[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja nim jestem, dostojny panie.Salvestro da Canale, koniuszy pana hrabiegode Campobasso.Całkowicie do twojej dyspozycji, panie.- Tego się właśnie spodziewam.Masz przekazać mi niejaką Fiorę Belframi.Jest tu taka?- Owszem, ale otrzymałem rozkaz, by czuwać nad nią i trzymać ją przy sobie,dopóki mój pan nie poleci inaczej.Kapitan pochylił się, bez wysiłku chwycił koniuszego za kołnierz i podniósł dogóry:- Ja natomiast jestem posłuszny księciu Burgundii, a on nakazał mi znalezć tękobietę i przyprowadzić.Słyszałeś?- Słyszał bardzo dobrze - przerwała zimno Fiora, wyszedłszy przez budynek.-Jestem Fiora Belframi.Czego chcesz ode mnie, panie?Nie próbując nawet ukryć zaskoczenia widokiem pięknej, szczupłej, młodejkobiety, ubranej na czarno i patrzącej na niego spokojnie największymi oczami,jakie kiedykolwiek widział, kapitan mimowolnie zniżył ton:- Mam rozkaz aresztować cię, pani, i zaprowadzić przed oblicze mego władcy.- Aresztować mnie? Czyżbym popełniła jakąś zbrodnię?RLT- Nie wiem.Czy jesteś gotowa towarzyszyć mi dobrowolnie?- Nawet z przyjemnością! - powiedziała z uśmiechem, częściowo przeznaczo-nym dla najwidoczniej walczącego z gniewem Salvestro.- Czy mogę zabraćwszystko, co do mnie należy? Nie ma tego zresztą wiele.- Oczywiście, pani.Jeden z moich ludzi będzie ci towarzyszyć.Niech w tymczasie przyprowadzą osiodłanego konia.W chwilę pózniej Fiora wróciła spowita w czarną pelerynę.%7łołnierz niósł jejlekki bagaż.Koń czekał.Skierowała się w jego stronę, ale kapitan zszedłszy naziemię zastąpił jej drogę.Trzymał w dłoniach powróz:- Muszę cię związać, pani.Jeśli obiecasz, że nie będziesz próbowała uciec,zwiążę ci ręce z przodu.- Ach! Aż do tego stopnia?- Tak.- Dobrze.Tak czy inaczej - westchnęła - powiedziałam, że jestem szczęśliwamogąc opuścić to więzienie.- Nawet jeśli czeka cię inne?- Nawet w najgorszym, jestem pewna, będę się czuła lepiej.Skrępowawszy jej ręce w nadgarstkach, kapitan pomógł jej dosiąść konia; na-wet rozpostarł płaszcz wokół niej i założył jej na głowę kaptur.Pózniej wskoczyłna siodło, wziął wodze konia młodej kobiety i okręcił je wokół swojej rękawicy.- Czy masz prawo powiedzieć mi, dokąd zmierzamy, panie? - spytała Fiora,gdy u boku la Marche'a przekraczała bramę zamku.- Nie ma w tym żadnej tajemnicy.Prowadzę cię do obozu Jego Wysokościpod Nancy.Będziemy tam wieczorem.- A więc wszystko w porządku.Pozwoliła sobie na uśmiech pod osłoną kaptura.Wszystko było lepsze od nie-woli w Pierrefort, nawet jeśli oznaczało to niepowodzenie jej misji.WreszcieRLTmiała zbliżyć się do bajkowego księcia, o którym jego przyjaciele nigdy nie mó-wili wystarczająco dużo dobrego, a wrogowie wystarczająco dużo złego.Wład-cy, z którym Filipa de Selongeya wiązała przysięga kawalera Orderu ZłotegoRuna i przysięga feudalna, człowieka, którego Demetrios i ona sama poprzysięglizabić.Teraz była jego więzniem, może to on skaże ją na śmierć.W grucie rzeczybyło to bez znaczenia.pod warunkiem jednakże, że los nie postawi na jej dro-dze Filipa.Nie chciała, by sekretna rana w jej sercu znowu zaczęła krwawić, bonie mogłaby w pogodzie ducha stawić czoła śmierci.RLTROZDZIAA DZIESITYPOD NANCYZ wysokości wsi Laxon Fiora ujrzała rozciągające się w dolinie u stóp dwamiasta.Jedno składało się z namiotów o jaskrawych barwach, z górującymi nadnimi proporcami.Namioty rozstawiono wokół zrujnowanej budowli o cienkichspiczastych wieżach.Drugie, otoczone dymami, wznosiło swe mury i wieże, któ-rych broniły fosy i fortyfikacje.Grzmiały armaty ustawione rzędem przed pierw-szym i na murach drugiego, a łoskotowi towarzyszyły krzyki.Po obu stronachkrzątali się ludzie.Mimo pochmurnej pogody lśniła broń i zbroje.Ludzie padalina przedpolach transzei wykopanych przed miastem.Wszędzie widać było wy-sokie, czerwone płomienie i kłęby czarnego dymu.Nancy nie było bardzo dużym miastem.%7łyło w nim około sześciu tysięcymieszkańców.Była to stolica księstwa Lotaryngii i szlachetny gród, wokół któ-rego książęta wznieśli wysokie mury.Wież jednak było niewiele: oprócz dwóchblizniaczych, strzegących bram Craffe i Zwiętego Mikołaja oraz dwóch ukrytychprzejść w murach.Do tego dochodziły- rzecz jasna- te, które broniły pałacu ksią-żęcego wzdłuż jego wschodniego boku od strony Meurthe*16.Pięćdziesiąt lat wcześniej książę Karol II, świadom rozwoju artylerii oraz fak-tu, że stare mury i fosy nie stanowią już wystarczającej obrony dla miasta, posta-nowił wybudować owe dodatkowe wzmocnienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Ja nim jestem, dostojny panie.Salvestro da Canale, koniuszy pana hrabiegode Campobasso.Całkowicie do twojej dyspozycji, panie.- Tego się właśnie spodziewam.Masz przekazać mi niejaką Fiorę Belframi.Jest tu taka?- Owszem, ale otrzymałem rozkaz, by czuwać nad nią i trzymać ją przy sobie,dopóki mój pan nie poleci inaczej.Kapitan pochylił się, bez wysiłku chwycił koniuszego za kołnierz i podniósł dogóry:- Ja natomiast jestem posłuszny księciu Burgundii, a on nakazał mi znalezć tękobietę i przyprowadzić.Słyszałeś?- Słyszał bardzo dobrze - przerwała zimno Fiora, wyszedłszy przez budynek.-Jestem Fiora Belframi.Czego chcesz ode mnie, panie?Nie próbując nawet ukryć zaskoczenia widokiem pięknej, szczupłej, młodejkobiety, ubranej na czarno i patrzącej na niego spokojnie największymi oczami,jakie kiedykolwiek widział, kapitan mimowolnie zniżył ton:- Mam rozkaz aresztować cię, pani, i zaprowadzić przed oblicze mego władcy.- Aresztować mnie? Czyżbym popełniła jakąś zbrodnię?RLT- Nie wiem.Czy jesteś gotowa towarzyszyć mi dobrowolnie?- Nawet z przyjemnością! - powiedziała z uśmiechem, częściowo przeznaczo-nym dla najwidoczniej walczącego z gniewem Salvestro.- Czy mogę zabraćwszystko, co do mnie należy? Nie ma tego zresztą wiele.- Oczywiście, pani.Jeden z moich ludzi będzie ci towarzyszyć.Niech w tymczasie przyprowadzą osiodłanego konia.W chwilę pózniej Fiora wróciła spowita w czarną pelerynę.%7łołnierz niósł jejlekki bagaż.Koń czekał.Skierowała się w jego stronę, ale kapitan zszedłszy naziemię zastąpił jej drogę.Trzymał w dłoniach powróz:- Muszę cię związać, pani.Jeśli obiecasz, że nie będziesz próbowała uciec,zwiążę ci ręce z przodu.- Ach! Aż do tego stopnia?- Tak.- Dobrze.Tak czy inaczej - westchnęła - powiedziałam, że jestem szczęśliwamogąc opuścić to więzienie.- Nawet jeśli czeka cię inne?- Nawet w najgorszym, jestem pewna, będę się czuła lepiej.Skrępowawszy jej ręce w nadgarstkach, kapitan pomógł jej dosiąść konia; na-wet rozpostarł płaszcz wokół niej i założył jej na głowę kaptur.Pózniej wskoczyłna siodło, wziął wodze konia młodej kobiety i okręcił je wokół swojej rękawicy.- Czy masz prawo powiedzieć mi, dokąd zmierzamy, panie? - spytała Fiora,gdy u boku la Marche'a przekraczała bramę zamku.- Nie ma w tym żadnej tajemnicy.Prowadzę cię do obozu Jego Wysokościpod Nancy.Będziemy tam wieczorem.- A więc wszystko w porządku.Pozwoliła sobie na uśmiech pod osłoną kaptura.Wszystko było lepsze od nie-woli w Pierrefort, nawet jeśli oznaczało to niepowodzenie jej misji.WreszcieRLTmiała zbliżyć się do bajkowego księcia, o którym jego przyjaciele nigdy nie mó-wili wystarczająco dużo dobrego, a wrogowie wystarczająco dużo złego.Wład-cy, z którym Filipa de Selongeya wiązała przysięga kawalera Orderu ZłotegoRuna i przysięga feudalna, człowieka, którego Demetrios i ona sama poprzysięglizabić.Teraz była jego więzniem, może to on skaże ją na śmierć.W grucie rzeczybyło to bez znaczenia.pod warunkiem jednakże, że los nie postawi na jej dro-dze Filipa.Nie chciała, by sekretna rana w jej sercu znowu zaczęła krwawić, bonie mogłaby w pogodzie ducha stawić czoła śmierci.RLTROZDZIAA DZIESITYPOD NANCYZ wysokości wsi Laxon Fiora ujrzała rozciągające się w dolinie u stóp dwamiasta.Jedno składało się z namiotów o jaskrawych barwach, z górującymi nadnimi proporcami.Namioty rozstawiono wokół zrujnowanej budowli o cienkichspiczastych wieżach.Drugie, otoczone dymami, wznosiło swe mury i wieże, któ-rych broniły fosy i fortyfikacje.Grzmiały armaty ustawione rzędem przed pierw-szym i na murach drugiego, a łoskotowi towarzyszyły krzyki.Po obu stronachkrzątali się ludzie.Mimo pochmurnej pogody lśniła broń i zbroje.Ludzie padalina przedpolach transzei wykopanych przed miastem.Wszędzie widać było wy-sokie, czerwone płomienie i kłęby czarnego dymu.Nancy nie było bardzo dużym miastem.%7łyło w nim około sześciu tysięcymieszkańców.Była to stolica księstwa Lotaryngii i szlachetny gród, wokół któ-rego książęta wznieśli wysokie mury.Wież jednak było niewiele: oprócz dwóchblizniaczych, strzegących bram Craffe i Zwiętego Mikołaja oraz dwóch ukrytychprzejść w murach.Do tego dochodziły- rzecz jasna- te, które broniły pałacu ksią-żęcego wzdłuż jego wschodniego boku od strony Meurthe*16.Pięćdziesiąt lat wcześniej książę Karol II, świadom rozwoju artylerii oraz fak-tu, że stare mury i fosy nie stanowią już wystarczającej obrony dla miasta, posta-nowił wybudować owe dodatkowe wzmocnienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]