpiął kurtkę i kołnierzyk koszuli, zimne powietrzeprzesuwało się po jego ciele, gdy szedł przed siebie z odchyloną głową,oddychając potężnymi haustami.Niska temperatura nie osłabiła jegopożądania.Miłość jest jak choroba, pomyślał.Ashley była wirusem,który niekontrolowany płynął w jego żyłach.Zrozumiał już, że ona nigdynie da mu spokoju.Nawet na jedną sekundę.Do końca jego życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Czy Sally już wtedy wiedziała? Gdy obchodzili święta BożegoNarodzenia, urodziny? Gdy urządzali przyjęcia na Halloween i szukaniewielkanocnych jajek? Rozumiał też, że odprężenie , jakie nastąpiłopomiędzy nimi po rozwodzie, było również kłamstwem, lecz kłamstwempotrzebnym, które miała chronić Ashley.Zawsze uważali ją za kruchą ibali się, że w niesprzyjających warunkach może coś utracić.Scott i Sallyutracili już wszystko, co mogli.- Ale Ashley jest bezpieczna - powiedział sobie raz jeszcze.Podszedł do szafki i wyjął butelkę szkockiej whisky.Nalał sobie po-rządnego drinka, upił łyk, zaczekał, aż gorzki bursztynowy trunek prze-płynie mu powoli przez gardło, a potem uniósł kieliszek w ironicznym,samotnym toaście.- Za nas.Za nas wszystkich.Cokolwiek, do diabła, miałoby to słowooznaczać.Michael O'Connell także myślał o miłości.Siedział w barze.Wlał du-ży kieliszek szkockiej do kufla piwa i otrzymał w ten sposób napój, którysłuży do przytępiania zmysłów.Czuł, że wewnątrz kipi z gniewu, zdawałsobie sprawę, że żaden narkotyk ani trunek nie osłabi narastającego wnim napięcia.Wiedział, że choćby wypił nie wiadomo ile, pozostanieobrzydliwie trzezwy.200Spojrzał na kufel, stojący na barze, przymknął oczy i pozwolił, bywściekłość rozlała się w każdym skrawku jego serca i wyobrazni.Nieznosił, gdy go wyprowadzano w pole lub przechytrzano, więc jego naj-pilniejszym celem stało się teraz ukaranie tych, którzy sobie pozwolili nacoś podobnego.Był zły na siebie za to, że uwierzył, iż niewielkie kłopoty,jakich przysporzył rodzinie Ashley, korzystając z Internetu, okażą sięwystarczające.Muszą otrzymać znacznie surowsze lekcje.Pozbawili goczegoś, co do niego należało.Im większy gniew z powodu zniewagi i upokorzenia, jakie go spotka-ły, trawił O Connella, tym wyrazistszy obraz Ashley wyrastał mu przedoczami.Wyobrażał sobie jej włosy opadające rudoblond pasmami naramiona, doskonałe, miękkie.Gdzieś wewnątrz siebie mógł malowaćkażdy szczegół jej twarzy, rozkładając światła i cienie jak artysta, odnaj-dywać na jej wargach uśmiech, a w oczach zaproszenie i zachętę.W my-ślach wędrował wzdłuż jej ciała, podziwiał każdą krągłość, zmysłowośćjej piersi, subtelny łuk bioder, nogi.Kiedy podniósł oczy i jego wzroknapotkał przyćmione światło baru, poczuł, że jest podniecony.Przesunąłsię na barowym stołku i pomyślał, że Ashley byłaby ideałem, gdyby nieto, że odpowiadała za policzek, który mu wymierzono.To uderzenie wserce.A kiedy trunek go rozluznił, wiedział już, jaka będzie jego odpo-wiedz.%7ładnych umizgów, żadnych łagodnych, delikatnych działań.Zra-ni ją tak samo jak ona jego.Tylko w ten sposób zmusi ją do zrozumienia,jak bardzo ją kocha.Znowu drgnął na swoim stołku.Był już w pełni pobudzony.Czytał kiedyś w jakiejś powieści, że wojownicy pewnych afrykańskichplemion rzucali się na swoich wrogów z tarczą w jednej ręce, włócznią wdrugiej i ze wzwodem pomiędzy nogami.Podobało mu się to.Nie starając się wcale ukryć wybrzuszenia w spodniach, MichaelO'Connell odepchnął od siebie pusty kufel i podniósł się gwałtownie.Miał przez moment nadzieję, że ktoś spojrzy na niego lub wypowie jakiśkomentarz.W tej chwili, jak plemienny wojownik, bardziej niż czego-kolwiek pragnął walki.Nikt nań nie spojrzał, nikt się nie odezwał.Trochę rozczarowanyprzeszedł w poprzek sali i wyszedł na ulicę.Zapadał wieczór, poczuł natwarzy zimny dotyk chłodu.Nie ostudziło to wcale jego wyobrazni.Rzu-cał się na Ashley, wchodził w nią, wykorzystywał każdy centymetr, każdąszczelinę, każde miejsce jej ciała dla swojej rozkoszy.Słyszał, jak reagu-je, lecz niewiele go obchodziło, czy były to jęki i krzyki rozkoszy, czyszloch wywołany bólem.Miłość i krzywda, myślał.Pieszczota i cios.Towszystko jest jednym i tym samym.201Pomimo chłodu rozpiął kurtkę i kołnierzyk koszuli, zimne powietrzeprzesuwało się po jego ciele, gdy szedł przed siebie z odchyloną głową,oddychając potężnymi haustami.Niska temperatura nie osłabiła jegopożądania.Miłość jest jak choroba, pomyślał.Ashley była wirusem,który niekontrolowany płynął w jego żyłach.Zrozumiał już, że ona nigdynie da mu spokoju.Nawet na jedną sekundę.Do końca jego życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]