[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma pani tampod domem dwóch naszych ludzi, jakby co, to wystarczy zawołać.- Wolałabym na schodach - powiedziałam krytycznie.- Pod samymi drzwiami.- Jeden będzie na schodach.Powodzenia.- Dziękuję bardzo - powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.- Kto to był? - spytał Diabeł.- Tapicer - odparłam bez namysłu.- Ma dla mnie szmatę na pokrowce.Działania wojenne, jak się okazało, były w pełnym toku.Podeszłam do stołu iusiadłam nad kawą, zastanawiając się, co z tym fantem zrobić? W obliczu bliskiegoniebezpieczeństwa moje zdenerwowanie, jak zwykle, przeistoczyło się we wściekłość.Wgłowie zaczął mi się lęgnąć mściwy plan.- A jak się miewa szef? - spytałam może nieco zbyt jadowicie.- Szef? - powtórzył pan, zaskoczony.- Szef.Główna postać.Szefa panowie chyba też złapali?- A nie, niestety, szef nam uciekł - odparł z obłudnym żalem.- Właśnie pozbawieniego pieniędzy umożliwiłoby…- A sejf? - przerwałam niewinnie.- Jaki sejf?- Jego sejf, w Chaumont.Skoro panowie są w fazie likwidacji całego gangu, to chybaw Chaumont była rewizja?W oczach pana pojawił się jakiś nowy błysk zainteresowania.Na myśl, że podkładamwłaśnie szefowi monstrualną świnię, poczułam wręcz dreszcz rozkoszy.- Była, oczywiście - powiedział z lekkim ociąganiem.Wyglądało na to, że zyskałnagle nowy temat do szybkiego przemyślenia.- Ach, ja nie pytam o szczegóły - szczebiotałam słodko.- Rozumiem, że to tajemnica!Ale ciekawa jestem, jak panowie otwierali sejf? Bo tam są dwie możliwości…W tym momencie zadzwonił telefon.Zamierzałam dopomóc sobie zamaszystymgestem w opisywaniu tych dwóch możliwości, machnęłam ręką i przewróciłam własnąfiliżankę z kawą, której nawet nie zdążyłam się napić.- O Boże, przepraszam! - powiedziałam i podniosłam słuchawkę, ale wyłączyło się odrazu i nikt się nie odezwał.Wróciłam do stołu.- Pytała pani o sejf? - powiedział pan czujnie, kiedy serwetką wycierałam kawę.- Panizna sposób otwierania?Już chciałam potwierdzić, oczami duszy widząc, jak wspaniale rośnie ta podkładanaświnia, ale nie zdążyłam.Telefon zadzwonił ponownie.Znów podniosłam słuchawkę i znówsię wyłączyło.Zaniepokoiłam się, że może dzwonią do mnie z automatu z jakimśnadprogramowym ostrzeżeniem i jadowite dowcipy odsunęły mi się chwilowo na dalszy plan.Rozmowa nagle zamilkła.Pan siedział, nic nie mówiąc, a Diabeł wycierał resztki kawy.Nie zdążyłam podejść na powrót do stołu, kiedy telefon znów zadzwonił.Przeczekałam kilka sygnałów zanim podniosłam słuchawkę.Skutek był ten sam, brzęknęło icisza.Siedziałam obok aparatu, czekając, aż się znów odezwie, bo mi się nie chciało latać tami z powrotem.Gaston Miód powoli podniósł się z fotela.Zdążyłam szybko pomyśleć, że jakby co to zaprawie go w globus tą słuchawką, alenatychmiast okazało się, że nie ma potrzeby.- Wydaje mi się, że mamy jeszcze bardzo dużo do omówienia - powiedział, niezbliżając się do mnie.- Jeśli pani pozwoli, to spotkamy się jutro.Teraz, niestety, niedysponuję czasem.Pozwolę sobie jutro zadzwonić, żeby ustalić miejsce i czas spotkania.- A votre service, monsieur - odparłam niebotycznie zaskoczona, kiedy chylił się wwytwornym ukłonie.Znaleźliśmy się w punkcie konwersacji jednakowo emocjonującym takdla mnie jak i dla niego.Co mu się stało, u diabła?…Przez chwilę jeszcze siedziałam obok telefonu, usiłując coś z tego zrozumieć i węszącnową komplikację, po czym zerwałam się i popędziłam wyjrzeć przez balkon na ulicę.Podmoim domem stał szary opel-record.Gaston Miód otworzył drzwiczki po stronie pasażera…Jednakże udało mi się jakoś nie udusić na poczekaniu.Napiłam się zimnej wody włazience, weszłam do kuchni i ujrzałam, że Diabeł myje filiżanki po kawie.W ułamkusekundy pojęłam wszystko i nie padłam trupem na miejscu chyba tylko dlatego, że byłam jużnieźle uodporniona.Od wielu długich lat każdą najmniejszą łyżeczkę myła w tym domu sprzątaczka.Wyręczała mnie w czynnościach, do których przez całe życie żywiłam najserdeczniejsząnienawiść, a oni wszyscy, moi synowie i Diabeł, skwapliwie z tego korzystali.Nie byłowypadku, żeby cokolwiek umyli dobrowolnie, za moim złym przykładem wszystkozostawiając w zlewie.A teraz ni z tego, ni z owego on sam mył filiżanki!Wylałam swoją kawę, nie zdążywszy jej wypić.Dziwny telefon odezwał się trzy razyi zamilkł.Gaston Miód przerwał rozmowę w sensacyjnym momencie i uciekł, nic nieuzyskawszy.Wszystko stało się jasne.Telefon był ostrzeżeniem dla nich, zapewne wcześniej ustalili ten sygnał.W kawie cośbyło, z kolei dla mnie.Nie trucizna, to pewne.Jakikolwiek środek usypiający.Nigdy niczegotakiego nie używam, byle co mogło na mnie podziałać…Stałam oparta o futrynę, bliska uduszenia, ze skamieniałym wnętrzem i z determinacjąobmyślałam podstęp.Nie popełnili u nas żadnego przestępstwa… W porządku, wobec tegopopełnią.Wystąpię w roli przynęty.Nie wytrzymam dłużej tego pełnego napięcia koszmaru,we własnym domu nie wezmę nic do ust, we własnym łóżku nie odważę się zamknąć oczu!Nie zabiją mnie od razu, będą musieli to sobie zorganizować, będą musieli sprawdzić, czyznów nie zełgałam, tak jak z tymi Kordylierami.Zyskam przynajmniej parę dni spokoju.Uprzedzę pułkownika.Usiłowanie zabójstwa w zupełności wystarczy…- Nie mam już siły do tego galimatiasu - powiedziałam do Diabła z normalnymzniecierpliwieniem.- Cóż on tak nagle poleciał?- Nie wiem.Rozmawiałaś z nim po francusku, to skąd mam wiedzieć? Powiedziałaśmu, gdzie jest ta forsa?- A skąd! Właśnie miałam zamiar, ale wstał i poleciał.Nic nie rozumiem.Diabeł nie podjął tematu.Wycierał filiżanki, nie patrząc na mnie i czekając na coś wnapięciu.Wiedziałam, na co czeka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl