[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Teraz już musimytu dotrwać do końca huraganu.Gdy Lovie wyszła, Cara zabrała jedną z lamp dołazienki i zabiła okno arluszem sklejki, a potem zaniosłado pokoju Toy zapas wody mineralnej, żywnościi lekarstw.Na koniec dołożyła jeszcze butlę z tlenem. Dlaczego przenosisz wszystko tutaj? zdziwiłasię Lovie, wchodząc do pokoju z Biblią w ręku. Jeśli wiatr jeszcze przybierze na sile, to będzienajbezpieczniejsze miejsce.Te okna pod ciśnieniemwypadną na zewnątrz, nie do środka, a wtedy możemyjeszcze schować się w szafie. Boże, zmiłuj się nad nami. Wszystko będzie dobrze wymamrotała Cara,odnajdując w sobie resztki odwagi. Połóż się nałóżku, mamo.Na razie tu zostaniemy.Masz ochotępoczytać coś konkretnego?360 Przyniosłam Biblię.Jeśli nie masz nic przeciwkotemu, to chciałabym, żebyś mi trochę poczytała. Oczywiście uśmiechnęła się Cara.Mijały godziny i choć huragan przesunął się napółnoc, dom wciąż kołysał się pod uderzeniami wiatru.Cara czytała na głos Biblię w świetle latarni sztormo-wej.Najpierw Księgę Eklezjasty, potem Salomona.W końcu Lovie uścisnęła jej dłoń. Odpocznij teraz i wyłącz radio, skarbie.Chciała-bym porozmawiać z tobą o czymś, co nie daje mispokoju.Młode żółwie żywią się planktonem, ślimakami i innymibezkręgowcami.Po osiągnięciu wieku dojrzałegoich potężne szczęki są w stanie zmiażdżyć skorupywiększych skorupiaków żyjących wśród raf koralowych.Czasami jadają również ryby.ROZDZIAA DWUDZIESTY TRZECI Pamiętasz, jak napisałam ci w liście, że trzeba tuuprzątnąć nagromadzone przez lata śmieci? zapytałaLovie.Cara zamknęła Biblię. Tak, pamiętam. Myślałaś pewnie, że mówię o tych wszystkichgratach, które zostały w domu w Charlestonie. Mamo, już o tym rozmawiałyśmy.Wiem, żechodziło ci o nas, o ciebie i o mnie. Tak.Ale nawet jeszcze nie zaczęłyśmy tej roz-mowy.Och, Caretta, zastanawiałam się nad tym przezcałe cztery miesiące.W końcu podjęłam decyzję.Chyba nie jest jeszcze za pózno.Może Bóg pozwoli mizrealizować to, co zaplanowałam.Ujęła obie ręce córki w swoje. Pytałaś mnie, dlaczego przez tyle lat znosiłamzachowanie ojca. Mamo, nie musisz.362 Muszę.Więc słuchaj i nie przerywaj, dopóki nieskończę.Mam ci dużo do powiedzenia. Zebrałamyśli i zaczęła: Najpierw musisz zrozumieć, cooznaczało bycie żoną dla kobiet z mojego pokolenia.To była zupełnie inna rola niż teraz.Inne postawy.Mężczyzna chodził do pracy, kobieta była odpowie-dzialna za dom i dzieci.Jeśli pracowała, oznaczało to,że jej mąż nie potrafi utrzymać rodziny.Moja matkawychowała mnie tak, jak sama została wychowana w przekonaniu, że słowo męża jest święte.Nauczonomnie trzymać się w cieniu i zaspokajać wszystkie jegopotrzeby, choćby miała przy tym ucierpieć moja god-ność osobista.Cara pochyliła się do przodu. Chcesz powiedzieć, że pozwalałaś się zle trak-tować, bo on był mężczyzną?Lovie potrząsnęła głową. Nie.Chcę ci nakreślić tło, żebyś mogła lepiejzrozumieć to, co powiem za chwilę. Przepraszam, już więcej nie będę ci przeszka-dzać.Mów dalej. Tego lata, o którym chcę ci opowiedzieć, miałamtrzydzieści dziewięć lat, prawie tyle, co ty teraz.Stratton był już znanym przedsiębiorcą.Spędzałamlato z wami na wyspie, a on zostawał w mieście albopodróżował, i wszyscy byli z tego zadowoleni.Dużowówczas podróżował za granicę, rozbudowywał fir-mę.Przypuszczam, że miał wiele kobiet na boku, alenauczyłam się przymykać na to oczy.W każdym razietu na wyspie nie było wtedy Towarzystwa Miłośniczek%7łółwi, nikt nie prowadził badań ani nie dbał o gniazda.Tylko ja.363Lovie puściła dłoń Cary, oparła głowę o poduszkii przymknęła oczy. Ja i pewien mężczyzna o nazwisku Russell Ben-nett. Russell? To ten z fotografii? Tak.Przyjechał na wyspę, by prowadzić badanianad żółwiami.Był przyrodnikiem.Zajmował się rów-nież prowadzeniem rodzinnych interesów, ale najbar-dziej kochał żółwie.Brett trochę mi go przypomina.Nie z wyglądu Russell był szczuplejszy i miał jasnewłosy ale z charakteru.Spokojny, ale bardzo inte-ligenttny i stanowczy.Miłośnik natury.Na początku połączyło nas zainteresowanie żół-wiami.Byłam jedyną osobą na wyspie, która sięnimi zajmowała.Czytałam na ich temat wszystko,co wpadło mi w ręce.Miejscowi o tym wiedzielii pewnego dnia Russell mnie odwiedził.Widziałam,że moja biblioteka poświęcona żółwiom wywarła nanim spore wrażenie.A ja po raz pierwszy w życiubyłam dumna z czegoś, czego dokonałam zupełniesama.Pracowaliśmy razem.Nauczył mnie wielu rzeczy.Ale nie o tym chciałam mówić.Nie chodzi o żółwie.Muszę być z tobą zupełnie szczera. Popatrzyław oczy córki i zawahała się. Czy znasz to uczucie,gdy spotykasz kogoś, patrzysz mu w oczy i wiesz bezżadnych wątpliwości, że ta osoba jest twoją bratniąduszą, twoją drugą połową? Tak było z nami.Pamię-tam wszystko, jakby wydarzyło się wczoraj.Byliśmyna plaży w upalny dzień.osłoniłam ręką oczy odsłońca, on popatrzył na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Teraz już musimytu dotrwać do końca huraganu.Gdy Lovie wyszła, Cara zabrała jedną z lamp dołazienki i zabiła okno arluszem sklejki, a potem zaniosłado pokoju Toy zapas wody mineralnej, żywnościi lekarstw.Na koniec dołożyła jeszcze butlę z tlenem. Dlaczego przenosisz wszystko tutaj? zdziwiłasię Lovie, wchodząc do pokoju z Biblią w ręku. Jeśli wiatr jeszcze przybierze na sile, to będzienajbezpieczniejsze miejsce.Te okna pod ciśnieniemwypadną na zewnątrz, nie do środka, a wtedy możemyjeszcze schować się w szafie. Boże, zmiłuj się nad nami. Wszystko będzie dobrze wymamrotała Cara,odnajdując w sobie resztki odwagi. Połóż się nałóżku, mamo.Na razie tu zostaniemy.Masz ochotępoczytać coś konkretnego?360 Przyniosłam Biblię.Jeśli nie masz nic przeciwkotemu, to chciałabym, żebyś mi trochę poczytała. Oczywiście uśmiechnęła się Cara.Mijały godziny i choć huragan przesunął się napółnoc, dom wciąż kołysał się pod uderzeniami wiatru.Cara czytała na głos Biblię w świetle latarni sztormo-wej.Najpierw Księgę Eklezjasty, potem Salomona.W końcu Lovie uścisnęła jej dłoń. Odpocznij teraz i wyłącz radio, skarbie.Chciała-bym porozmawiać z tobą o czymś, co nie daje mispokoju.Młode żółwie żywią się planktonem, ślimakami i innymibezkręgowcami.Po osiągnięciu wieku dojrzałegoich potężne szczęki są w stanie zmiażdżyć skorupywiększych skorupiaków żyjących wśród raf koralowych.Czasami jadają również ryby.ROZDZIAA DWUDZIESTY TRZECI Pamiętasz, jak napisałam ci w liście, że trzeba tuuprzątnąć nagromadzone przez lata śmieci? zapytałaLovie.Cara zamknęła Biblię. Tak, pamiętam. Myślałaś pewnie, że mówię o tych wszystkichgratach, które zostały w domu w Charlestonie. Mamo, już o tym rozmawiałyśmy.Wiem, żechodziło ci o nas, o ciebie i o mnie. Tak.Ale nawet jeszcze nie zaczęłyśmy tej roz-mowy.Och, Caretta, zastanawiałam się nad tym przezcałe cztery miesiące.W końcu podjęłam decyzję.Chyba nie jest jeszcze za pózno.Może Bóg pozwoli mizrealizować to, co zaplanowałam.Ujęła obie ręce córki w swoje. Pytałaś mnie, dlaczego przez tyle lat znosiłamzachowanie ojca. Mamo, nie musisz.362 Muszę.Więc słuchaj i nie przerywaj, dopóki nieskończę.Mam ci dużo do powiedzenia. Zebrałamyśli i zaczęła: Najpierw musisz zrozumieć, cooznaczało bycie żoną dla kobiet z mojego pokolenia.To była zupełnie inna rola niż teraz.Inne postawy.Mężczyzna chodził do pracy, kobieta była odpowie-dzialna za dom i dzieci.Jeśli pracowała, oznaczało to,że jej mąż nie potrafi utrzymać rodziny.Moja matkawychowała mnie tak, jak sama została wychowana w przekonaniu, że słowo męża jest święte.Nauczonomnie trzymać się w cieniu i zaspokajać wszystkie jegopotrzeby, choćby miała przy tym ucierpieć moja god-ność osobista.Cara pochyliła się do przodu. Chcesz powiedzieć, że pozwalałaś się zle trak-tować, bo on był mężczyzną?Lovie potrząsnęła głową. Nie.Chcę ci nakreślić tło, żebyś mogła lepiejzrozumieć to, co powiem za chwilę. Przepraszam, już więcej nie będę ci przeszka-dzać.Mów dalej. Tego lata, o którym chcę ci opowiedzieć, miałamtrzydzieści dziewięć lat, prawie tyle, co ty teraz.Stratton był już znanym przedsiębiorcą.Spędzałamlato z wami na wyspie, a on zostawał w mieście albopodróżował, i wszyscy byli z tego zadowoleni.Dużowówczas podróżował za granicę, rozbudowywał fir-mę.Przypuszczam, że miał wiele kobiet na boku, alenauczyłam się przymykać na to oczy.W każdym razietu na wyspie nie było wtedy Towarzystwa Miłośniczek%7łółwi, nikt nie prowadził badań ani nie dbał o gniazda.Tylko ja.363Lovie puściła dłoń Cary, oparła głowę o poduszkii przymknęła oczy. Ja i pewien mężczyzna o nazwisku Russell Ben-nett. Russell? To ten z fotografii? Tak.Przyjechał na wyspę, by prowadzić badanianad żółwiami.Był przyrodnikiem.Zajmował się rów-nież prowadzeniem rodzinnych interesów, ale najbar-dziej kochał żółwie.Brett trochę mi go przypomina.Nie z wyglądu Russell był szczuplejszy i miał jasnewłosy ale z charakteru.Spokojny, ale bardzo inte-ligenttny i stanowczy.Miłośnik natury.Na początku połączyło nas zainteresowanie żół-wiami.Byłam jedyną osobą na wyspie, która sięnimi zajmowała.Czytałam na ich temat wszystko,co wpadło mi w ręce.Miejscowi o tym wiedzielii pewnego dnia Russell mnie odwiedził.Widziałam,że moja biblioteka poświęcona żółwiom wywarła nanim spore wrażenie.A ja po raz pierwszy w życiubyłam dumna z czegoś, czego dokonałam zupełniesama.Pracowaliśmy razem.Nauczył mnie wielu rzeczy.Ale nie o tym chciałam mówić.Nie chodzi o żółwie.Muszę być z tobą zupełnie szczera. Popatrzyław oczy córki i zawahała się. Czy znasz to uczucie,gdy spotykasz kogoś, patrzysz mu w oczy i wiesz bezżadnych wątpliwości, że ta osoba jest twoją bratniąduszą, twoją drugą połową? Tak było z nami.Pamię-tam wszystko, jakby wydarzyło się wczoraj.Byliśmyna plaży w upalny dzień.osłoniłam ręką oczy odsłońca, on popatrzył na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]