[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stawiała na to drugie.On nie wytrzymałby w związku dłużej niż sześć miesięcy.Koniec byłby równie nagły i burzliwy jak początek ich znajomości.Albo ona nadal bytęskniła za ścianami i poczuciem bezpieczeństwa, a on nawet nie chciałby o tymsłyszeć.Teraz zaczyna nowe życie.Dostała kontrakt swoich marzeń.Porzucającwspomnienia, Lily wsiadła do limuzyny przysłanej po nią z agencji.Z uśmiechem naustach weszła do wspaniałych pomieszczeń agencji Anderson, Sturgeon i Noble,przedstawiła się i czekała na Bryce'a Noble'a.Kiedy zobaczyła go w drzwiach, nie potrafiła ukryć zdziwienia.Spodziewała sięstarszego pana w eleganckim garniturze, a zobaczyła trzydziestopięcioletniegomężczyznę z ogoloną głową, w dżinsach i czerwonym podkoszulku.Wyglądał, jakby wyszedł z działu artystycznego Twórczej Reklamy.Może Jack zbyt pochopnie zrezygnował z tej pracy?- Witaj w Londynie, Lily - powitał ją Bryce.- Chodzmy do sali konferencyjnej.Jak ci minęła podróż? Hotel w porządku?- Dobrze, jest wspaniały, dziękuję.- Lily rozglądała się po pustym korytarzu.-Gdzie jest dział artystyczny? Chciałabym go zobaczyć.- Pózniej cię oprowadzę.To najbardziej interesujący oddział każdej agencji.Lily zauważyła, że Bryce ma stare mokasyny na bosych stopach.Mimo wszystkoJack mógłby się tu odnalezć.- Chyba nie masz nic przeciwko temu, że zaprosiłem jeszcze jednego konsultanta- spytał Bryce, otwierając drzwi sali konferencyjnej.Nie słuchała go.Musi przestać myśleć o Jacku.Jack to już przeszłość.Jack toniezapomniana, szalona wycieczka na bagna żurawinowe.Jack był.Jack był tutaj.93SR- Och!To ciche westchnienie powiedziało mu wszystko.Bogowie wciąż go kochali.Lily Harper też.- Cześć, Lil.Stała w drzwiach, a jej policzki z wolna pokrywał rumieniec.- Co ty tu robisz?- To taki amerykański odpowiednik cieszę się, że cię widzę".- Jack spojrzał naBryce'a, a ten się roześmiał.- Jestem konsultantem - wyjaśnił Jack.- Tak jak ty.- Jeszcze nie podpisałam kontraktu.- Lily cofnęła się odruchowo.- Widzę, że chciałabyś wyjść - powiedział Jack.- Ale najpierw usiądz iwysłuchaj nas.- Nas? Wiedziałeś, że tu dziś będę?- Oczywiście.- Bryce wprowadził ją do sali.- Jack to wszystko zorganizował.Uparł się, że tylko ty możesz nam pomóc.- Usiądz, proszę.- Wysunął krzesło.- Myślałam, że nienawidzisz takich agencji - zwróciła się do Jacka.- Ja też tak myślałem.Ale zmieniłem zdanie, kiedy poznałem Bryce'a.- Jemupodoba się wszystko to, co proponuję.- Jack proponuje - wtrącił Bryce - całkowitą zmianę wizerunku dwudziestusiedmiu dyrektorów kreatywnych oraz ich zespołów.- To ma być twoje zadanie.- Jack uśmiechnął się do Lily.- Nasz problem - wtrącił Bryce - polega na tym, że panuje tu bardzo staroświeckisposób myślenia.Chciałbym to zmienić.Kiedy poznałem Jacka i zaczęliśmy razempracować.- Sądziłam - wtrąciła Lily - że po sprzedaży Twórczej Reklamy opuściłeśagencję.- Ale ja go przekonałem, by został konsultantem - wyjaśnił Bryce.- Zniesłychanie wysokim wynagrodzeniem - dodał.- To dlaczego nie.- Byłem bardzo zajęty.- Jack zrozumiał, o co chciała spytać.- Chcemy, żebyś pracowała z naszymi ludzmi z działów reklamy inaczej, niż tozwykle robisz.Chcemy, by się rozluznili, przestali nosić krawaty i garnitury -poinformował ją Bryce.- Do tej pory uczyłam ich noszenia garniturów.- Ty zmieniasz ludzi - sprecyzował Jack.- Sam jestem tego przykładem.- Muszę coś załatwić.- Bryce wstał od stołu.- Niedługo wracam.94SRPo wyjściu Bryce'a Jack ujął dłoń Lily.- Wyglądasz wspaniale.Tęskniłem za tobą.- Mieszkasz w Londynie?- Nigdzie nie mieszkam.- Oczywiście, że nie.- Lily cofnęła rękę.- Cieszę się, że wszystko ci się udało.- Nic mi się jeszcze nie udało.- Ależ tak.Przenosisz się z miejsca na miejsce, nie masz domu, żadnychproblemów.- Mam mnóstwo problemów.Lily podniosła się z miejsca.Chyba go w ogóle nie słuchała.- Lily, muszę ci coś pokazać.Nadszedł czas na moją atutową kartę.- Zachowaj ją dla siebie, Jack.Nic się nie zmieniło.- Wręcz przeciwnie.- Jack podszedł do niej i wziął ją za rękę.- Chodz ze mną.Coś ci pokażę.- Nie, dzięki.- To może zaciekawi cię to.- Położył rękę na suwaku dżinsów, a ona odsunęłasię, zaszokowana.- Chcę ci tylko pokazać mój nowy tatuaż.- Odsłonił niewielki kawałek brzucha ztatuażem.- Co ty na to?- To lilia.- Tak.To jest trwały tatuaż.- To wszystko? To ma być twoja atutowa karta?- Nie.- Jack sięgnął do kieszeni i wyciągnął klucz.- Oto ona.95SRROZDZIAA DWUNASTY- Dokąd idziemy?Lily chwyciła Jacka za rękę.Ulice Londynu były zatłoczone, a on szedł bardzoszybko.Poza tym było to wspaniałe uczucie.- Do banku.Po co im bank? Lily nie zadawała pytań.Patrzyła na obce ulice, na eleganckiesklepy, na samochody jadące niewłaściwą stroną jezdni.Była tak szczęśliwa, mając goprzy sobie, że mogłaby tańczyć z radości.Kiedy doszli do drzwi z napisem Moneycorp" Bank, Jack przytrzymał je.- Wejdz, Lil.Nikt inny nie nazywał jej Lil.To też było cudowne.- Wpłacasz na konto czy pobierasz pieniądze?- Ani jedno, ani drugie.Jack rzucił złoty kluczyk na wysoką ladę, za którą stał ochroniarz.- Chciałbym zajrzeć do sejfu.- Chwileczkę.- Ochroniarz miał wybitnie brytyjski akcent.- Przygotuj się - szepnął Jack.Zaprowadzono ich do innej części banku i po sprawdzeniu danych Jackawpuszczono do małego pokoju, gdzie znajdowały się sejfy.Jack otworzył jeden z nichi wyciągnął pokazny zwitek dokumentów.- Mówiłem ci, że byłem zajęty.- Czym?Rozłożył na stole kopie planów.- Co to jest?- To, moja ukochana, jest dom.Nasz dom.Lily odetchnęła głęboko.Potem spojrzała na plany.Domu.Ich domu.- To jest frontowa elewacja.- Jaka śliczna.- To parter.Duży pokój dzienny, kuchnia i weranda dokoła całego domu.Co tyna to?Nie mogła wykrztusić słowa.Wodziła tylko palcem po planie.Salon, biuro,biblioteka.Pokój mediów.96SR- To jest pierwsze piętro.- Jack pokazał jej następny plan.- Główna sypialnia.Duża, co? Inne sypialnie są tak zaprojektowane, żeby były w zasięgu słuchu.Gdyby.jakieś maleństwo.potrzebowało czegoś w nocy.Lily patrzyła na plany domu przez łzy.Nie była w stanie mówić.- To jest najlepsze ze wszystkiego.- Jack położył na stole kolejny arkusz.-Drugie piętro to prawie samo szkło.Biuro i sala spotkań, gdybym przyjmował klientóww domu.- Same okna - szepnęła Lily.- %7ładnych ścian.- A to widok.Z całego domu.- Odsłonił ogromne fotografie.Wydawało jej się przez chwilę, że woda na zdjęciu faluje, ale to tylko dlatego, żepatrzyła na nie przez łzy.- To widok z tego wzgórza - wyjąkała.- Nad bagnem.Tam, gdzie urządziliśmypiknik.- Tam zbudujemy nasz dom.- Mówiłeś, że właścicielem tego wzgórza jest ktoś, kto ma więcej pieniędzy niżczasu.W jaki sposób.?Odpowiedz wyczytała w jego oczach.On był tym kimś.- Kupiłem to wzgórze osiem lat temu.Teraz jestem tylko konsultantem, więcmam czas.- Ujął jej dłoń.- Chcę zbudować ten dom dla ciebie.Dla nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Stawiała na to drugie.On nie wytrzymałby w związku dłużej niż sześć miesięcy.Koniec byłby równie nagły i burzliwy jak początek ich znajomości.Albo ona nadal bytęskniła za ścianami i poczuciem bezpieczeństwa, a on nawet nie chciałby o tymsłyszeć.Teraz zaczyna nowe życie.Dostała kontrakt swoich marzeń.Porzucającwspomnienia, Lily wsiadła do limuzyny przysłanej po nią z agencji.Z uśmiechem naustach weszła do wspaniałych pomieszczeń agencji Anderson, Sturgeon i Noble,przedstawiła się i czekała na Bryce'a Noble'a.Kiedy zobaczyła go w drzwiach, nie potrafiła ukryć zdziwienia.Spodziewała sięstarszego pana w eleganckim garniturze, a zobaczyła trzydziestopięcioletniegomężczyznę z ogoloną głową, w dżinsach i czerwonym podkoszulku.Wyglądał, jakby wyszedł z działu artystycznego Twórczej Reklamy.Może Jack zbyt pochopnie zrezygnował z tej pracy?- Witaj w Londynie, Lily - powitał ją Bryce.- Chodzmy do sali konferencyjnej.Jak ci minęła podróż? Hotel w porządku?- Dobrze, jest wspaniały, dziękuję.- Lily rozglądała się po pustym korytarzu.-Gdzie jest dział artystyczny? Chciałabym go zobaczyć.- Pózniej cię oprowadzę.To najbardziej interesujący oddział każdej agencji.Lily zauważyła, że Bryce ma stare mokasyny na bosych stopach.Mimo wszystkoJack mógłby się tu odnalezć.- Chyba nie masz nic przeciwko temu, że zaprosiłem jeszcze jednego konsultanta- spytał Bryce, otwierając drzwi sali konferencyjnej.Nie słuchała go.Musi przestać myśleć o Jacku.Jack to już przeszłość.Jack toniezapomniana, szalona wycieczka na bagna żurawinowe.Jack był.Jack był tutaj.93SR- Och!To ciche westchnienie powiedziało mu wszystko.Bogowie wciąż go kochali.Lily Harper też.- Cześć, Lil.Stała w drzwiach, a jej policzki z wolna pokrywał rumieniec.- Co ty tu robisz?- To taki amerykański odpowiednik cieszę się, że cię widzę".- Jack spojrzał naBryce'a, a ten się roześmiał.- Jestem konsultantem - wyjaśnił Jack.- Tak jak ty.- Jeszcze nie podpisałam kontraktu.- Lily cofnęła się odruchowo.- Widzę, że chciałabyś wyjść - powiedział Jack.- Ale najpierw usiądz iwysłuchaj nas.- Nas? Wiedziałeś, że tu dziś będę?- Oczywiście.- Bryce wprowadził ją do sali.- Jack to wszystko zorganizował.Uparł się, że tylko ty możesz nam pomóc.- Usiądz, proszę.- Wysunął krzesło.- Myślałam, że nienawidzisz takich agencji - zwróciła się do Jacka.- Ja też tak myślałem.Ale zmieniłem zdanie, kiedy poznałem Bryce'a.- Jemupodoba się wszystko to, co proponuję.- Jack proponuje - wtrącił Bryce - całkowitą zmianę wizerunku dwudziestusiedmiu dyrektorów kreatywnych oraz ich zespołów.- To ma być twoje zadanie.- Jack uśmiechnął się do Lily.- Nasz problem - wtrącił Bryce - polega na tym, że panuje tu bardzo staroświeckisposób myślenia.Chciałbym to zmienić.Kiedy poznałem Jacka i zaczęliśmy razempracować.- Sądziłam - wtrąciła Lily - że po sprzedaży Twórczej Reklamy opuściłeśagencję.- Ale ja go przekonałem, by został konsultantem - wyjaśnił Bryce.- Zniesłychanie wysokim wynagrodzeniem - dodał.- To dlaczego nie.- Byłem bardzo zajęty.- Jack zrozumiał, o co chciała spytać.- Chcemy, żebyś pracowała z naszymi ludzmi z działów reklamy inaczej, niż tozwykle robisz.Chcemy, by się rozluznili, przestali nosić krawaty i garnitury -poinformował ją Bryce.- Do tej pory uczyłam ich noszenia garniturów.- Ty zmieniasz ludzi - sprecyzował Jack.- Sam jestem tego przykładem.- Muszę coś załatwić.- Bryce wstał od stołu.- Niedługo wracam.94SRPo wyjściu Bryce'a Jack ujął dłoń Lily.- Wyglądasz wspaniale.Tęskniłem za tobą.- Mieszkasz w Londynie?- Nigdzie nie mieszkam.- Oczywiście, że nie.- Lily cofnęła rękę.- Cieszę się, że wszystko ci się udało.- Nic mi się jeszcze nie udało.- Ależ tak.Przenosisz się z miejsca na miejsce, nie masz domu, żadnychproblemów.- Mam mnóstwo problemów.Lily podniosła się z miejsca.Chyba go w ogóle nie słuchała.- Lily, muszę ci coś pokazać.Nadszedł czas na moją atutową kartę.- Zachowaj ją dla siebie, Jack.Nic się nie zmieniło.- Wręcz przeciwnie.- Jack podszedł do niej i wziął ją za rękę.- Chodz ze mną.Coś ci pokażę.- Nie, dzięki.- To może zaciekawi cię to.- Położył rękę na suwaku dżinsów, a ona odsunęłasię, zaszokowana.- Chcę ci tylko pokazać mój nowy tatuaż.- Odsłonił niewielki kawałek brzucha ztatuażem.- Co ty na to?- To lilia.- Tak.To jest trwały tatuaż.- To wszystko? To ma być twoja atutowa karta?- Nie.- Jack sięgnął do kieszeni i wyciągnął klucz.- Oto ona.95SRROZDZIAA DWUNASTY- Dokąd idziemy?Lily chwyciła Jacka za rękę.Ulice Londynu były zatłoczone, a on szedł bardzoszybko.Poza tym było to wspaniałe uczucie.- Do banku.Po co im bank? Lily nie zadawała pytań.Patrzyła na obce ulice, na eleganckiesklepy, na samochody jadące niewłaściwą stroną jezdni.Była tak szczęśliwa, mając goprzy sobie, że mogłaby tańczyć z radości.Kiedy doszli do drzwi z napisem Moneycorp" Bank, Jack przytrzymał je.- Wejdz, Lil.Nikt inny nie nazywał jej Lil.To też było cudowne.- Wpłacasz na konto czy pobierasz pieniądze?- Ani jedno, ani drugie.Jack rzucił złoty kluczyk na wysoką ladę, za którą stał ochroniarz.- Chciałbym zajrzeć do sejfu.- Chwileczkę.- Ochroniarz miał wybitnie brytyjski akcent.- Przygotuj się - szepnął Jack.Zaprowadzono ich do innej części banku i po sprawdzeniu danych Jackawpuszczono do małego pokoju, gdzie znajdowały się sejfy.Jack otworzył jeden z nichi wyciągnął pokazny zwitek dokumentów.- Mówiłem ci, że byłem zajęty.- Czym?Rozłożył na stole kopie planów.- Co to jest?- To, moja ukochana, jest dom.Nasz dom.Lily odetchnęła głęboko.Potem spojrzała na plany.Domu.Ich domu.- To jest frontowa elewacja.- Jaka śliczna.- To parter.Duży pokój dzienny, kuchnia i weranda dokoła całego domu.Co tyna to?Nie mogła wykrztusić słowa.Wodziła tylko palcem po planie.Salon, biuro,biblioteka.Pokój mediów.96SR- To jest pierwsze piętro.- Jack pokazał jej następny plan.- Główna sypialnia.Duża, co? Inne sypialnie są tak zaprojektowane, żeby były w zasięgu słuchu.Gdyby.jakieś maleństwo.potrzebowało czegoś w nocy.Lily patrzyła na plany domu przez łzy.Nie była w stanie mówić.- To jest najlepsze ze wszystkiego.- Jack położył na stole kolejny arkusz.-Drugie piętro to prawie samo szkło.Biuro i sala spotkań, gdybym przyjmował klientóww domu.- Same okna - szepnęła Lily.- %7ładnych ścian.- A to widok.Z całego domu.- Odsłonił ogromne fotografie.Wydawało jej się przez chwilę, że woda na zdjęciu faluje, ale to tylko dlatego, żepatrzyła na nie przez łzy.- To widok z tego wzgórza - wyjąkała.- Nad bagnem.Tam, gdzie urządziliśmypiknik.- Tam zbudujemy nasz dom.- Mówiłeś, że właścicielem tego wzgórza jest ktoś, kto ma więcej pieniędzy niżczasu.W jaki sposób.?Odpowiedz wyczytała w jego oczach.On był tym kimś.- Kupiłem to wzgórze osiem lat temu.Teraz jestem tylko konsultantem, więcmam czas.- Ujął jej dłoń.- Chcę zbudować ten dom dla ciebie.Dla nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]