[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chang szedł raznymkrokiem, aż znalazł to, czego potrzebował: umundurowanego portiera, obijającego się zkuflem piwa.Chang wszedł do środka - między szmaty, wiadra i gąbki - po czym zamknął zasobą drzwi.Zaskoczony portier zakrztusił się i odruchowo zrobił krok do tyłu, z grzechotempotrącając stojące za nim miotły.Chang złapał go za kołnierz i przyciągnął do siebie.- Posłuchaj - rzekł szybko i cicho.- Spieszy mi się.Muszę dostarczyć wiadomość,dyskretnie i osobiście, do pokoju hrabiny di Lacquer-Sforzy.Znasz ją? - Mężczyzna kiwnąłgłową.- Dobrze.Zaprowadz mnie tam tylnymi schodami.Nikt nie może nas zobaczyć.Niechcę wystawić na szwank reputacji tej damy, a muszę dostarczyć jej tę wiadomość.Sięgnął do kieszeni i wyjął srebrną monetę.Portier zobaczył ją, skinął głową, a wtedyChang schował monetę i pociągnął mężczyznę za sobą.Da mu ją, kiedy dotrą na miejsce.Pokój był na drugim piętrze, co miało sens dla podejrzliwego Changa - za wysoko, bywspiąć się czy zeskoczyć i z dala od tłumów na ruchliwej alei.Portier zapukał do drzwi.Niktnie odpowiedział.Zapukał ponownie.Nadal żadnej odpowiedzi.Chang odciągnął go od drzwii dał mu monetę.Potem wyjął drugą.- Nie spotkaliśmy się - powiedział i wetknął ją w jego dłoń, podwajając zapłatę.Portier kiwnął głową, cofając się.Po kilku krokach - uważnie obserwowany przezChanga - odwrócił się i uciekł.Chang wyjął kółko z kluczami.Szczęknął odsuwany rygiel.Przekręcił klamkę i wszedł.Apartament stanowił skrajne przeciwieństwo tego, który Celeste zajmowała w hoteluBoniface - ociekał przepychem typowym dla St.Royale, od dywanów poprzez kryształy,ogromne i przesadnie rzezbione meble, po nadmiar kwiatów, wspaniałych draperii, misternywzór tapety i przytłaczający ogrom pomieszczeń.Chang zamknął za sobą drzwi i stanął wgłównym salonie.Apartament wydawał się pusty.Gazowe światła przygaszono, lecz ichsłaby blask Changowi wystarczał.Uśmiechnął się krzywo, dostrzegając kolejną różnicę.Części garderoby - oczywiście z koronek i jedwabiu - leżały niedbale rzucone na oparciachkrzeseł i kanap, a nawet na podłodze.Nie mógł sobie wyobrazić czegoś takiego w obecnościczujnej ciotki Agathy, lecz tutaj ta dekadencka beztroska świadczyła o pogardzie dla taknaiwnej potrzeby porządku.Podszedł do misternie rzezbionego sekretarzyka zastawionegopustymi butelkami, wziął równie eleganckie drewniane krzesło i zablokował nim drzwiwejściowe, wpychając jego oparcie pod klamkę.Nie chciał, by przeszkodzono mu w trakcieprzeszukiwania.Podkręcił płomień gazowych lamp i wrócił do salonu.Po bokach zobaczył dwojeotwartych drzwi, a na końcu pokoju trzecie, zamknięte.Pospiesznie zajrzał do dwóchpierwszych pomieszczeń - pokoju służącej i mniejszego salonu, również pełnych porzuconychw nieładzie ubrań, a w przypadku saloniku również kieliszków i talerzy.Podszedł dozamkniętych drzwi i pchnął je.W środku było ciemno.Po omacku odnalazł gazowy kinkiet irozświetlił nim następny elegancki pokój - tym razem bawialnię z dwoma wygodnymiszezlongami oraz stolikiem o lustrzanym blacie, zastawionym butelkami.Chang stanął jakwryty, czując w sercu zimne ukłucie lęku.Pod jednym z szezlongów ujrzał zielone buciki.*Omiótł wzrokiem pokój, szukając innych śladów.Na stoliku z drinkami stały czterykieliszki, niektóre na pół pełne i ze śladami szminki, a na podłodze obok drugiego szezlongudwa następne.Wysoko na ścianie naprzeciwko wisiało duże lustro w grubej ramie, lekkonachylone i skierowane w stronę drzwi.Chang spojrzał na nie z obrzydzeniem, gdyż nie lubiłprzeglądać się w lustrze, lecz jego wzrok przykuło coś innego, odbicie znajdującego się naścianie za nim obrazu, który mógł być namalowany jedynie ręką Oskara Veilandta.Changzdjął go ze ściany, po czym obrócił, by obejrzeć drugą stronę płótna.Widniał tam napissporządzony niebieskim inkaustem, zapewne nakreślony ręką artysty: Fragment Objawienia,3/13.Poniżej był szereg symboli, przypominających równanie matematyczne zawierającegreckie litery, a po nich słowa: I tak się odrodzą.Odwrócił płótno obrazem do siebie i zdumiał się jego posępną wymową.Może tokontrast między samym malowidłem a kosztowną złotą ramą, pogłębiający wrażenie izolacji iodgraniczenia - sprawiał, że obraz wydawał się tak wyzywający, w każdym razie Chang niemógł oderwać od niego oczu.Właściwie nie był pornograficzny - nie ukazywał zbyt wiele -lecz mimo to był dziwnie nieprzyzwoity.Chang nie potrafiłby tego wytłumaczyć, lecz tomalowidło bezsprzecznie budziło w nim równie głęboką odrazę, co podniecenie.Tenfragment obrazu nie przystawał do tego, który widzieli w galerii, ukazującego oszpeconąblizną twarz kobiety, którą Chang nawet w myślach wzdragał się nazywać Marią.Tutaj widaćbyło nagie biodro ukazane z boku i wspaniałe uda obejmujące talię jakiejś odzianej wniebieski strój postaci, która najwyrazniej właśnie ją posiadła.Jednak przyjrzawszy siędokładniej, Chang dostrzegł dłonie tej postaci zaciśnięte na biodrach kobiety.Te dłonierównież były niebieskie i ozdobione wieloma pierścieniami, tak samo jak przeguby, naktórych lśniły liczne bransoletki z różnych metali - złota, srebra, miedzi lub żelaza.Tenmężczyzna nie nosił niebieskiego stroju, lecz jego skóra była niebieska [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Chang szedł raznymkrokiem, aż znalazł to, czego potrzebował: umundurowanego portiera, obijającego się zkuflem piwa.Chang wszedł do środka - między szmaty, wiadra i gąbki - po czym zamknął zasobą drzwi.Zaskoczony portier zakrztusił się i odruchowo zrobił krok do tyłu, z grzechotempotrącając stojące za nim miotły.Chang złapał go za kołnierz i przyciągnął do siebie.- Posłuchaj - rzekł szybko i cicho.- Spieszy mi się.Muszę dostarczyć wiadomość,dyskretnie i osobiście, do pokoju hrabiny di Lacquer-Sforzy.Znasz ją? - Mężczyzna kiwnąłgłową.- Dobrze.Zaprowadz mnie tam tylnymi schodami.Nikt nie może nas zobaczyć.Niechcę wystawić na szwank reputacji tej damy, a muszę dostarczyć jej tę wiadomość.Sięgnął do kieszeni i wyjął srebrną monetę.Portier zobaczył ją, skinął głową, a wtedyChang schował monetę i pociągnął mężczyznę za sobą.Da mu ją, kiedy dotrą na miejsce.Pokój był na drugim piętrze, co miało sens dla podejrzliwego Changa - za wysoko, bywspiąć się czy zeskoczyć i z dala od tłumów na ruchliwej alei.Portier zapukał do drzwi.Niktnie odpowiedział.Zapukał ponownie.Nadal żadnej odpowiedzi.Chang odciągnął go od drzwii dał mu monetę.Potem wyjął drugą.- Nie spotkaliśmy się - powiedział i wetknął ją w jego dłoń, podwajając zapłatę.Portier kiwnął głową, cofając się.Po kilku krokach - uważnie obserwowany przezChanga - odwrócił się i uciekł.Chang wyjął kółko z kluczami.Szczęknął odsuwany rygiel.Przekręcił klamkę i wszedł.Apartament stanowił skrajne przeciwieństwo tego, który Celeste zajmowała w hoteluBoniface - ociekał przepychem typowym dla St.Royale, od dywanów poprzez kryształy,ogromne i przesadnie rzezbione meble, po nadmiar kwiatów, wspaniałych draperii, misternywzór tapety i przytłaczający ogrom pomieszczeń.Chang zamknął za sobą drzwi i stanął wgłównym salonie.Apartament wydawał się pusty.Gazowe światła przygaszono, lecz ichsłaby blask Changowi wystarczał.Uśmiechnął się krzywo, dostrzegając kolejną różnicę.Części garderoby - oczywiście z koronek i jedwabiu - leżały niedbale rzucone na oparciachkrzeseł i kanap, a nawet na podłodze.Nie mógł sobie wyobrazić czegoś takiego w obecnościczujnej ciotki Agathy, lecz tutaj ta dekadencka beztroska świadczyła o pogardzie dla taknaiwnej potrzeby porządku.Podszedł do misternie rzezbionego sekretarzyka zastawionegopustymi butelkami, wziął równie eleganckie drewniane krzesło i zablokował nim drzwiwejściowe, wpychając jego oparcie pod klamkę.Nie chciał, by przeszkodzono mu w trakcieprzeszukiwania.Podkręcił płomień gazowych lamp i wrócił do salonu.Po bokach zobaczył dwojeotwartych drzwi, a na końcu pokoju trzecie, zamknięte.Pospiesznie zajrzał do dwóchpierwszych pomieszczeń - pokoju służącej i mniejszego salonu, również pełnych porzuconychw nieładzie ubrań, a w przypadku saloniku również kieliszków i talerzy.Podszedł dozamkniętych drzwi i pchnął je.W środku było ciemno.Po omacku odnalazł gazowy kinkiet irozświetlił nim następny elegancki pokój - tym razem bawialnię z dwoma wygodnymiszezlongami oraz stolikiem o lustrzanym blacie, zastawionym butelkami.Chang stanął jakwryty, czując w sercu zimne ukłucie lęku.Pod jednym z szezlongów ujrzał zielone buciki.*Omiótł wzrokiem pokój, szukając innych śladów.Na stoliku z drinkami stały czterykieliszki, niektóre na pół pełne i ze śladami szminki, a na podłodze obok drugiego szezlongudwa następne.Wysoko na ścianie naprzeciwko wisiało duże lustro w grubej ramie, lekkonachylone i skierowane w stronę drzwi.Chang spojrzał na nie z obrzydzeniem, gdyż nie lubiłprzeglądać się w lustrze, lecz jego wzrok przykuło coś innego, odbicie znajdującego się naścianie za nim obrazu, który mógł być namalowany jedynie ręką Oskara Veilandta.Changzdjął go ze ściany, po czym obrócił, by obejrzeć drugą stronę płótna.Widniał tam napissporządzony niebieskim inkaustem, zapewne nakreślony ręką artysty: Fragment Objawienia,3/13.Poniżej był szereg symboli, przypominających równanie matematyczne zawierającegreckie litery, a po nich słowa: I tak się odrodzą.Odwrócił płótno obrazem do siebie i zdumiał się jego posępną wymową.Może tokontrast między samym malowidłem a kosztowną złotą ramą, pogłębiający wrażenie izolacji iodgraniczenia - sprawiał, że obraz wydawał się tak wyzywający, w każdym razie Chang niemógł oderwać od niego oczu.Właściwie nie był pornograficzny - nie ukazywał zbyt wiele -lecz mimo to był dziwnie nieprzyzwoity.Chang nie potrafiłby tego wytłumaczyć, lecz tomalowidło bezsprzecznie budziło w nim równie głęboką odrazę, co podniecenie.Tenfragment obrazu nie przystawał do tego, który widzieli w galerii, ukazującego oszpeconąblizną twarz kobiety, którą Chang nawet w myślach wzdragał się nazywać Marią.Tutaj widaćbyło nagie biodro ukazane z boku i wspaniałe uda obejmujące talię jakiejś odzianej wniebieski strój postaci, która najwyrazniej właśnie ją posiadła.Jednak przyjrzawszy siędokładniej, Chang dostrzegł dłonie tej postaci zaciśnięte na biodrach kobiety.Te dłonierównież były niebieskie i ozdobione wieloma pierścieniami, tak samo jak przeguby, naktórych lśniły liczne bransoletki z różnych metali - złota, srebra, miedzi lub żelaza.Tenmężczyzna nie nosił niebieskiego stroju, lecz jego skóra była niebieska [ Pobierz całość w formacie PDF ]