[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Został otruty, moi panowie.Wszyscy to wiemy, lecz nie mówi się o tym,ponieważ nikt nie waży się zaprotestować i nic nie można udowodnić.Jednak dzięki pracy jego sługusa Filip miał osiemnaście miesięcy, abyzaaranżować wybór jego własnego, francuskiego papieża, Klemensa.I takoto de Nogaret udowodnił Filipowi swoją śmiałość, pomysłowość ilojalność.W nagrodę został mianowany kanclerzem.To człowiek owybitnym umyśle i umiejętnościach, tego nikt mu nie odmówi.Ale to teżzłodziej, morderca, bluznierca i sprawca uprowadzenia papieża.KanclerzFrancji.- %7łydzi.Głos - głuchy i dziwnie przytłumiony - należał do de Berengera, awszystkie oczy zwróciły się w jego stronę. %7łydzi  powtórzył, tym razem głośniej. W zeszłym roku, w lipcu.Mistrz de Molay mówi prawdę o jutrzejszym dniu.Saint Valery nabrał głośno powietrza. Co z %7łydami, człowieku? O czym ty mówisz? De Berenger wzruszył ramionami.- O tajnych spiskach, panie.W zeszłym roku, rankiem dwudziestego pierwszego lipca, bez żadnego ostrzeżenia aresztowano i uwięziono każdego %7łyda we Francji.Potem w ciągu miesiąca wydalonoz kraju, a ich majątek i dobra skonfiskowała Korona dla dobra kraju.Przypomniałem sobie o tym dopiero teraz, a wtedy niewielu ludzizwróciło na to uwagę, przecież aresztowani byli %7łydami, a nasze pustechrześcijańskie szkatuły potrzebowały ich pieniędzy.Lecz czy myślisz,lordzie admirale, że wtedy mogło być we Francji tylu %7łydów, ilu dziśjest templariuszy? - Popatrzył na Jessicę, po czym obrzucił spojrzeniemkażdego mężczyznę po kolei, przyciągając ich uwagę i mówiąc dalej.- Za zaplanowanie i wykonanie zamachu przeciwko %7łydom, a tak-102że zachowanie go w sekrecie i organizację odpowiadał wyłącznie deNogaret.Ten sam człowiek, muszę wam teraz przypomnieć, któregorodzice podobno spłonęli na stosie w Tuluzie jako katarscy heretycy podbacznym okiem templariuszy, kiedy przez jakiś czas pełniliśmy tamfunkcję nadzorców z polecenia inkwizytorów z zakonu dominikanów.- Matko Boska! - Nikt nawet nie zerknął na Saint Valery'ego, kiedy szepnął te słowa.-Teraz ma to sens, choć wtedy tak nie było.Uważam, że zeszłorocznearesztowania %7łydów były próbą przed tym, co ma wydarzyć się jutro.Niemam co do tego najmniejszych wątpliwości.- De Berenger przerwał,kiwając głową powoli.- Ostrzeżenie wielkiego mistrza jest prawdziwe inie wyolbrzymia on zagrożenia, w którym się znajdujemy.Tę rzeczplanowano od dawna, lecz dokonano już wcześniej czegoś takiego.Myślę, że jutrzejszy dzień będzie dla nas pełen przerażenia i chaosu.-Wyprostował plecy.- Nie sugeruję, że będziemy świadkami rzezi naulicach, ani nie przyznaję, że to będzie nasz koniec.Koniec końcówjesteśmy zakonem rycerskim, nie grupą rozproszonych i bezbronnych%7łydów, więc przetrwamy tę absurdalną sytuację z większympowodzeniem, niż im się to udało.Poza tym na naszą korzyść przemawialiczebność, może nie przytłaczająca, lecz chyba wystarczająca, oraz dziejenaszej przykładnej służby.Jutrzejsze wydarzenia mogą skończyć sięingerencją w nasze sprawy i przerwaniem ich, lecz szczerze wątpię, abymożliwy był całkowity rozpad Zakonu.Nawet papież Klemens, choć jestsłaby, nie poparłby tak jawnej parodii sprawiedliwości.Ponownie odezwała się baronowa, a jej głos był zimny.- Papież Klemens poprze to, co mu się rozkaże.Jest marionetkąkróla do tego samego stopnia, co de Nogaret, lecz jest jeszcze gorszy,słabszy i bardziej niebezpieczny, ponieważ boi się o swoją pozycję.Dlatego nie możecie spodziewać się od niego pomocy.Zanim Filiposobiście nadał mu tytuł papieża, Klemens był zwykłym Bernardemde Bot, nieznaną nikomu miernotą, której jakimś sposobem udało sięotrzymać nominację na arcybiskupa Bordeaux.Wtedy Filip go znalazłi promował, ponieważ de Bot już był znany jako zachłanny słabeusz,podatny na pochlebstwa i próżny, łatwy obiekt manipulacji.Zdecydowanie lubił doczesne honory i uznanie, a także słynął z kunktatorstwa; był tak tchórzliwy i słaby, że wolałby się przeczołgać sto mil na103brzuchu, niż podjąć stanowczą decyzję.Wierzcie mi, nie zaoferuje wamani pomocy, ani nadziei, ponieważ żyje w strachu, że Filip odbierze mu godność papieża.De Berenger potrząsnął głową." Nawet gdybyśmy mieli w to wierzyć, pani, na dłuższą metę nie ma towiększego znaczenia.A musimy być dalekowzroczni.Może i potrwamiesiące lub lata, zanim sprawa ta zostanie odpowiednio rozsądzona, anasz skarbiec może na tym ucierpi, lecz święty Zakon przetrwa.Szaleństwem byłoby twierdzić inaczej.Ostatecznie znajdzie się.musisię znalezć.jakieś rozwiązanie, jakieś reparacje, a kiedy." Reparacje? Oszczędz mi swojej aroganckiej i głupiej męskiejpewności, panie! - Twarz Jessie nagle przybrała gniewny wyraz, a deBerenger opadł na oparcie, tak jak inni rozdziawiając usta; jeszczenigdy nie widzieli takiego zachowania u kobiety.- Czy nie usłyszałeśani słowa z tego, co powiedziałam? Na święte imię Boga, kiedyż wkońcu zrozumiecie, że w odróżnieniu od was nimi nie kieruje honor?Nazywacie siebie ludzmi dobrej woli i uważacie, że wszyscy są do waspodobni.Ha! Ten król sądzi, że namaścił go sam Bóg, że nigdy się niemyli i nie popełnia błędów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl