[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wybrała numerbanku w Waterville w stanie Maine.Komputer jest jak krzywe zwierciadło, pomyślał Adrian.Po-kazuje może zniekształcony i zamazany, ale jednak prawdziwyobraz człowieka.Sztuka w tym, żeby znalezć do niego klucze.Dzięki informacjom od matki Wolfe'a udało mu się uzyskaćdostęp do części zabezpieczonych hasłem plików. Robótkiroseotworzyło wrota, za którymi skrywała się kolekcja zdjęć mło-dych, mniej i bardziej rozebranych kobiet w wyzywających po-zach.Najpierw pomyślał: pornografia dziecięca - ale zorientowałsię, że to nie do końca to.Zdjęcia były prowokacyjne, rozpalaływyobraznię.Oglądając je, czuł się nieswojo, ale zmusił się, żebyje uważnie przejrzeć do końca.Wtedy się zorientował, że tylkomiały nasuwać skojarzenie z dziećmi.Modelki były wygolone inieśmiałe, wybrane z uwagi na swoje drobne ciała i dziecięcetwarze.Jednak tylko wyglądały bardzo młodo.Adrian domyślałsię, że fotografowano je kilka dni albo tygodni po ich osiemna-stych urodzinach, by uniknąć oskarżenia o pornografię dziecięcą.Kolejne zdjęcia robiły się coraz ostrzejsze.Na niektórych z mo-delkami spółkowali nastoletni chłopcy, na innych mężczyzni wśrednim wieku, a nawet dużo starsi.Szczyt perwersji, stwierdził224w duchu.Pliki pod hasłem  Robótkirose bulwersowały - ale sądził, żeani nie uruchomiłyby alarmu w komputerach Interpolu, ani na-wet nie zwróciłyby uwagi lokalnej policji.Znalazł link do stronOsiemnastki i Już dorosłe.Nawet tam nie zajrzał.Część plików nie chciała się otworzyć.%7łałował, że nie zna sięna komputerach jak młodsi.Wypróbował różne kombinacje zimieniem  Sandy.Uznał, że jeśli przebiło się przez mgłę choro-by pani Wolfe, musiało być często używane w tym domu.I możepołączone z jakimś innym słowem zapewni dostęp do czegoś wtym komputerze.Ale wszystkie warianty zostały odrzucone.Przeszłość staje się terazniejszością i wpływa na przyszłość.Dla psychologów było to coś w rodzaju mantry.Rzeczy, zdarze-nia, ludzie zapadają w pamięć i wywierają wpływ na działaniapodejmowane w terazniejszości i marzenia o przyszłości.MarkWolfe nie różnił się od innych niczym poza tym, że skaza najego psychice była bardziej zjadliwa i obudziła uśpiony w nimpotencjał.Skąd się wzięła, pozostawało tajemnicą.Jak obecniedawała o sobie znać - to wynikało z obrazów na ekranie kompu-tera.Dokąd go zaprowadzi - nie wiadomo.Adrian wpisał hasło  ZabićSandy.Wyskoczyły kolejne zdję-cia.Wlepił wzrok w fotografię - pochylona młoda dziewczynabrała do ust członek starca.Na ten widok poczuł potrzebę, żeby umyć ręce i przynieść sobie szklankę wody z lodem.Zaczął odsuwać się od biurka.Pomyślał, żeby poszukać tomi-ku poezji; poczytać subtelne rymowane wiersze, coś czystego iszlachetnego.Może sonety Szekspira, zasugerował sobie w du-chu.Albo Byrona.Wersety, które mówią o miłości jedwabistymisłowami.Pooglądać obrazy, które rozniecają namiętność - niezdjęcia włochatych facetów wpychających nabrzmiałą męskośćjuż kobietom, choć jeszcze dzieciom.Poruszył się na miejscu, ale znieruchomiał, kiedy usłyszałszept syna:- Ale, tato, nie dość dobrze się przyjrzałeś.Jeszcze nie.Rozejrzał się szybko z rozłożonymi rękami, jakby chciał ob-jąć ducha syna i przycisnąć go do piersi, ale był sam.Choć225zdawało się, że głos Tommy'ego rozlega się tuż obok.- Co widzisz? - spytał syn.Mówił melodyjnym tonem dzie-więciolatka, nie jak dorosły.Adrian pamiętał, że uwielbiał sły-szeć, jak mały Tommy go woła.To było jak zaproszenie do po-dzielenia się tajemnicą, coś cennego jak klejnot.- Tommy, gdzie jesteś?- Tutaj.Obok ciebie.Jego głos jakby przebijał się przez gęstą mgłę.Adrian roz-paczliwie pragnął włożyć rękę w opary i dotknąć syna.Jeszczetylko ten jeden raz.To wszystko.Jeden raz.Jeden uścisk.- Tato! Skup się! Co widzisz?- Ohydną pornografię - odparł lekko skrępowany, że synogląda to samo co on.- Nie, to coś więcej.Dużo więcej.Musiał mieć zdziwioną minę, bo usłyszał westchnienie syna.Brzmiało jak podmuch wiatru przelatujący przez cichy dom.- No, tato, powiąż to, kim jesteś, z tym, co widzisz.Adrian nic z tego nie rozumiał.Był naukowcem.Badaczem.Przeprowadzał doświadczenia.Tego właśnie uczył przez długiedziesięciolecia.A tu, na ekranie, miał powyginane ciała.Nagość.Dosłowność.Miłość odartą z tajemnicy, ograniczoną do twardejrzeczywistości, niepozostawiającą nic wyobrazni.- Tommy, przykro mi, nie rozumiem.Teraz jest mi dużotrudniej.Nie kojarzę faktów.- Walcz z tym, tato.Bądz silniejszy.Wez więcej tych pigu-łek.Może pomogą.Zmuś się, żeby pamiętać.Głos Tommy'ego raz po raz się zmieniał.Tommy dziecko.Dorosły Tommy.Adrian miotał się między jednym i drugim.- Staram się.Chwila zawahania, jakby syn o czymś myślał.Adrian pragnąłgo zobaczyć i łzy przesłoniły mu oczy.To nie w porządku, po-myślał.Innych widzę, ale teraz jest tu Tommy i nawet się niepokaże.To trochę przypominało ten wielki dylemat znanywszystkim rodzicom: pewnego dnia patrzą na swoje dziecko iwidzą, że jest już dorosłe, żyje własnym życiem we własnymświecie, dziwnym i niezrozumiałym.Ludzie, których najbardziej226kochamy, stają się nam obcy, pomyślał. - Tato, kiedy czytasz wiersz.Adrian obrócił się na krześle,jakby liczył, że jeśli szybko rzuci okiem na pokój, choć przezmoment dostrzeże syna.- Co próbujesz zobaczyć w słowach?Westchnął.Głos Tommy'ego był przytłumiony i odległy, słu-chanie go sprawiało ból.Ciarki przebiegały Adrianowi po skó-rze.- Chciałem być przy tobie.Nie mogę znieść myśli, że umar-łeś gdzieś na drugim końcu świata i że nie było mnie z tobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl