[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A pózniejpoczuła ból - dziwny, nie do zniesienia, który wcale nie przyczyniał jej cierpienia,ponaousladansctylko że.Tylko że nie dało się tego wyrazić żadnymi słowami.Usłyszała własny jęk.Rytm ruchów Petera zmienił się teraz, stały się szybsze i docierały głębiej.Objął ją ramionami tak mocno, że nie mogłaby mu uciec.Zamarła, przylgnąwszydo jego ciała.Wszystkie mięśnie miała napięte do ostateczności.A wtedy coś rozkwitło wewnątrz niej, rozwarło się niczym płatki róży ifalowało, póki nie poddała się uldze z okrzykiem zaskoczenia.- Och! - zawołała.Nie wiedziała, że może w ogóle istnieć podobne doznanie.Zdała sobie sprawę, że jego ruchy ustały.Ciągle jeszcze był w niej, twardy inapięty.Zatrzymał się, żeby mogła to przeżyć.Czuła się słaba i cudownie wyczerpana, ale objęła go z całej siły i po-całowała w policzek.Sięgnął po swoją satysfakcję prędko i skwapliwie.Poczuła w sobie ciepłotego spełnienia i pogładziła go po zwilgotniałych włosach.Usnęli obydwoje.Peter przebudził się i w jakiś niewytłumaczalny sposób odkrył, że tkwi nadalw jej objęciach.Trzymała go w ramionach, wtulając głowę w zagłębienie międzyjego szyją a ramieniem.I wciąż jeszcze spała.Obudziła go jakaś myśl, a właściwie wspomnienie.Kiedy wraz z Theo uczylisię w kantorze Osbourne'a pisać biurowym atramentem, matka weszła tam bezpukania.Wyglądała wtedy na zaskoczoną, a potem zbeształa go za to, że nie byłogo w pokoju Thea.Wtedy myślał, że szukała właśnie jego.Teraz, choć minęło już tyle lat, uznał nieoczekiwanie, że gdyby istotnie takbyło, to z pewnością na jej twarzy malowałaby się wówczas ulga lub może irytacja,ale nie zaskoczenie.No i dlaczego nie zastukała?Prawda, że chodziło tylko o kantorsekretarza, lecz mimo wszystko również i mężczyzny.A kantor ten znajdował się wponaousladanscprywatnym domu, który nie należał do jego matki.Dlaczego właściwie zastanawia go taka błahostka? Czemu nagle goprzebudziło nieistotne wspomnienie? Czy dlatego, że ciągle myślał o WilliamieOsbournie? Ziewnął, wtulił nos we włosy Susanny i lekko je ucałował, a potemuniósł gwałtownie głowę.Niech to licho! Czyżby właśnie matka.Nie, niemożliwe! Osbourne, chociażczłowiek dobrze urodzony, był przecież tylko sekretarzem Markhama, a ona.jakąż wagę przywiązywała do swojej wysokiej pozycji! Nigdy by nie.Owszem, mogła to zrobić.Osbourne był wyjątkowo przystojny, na co Peter jako chłopiec nie zwracałuwagi.Lecz gdy go sobie teraz usiłował przypomnieć, musiał stwierdzić, żecechowała go także pewna godność.Matka czuła się samotna.Wiedział o tym.Powiedziała mu to przecież sześćlat pózniej.Pięć lat temu.A Osbourne też musiał być samotny.Oczywiście to coś, co mogło się między nimi zrodzić, musiałoby zaistnieć zjego inicjatywy.Matka by go do tego nie ośmieliła.Zapewne zarzuty, któredoprowadziły go do śmierci, były prawdziwe.Nikt jej jednak nie zmuszał, żeby pędem wbiegała do jego kantoru.Teraz musię nawet zdawało, że nim na jej twarzy ukazało się zaskoczenie, widniało tamgorące pragnienie, choć nie mógł w żaden sposób stwierdzić, czy tak byłonaprawdę.Do diabła, co za problem! Czy nie ponosi go wyobraznia?Widział jednak matkę z Granthamem - ojcem Berthy - pięć lat temu.A tojuż nie był wytwór imaginacji.Nie pamiętał, po co wtedy wszedł niespodziewaniedo jej pokoju w Sidley.Rzecz jasna, zastukał, choć lekko.I zobaczył ich.Nawet sięnie pofatygowali, żeby zamknąć drzwi na klucz.Krew zaczęła mu pulsować w skroniach.A jeśli nie był to odosobnionyincydent? Nawet jeśli go o tym uroczyście zapewniała?ponaousladanscA jeśli to ona doprowadziła Osbourne'a do śmierci?Teraz zaś trzymał wramionach jego córkę.I zamierzał się z nią ożenić, jeśli go tylko zechce.Zbudziła się.Otworzyła oczy i spojrzała na niego sennie, lekko zaróżowiona.Jakże on ją kocha! Zaskoczyła go siła tego uczucia.Czy wiedziała o wszystkim dużo wcześniej, nim jeszcze przeczytała ten list?Jeśli się nie mylił w swoich przypuszczeniach, to pewnie dlatego.O Boże, oczywiście, że dlatego! Przecież wtedy, gdy ją zobaczył po razpierwszy.Ależ był z niego osioł! Właśnie w tej chwili musiała usłyszeć, jak brzmijego tytuł! I cofnęła się przed nim z wrogością.- Mm.- mruknęła i pocałowała go w podbródek, a potem w usta, kiedynachylił się nad nią.Ale teraz przed nim nie ucieka.Może więc jego domysły nie są już takieistotne.- Mm.- mruknął i on, pocierając swoim nosem o jej nos.- Czy nie powinniśmy wracać? Zniknęliśmy na bardzo długo.Zamierzał oświadczyć się jej po raz drugi, kiedy będzie po wszystkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.A pózniejpoczuła ból - dziwny, nie do zniesienia, który wcale nie przyczyniał jej cierpienia,ponaousladansctylko że.Tylko że nie dało się tego wyrazić żadnymi słowami.Usłyszała własny jęk.Rytm ruchów Petera zmienił się teraz, stały się szybsze i docierały głębiej.Objął ją ramionami tak mocno, że nie mogłaby mu uciec.Zamarła, przylgnąwszydo jego ciała.Wszystkie mięśnie miała napięte do ostateczności.A wtedy coś rozkwitło wewnątrz niej, rozwarło się niczym płatki róży ifalowało, póki nie poddała się uldze z okrzykiem zaskoczenia.- Och! - zawołała.Nie wiedziała, że może w ogóle istnieć podobne doznanie.Zdała sobie sprawę, że jego ruchy ustały.Ciągle jeszcze był w niej, twardy inapięty.Zatrzymał się, żeby mogła to przeżyć.Czuła się słaba i cudownie wyczerpana, ale objęła go z całej siły i po-całowała w policzek.Sięgnął po swoją satysfakcję prędko i skwapliwie.Poczuła w sobie ciepłotego spełnienia i pogładziła go po zwilgotniałych włosach.Usnęli obydwoje.Peter przebudził się i w jakiś niewytłumaczalny sposób odkrył, że tkwi nadalw jej objęciach.Trzymała go w ramionach, wtulając głowę w zagłębienie międzyjego szyją a ramieniem.I wciąż jeszcze spała.Obudziła go jakaś myśl, a właściwie wspomnienie.Kiedy wraz z Theo uczylisię w kantorze Osbourne'a pisać biurowym atramentem, matka weszła tam bezpukania.Wyglądała wtedy na zaskoczoną, a potem zbeształa go za to, że nie byłogo w pokoju Thea.Wtedy myślał, że szukała właśnie jego.Teraz, choć minęło już tyle lat, uznał nieoczekiwanie, że gdyby istotnie takbyło, to z pewnością na jej twarzy malowałaby się wówczas ulga lub może irytacja,ale nie zaskoczenie.No i dlaczego nie zastukała?Prawda, że chodziło tylko o kantorsekretarza, lecz mimo wszystko również i mężczyzny.A kantor ten znajdował się wponaousladanscprywatnym domu, który nie należał do jego matki.Dlaczego właściwie zastanawia go taka błahostka? Czemu nagle goprzebudziło nieistotne wspomnienie? Czy dlatego, że ciągle myślał o WilliamieOsbournie? Ziewnął, wtulił nos we włosy Susanny i lekko je ucałował, a potemuniósł gwałtownie głowę.Niech to licho! Czyżby właśnie matka.Nie, niemożliwe! Osbourne, chociażczłowiek dobrze urodzony, był przecież tylko sekretarzem Markhama, a ona.jakąż wagę przywiązywała do swojej wysokiej pozycji! Nigdy by nie.Owszem, mogła to zrobić.Osbourne był wyjątkowo przystojny, na co Peter jako chłopiec nie zwracałuwagi.Lecz gdy go sobie teraz usiłował przypomnieć, musiał stwierdzić, żecechowała go także pewna godność.Matka czuła się samotna.Wiedział o tym.Powiedziała mu to przecież sześćlat pózniej.Pięć lat temu.A Osbourne też musiał być samotny.Oczywiście to coś, co mogło się między nimi zrodzić, musiałoby zaistnieć zjego inicjatywy.Matka by go do tego nie ośmieliła.Zapewne zarzuty, któredoprowadziły go do śmierci, były prawdziwe.Nikt jej jednak nie zmuszał, żeby pędem wbiegała do jego kantoru.Teraz musię nawet zdawało, że nim na jej twarzy ukazało się zaskoczenie, widniało tamgorące pragnienie, choć nie mógł w żaden sposób stwierdzić, czy tak byłonaprawdę.Do diabła, co za problem! Czy nie ponosi go wyobraznia?Widział jednak matkę z Granthamem - ojcem Berthy - pięć lat temu.A tojuż nie był wytwór imaginacji.Nie pamiętał, po co wtedy wszedł niespodziewaniedo jej pokoju w Sidley.Rzecz jasna, zastukał, choć lekko.I zobaczył ich.Nawet sięnie pofatygowali, żeby zamknąć drzwi na klucz.Krew zaczęła mu pulsować w skroniach.A jeśli nie był to odosobnionyincydent? Nawet jeśli go o tym uroczyście zapewniała?ponaousladanscA jeśli to ona doprowadziła Osbourne'a do śmierci?Teraz zaś trzymał wramionach jego córkę.I zamierzał się z nią ożenić, jeśli go tylko zechce.Zbudziła się.Otworzyła oczy i spojrzała na niego sennie, lekko zaróżowiona.Jakże on ją kocha! Zaskoczyła go siła tego uczucia.Czy wiedziała o wszystkim dużo wcześniej, nim jeszcze przeczytała ten list?Jeśli się nie mylił w swoich przypuszczeniach, to pewnie dlatego.O Boże, oczywiście, że dlatego! Przecież wtedy, gdy ją zobaczył po razpierwszy.Ależ był z niego osioł! Właśnie w tej chwili musiała usłyszeć, jak brzmijego tytuł! I cofnęła się przed nim z wrogością.- Mm.- mruknęła i pocałowała go w podbródek, a potem w usta, kiedynachylił się nad nią.Ale teraz przed nim nie ucieka.Może więc jego domysły nie są już takieistotne.- Mm.- mruknął i on, pocierając swoim nosem o jej nos.- Czy nie powinniśmy wracać? Zniknęliśmy na bardzo długo.Zamierzał oświadczyć się jej po raz drugi, kiedy będzie po wszystkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]