[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z zemsty podpaliliwtedy statek cumujący w porcie i zjedli całą załogę i pasażerów.Siobhan skrzywiła się z niesmakiem.Nie wierzyła wujowi Adamowi.Potrafił żartować ztakich okropnych rzeczy.- Mówię prawdę - zapewnił Adam, mrugając.- Zda-130je się, że upiekli wszystkich na rożnie.Od kapitana po chłopca okrętowego.Ale historianie mówi, co dó nich podali.- Zeskoczył z czarnej skały.- Pójdziesz ze mną na ryby?Mamy trochę warzyw, a myślę, że ten wspaniały garnek, który zakopaliśmy w BożeNarodzenie, wciąż będzie się nadawał do gotowania.No, a jeśli nic nie złowimy, tomożemy rozważyć wrzucenie do kotła najbardziej nieznośnego z dzieciaków.-Jesteśwstrętny! - rzuciła.Roześmiał się i ruszył po miękkim piasku do Rosie i dzieci.-Wstrętny - powtórzyła Siobhan.Nie wierzyła ani jednemu jego słowu.Ciekawa była, czy Jay ukrywa się gdzieś w lesie, czy przyszedł tu za nią, czy jej pilnuje.Powiedziała mu przecież, że jest jej aniołem stróżem, jej rycerzem, chociaż nie ma anikonia, ani lśniącej zbroi.Jay.Wpatrywała się w las, ale widziała jedynie zieleń.Mogłaby się w niej ukrywać nawetcała armia.Wcale jej to nie przerażało.Adam z pewnością miał rację, że w tej części krajunie zostało już wielu Maorysów.Przecież to właśnie tutaj, na północy, Anglicy najpierwzeszli na ląd.Tu wykupili najwięcej ziemi.Tubylcy oddali swoje tereny.Gdzie się podziali? Może po prostu przenieśli się gdzie indziej.Może mieli dość ziemi idlatego mogli sprzedać część Anglikom bez większej szkody dla siebie.W okolicachAuckland musiało ich być więcej.Siobhan pamiętała, że stolicę przeniesiono właśniedlatego, żeby znajdowała się bliżej terenów maorys-kich.Russell, dawna stolica położonana północy, było miastem na wskroś angielskim.Północne obszary znajdowały sięcałkowicie we władaniu Anglików.131A więc on nie przybył z północy.JayNie mógł też przybyć aż z Auckland.W jaki sposób się przemieszczał? Piechotą?Siobhan nie sądziła, by Maorysi jezdzili konno.Mieli pirogi, świetnie radzili sobie nawodzie, ale konie do Nowej Zelandii sprowadzili Holendrzy i Anglicy, tyle przynajmniejwiedziała.Nie mógł chyba przychodzić pieszo aż z Auckland tylko po to, żeby na nią popatrzeć.Byjej strzec.Tak nie zachowywali się nawet rycerze.Siobhan chciała myśleć, że Jay mieszkagdzieś w pobliżu.Czuła się przez to spokojniejsza.Bo prawie przestraszyła się na myśl, że musiałby biec blisko dobę, żeby skryć się naskraju buszu z nadzieją, że ją zobaczy.Po rozmowie z wujem Adamem już wiedziała, żenie zaprosi Jaya do domu.Nie mogła go potraktować jak innych przyjaciół, gdyby takichmiała.yle by się stało.Jay był Maorysem.Siobhan pomyślała o niewolnikach w Georgii.Pamiętała ich aż za dobrze i nierazwspominała.Te wspomnienia jednak nie były przyjemne, dlatego niechętnie do nichwracała.Nigdy nie zrównywała czarnych z tutejszymi Maorysami.Tu nie było niewolni-ków.Na farmie nieraz wynajmowali ludzi do pracy, kiedy potrzebowali więcej rąk przyzbiorze winogron albo przy sianie, ale to byli zwyczajni ludzie.Zwykli biali.Tacy jak onai jej rodzina.Pochodzili z różnych krajów, głównie z Europy, niektórzy z Ameryki.Ipracowali za pieniądze.Maorysi nie byli niewolnikami, ale wuj Adam mówił o nich tak,jakby nimi byli.Pamiętała, jak ludzie w Ameryce odno-132sili się do niewolników.Potrafiła zamknąć oczy i cofnąć się w przeszłość.Wyrażali się onich z taką samą pogardą jak Adam o Maorysach.Nazwał ich dzikusami.Powiedział, żejedzą ludzi.Nie mogła zaprosić Jaya do domu.Rodzina by tego nie zrozumiała.Cieszyła się, że Jay wydaje się bardziej wyrozumiałyniż jej najbliżsi.Z pewnością wiedział, co go czeka, gdyby się pokazał i zaczął z niąrozmawiać między zabudowaniami.Dlatego starał się ukrywać.Na pewno się domyślał,co by było, gdyby poszedł z nią do domu.Dlatego odmówił.Ale zrobił to tak delikatnie, żeSiobhan nie zrozumiała, iż chodzi mu o jej rodzinę.Nie domyśliła się, co go tam możeczekać, a on nie chciał jej tego uświadamiać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Z zemsty podpaliliwtedy statek cumujący w porcie i zjedli całą załogę i pasażerów.Siobhan skrzywiła się z niesmakiem.Nie wierzyła wujowi Adamowi.Potrafił żartować ztakich okropnych rzeczy.- Mówię prawdę - zapewnił Adam, mrugając.- Zda-130je się, że upiekli wszystkich na rożnie.Od kapitana po chłopca okrętowego.Ale historianie mówi, co dó nich podali.- Zeskoczył z czarnej skały.- Pójdziesz ze mną na ryby?Mamy trochę warzyw, a myślę, że ten wspaniały garnek, który zakopaliśmy w BożeNarodzenie, wciąż będzie się nadawał do gotowania.No, a jeśli nic nie złowimy, tomożemy rozważyć wrzucenie do kotła najbardziej nieznośnego z dzieciaków.-Jesteśwstrętny! - rzuciła.Roześmiał się i ruszył po miękkim piasku do Rosie i dzieci.-Wstrętny - powtórzyła Siobhan.Nie wierzyła ani jednemu jego słowu.Ciekawa była, czy Jay ukrywa się gdzieś w lesie, czy przyszedł tu za nią, czy jej pilnuje.Powiedziała mu przecież, że jest jej aniołem stróżem, jej rycerzem, chociaż nie ma anikonia, ani lśniącej zbroi.Jay.Wpatrywała się w las, ale widziała jedynie zieleń.Mogłaby się w niej ukrywać nawetcała armia.Wcale jej to nie przerażało.Adam z pewnością miał rację, że w tej części krajunie zostało już wielu Maorysów.Przecież to właśnie tutaj, na północy, Anglicy najpierwzeszli na ląd.Tu wykupili najwięcej ziemi.Tubylcy oddali swoje tereny.Gdzie się podziali? Może po prostu przenieśli się gdzie indziej.Może mieli dość ziemi idlatego mogli sprzedać część Anglikom bez większej szkody dla siebie.W okolicachAuckland musiało ich być więcej.Siobhan pamiętała, że stolicę przeniesiono właśniedlatego, żeby znajdowała się bliżej terenów maorys-kich.Russell, dawna stolica położonana północy, było miastem na wskroś angielskim.Północne obszary znajdowały sięcałkowicie we władaniu Anglików.131A więc on nie przybył z północy.JayNie mógł też przybyć aż z Auckland.W jaki sposób się przemieszczał? Piechotą?Siobhan nie sądziła, by Maorysi jezdzili konno.Mieli pirogi, świetnie radzili sobie nawodzie, ale konie do Nowej Zelandii sprowadzili Holendrzy i Anglicy, tyle przynajmniejwiedziała.Nie mógł chyba przychodzić pieszo aż z Auckland tylko po to, żeby na nią popatrzeć.Byjej strzec.Tak nie zachowywali się nawet rycerze.Siobhan chciała myśleć, że Jay mieszkagdzieś w pobliżu.Czuła się przez to spokojniejsza.Bo prawie przestraszyła się na myśl, że musiałby biec blisko dobę, żeby skryć się naskraju buszu z nadzieją, że ją zobaczy.Po rozmowie z wujem Adamem już wiedziała, żenie zaprosi Jaya do domu.Nie mogła go potraktować jak innych przyjaciół, gdyby takichmiała.yle by się stało.Jay był Maorysem.Siobhan pomyślała o niewolnikach w Georgii.Pamiętała ich aż za dobrze i nierazwspominała.Te wspomnienia jednak nie były przyjemne, dlatego niechętnie do nichwracała.Nigdy nie zrównywała czarnych z tutejszymi Maorysami.Tu nie było niewolni-ków.Na farmie nieraz wynajmowali ludzi do pracy, kiedy potrzebowali więcej rąk przyzbiorze winogron albo przy sianie, ale to byli zwyczajni ludzie.Zwykli biali.Tacy jak onai jej rodzina.Pochodzili z różnych krajów, głównie z Europy, niektórzy z Ameryki.Ipracowali za pieniądze.Maorysi nie byli niewolnikami, ale wuj Adam mówił o nich tak,jakby nimi byli.Pamiętała, jak ludzie w Ameryce odno-132sili się do niewolników.Potrafiła zamknąć oczy i cofnąć się w przeszłość.Wyrażali się onich z taką samą pogardą jak Adam o Maorysach.Nazwał ich dzikusami.Powiedział, żejedzą ludzi.Nie mogła zaprosić Jaya do domu.Rodzina by tego nie zrozumiała.Cieszyła się, że Jay wydaje się bardziej wyrozumiałyniż jej najbliżsi.Z pewnością wiedział, co go czeka, gdyby się pokazał i zaczął z niąrozmawiać między zabudowaniami.Dlatego starał się ukrywać.Na pewno się domyślał,co by było, gdyby poszedł z nią do domu.Dlatego odmówił.Ale zrobił to tak delikatnie, żeSiobhan nie zrozumiała, iż chodzi mu o jej rodzinę.Nie domyśliła się, co go tam możeczekać, a on nie chciał jej tego uświadamiać [ Pobierz całość w formacie PDF ]