[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miała pojęcia, jak długo tak stały przytulone, zanim wreszcie puściła Jankę.— Dziękuję.Nie umiem tego wyrazić.Dziękuję.I to „dziękuję” popłynęło za Weroniką przez ulice.Posłała je słońcu, gdy po raz pierwszy od dawna naprawdę poczuła jego pieszczotę, niebu, bo takieniebieskie, dziewczynce z buzią wypaćkaną lodami, wyglądającej jakuosobienie radości, i wreszcie ofiarowała je Temu, który jest Źródłem.A ono wracało.Wracało do Weroniki jak bumerang, sprawiając, że wszystkowokół intensywniało.Ekspres zamruczał radośnie, kawa zapachniała tak, że Weronicezakręciło się w głowie, sernik rozpływał się w ustach.Jadła go powoli, smakując każdą okruszynę i każdą chwilę.I wtedy zjawiła się Karola.I teraz czekała na odpowiedź.Ale w tymmomencie dzwoneczek nad drzwiami powitał nowych gości, więcWeronika powiedziała tylko:— Byłam na masażu.*— Co to jest? — Mama trzymała w ręku przepisany Weronice przezWażniaka lek.Weronika była na siebie wściekła.Co prawda o wizycie mamydowiedziała się wczoraj wieczorem, jednak z Piwnicy wróciła późno wnocy i naprawdę nie miała siły sprzątać, ogarnęła więc tylko z grubszamieszkanie.Ale jak mogła zapomnieć o lekarstwie i nie schować go doapteczki!? Zresztą już od jakiegoś czasu nie było jej wcale potrzebne.— Aerozol wziewny, chyba poznajesz, mamo.Ostatecznie to ty jesteślekarzem.— To wiem, ale czyje to?— Moje.Bałagan robi na tej szafce, prawda? Daj, schowam i będziespokój.— Weronika wyciągnęła rękę po lekarstwo.— Jesteś chora? Co ci jest?— Sarkoidoza.— Weronika schowała aerozol do apteczki.— Ale już niemuszę tego używać.— Co? Sarkoidoza? Ty masz sarkoidozę?! I nic nie powiedziałaś?Weronika w milczeniu robiła herbatę.Kubki, dzbanek, susz herbaciany,wrzątek, podgrzewacz, łyżeczki, cukier, cytryna.I jeszcze ciasto.Specjalnie wstała wcześniej, żeby je upiec.Było jeszcze ciepłe.A w domu pachniałojabłkami i cynamonem.— Jakie badania ci robili? Masz dokumentację?Weronika nie odpowiedziała.Rozłożyła obrus, starannie wygładziłazagniecenia, przyniosła z kuchni tacę.Rozstawiła kubki, talerzyki, dzbanek, zapaliła świeczkę w podgrzewaczu.— Lubisz szarlotkę, prawda? — zapytała lekko drżącym głosem.— Co ty mi teraz o szarlotce! Masz jakieś wyniki badań?— Sama piekłam.Dzisiaj rano.Specjalnie dla ciebie.— Weroniko, czy ty mnie w ogóle słyszysz? Czemu mi nie powiedziałaś,że masz sarkoidozę? Jestem przecież twoją matką! Nie mówiąc już o tym,że jestem lekarzem! I tata też!— Mamo, podać ci cytrynę?— Dlaczego nie powiedziałaś?— Bo.— Weronice drżała ręka, gdy sięgała po łyżeczkę — już dawnominęły te czasy, kiedy chciałam zachorować, żeby zdobyć twojezainteresowanie.Wiesz, że jadłam surowe ziemniaki i proszek dopieczenia? Bo jeden chłopak mówił, że to wywołuje gorączkę.Obrzydliwe to było, ale jadłam.W zimie zdejmowałam kurtkę i chodziłamboso po śniegu, a z basenu wracałam z mokrą głową.Raz mi nawet włosyzamarzły.Były całe sztywne, bałam się, że się połamią.I nic! Nawetgłupiego kataru nie miałam! Zawsze byłam cholernie zdrowym dzieckiem.Cholernie! Moje koleżanki chorowały kilka razy w roku, a ja? Raz tylkozachorowałam na anginę i to w najgorszym momencie.Pamiętam, byliśmyzaproszeni do ciotki Danki na wesele, a ja miałam nieść tren pannymłodej.Krawcowa uszyła mi sukienkę.Najpiękniejszą sukienkę na świecie, tylko że.nigdy jej nie założyłam.Nie było okazji.Sprzedałaś ją.Ale najpierw pojechaliście na to wesele, a mnie zostawiliście u pani Izy.Miałam ponad czterdzieści stopni gorączki, kręciło mi się w głowie, a naprzeciwko łóżka wisiała taka płaskorzeźba —facet w kapeluszu z fajką.I on się na mnie patrzył, i nawet gdy sięodwracałam do ściany, to i tak wiedziałam, że patrzy.Powiedziałam to pani Izie i prosiłam, żeby go zdjęła ze ściany, ale onaodpowiedziała, żebym się nie przejmowała, bo w gorączce to różne rzeczymogą się zwidywać, a ta płaskorzeźba to pamiątka i nie chce jejzdejmować, żeby się nie zniszczyła.I poszła spać do drugiego pokoju, a ja zostałam sama.I tak się strasznie bałam.Zęby mi szczękały, nie wiem, czy ze strachu, czy z gorączki.Ale bałam się zawołać panią Izę, żeby na mnie nie krzyczała.A kiedy obudziłam się w nocy, to myślałam, że już umarłam, bo nie byłam w swojej piżamie, ale w jakiejś długiej, białej koszuli nocnej.Tylko aniołów nie było ani Boga, a kiedy wstałam, żeby zobaczyć, gdziejestem, to weszła pani Iza.To ona mnie przebrała, gdy spałam, bostrasznie się spociłam.Kiedy wróciliście już wreszcie z tego wesela, to jak na ironię byłam już prawie zdrowa.Żadnej gorączki, tylko migdały jeszcze mnie trochę bolały.Pamiętam, jak mnie badałaś, a tata zaglądał mi wgardło.I jak bardzo chciałam, żeby było czerwone.I żebyście posiedzieli przy moim łóżku.I żebyś zrobiła mi herbatę z malinami, tak jak mamaMarceli.Ale tata powiedział, że jestem prawie zdrowa.Mogę się ubrać ichodzić po domu.I nie było herbaty z malinami i siedzenia przy łóżku.Nie było.Weronika zamilkła.Sięgnęła po kubek z herbatą i popijała ją małymiłyczkami, nie patrząc na mamę.Wreszcie to powiedziała! Nie zamierzała,ale jakoś tak wyszło samo.Mama nie podnosiła wzroku znad herbaty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nie miała pojęcia, jak długo tak stały przytulone, zanim wreszcie puściła Jankę.— Dziękuję.Nie umiem tego wyrazić.Dziękuję.I to „dziękuję” popłynęło za Weroniką przez ulice.Posłała je słońcu, gdy po raz pierwszy od dawna naprawdę poczuła jego pieszczotę, niebu, bo takieniebieskie, dziewczynce z buzią wypaćkaną lodami, wyglądającej jakuosobienie radości, i wreszcie ofiarowała je Temu, który jest Źródłem.A ono wracało.Wracało do Weroniki jak bumerang, sprawiając, że wszystkowokół intensywniało.Ekspres zamruczał radośnie, kawa zapachniała tak, że Weronicezakręciło się w głowie, sernik rozpływał się w ustach.Jadła go powoli, smakując każdą okruszynę i każdą chwilę.I wtedy zjawiła się Karola.I teraz czekała na odpowiedź.Ale w tymmomencie dzwoneczek nad drzwiami powitał nowych gości, więcWeronika powiedziała tylko:— Byłam na masażu.*— Co to jest? — Mama trzymała w ręku przepisany Weronice przezWażniaka lek.Weronika była na siebie wściekła.Co prawda o wizycie mamydowiedziała się wczoraj wieczorem, jednak z Piwnicy wróciła późno wnocy i naprawdę nie miała siły sprzątać, ogarnęła więc tylko z grubszamieszkanie.Ale jak mogła zapomnieć o lekarstwie i nie schować go doapteczki!? Zresztą już od jakiegoś czasu nie było jej wcale potrzebne.— Aerozol wziewny, chyba poznajesz, mamo.Ostatecznie to ty jesteślekarzem.— To wiem, ale czyje to?— Moje.Bałagan robi na tej szafce, prawda? Daj, schowam i będziespokój.— Weronika wyciągnęła rękę po lekarstwo.— Jesteś chora? Co ci jest?— Sarkoidoza.— Weronika schowała aerozol do apteczki.— Ale już niemuszę tego używać.— Co? Sarkoidoza? Ty masz sarkoidozę?! I nic nie powiedziałaś?Weronika w milczeniu robiła herbatę.Kubki, dzbanek, susz herbaciany,wrzątek, podgrzewacz, łyżeczki, cukier, cytryna.I jeszcze ciasto.Specjalnie wstała wcześniej, żeby je upiec.Było jeszcze ciepłe.A w domu pachniałojabłkami i cynamonem.— Jakie badania ci robili? Masz dokumentację?Weronika nie odpowiedziała.Rozłożyła obrus, starannie wygładziłazagniecenia, przyniosła z kuchni tacę.Rozstawiła kubki, talerzyki, dzbanek, zapaliła świeczkę w podgrzewaczu.— Lubisz szarlotkę, prawda? — zapytała lekko drżącym głosem.— Co ty mi teraz o szarlotce! Masz jakieś wyniki badań?— Sama piekłam.Dzisiaj rano.Specjalnie dla ciebie.— Weroniko, czy ty mnie w ogóle słyszysz? Czemu mi nie powiedziałaś,że masz sarkoidozę? Jestem przecież twoją matką! Nie mówiąc już o tym,że jestem lekarzem! I tata też!— Mamo, podać ci cytrynę?— Dlaczego nie powiedziałaś?— Bo.— Weronice drżała ręka, gdy sięgała po łyżeczkę — już dawnominęły te czasy, kiedy chciałam zachorować, żeby zdobyć twojezainteresowanie.Wiesz, że jadłam surowe ziemniaki i proszek dopieczenia? Bo jeden chłopak mówił, że to wywołuje gorączkę.Obrzydliwe to było, ale jadłam.W zimie zdejmowałam kurtkę i chodziłamboso po śniegu, a z basenu wracałam z mokrą głową.Raz mi nawet włosyzamarzły.Były całe sztywne, bałam się, że się połamią.I nic! Nawetgłupiego kataru nie miałam! Zawsze byłam cholernie zdrowym dzieckiem.Cholernie! Moje koleżanki chorowały kilka razy w roku, a ja? Raz tylkozachorowałam na anginę i to w najgorszym momencie.Pamiętam, byliśmyzaproszeni do ciotki Danki na wesele, a ja miałam nieść tren pannymłodej.Krawcowa uszyła mi sukienkę.Najpiękniejszą sukienkę na świecie, tylko że.nigdy jej nie założyłam.Nie było okazji.Sprzedałaś ją.Ale najpierw pojechaliście na to wesele, a mnie zostawiliście u pani Izy.Miałam ponad czterdzieści stopni gorączki, kręciło mi się w głowie, a naprzeciwko łóżka wisiała taka płaskorzeźba —facet w kapeluszu z fajką.I on się na mnie patrzył, i nawet gdy sięodwracałam do ściany, to i tak wiedziałam, że patrzy.Powiedziałam to pani Izie i prosiłam, żeby go zdjęła ze ściany, ale onaodpowiedziała, żebym się nie przejmowała, bo w gorączce to różne rzeczymogą się zwidywać, a ta płaskorzeźba to pamiątka i nie chce jejzdejmować, żeby się nie zniszczyła.I poszła spać do drugiego pokoju, a ja zostałam sama.I tak się strasznie bałam.Zęby mi szczękały, nie wiem, czy ze strachu, czy z gorączki.Ale bałam się zawołać panią Izę, żeby na mnie nie krzyczała.A kiedy obudziłam się w nocy, to myślałam, że już umarłam, bo nie byłam w swojej piżamie, ale w jakiejś długiej, białej koszuli nocnej.Tylko aniołów nie było ani Boga, a kiedy wstałam, żeby zobaczyć, gdziejestem, to weszła pani Iza.To ona mnie przebrała, gdy spałam, bostrasznie się spociłam.Kiedy wróciliście już wreszcie z tego wesela, to jak na ironię byłam już prawie zdrowa.Żadnej gorączki, tylko migdały jeszcze mnie trochę bolały.Pamiętam, jak mnie badałaś, a tata zaglądał mi wgardło.I jak bardzo chciałam, żeby było czerwone.I żebyście posiedzieli przy moim łóżku.I żebyś zrobiła mi herbatę z malinami, tak jak mamaMarceli.Ale tata powiedział, że jestem prawie zdrowa.Mogę się ubrać ichodzić po domu.I nie było herbaty z malinami i siedzenia przy łóżku.Nie było.Weronika zamilkła.Sięgnęła po kubek z herbatą i popijała ją małymiłyczkami, nie patrząc na mamę.Wreszcie to powiedziała! Nie zamierzała,ale jakoś tak wyszło samo.Mama nie podnosiła wzroku znad herbaty [ Pobierz całość w formacie PDF ]