[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co za koszmar!Dominik wciąż jeszcze pochłonięty był różnymi mętnymi wizjami, gdy zauważył, żeneonowe światło w pokoju zaczyna przygasać.Z każdą sekundą dawało mniej światła.Zaklął.Automat uruchamiał się wraz z otwarciem lub zamknięciem drzwi.Już niebawem Dominik miałzostać pogrążony w mroku.Gdy uświadomił sobie ten fakt, nagle wykiełkował w nim nowy lęk.A co z powietrzem, coz tlenem? Czy on także powoli znikał? Gdy światło jeszcze działało, Dominik nie zauważył nic, cowskazywałoby na to, że w sejfie jest jakaś wentylacja lub klimatyzacja.Sytuacja nagle stała się o wiele poważniejsza, niż mu się wcześniej wydawało.Ile zostało mu powietrza?Viggo zdjął skórzaną kurtkę, okrył mi ramiona i wyprowadził mnie z sali wystawowej.Poszliśmy do baru, który powstał po to, by zaoferować szczególnie ważnym gościom przekąski idrinki.Wewnątrz ludzie w milczeniu wybierali sobie napoje, które potem zanosili z powrotem dosali.Przy barze stał samotnie mężczyzna w garniturze, który wyglądał, jak gdyby przyszedł prosto zpracy.Popijał coś z niskiej szklanki przez grubą słomkę  pewnie dżin z tonikiem.Obdarzył nasciekawskim spojrzeniem, może dlatego, że rozpoznał Vigga, a może zastanawiał się, czemu jestemtaka wytrącona z równowagi, po chwili jednak znów zajął się swoim drinkiem.Dwie kobiety wkoktajlowych sukienkach zajmowały wysoki stolik w rogu i co jakiś czas zerkały na mężczyznę wgarniturze, pewnie zastanawiając się, czy nie jest zajęty i czy powinny podejść, by sprawdzić.Jednabyła ubrana na różowo, druga na żółto.Razem wyglądały jak para jaskrawo upierzonych ptaków.Co chwila przestępowały z nogi na nogę, by przenieść ciężar ciała i złagodzić ból, którywywoływało stanie na wysokich obcasach.Viggo posadził mnie na ławie w najciemniejszym kącie pomieszczenia, a sam wybrał się dobaru.Chwilę pózniej wrócił z dwiema szklaneczkami do whisky do połowy wypełnionymibursztynowym płynem i filiżanką pełną lodu. Wypij, dobrze ci zrobi  powiedział.Pociągnęłam łyk i omal natychmiast go nie wyplułam.Alkohol rozpalił mi gardło, aposmak, który zostawił sam w sobie, był jak łyk nieco słabszego drinka.Jednak po kilku sekundachpoczułam przyjemne ciepło i mogłam w końcu się rozluznić, z dala od wystawy i zdjęć.Viggo pochylił się, musnął kciukiem przestrzeń pod moim okiem, potem pod drugim i delikatnie otarł miresztę łez.Gdy to robił, popatrzyłam na jego zegarek.Minęła ponad godzina od naszego przybycia, aja wciąż nie miałam kontaktu z Dominikiem.Obiecał, że po wypełnieniu  lub porzuceniu misji wyśle mi wiadomość.W ten sposób miałam się upewnić, że jest bezpieczny i nie wylądowałw areszcie.Viggo nie trzymał psów, a Dominik zamierzał dostać się do wnętrza przez drzwifrontowe, więc nie musiał po drodze wspinać się na ściany ani włamywać przez okna.Nie miałampowodu, żeby się o niego zamartwiać.Mimo to, poczułam pierwsze skurcze strachu w żołądku.Jeden rodzaj stresu płynnieprzeszedł w drugi, a ja znów zaczęłam się trząść.Zmieniałam się w kłębek nerwów, nigdy tak sięnie zachowywałam.Viggo pochylił się w moją stronę i wziął mnie za rękę.Miał wielkie, szorstkie dłonie ipaznokcie obgryzione do samego ciała.Viggo nigdy w żaden inny sposób nie zdradzałzdenerwowania, jak właśnie gmeraniem przy paznokciach. Powiedz mi, co się stało.Wiem, że nie chodzi o zdjęcia.Nie jesteś sobą od czasupowrotu z trasy koncertowej.Czy chodzi o tego mężczyznę, którego spotkałaś? O Dominika?  Oczy rozszerzyły mi się ze zdziwienia i strachu. Skąd o tym wiesz? spytałam, z lęku przed zdemaskowaniem przybierając oskarżycielski ton. Nie musisz przede mną grać, skarbie.Sypiamy razem we troje, raczej nie uważałem cięnigdy za ścisłą monogamistkę.Nie sądzę też, by Luba się krępowała, gdy wyjeżdża w trasę.Zdajesię, że właśnie podrywa twojego fotografa.Jeśli jednak ten inny facet zrobił ci jakąś przykrość. Nie, nic podobnego.Mieliśmy różne momenty, ale wina nigdy nie leżała po jednejstronie.Nikt nie jest doskonały, prawda? Ja na pewno nie.Viggo zaczął się śmiać. Gdybyśmy przez całe życie czekali na idealnego mężczyznę albo kobietę doskonałą, toczekalibyśmy tak do końca świata.Właśnie dlatego lubię mieć więcej niż jedną partnerkę.Pewnerzeczy można otrzymać od jednej osoby, inne od drugiej.To działa.Przynajmniej dla mnie.Lubiechyba też się podoba.Myślę, że tobie również. To bardzo dojrzały punkt widzenia.Ale emocje nie zawsze dają się tak łatwo przeliczać,zwłaszcza miłość.Wzruszył ramionami. Zawsze chodzi tylko o kompromis.A miłość to królowa kompromisów. Nie sądziłam, że gwiazdy rocka godzą się na jakiekolwiek kompromisy  rzuciłamponuro. Pewnie mam sporą przewagę nad zwykłymi śmiertelnikami.Nie ma wielu takich rzeczy,których bym pragnął, ale nie mógł dostać.Uśmiechał się wrednie, a w jego głosie jak zawsze brzmiała żartobliwa nuta.Jego słowabyły jednak jak kubeł lodowatej wody.Miał moje skrzypce, prezent od Dominika, mój największyskarb, instrument, który wyrażał kiedyś wszelkie moje emocje.Bez bailly ego muzyka nie byłabyjuż tym samym.Chciałam go odzyskać. Zleciłeś kradzież moich skrzypiec, prawda?  Starałam się mówić obojętnym,spokojnym tonem.Stwierdzałam fakt, nie wygłaszałam oskarżeń.Wydawał się zdziwiony, ale nie zdenerwowany.Ten całkowity brak emocji czy zaprzeczeńupewnił mnie w moim przekonaniu, że Viggo ma moje skrzypce.Na jego twarzy nie pojawił sięnawet cień niedowierzania. Nie jestem pewien, co masz na myśli  odparł gładko z twarzą jak biała kartka.%7ływyobraz niewinności. Mam na myśli to, że zabrałeś mi bailly ego, skrzypce, na których grałam, gdy słuchałeśmnie po raz pierwszy, i że dołożyłeś je do swojej kolekcji.Są w twoim sejfie.Wraz z innymirzeczami, których wolisz nie pokazywać, bo także je ukradłeś.W piwnicy, tam, gdzie wmawiałeśmi, że trzymasz kolekcję winyli.Jak szaleć to szaleć. I wtedy Viggo zrobił coś, czego naprawdę się nie spodziewałam.Zaczął płakać.Na widok jego żalu cały gniew wyparował ze mnie jak mgła o poranku.Bardzo rzadkozdarzało mi się widywać płaczących mężczyzn i nie byłam pewna, co zrobić.Pochyliłam się idelikatnie poklepałam go po ramieniu.Podniósł szklankę i upił duży łyk whisky.Gdy odstawiał puste naczynie, zacisnął zęby. Przepraszam  wymamrotał cicho. Nie sądziłem, że sprawi ci to przykrość. Nie sądziłeś, że sprawi mi to przykrość?  szepnęłam zdumiona. Jak to? Na próbę przyniosłaś je w takim zwyczajnym futerale.Uznałem, że nie masz pojęcia,jaki to skarb.%7łe skoro przynosisz je na byle próbę, to nie mogą być dla ciebie ważne.%7łe to takiećwiczebne skrzypce.Albo że to sponsor ci je pożyczył, a w pogotowiu masz tuzin innych.Pozatym, podobno ten bailly jest przeklęty.Może odbierając ci je, zrobiłem coś dobrego.Chciałem tylkood czasu do czasu na nie popatrzeć, potrzymać je, uchronić od zniszczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl