[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Won!Leokadia sromotnie pokonana zrobiła zwrot i kuśtykając, rzuciła się do ucieczki, a Jadzia biegła zanią jeszcze przez kilkanaście metrów i okładała po plecach, won, bo nogi z dupy.Won, cipo nakaczych łapach! Jeszcze raz na Piaskowej Górze zobaczę, to tak przyleję, że rodzony synek nie pozna!Won! darła się Jadzia, aż Leokadia zni-335kła w śnieżnej perspektywie pasażu pod Babelem.Oklaski przywitały Jadzię zwycięską, poklepywaliją po łopatkach, wesołych świąt życzyli, wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku; chybapierwszy raz sąsiedzi ze znie-nawidzonego przez nią Babela wydali jej się tacy ładni, nawetjednoręki i bezzębny Józek Sztygar, którego uścisk odwzajemniła, zapominając na chwilę obakteriach.Krysia Zledz podniosła Jadzi beret, podała jej chusteczkę do otarcia krwi, otrzepałapłaszcz, ale jej przypierdoliłaś, powiedziała z podziwem, gdy jechały windą na dziewią-te.A jak! potwierdziła Jadzia nabuzowana, się stawiała, niemilizna jedna, to co miałam robić, nagłowę dać se nasrać?Gdy zwycięska Jadzia weszła do mieszkania, poczu-ła zapach dymu wydobywającego się zza drzwi ubikacji.Otworzyła je i zobaczyła teściową, wychudzoną i malutką niczym osesek, jak siedzi na zamkniętymsedesie z kolanami pod brodą i zaciąga się extra mocnym tak, jakby ssała pierś.Przebrała się już dowigilijnej kolacji, włożyła nowy sweter w fioletowo-czerwone wzory, któ-ry jej Jadzia kupiła na Manhattanie, chyba nawet spró-bowała pomalować sobie brwi, bo dwie czarne krechy przecinały jej czoło linią krzywą wyżej, niżchciała natura.Przestraszyła się Halina na widok rozczochranej Jadzi, popatrzyła zdumiona na krewzakrzepłą pod jej nosem.Jadzia? już kończę, wycharczała.Niech mamusia idzie do stołowego, siądzie se koło choinki i zapalijak człowiek, nogi wyciągnie, na pufie se oprze.Się potem wywietrzy.Do stołowego? Matko Boska, pomyślała Halina, wlokąc się po ścianie w kierunku pokoju, skądmrugały świat-ła choinki, czyżby jej synowa znów zwariowała, jak po 336porodzie? A może gorzej, pić zaczęła? Jadzia, skąd ta krew? Przewróciłaś się? Niech się mamusianie martwi, z Leokadią Wawrzyniak się pobiłam pod Babelem.Jak to się pobiłaś? Podskakiwała,Dominice ubliżała, to ją je-błam.Ja to nic, ją by mamusia zobaczyła, cipę na kaczych łapach,zaśmiała się Jadzia, aż zadrżały kryształy na meblościance.A czym ją jebłaś, Jadzia? A torebką!Zwariowała jak nic! zdecydowała Halina i korzystając z okazji, zapaliła sobie następnego papierosaw stołowym.Ale to nie był koniec niespodzianek, jakie Jadzia miała w zana-drzu na wigilijnepopołudnie.Weszła do łazienki, wymyła twarz, przyłożyła sobie na chwilę mokry ręcznik do nosa, pociągnęłausta per-łową szminką, przeczesała ondulację świeżo nakręconą z powodu świąt i przyjazdu córki.Ukucnęłaprzy wannie, gdzie pływał karp.Co się go nawybierała w Realu, naprze-bierała, ten za chudy, ten zatłusty, ten jakiś niewyrazny, pan mi tamtego, co się tak rzuca, pokaże, nie, nie tego zdechlaka, co mipan tu wciska, o, tamtego, ale bysior, biorę.Na Babel leciała, mało nóg nie pogubiła, żeby nie zdechłjej po drodze.Karp podpłynął i spojrzał na Jadzię, do powierzchni wody pysk przybliżył, jakbychciał jej coś powiedzieć.l co, durny, pożyłbyś jeszcze? spytała Jadzia.Nie odpowiedział, alewyglądał na zainteresowane-go dalszym rozwojem wypadków.Co miałbyś nie chcieć,odpowiedziała za karpia Jadzia, wszyscy chcemy.Podniosła się i wzięła wiadro plastikowe, wktórym stał mop, zdaniem Jadzi jedna z największych zmian, jakie wniosły w jej życie demokracja ikapitalizm.Gdy coś się Jadzi podobało, mówiła, wiadomo, demokracja, albo, wiadomo, kapitalizm,z odpowiednio afirmatywną intonacja.Bo 337też nie umywa się szmata do mopa, jeśli chodzi o mycie podłogi; nuciła sobie piosenkę z reklamy,gdy mopowała, wolę mopa, wolę mopa, nie chcę pełzać po podłogach, mopa, mopa, mopa wolę.Różnorodność środków do czyszczenia, wybielania, szorowania, odplamiania, dezynfekcji inabłyszczania nadała higienicznej pasji jadzi nowy wymiar, bo teraz dopiero Jadzia-eksterminatorkamiała pole do popisu w swojej walce z bakteriami i wi-rusami.Domestos, ace, gdzie tam do nichzwykłemu octowi! Przepłukała wiadro i wyłowiła nim karpia, ciężkie było.Dziwne, pomyślałaJadzia Chmura, karp to karp, ale że woda, przezroczysta jak powietrze, tyle waży.Mamusia sobiepopali, potem ma tu colę, soczek wiśniowy, se wypije, ja zaraz wracam, rzuciła w drzwiach.Jadzia?Halina była już poważnie zaniepokojona, gdzie cię niesie?Zaraz Dominika może przyjechać, a ty gdzieś ciekniesz, wycharczała.Z karpiem w wiadrze? Jadzia?Się mamusia nie martwi, zaraz wracam, tylko karpia wypuszczę, i już jej nie było.jak nic, znów zwariowała, myślała Halina, odpa-lając papierosa od papierosa, i uśmiechnęła się dosiebie.Zwariowała jej synowa, ale jakoś lepiej niż wtedy, dwadzieścia sześć lat temu, gdy alboleżała i gniła, albo sprzątała i prała.A Jadzia biegła w dół przez Krzaki, któ-re w ostatnich latach trochę uporządkowano, porobiono ścieżki, postawiano ławki, biegła w kierunkujeziorka topielicy-pajęczycy.Już nie pompowano tam wody z kopalni, bo nie było kopalń;oczyszczono zbiornik i zrobiono dookoła skwer, posadzono wierzby, forsycje, iglaki.Były tamłabędzie i kaczki, karpie, które karmiło się z mostku, raz widziała nawet żółwia z czerwonymipaseczkami na 338łebku, ale nie była pewna, czy jej się nie przywidziało, bo żeby żółw w Wałbrzychu? O tej porzenikogo, pustka, tafla wody zlewała się z ciemniejącym powietrzem, pierwszy śnieg tej ciepłej zimyzmiękczał kontury, ła-będz przepłynął w ciemności jak ulepiony z waty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Won!Leokadia sromotnie pokonana zrobiła zwrot i kuśtykając, rzuciła się do ucieczki, a Jadzia biegła zanią jeszcze przez kilkanaście metrów i okładała po plecach, won, bo nogi z dupy.Won, cipo nakaczych łapach! Jeszcze raz na Piaskowej Górze zobaczę, to tak przyleję, że rodzony synek nie pozna!Won! darła się Jadzia, aż Leokadia zni-335kła w śnieżnej perspektywie pasażu pod Babelem.Oklaski przywitały Jadzię zwycięską, poklepywaliją po łopatkach, wesołych świąt życzyli, wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku; chybapierwszy raz sąsiedzi ze znie-nawidzonego przez nią Babela wydali jej się tacy ładni, nawetjednoręki i bezzębny Józek Sztygar, którego uścisk odwzajemniła, zapominając na chwilę obakteriach.Krysia Zledz podniosła Jadzi beret, podała jej chusteczkę do otarcia krwi, otrzepałapłaszcz, ale jej przypierdoliłaś, powiedziała z podziwem, gdy jechały windą na dziewią-te.A jak! potwierdziła Jadzia nabuzowana, się stawiała, niemilizna jedna, to co miałam robić, nagłowę dać se nasrać?Gdy zwycięska Jadzia weszła do mieszkania, poczu-ła zapach dymu wydobywającego się zza drzwi ubikacji.Otworzyła je i zobaczyła teściową, wychudzoną i malutką niczym osesek, jak siedzi na zamkniętymsedesie z kolanami pod brodą i zaciąga się extra mocnym tak, jakby ssała pierś.Przebrała się już dowigilijnej kolacji, włożyła nowy sweter w fioletowo-czerwone wzory, któ-ry jej Jadzia kupiła na Manhattanie, chyba nawet spró-bowała pomalować sobie brwi, bo dwie czarne krechy przecinały jej czoło linią krzywą wyżej, niżchciała natura.Przestraszyła się Halina na widok rozczochranej Jadzi, popatrzyła zdumiona na krewzakrzepłą pod jej nosem.Jadzia? już kończę, wycharczała.Niech mamusia idzie do stołowego, siądzie se koło choinki i zapalijak człowiek, nogi wyciągnie, na pufie se oprze.Się potem wywietrzy.Do stołowego? Matko Boska, pomyślała Halina, wlokąc się po ścianie w kierunku pokoju, skądmrugały świat-ła choinki, czyżby jej synowa znów zwariowała, jak po 336porodzie? A może gorzej, pić zaczęła? Jadzia, skąd ta krew? Przewróciłaś się? Niech się mamusianie martwi, z Leokadią Wawrzyniak się pobiłam pod Babelem.Jak to się pobiłaś? Podskakiwała,Dominice ubliżała, to ją je-błam.Ja to nic, ją by mamusia zobaczyła, cipę na kaczych łapach,zaśmiała się Jadzia, aż zadrżały kryształy na meblościance.A czym ją jebłaś, Jadzia? A torebką!Zwariowała jak nic! zdecydowała Halina i korzystając z okazji, zapaliła sobie następnego papierosaw stołowym.Ale to nie był koniec niespodzianek, jakie Jadzia miała w zana-drzu na wigilijnepopołudnie.Weszła do łazienki, wymyła twarz, przyłożyła sobie na chwilę mokry ręcznik do nosa, pociągnęłausta per-łową szminką, przeczesała ondulację świeżo nakręconą z powodu świąt i przyjazdu córki.Ukucnęłaprzy wannie, gdzie pływał karp.Co się go nawybierała w Realu, naprze-bierała, ten za chudy, ten zatłusty, ten jakiś niewyrazny, pan mi tamtego, co się tak rzuca, pokaże, nie, nie tego zdechlaka, co mipan tu wciska, o, tamtego, ale bysior, biorę.Na Babel leciała, mało nóg nie pogubiła, żeby nie zdechłjej po drodze.Karp podpłynął i spojrzał na Jadzię, do powierzchni wody pysk przybliżył, jakbychciał jej coś powiedzieć.l co, durny, pożyłbyś jeszcze? spytała Jadzia.Nie odpowiedział, alewyglądał na zainteresowane-go dalszym rozwojem wypadków.Co miałbyś nie chcieć,odpowiedziała za karpia Jadzia, wszyscy chcemy.Podniosła się i wzięła wiadro plastikowe, wktórym stał mop, zdaniem Jadzi jedna z największych zmian, jakie wniosły w jej życie demokracja ikapitalizm.Gdy coś się Jadzi podobało, mówiła, wiadomo, demokracja, albo, wiadomo, kapitalizm,z odpowiednio afirmatywną intonacja.Bo 337też nie umywa się szmata do mopa, jeśli chodzi o mycie podłogi; nuciła sobie piosenkę z reklamy,gdy mopowała, wolę mopa, wolę mopa, nie chcę pełzać po podłogach, mopa, mopa, mopa wolę.Różnorodność środków do czyszczenia, wybielania, szorowania, odplamiania, dezynfekcji inabłyszczania nadała higienicznej pasji jadzi nowy wymiar, bo teraz dopiero Jadzia-eksterminatorkamiała pole do popisu w swojej walce z bakteriami i wi-rusami.Domestos, ace, gdzie tam do nichzwykłemu octowi! Przepłukała wiadro i wyłowiła nim karpia, ciężkie było.Dziwne, pomyślałaJadzia Chmura, karp to karp, ale że woda, przezroczysta jak powietrze, tyle waży.Mamusia sobiepopali, potem ma tu colę, soczek wiśniowy, se wypije, ja zaraz wracam, rzuciła w drzwiach.Jadzia?Halina była już poważnie zaniepokojona, gdzie cię niesie?Zaraz Dominika może przyjechać, a ty gdzieś ciekniesz, wycharczała.Z karpiem w wiadrze? Jadzia?Się mamusia nie martwi, zaraz wracam, tylko karpia wypuszczę, i już jej nie było.jak nic, znów zwariowała, myślała Halina, odpa-lając papierosa od papierosa, i uśmiechnęła się dosiebie.Zwariowała jej synowa, ale jakoś lepiej niż wtedy, dwadzieścia sześć lat temu, gdy alboleżała i gniła, albo sprzątała i prała.A Jadzia biegła w dół przez Krzaki, któ-re w ostatnich latach trochę uporządkowano, porobiono ścieżki, postawiano ławki, biegła w kierunkujeziorka topielicy-pajęczycy.Już nie pompowano tam wody z kopalni, bo nie było kopalń;oczyszczono zbiornik i zrobiono dookoła skwer, posadzono wierzby, forsycje, iglaki.Były tamłabędzie i kaczki, karpie, które karmiło się z mostku, raz widziała nawet żółwia z czerwonymipaseczkami na 338łebku, ale nie była pewna, czy jej się nie przywidziało, bo żeby żółw w Wałbrzychu? O tej porzenikogo, pustka, tafla wody zlewała się z ciemniejącym powietrzem, pierwszy śnieg tej ciepłej zimyzmiękczał kontury, ła-będz przepłynął w ciemności jak ulepiony z waty [ Pobierz całość w formacie PDF ]