[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Caro całuje ją w drugipoliczek.Potem Teensy wyciska jej na ustach wielkiego, soczy-stego całusa.Kiedy kładziemy się do łóżek, czuję koło siebie ciało Caro.Słyszę jej oddech i czuję bicie serca.Chłonę jej zapach, któryprzypomina zapach gotującego się ryżu i świeżo skoszonego siana.Pada na nas światło księżyca.W powietrzu unosi się zapachsłodkiej oliwy, jakby komuś pachniało nią z ust.Patrzę na mojetrzy śpiące przyjaciółki.Wciąż mają na twarzach ślady makijażu,chociaż robiłyśmy, co mogłyśmy, żeby zetrzeć go prześcieradła-mi tak, żeby nie zobaczyła go mama.Ya-Ya są moją prawdziwąrodziną.Jajestem Królową Tańczący Potok, potężną wojownicz-ką.Należę do wspaniałego, królewskiego plemienia Ya-Ya i ża-den biały człowiek nigdy mnie nie pokona.Moją matką jestKsiężycowa Pani.Następnego ranka ścielimy łóżka, zanim mama wyjdzie nawerandę, żeby nas obudzić.Nie śpimy od wschodu słońca, kiedyto barwy dnia ożywają.Zdejmujemy moskitiery.To nasz pierw-szy ranek, kiedy stałyśmy się Ya-Ya czystej krwi. Dziewczynki mówi mama. Nie musiałyście zdejmo-wać pościeli.Nie trzeba prać tych prześcieradeł.Dajcie mi tentobołek.Nie chciałabym, aby wasze mamy pomyślały, że zmu-szam was do pracy jak jakieś praczki, kiedy nocujecie u Vivi.Próbujemy ukryć przed nią prześcieradła, bo są zasmarowanekosmetykami.90 Pani Abbott mówi Necie, cała uśmiechnięta. Proszę,niech mi pani pozwoli zabrać je do domu i uprać.To będzie mojapokuta.Ale ta Necie ma gadkę. To wspaniale, Denise mówi mama. Chciałabymtylko, żeby Viviane tak mi pomagała jak ty.Dziś rano bardzouradowałaś Przenajświętszą Panienkę.Necie uśmiecha się do mamy i mruga jak najprawdziwsza córkaMaryi. Chodzcie na śniadanie mówi mama. Mam świeżebrzoskwinie Rustona, które przyniósł nam pan Barnage.Przechodzimy za mamą po werandzie. Jeszcze chwileczkę, dziewczynki.Zobaczę tylko, czy sąnowe kwiaty gardenii.I mama idzie w to miejsce, gdzie stoi figurka. Jezus Maria! Depczemy jej po piętach.Mama przykła-da jedną rękę do ust, a drugą robi znak krzyża.Jej ciało zaczynasię całe trząść pod sukienką. Kto mógł zrobić coś takiego? krzyczy. Kto sięważył?!Teensy robi krok do przodu, spogląda mamie prosto w oczyi mówi: Pani Abbott, może to był cud. Cud szepcze mama, jakby posąg zapłakał albo krwawiłz dłoni.Mama na chwilę sama zastyga jak posąg, po czym zaczynazrywać kwiaty kapryfolium, Róż Montana, gałązki słodkich oli-wek każdy kwiat, jaki tylko wpada jej w ręce i obsypujenimi kubańską Panienkę.Biegnie na podwórko z boku domui zrywa całe gałęzie obsypane kwieciem magnolii, tuberozy i hi-biskusa i wkłada je do fartuszka.Nigdy nie widziałam, żeby taksię zachowywała, zupełnie jak opętana.Kiedy w końcu z powro-tem przyfruwa na werandę, rzuca kwiaty pod umalowane stopyposągu, po czym wyciąga rękę i potrząsa pnączem Róży Montana,by kwiaty spadły spod dachu na głowę posągu.Nasza werandajeszcze nigdy nie była tak usłana kwiatami.Mama przemieniła jąw ołtarz wspaniałej kolorowej Panienki. Zwięta Matko Chrystusowa! mruczy. Klękajcie,dziewczynki! Klękajcie i módlcie się.No to ja, Caro, Teensy i Necie padamy na kolana razem z mojąmamą, która wyjęła różaniec z kieszeni fartucha i zaczyna sięmodlić:Witaj, Gwiazdo zaranna wszech oceanów,Witaj, Matko kwiatów.Spowij nas swym słodkim zapachemMiłości Twej i miłosierdzia,Ty, któraś w łonie swym nosiłaTego, którego wydało niebo!Moje przyjaciółki i ja klęczymy koło mamy.Boża łaskaocaliła nas przed diabelskimi aligatorami i szalejącą burzą.Tylkomy ocalałyśmy z całego istnienia.Królewskie i Potężne, NiemalZaginione, Ale Cudownie Odnalezione Plemię Ya-Ya właśniezostało obsypane cudami.9Mżyło, kiedy następnego dnia Sidda i Hueylene wybrały sięna pocztę w Quinault.Nie padało, nie lało, nie kropiło.Mżyło.Gdyby Siddzie przyszło do głowy określenie na opady bardziejpasywno-agresywne niż mżawka", użyłaby go.Po raz pierwszyzaczęła rozumieć, co May Sorenson miała na myśli, mówiąc, żena północnym zachodzie dusza człowiekowi pleśnieje.Skorzystała z automatu telefonicznego koło poczty, by skon-taktować się ze swym agentem.Zapewnił Siddę, że nie spuszczaswej kariery razem z wodą w toalecie, robiąc sobie wakacje, i żeświat nie skończył się w zeszłym tygodniu.92W skrytce pocztowej czekała na nią kartka od Connora zro-biona ze szkicu namalowanego plakatówkami i przedstawiające-go jeden z jego projektów.Na odwrocie Connor napisał:Droga Siddo,kiedy wyjechałaś, łóżko zrobiło się dla mnie za duże.Nie mogęzasnąć, kiedy mam więcej niż 1/16 materaca, którą mi zostawia-łaś.Skończyłem projekty do drugiego aktu, a zespół w Seattlejestw porządku.W naszym tymczasowym ogródku kwitnie chybaz milion lilii.Znalazłaś pudełko, które włożyłem do samochodu?Podrap ode mnie po brzuszku panią guwernantkę Hueylene.Kocham Cię,ConnorPo powrocie do domku Sidda wytarła długie, przypominającewłochate klapki uszy Hueylene.Zrobiła sobie filiżankę herbatyi przebrała się w suche, ciepłe skarpety.Zaczęła przeglądać płytykompaktowe, które ze sobą wzięła, i znowu wybrała Rickiego LeeJonesa śpiewającego stare standardy z epoki Vi vi.Podeszła dookna i wyjrzała na jezioro, nucąc do melodii Spring Can ReallyHang You Up the Most.Wybrała pocztówkę ze zdjęciem gigantycznego mięczaka,dorysowała mu skrzydła i upodobniła go do penisa mającego ladachwila odlecieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Caro całuje ją w drugipoliczek.Potem Teensy wyciska jej na ustach wielkiego, soczy-stego całusa.Kiedy kładziemy się do łóżek, czuję koło siebie ciało Caro.Słyszę jej oddech i czuję bicie serca.Chłonę jej zapach, któryprzypomina zapach gotującego się ryżu i świeżo skoszonego siana.Pada na nas światło księżyca.W powietrzu unosi się zapachsłodkiej oliwy, jakby komuś pachniało nią z ust.Patrzę na mojetrzy śpiące przyjaciółki.Wciąż mają na twarzach ślady makijażu,chociaż robiłyśmy, co mogłyśmy, żeby zetrzeć go prześcieradła-mi tak, żeby nie zobaczyła go mama.Ya-Ya są moją prawdziwąrodziną.Jajestem Królową Tańczący Potok, potężną wojownicz-ką.Należę do wspaniałego, królewskiego plemienia Ya-Ya i ża-den biały człowiek nigdy mnie nie pokona.Moją matką jestKsiężycowa Pani.Następnego ranka ścielimy łóżka, zanim mama wyjdzie nawerandę, żeby nas obudzić.Nie śpimy od wschodu słońca, kiedyto barwy dnia ożywają.Zdejmujemy moskitiery.To nasz pierw-szy ranek, kiedy stałyśmy się Ya-Ya czystej krwi. Dziewczynki mówi mama. Nie musiałyście zdejmo-wać pościeli.Nie trzeba prać tych prześcieradeł.Dajcie mi tentobołek.Nie chciałabym, aby wasze mamy pomyślały, że zmu-szam was do pracy jak jakieś praczki, kiedy nocujecie u Vivi.Próbujemy ukryć przed nią prześcieradła, bo są zasmarowanekosmetykami.90 Pani Abbott mówi Necie, cała uśmiechnięta. Proszę,niech mi pani pozwoli zabrać je do domu i uprać.To będzie mojapokuta.Ale ta Necie ma gadkę. To wspaniale, Denise mówi mama. Chciałabymtylko, żeby Viviane tak mi pomagała jak ty.Dziś rano bardzouradowałaś Przenajświętszą Panienkę.Necie uśmiecha się do mamy i mruga jak najprawdziwsza córkaMaryi. Chodzcie na śniadanie mówi mama. Mam świeżebrzoskwinie Rustona, które przyniósł nam pan Barnage.Przechodzimy za mamą po werandzie. Jeszcze chwileczkę, dziewczynki.Zobaczę tylko, czy sąnowe kwiaty gardenii.I mama idzie w to miejsce, gdzie stoi figurka. Jezus Maria! Depczemy jej po piętach.Mama przykła-da jedną rękę do ust, a drugą robi znak krzyża.Jej ciało zaczynasię całe trząść pod sukienką. Kto mógł zrobić coś takiego? krzyczy. Kto sięważył?!Teensy robi krok do przodu, spogląda mamie prosto w oczyi mówi: Pani Abbott, może to był cud. Cud szepcze mama, jakby posąg zapłakał albo krwawiłz dłoni.Mama na chwilę sama zastyga jak posąg, po czym zaczynazrywać kwiaty kapryfolium, Róż Montana, gałązki słodkich oli-wek każdy kwiat, jaki tylko wpada jej w ręce i obsypujenimi kubańską Panienkę.Biegnie na podwórko z boku domui zrywa całe gałęzie obsypane kwieciem magnolii, tuberozy i hi-biskusa i wkłada je do fartuszka.Nigdy nie widziałam, żeby taksię zachowywała, zupełnie jak opętana.Kiedy w końcu z powro-tem przyfruwa na werandę, rzuca kwiaty pod umalowane stopyposągu, po czym wyciąga rękę i potrząsa pnączem Róży Montana,by kwiaty spadły spod dachu na głowę posągu.Nasza werandajeszcze nigdy nie była tak usłana kwiatami.Mama przemieniła jąw ołtarz wspaniałej kolorowej Panienki. Zwięta Matko Chrystusowa! mruczy. Klękajcie,dziewczynki! Klękajcie i módlcie się.No to ja, Caro, Teensy i Necie padamy na kolana razem z mojąmamą, która wyjęła różaniec z kieszeni fartucha i zaczyna sięmodlić:Witaj, Gwiazdo zaranna wszech oceanów,Witaj, Matko kwiatów.Spowij nas swym słodkim zapachemMiłości Twej i miłosierdzia,Ty, któraś w łonie swym nosiłaTego, którego wydało niebo!Moje przyjaciółki i ja klęczymy koło mamy.Boża łaskaocaliła nas przed diabelskimi aligatorami i szalejącą burzą.Tylkomy ocalałyśmy z całego istnienia.Królewskie i Potężne, NiemalZaginione, Ale Cudownie Odnalezione Plemię Ya-Ya właśniezostało obsypane cudami.9Mżyło, kiedy następnego dnia Sidda i Hueylene wybrały sięna pocztę w Quinault.Nie padało, nie lało, nie kropiło.Mżyło.Gdyby Siddzie przyszło do głowy określenie na opady bardziejpasywno-agresywne niż mżawka", użyłaby go.Po raz pierwszyzaczęła rozumieć, co May Sorenson miała na myśli, mówiąc, żena północnym zachodzie dusza człowiekowi pleśnieje.Skorzystała z automatu telefonicznego koło poczty, by skon-taktować się ze swym agentem.Zapewnił Siddę, że nie spuszczaswej kariery razem z wodą w toalecie, robiąc sobie wakacje, i żeświat nie skończył się w zeszłym tygodniu.92W skrytce pocztowej czekała na nią kartka od Connora zro-biona ze szkicu namalowanego plakatówkami i przedstawiające-go jeden z jego projektów.Na odwrocie Connor napisał:Droga Siddo,kiedy wyjechałaś, łóżko zrobiło się dla mnie za duże.Nie mogęzasnąć, kiedy mam więcej niż 1/16 materaca, którą mi zostawia-łaś.Skończyłem projekty do drugiego aktu, a zespół w Seattlejestw porządku.W naszym tymczasowym ogródku kwitnie chybaz milion lilii.Znalazłaś pudełko, które włożyłem do samochodu?Podrap ode mnie po brzuszku panią guwernantkę Hueylene.Kocham Cię,ConnorPo powrocie do domku Sidda wytarła długie, przypominającewłochate klapki uszy Hueylene.Zrobiła sobie filiżankę herbatyi przebrała się w suche, ciepłe skarpety.Zaczęła przeglądać płytykompaktowe, które ze sobą wzięła, i znowu wybrała Rickiego LeeJonesa śpiewającego stare standardy z epoki Vi vi.Podeszła dookna i wyjrzała na jezioro, nucąc do melodii Spring Can ReallyHang You Up the Most.Wybrała pocztówkę ze zdjęciem gigantycznego mięczaka,dorysowała mu skrzydła i upodobniła go do penisa mającego ladachwila odlecieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]