[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęłam się zastanawiać nad zatrudnieniem córek, ale do końca roku szkolnegozostał jeszcze cały miesiąc, a ja nie czułam się na siłach zastępować Sheili.Do Soni wpadłam jeszcze przed zamknięciem sklepu.Udawała, że nie jest wcale zaskoczona.Jak zwykle skryła wszystko za maską swojej dobrodusznej.jowialności - jeżeli można się tak wyrazićo kobiecie.- Jak tam, Basiu, widzę, że twój personel cię nie oszczędza - stwierdziła bardziej nawet niż za-pytała.- Nie jest łatwo.Masz szczęście, że nie musisz nikogo zatrudniać - westchnęłam.- Przyszłamwłaśnie, żeby ci opowiedzieć.I poradzić się.- Już przecież zwolniłaś Sheilę, prawda? - powiedziała z uśmiechem.- Skąd wiesz?- Basiu, jak widzisz, nie mam zbyt wielu klientów.A dla takiej samotnej osoby jak ja każdaokazja jest dobra, żeby dowiedzieć się czegoś nowego o ludziach.Nie oglądam telewizji, więc całamoja opera mydlana rozgrywa się za tym oknem.W innej sytuacji rozgniewałabym się na nią.Miałam jednak przed sobą starzejącą się kobietę,która pierwszy raz w ciągu naszej znajomości odsłoniła swoje prawdziwe oblicze.Uśmiechała się jakzwykle.Nie patrzyła mi w oczy, tylko dreptała od wieszaka do wieszaka, ciągle coś poprawiając.Mó-RLTwiła tym samym beztroskim, szczebioczącym tonem, a jednak w moich oczach była już zdemaskowa-na.Tak, przyznała się, że nas obserwuje.A może nawet szpieguje.- Wiesz w takim razie, że Sheila stosuje przemoc wobec Claudii - odezwałam się z lekką nutąsatysfakcji w głosie.Byłam pewna, że tym razem ją zaskoczę i nie pomyliłam się.Nie wiedziała, ale znowu użyłaswojego protekcjonalnego tonu.- To bardzo poważne oskarżenie.Opowiedziałam jej ze szczegółami o wydarzeniach tego dnia.Nie ukrywałam niczego, co wy-znała nam Claudia.Sonia milczała.Wreszcie! Udawała, że musi bezzwłocznie przepakować wszystkiebatystowe serwetki z jednej szuflady do drugiej.Gdy tylko skończyłam swoją relację, westchnęła, nie przerywając swojego zajęcia.- Ja nie przejmowałabym się tak bardzo na twoim miejscu.Już swoje przeszłaś, a to dziecko po-trzebuje spokoju.Szczególnie teraz.Spojrzała na mnie z takim uśmiechem w kącikach ust, że nie wiedziałam, jak mam to rozumieć.Jeżeli to jakaś aluzja do jednego z wątków toczącego się na naszej ulicy serialu, to powinnam ją prze-milczeć.- Uważasz więc, że powinnam pozostawić Claudię samą sobie? Nie mogę na to pozwolić.Niedopuszczę, aby działa jej się krzywda.A Sheila popełniła przestępstwo i powinna ponieść konse-kwencje.- Przestępstwo? Czy to nie za duże słowo? Ciągle dzieją się takie rzeczy.Wszyscy zresztą jepopełniamy.Nikt nie jest bez winy, nieprawdaż? Dlaczego więc mielibyśmy oceniać innych.Tak bardzo zdenerwowałam się postawą Soni, że puściłam mimo uszu ewidentne nawiązanie domojego życia.- Tak myślisz? - rozpoczęłam zaczepnie.- Nie dziwię się zresztą, skoro siedzisz tu tylko dlaswojego pana Harrisona, a nas traktujesz jako rozrywkę!I tym razem Sonia nie dała się wyprowadzić z równowagi.Odwróciła się tylko do mnie iuśmiechnęła rozbrajająco.- Nie dziw się.Stuart jest całym moim światem.Z całej rodziny tylko on jeden mi pozostał.Na-si rodzice zmarli wiele lat temu, z rodzeństwa była tylko Nina.A teraz zostaliśmy sami.Patrzyłam na nią jak zamurowana.Musiałam mieć otwarte usta i chyba nimi bezwiednie poru-szałam.Usiłowałam szybko zbudować jakieś sensowne zdanie, żeby dowiedzieć się, jak mam rozu-mieć te informacje.- Kto jest rodzeństwem? - zapytałam niemądrze, gdy tylko wyszukałam w pamięci znaczenietego angielskiego słowa.- Stuart i ja - odpowiedziała z uśmiechem.- No i Nina.RLT- Przepraszam, ale nie rozumiem.Sonia patrzyła na mnie z zaciekawieniem.- Rzeczywiście, wy tego możecie nie wiedzieć - dodała po chwili, śmiejąc się już w głos.-Przecież nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy.Nie pytaliście nas nigdy o nic.Nie chciałam już wspominać, że wszelkie próby rozmowy o zmarłej siostrze Sonia zbywałamilczeniem lub ostentacyjnie zmieniała temat, gdy kiedykolwiek próbowaliśmy nawiązać do jej sytu-acji rodzinnej.Teraz, z właściwą sobie beztroską, opowiedziała mi wszystko.Otóż dawno, dawno temu ojciecdziesięcioletniego wówczas Stuarta rozwiódł się z jego matką i ożenił z mamą Niny.W tym związkuurodziła się Sonia - jako przyrodnia siostra zarówno Niny, jak i Stuarta.Chłopiec mieszkał na stałe zeswoją matką, a dziewczynka ze swoją.Narodziny siostrzyczki były dla niej kolejnym po rozwodzie rodziców ciosem, więc od naj-młodszych lat mała Sonia odczuwała to jako odrzucenie przez dużo starszą Ninę.Zupełnie inaczej byłoz bratem, który był rzadkim gościem w domu ojca.Uwielbiał dziewczynkę, a ona odpłacała mu nie-zwykłym przywiązaniem.Chociaż Sonia nie mówiła o początkach miłości Stuarta do Niny, wyczułamogromne napięcie, gdy wspominała o ich związku.Było to prawdopodobnie burzliwe uczucie, któreprzetrwało jednak kilka nieporozumień i kłótni, a nawet kilkuletnie rozstanie.Słuchając, nabierałamprzekonania, że młodsza siostrzyczka mogła mieć pewien związek z tymi niesnaskami.- No, to już wiesz wszystko - powiedziała zadowolona Sonia, przerywając w najciekawszymmomencie.Nie dowiedziałam się więc, jak doszło do ślubu, jak na to zareagowali rodzice.No i przedewszystkim, co było dalej, po słynnym żyli długo i szczęśliwie".Sonia uznała jednak rozmowę zaskończoną.Powoli zaczęła mnie odprowadzać do drzwi, pocieszając i radząc, abym nie przejmowałasię tak niegroznymi sprzeczkami moich koleżanek.Tak to dokładnie ujęła.Wróciłam do siebie wstrząśnięta zarówno postawą Soni, jak i jej historią.Jeszcze wczoraj da-łybyśmy wiele, aby dowiedzieć się tego wszystkiego o rodzinie z naprzeciwka.Dzisiaj były ważniejszesprawy.Mój plan się nie powiódł.Wszystko poszło nie tak.W szpitalu Claudia oznajmiła, że się prze-wróciła w łazience, a ucho skaleczyła, zahaczając kolczykiem o sweter.W naszym salonie przespałatylko jedną noc, następnego dnia po pracy wróciła do Sheili.Sara i jej mąż, Barry, przyszli do nas, by zaproponować jej pomoc w przeprowadzce do ichmieszkania.Mogłaby tam zostać, jak długo by chciała.Claudia odmówiła.Oświadczyła, że ma własnemieszkanie i nie zamierza wynosić się z niego.I zasugerowała, że będzie najlepiej, jeśli nie będą jejukładali życia.Mnie nie miała odwagi tego powiedzieć.RLTDziewczyny opowiadały, że Sheila przepraszała ją na kolanach, ale według nich nie wyglądaławiarygodnie.Claudia jednak jej uwierzyła.Byłyśmy bezradne, spodziewałyśmy się najgorszego, alenie potrafiłyśmy ani prośbą, ani grozbą przekonać tej dziewczyny, że popełnia błąd.Gdy państwo Smith wrócili z podróży poślubnej, wybrałam się do nich w odwiedziny.Zabra-łam ze sobą pierścionek.Okazało się, że pani Maria wie o opalach znacznie więcej niż jej mąż.Trudnonatomiast powiedzieć, które z małżonków zna więcej przesądów.Pod tym względem dobrali się jak wkorcu maku.- Podobno tylko czarne opale są szczęśliwe.Pozostałe mają złą sławę.Chyba że jesteś urodzonaw pazdzierniku.Jesteś, Basiu? - spytała mimochodem pani Smith.- Tak - potwierdziłam zdziwiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zaczęłam się zastanawiać nad zatrudnieniem córek, ale do końca roku szkolnegozostał jeszcze cały miesiąc, a ja nie czułam się na siłach zastępować Sheili.Do Soni wpadłam jeszcze przed zamknięciem sklepu.Udawała, że nie jest wcale zaskoczona.Jak zwykle skryła wszystko za maską swojej dobrodusznej.jowialności - jeżeli można się tak wyrazićo kobiecie.- Jak tam, Basiu, widzę, że twój personel cię nie oszczędza - stwierdziła bardziej nawet niż za-pytała.- Nie jest łatwo.Masz szczęście, że nie musisz nikogo zatrudniać - westchnęłam.- Przyszłamwłaśnie, żeby ci opowiedzieć.I poradzić się.- Już przecież zwolniłaś Sheilę, prawda? - powiedziała z uśmiechem.- Skąd wiesz?- Basiu, jak widzisz, nie mam zbyt wielu klientów.A dla takiej samotnej osoby jak ja każdaokazja jest dobra, żeby dowiedzieć się czegoś nowego o ludziach.Nie oglądam telewizji, więc całamoja opera mydlana rozgrywa się za tym oknem.W innej sytuacji rozgniewałabym się na nią.Miałam jednak przed sobą starzejącą się kobietę,która pierwszy raz w ciągu naszej znajomości odsłoniła swoje prawdziwe oblicze.Uśmiechała się jakzwykle.Nie patrzyła mi w oczy, tylko dreptała od wieszaka do wieszaka, ciągle coś poprawiając.Mó-RLTwiła tym samym beztroskim, szczebioczącym tonem, a jednak w moich oczach była już zdemaskowa-na.Tak, przyznała się, że nas obserwuje.A może nawet szpieguje.- Wiesz w takim razie, że Sheila stosuje przemoc wobec Claudii - odezwałam się z lekką nutąsatysfakcji w głosie.Byłam pewna, że tym razem ją zaskoczę i nie pomyliłam się.Nie wiedziała, ale znowu użyłaswojego protekcjonalnego tonu.- To bardzo poważne oskarżenie.Opowiedziałam jej ze szczegółami o wydarzeniach tego dnia.Nie ukrywałam niczego, co wy-znała nam Claudia.Sonia milczała.Wreszcie! Udawała, że musi bezzwłocznie przepakować wszystkiebatystowe serwetki z jednej szuflady do drugiej.Gdy tylko skończyłam swoją relację, westchnęła, nie przerywając swojego zajęcia.- Ja nie przejmowałabym się tak bardzo na twoim miejscu.Już swoje przeszłaś, a to dziecko po-trzebuje spokoju.Szczególnie teraz.Spojrzała na mnie z takim uśmiechem w kącikach ust, że nie wiedziałam, jak mam to rozumieć.Jeżeli to jakaś aluzja do jednego z wątków toczącego się na naszej ulicy serialu, to powinnam ją prze-milczeć.- Uważasz więc, że powinnam pozostawić Claudię samą sobie? Nie mogę na to pozwolić.Niedopuszczę, aby działa jej się krzywda.A Sheila popełniła przestępstwo i powinna ponieść konse-kwencje.- Przestępstwo? Czy to nie za duże słowo? Ciągle dzieją się takie rzeczy.Wszyscy zresztą jepopełniamy.Nikt nie jest bez winy, nieprawdaż? Dlaczego więc mielibyśmy oceniać innych.Tak bardzo zdenerwowałam się postawą Soni, że puściłam mimo uszu ewidentne nawiązanie domojego życia.- Tak myślisz? - rozpoczęłam zaczepnie.- Nie dziwię się zresztą, skoro siedzisz tu tylko dlaswojego pana Harrisona, a nas traktujesz jako rozrywkę!I tym razem Sonia nie dała się wyprowadzić z równowagi.Odwróciła się tylko do mnie iuśmiechnęła rozbrajająco.- Nie dziw się.Stuart jest całym moim światem.Z całej rodziny tylko on jeden mi pozostał.Na-si rodzice zmarli wiele lat temu, z rodzeństwa była tylko Nina.A teraz zostaliśmy sami.Patrzyłam na nią jak zamurowana.Musiałam mieć otwarte usta i chyba nimi bezwiednie poru-szałam.Usiłowałam szybko zbudować jakieś sensowne zdanie, żeby dowiedzieć się, jak mam rozu-mieć te informacje.- Kto jest rodzeństwem? - zapytałam niemądrze, gdy tylko wyszukałam w pamięci znaczenietego angielskiego słowa.- Stuart i ja - odpowiedziała z uśmiechem.- No i Nina.RLT- Przepraszam, ale nie rozumiem.Sonia patrzyła na mnie z zaciekawieniem.- Rzeczywiście, wy tego możecie nie wiedzieć - dodała po chwili, śmiejąc się już w głos.-Przecież nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy.Nie pytaliście nas nigdy o nic.Nie chciałam już wspominać, że wszelkie próby rozmowy o zmarłej siostrze Sonia zbywałamilczeniem lub ostentacyjnie zmieniała temat, gdy kiedykolwiek próbowaliśmy nawiązać do jej sytu-acji rodzinnej.Teraz, z właściwą sobie beztroską, opowiedziała mi wszystko.Otóż dawno, dawno temu ojciecdziesięcioletniego wówczas Stuarta rozwiódł się z jego matką i ożenił z mamą Niny.W tym związkuurodziła się Sonia - jako przyrodnia siostra zarówno Niny, jak i Stuarta.Chłopiec mieszkał na stałe zeswoją matką, a dziewczynka ze swoją.Narodziny siostrzyczki były dla niej kolejnym po rozwodzie rodziców ciosem, więc od naj-młodszych lat mała Sonia odczuwała to jako odrzucenie przez dużo starszą Ninę.Zupełnie inaczej byłoz bratem, który był rzadkim gościem w domu ojca.Uwielbiał dziewczynkę, a ona odpłacała mu nie-zwykłym przywiązaniem.Chociaż Sonia nie mówiła o początkach miłości Stuarta do Niny, wyczułamogromne napięcie, gdy wspominała o ich związku.Było to prawdopodobnie burzliwe uczucie, któreprzetrwało jednak kilka nieporozumień i kłótni, a nawet kilkuletnie rozstanie.Słuchając, nabierałamprzekonania, że młodsza siostrzyczka mogła mieć pewien związek z tymi niesnaskami.- No, to już wiesz wszystko - powiedziała zadowolona Sonia, przerywając w najciekawszymmomencie.Nie dowiedziałam się więc, jak doszło do ślubu, jak na to zareagowali rodzice.No i przedewszystkim, co było dalej, po słynnym żyli długo i szczęśliwie".Sonia uznała jednak rozmowę zaskończoną.Powoli zaczęła mnie odprowadzać do drzwi, pocieszając i radząc, abym nie przejmowałasię tak niegroznymi sprzeczkami moich koleżanek.Tak to dokładnie ujęła.Wróciłam do siebie wstrząśnięta zarówno postawą Soni, jak i jej historią.Jeszcze wczoraj da-łybyśmy wiele, aby dowiedzieć się tego wszystkiego o rodzinie z naprzeciwka.Dzisiaj były ważniejszesprawy.Mój plan się nie powiódł.Wszystko poszło nie tak.W szpitalu Claudia oznajmiła, że się prze-wróciła w łazience, a ucho skaleczyła, zahaczając kolczykiem o sweter.W naszym salonie przespałatylko jedną noc, następnego dnia po pracy wróciła do Sheili.Sara i jej mąż, Barry, przyszli do nas, by zaproponować jej pomoc w przeprowadzce do ichmieszkania.Mogłaby tam zostać, jak długo by chciała.Claudia odmówiła.Oświadczyła, że ma własnemieszkanie i nie zamierza wynosić się z niego.I zasugerowała, że będzie najlepiej, jeśli nie będą jejukładali życia.Mnie nie miała odwagi tego powiedzieć.RLTDziewczyny opowiadały, że Sheila przepraszała ją na kolanach, ale według nich nie wyglądaławiarygodnie.Claudia jednak jej uwierzyła.Byłyśmy bezradne, spodziewałyśmy się najgorszego, alenie potrafiłyśmy ani prośbą, ani grozbą przekonać tej dziewczyny, że popełnia błąd.Gdy państwo Smith wrócili z podróży poślubnej, wybrałam się do nich w odwiedziny.Zabra-łam ze sobą pierścionek.Okazało się, że pani Maria wie o opalach znacznie więcej niż jej mąż.Trudnonatomiast powiedzieć, które z małżonków zna więcej przesądów.Pod tym względem dobrali się jak wkorcu maku.- Podobno tylko czarne opale są szczęśliwe.Pozostałe mają złą sławę.Chyba że jesteś urodzonaw pazdzierniku.Jesteś, Basiu? - spytała mimochodem pani Smith.- Tak - potwierdziłam zdziwiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]