[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ODijes Rinnelis wróciła wyjątkowo wcześnie, roztrzęsiona ispięta.Na chłodne powitanie dziewczyna odpowiedziałaskinieniem głowy i poszła do kuchni, nie poświęcając kahewięcej uwagi.Ten prychnął oburzony, ale nie miał zamiarusię narzucać.Po co mu wątpliwa przyjemność złośliwejrozmowy ze %7łmiją w ten piękny letni dzień? Za to Tael nawidok skwaszonej dijes rozjaśnił się cały i podreptał za niądo kuchni, pewnie po to, żeby podzielić się niezapomnia-nymi wrażeniami ze sprzątania szopy.Innymi słowy, po-szedł się poskarżyć Tyen, skoro u wuja nie znalazł należy-tego współczucia.- Laro Riencharnie - dobiegło z kuchni - nie ze-chciałby pan do nas dołączyć? Jeśli to nie kłopot, oczywi-ście.%7łmija chyba znowu była w formie.Ciekawe, czego chceod niego tym razem?- Oczywiście, że to nie kłopot, dijes Tyen - odparłuprzejmie. Zupełnie jakbym mógł robić w tym domu coś, w czymnie należy mi przeszkadzać - skrzywił się z irytacją Rien-charn, wchodząc do kuchni.- %7łyczy sobie pani czegoś ode mnie, dijes? - zapytałgrzecznie człowieczkę, rozwaloną na krześle i żującą ka-napkę.Naprzeciwko niej usadowił się Taellon, w skupieniupijący gorącą herbatę.- O, drobiazg.Chciałam się tylko dowiedzieć, ileosób w rodzie Oron ma wobec pana ten-hi - rzekła dijesRinnelis ze swoim najbardziej czarującym uśmiechem.Kahe oparł się o futrynę, czując, że nogi odmówiły muposłuszeństwa.Po co jej to? Co tu mają do rzeczy jego stosunki z kla-nem Rysia? A może.- Widzi pan, miałam dziś niewątpliwy zaszczyt roz-mawiać z czcigodnym laro kae Oronem - zaczęła niewinniedziewczyna, obserwując reakcję Riencharna.A zdezorien-towany kahe próbował właśnie przewidzieć, jak może odbićsię na nim rozmowa dijes z przemieńcem.- Z którym kae Oronem pani rozmawiała? - sprecy-zował kahe, który jako prawdziwy realista przygotował sięna najbardziej wredny rozwój wydarzeń.- Z laro Raenem.Po chwili szukania w pamięci kahe odetchnął z ulgą.Raen kae Oron nie był pierwszy na liście pragnących wy-wrzeć krwawą zemstę na Riencharnie, a pod tym względemzwierzołaki bardzo przestrzegają ustalonego porządku.- I cóż takiego skłoniło go do rozmowy z panią?- Prowadzi dochodzenie służbowe w sprawie zama-chu na moje życie - oznajmiła spokojnie dijes Rinnelis,troskliwie, acz mocno klepiąc po plecach Taela, który za-krztusił się herbatą, słysząc najnowszą nowinę.Riencharn zaczął powoli osuwać się po futrynie, aleszybko wziął się w garść i gwałtownie wyprostował, wzbu-dzając pobłażliwy uśmiech dijes śledczej.Miał ogromnąochotę zakląć, ale powstrzymał się.- Nic się pani nie pomyliło, dijes Rinnelis?- Nic.Laro Raen pracuje w Straży, laro Riencharnie.- Innymi słowy, szpieguje dla swojego kuzyna -skrzywił się kahe, wspominając ostatnie spotkanie z kuzy-nem Raena kae Orona, które nie skończyło się niczym przy-jemnym.- Kim jest ów tajemniczy kuzyn? - spytała dijes Rin-nelis, wyczuwając potencjalne zródło kłopotów.- Trzeci Lord klanu Rysiów, jeśli coś to pani mówi -wycedził kahe, krzywiąc się jeszcze bardziej.- Obawiam się, że niewiele - westchnęła.- Pierwszy Lord kieruje całym klanem, Drugi dowo-dzi wojskiem, Trzeci odpowiada za wywiad i szpiegostwo.- Poważna sprawa - skonstatowała dziewczyna, naj-wyrazniej tworząc w myślach jakieś niewesołe perspekty-wy.- Bardzo poważna - potwierdził.- Poznał pan osobiście Trzeciego Lorda? - spytaładijes Rinnelis.- Niestety tak.Skoro ma na mnie ten-hi, to musieli-śmy się spotkać.O tak, Oron był wyjątkowo niezłomnym mścicielem,który wymagał zachowania stałej, niesłabnącej uwagi.Zbytczęsto docierał do kahe, zbyt często dochodziło do kolej-nych starć.Na razie był remis, ale przemieniec wykazywałniebezpieczny upór w swoim pragnieniu wysłania Rien-charna na tamten świat, a jak wiadomo, wcześniej czy póz-niej wytrwałość zostaje nagrodzona.- Niezależnie od moich chęci - dorzucił ponuro Rien-charn.Dijes Rinnelis dosłownie emanowała złośliwością.- I czego życzył sobie ten szanowny pracownik Stra-ży? - spytał kahe.- O, chodziło mu jedynie o to, żeby nie zabił panaktoś inny.Krótko mówiąc, laro kae Oron jest w tej chwilipo naszej stronie.A to już brzmiało groznie.- Radziłbym pani nie tracić czujności i nie ufać zbyt-nio temu przemieńcowi.Oni potrafią zawsze i ze wszyst-kiego wyciągnąć korzyść dla siebie.- Myślę, że ma pan rację - przyznała człowieczka.-Laro Raen wydał mi się nieco.- zastanowiła się, szukającnajbardziej trafnego określenia - śliski.- W porównaniu ze swoim kuzynem jest uosobieniemtolerancji, dobroduszności i uczciwości.- Nie lubi pan przemieńców?- Oczywiście, że nie - odparł kahe.- Przecież jeste-śmy zajadłymi wrogami.- Nieludzie za bardzo skupiają się na swoich zwycza-jach i tradycjach - zauważyła dijes śledcza z lekką wzgardą.- To głupota i słabość, wynikające najwidoczniej z ich dłu-giego życia.- Wy, ludzie, jak rozumiem, nie macie czasu na takiegłupstwa? - zapytał zjadliwie Riencharn.- Otóż to.My, ludzie, spędzamy swój czas bardziejracjonalnie - odparła dijes z odcieniem wyższości w głosie.- Innymi słowy, jesteście prymitywni - odciął się po-łudniowiec.- Być może - człowieczka nie miała ochoty się spie-rać.- I mimo to jesteśmy bardziej żywotni niż jakikolwiekwiecznie żyjący.- Na ten temat można by dyskutować w nieskończo-ność - rzekł południowiec z dezaprobatą.- Niestety tak, dlatego pozwolę sobie przerwać tenbezsensowny spór.Bardziej interesuje mnie Trzeci Lord.- Linch kae Oron to co najmniej dwustuletni prze-mieniec, doświadczony i bardzo inteligentny intrygant.Jed-nak oni nie myślą tak jak ludzie i raczej nie zdoła pani zro-zumieć ich logiki.- Po prostu nie miałam okazji spróbować - odparłazarozumiale dijes Rinnelis.- Jeśli występuje jakakolwieklogika, zawsze można ją zrozumieć, a jeśli jej nie ma, to itak można znalezć pewne reguły zachowania.Kahe uśmiechnął się pobłażliwie.- Zapewniam panią, że przemieńcy stanowią wyjątek,nawet mnie nie było łatwo zrozumieć Lincha kae Orona.Jeśli będzie chciał osobiście wtrącić się do tej historii, będąpoważne kłopoty.- Oo.- Dziewczyna wyglądała na stropioną.- Cóż,jeśli aż tak szanuje pan tego laro.- Aż tak ceni pani sobie moje zdanie?- Tak, laro.I dochodzę do wniosku, że trzeba zakoń-czyć to śledztwo jak najszybciej, dopóki laro Linch się nimnie zainteresował.ORozmowa z kahe rzuciła nieco światła na prawdziwy powódingerencji laro Raena w moją sprawę.Za pozorną troską omoje życie krył się Trzeci Lord Oron.To niesamowite, aleliczba nieludzi występujących w moim dochodzeniu rosła zzastraszającą prędkością.Na demony.W dodatku pachnia-ło tu wielką polityką.Mało mi było motywu zabójcy SofiiAyrel, teraz mam jeszcze zainteresowanie bratniego naroduprzemieńców, marzących tylko o odzyskaniu suwerennościpo kilkuset latach zależności od pogardzanych śmiertelni-ków.Wprawdzie niewiele wiedziałam o przemieńcach,jednak o tym nie mogłam nie wiedzieć - w końcu historiępaństwa i prawa w swoim czasie zdałam celująco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.ODijes Rinnelis wróciła wyjątkowo wcześnie, roztrzęsiona ispięta.Na chłodne powitanie dziewczyna odpowiedziałaskinieniem głowy i poszła do kuchni, nie poświęcając kahewięcej uwagi.Ten prychnął oburzony, ale nie miał zamiarusię narzucać.Po co mu wątpliwa przyjemność złośliwejrozmowy ze %7łmiją w ten piękny letni dzień? Za to Tael nawidok skwaszonej dijes rozjaśnił się cały i podreptał za niądo kuchni, pewnie po to, żeby podzielić się niezapomnia-nymi wrażeniami ze sprzątania szopy.Innymi słowy, po-szedł się poskarżyć Tyen, skoro u wuja nie znalazł należy-tego współczucia.- Laro Riencharnie - dobiegło z kuchni - nie ze-chciałby pan do nas dołączyć? Jeśli to nie kłopot, oczywi-ście.%7łmija chyba znowu była w formie.Ciekawe, czego chceod niego tym razem?- Oczywiście, że to nie kłopot, dijes Tyen - odparłuprzejmie. Zupełnie jakbym mógł robić w tym domu coś, w czymnie należy mi przeszkadzać - skrzywił się z irytacją Rien-charn, wchodząc do kuchni.- %7łyczy sobie pani czegoś ode mnie, dijes? - zapytałgrzecznie człowieczkę, rozwaloną na krześle i żującą ka-napkę.Naprzeciwko niej usadowił się Taellon, w skupieniupijący gorącą herbatę.- O, drobiazg.Chciałam się tylko dowiedzieć, ileosób w rodzie Oron ma wobec pana ten-hi - rzekła dijesRinnelis ze swoim najbardziej czarującym uśmiechem.Kahe oparł się o futrynę, czując, że nogi odmówiły muposłuszeństwa.Po co jej to? Co tu mają do rzeczy jego stosunki z kla-nem Rysia? A może.- Widzi pan, miałam dziś niewątpliwy zaszczyt roz-mawiać z czcigodnym laro kae Oronem - zaczęła niewinniedziewczyna, obserwując reakcję Riencharna.A zdezorien-towany kahe próbował właśnie przewidzieć, jak może odbićsię na nim rozmowa dijes z przemieńcem.- Z którym kae Oronem pani rozmawiała? - sprecy-zował kahe, który jako prawdziwy realista przygotował sięna najbardziej wredny rozwój wydarzeń.- Z laro Raenem.Po chwili szukania w pamięci kahe odetchnął z ulgą.Raen kae Oron nie był pierwszy na liście pragnących wy-wrzeć krwawą zemstę na Riencharnie, a pod tym względemzwierzołaki bardzo przestrzegają ustalonego porządku.- I cóż takiego skłoniło go do rozmowy z panią?- Prowadzi dochodzenie służbowe w sprawie zama-chu na moje życie - oznajmiła spokojnie dijes Rinnelis,troskliwie, acz mocno klepiąc po plecach Taela, który za-krztusił się herbatą, słysząc najnowszą nowinę.Riencharn zaczął powoli osuwać się po futrynie, aleszybko wziął się w garść i gwałtownie wyprostował, wzbu-dzając pobłażliwy uśmiech dijes śledczej.Miał ogromnąochotę zakląć, ale powstrzymał się.- Nic się pani nie pomyliło, dijes Rinnelis?- Nic.Laro Raen pracuje w Straży, laro Riencharnie.- Innymi słowy, szpieguje dla swojego kuzyna -skrzywił się kahe, wspominając ostatnie spotkanie z kuzy-nem Raena kae Orona, które nie skończyło się niczym przy-jemnym.- Kim jest ów tajemniczy kuzyn? - spytała dijes Rin-nelis, wyczuwając potencjalne zródło kłopotów.- Trzeci Lord klanu Rysiów, jeśli coś to pani mówi -wycedził kahe, krzywiąc się jeszcze bardziej.- Obawiam się, że niewiele - westchnęła.- Pierwszy Lord kieruje całym klanem, Drugi dowo-dzi wojskiem, Trzeci odpowiada za wywiad i szpiegostwo.- Poważna sprawa - skonstatowała dziewczyna, naj-wyrazniej tworząc w myślach jakieś niewesołe perspekty-wy.- Bardzo poważna - potwierdził.- Poznał pan osobiście Trzeciego Lorda? - spytaładijes Rinnelis.- Niestety tak.Skoro ma na mnie ten-hi, to musieli-śmy się spotkać.O tak, Oron był wyjątkowo niezłomnym mścicielem,który wymagał zachowania stałej, niesłabnącej uwagi.Zbytczęsto docierał do kahe, zbyt często dochodziło do kolej-nych starć.Na razie był remis, ale przemieniec wykazywałniebezpieczny upór w swoim pragnieniu wysłania Rien-charna na tamten świat, a jak wiadomo, wcześniej czy póz-niej wytrwałość zostaje nagrodzona.- Niezależnie od moich chęci - dorzucił ponuro Rien-charn.Dijes Rinnelis dosłownie emanowała złośliwością.- I czego życzył sobie ten szanowny pracownik Stra-ży? - spytał kahe.- O, chodziło mu jedynie o to, żeby nie zabił panaktoś inny.Krótko mówiąc, laro kae Oron jest w tej chwilipo naszej stronie.A to już brzmiało groznie.- Radziłbym pani nie tracić czujności i nie ufać zbyt-nio temu przemieńcowi.Oni potrafią zawsze i ze wszyst-kiego wyciągnąć korzyść dla siebie.- Myślę, że ma pan rację - przyznała człowieczka.-Laro Raen wydał mi się nieco.- zastanowiła się, szukającnajbardziej trafnego określenia - śliski.- W porównaniu ze swoim kuzynem jest uosobieniemtolerancji, dobroduszności i uczciwości.- Nie lubi pan przemieńców?- Oczywiście, że nie - odparł kahe.- Przecież jeste-śmy zajadłymi wrogami.- Nieludzie za bardzo skupiają się na swoich zwycza-jach i tradycjach - zauważyła dijes śledcza z lekką wzgardą.- To głupota i słabość, wynikające najwidoczniej z ich dłu-giego życia.- Wy, ludzie, jak rozumiem, nie macie czasu na takiegłupstwa? - zapytał zjadliwie Riencharn.- Otóż to.My, ludzie, spędzamy swój czas bardziejracjonalnie - odparła dijes z odcieniem wyższości w głosie.- Innymi słowy, jesteście prymitywni - odciął się po-łudniowiec.- Być może - człowieczka nie miała ochoty się spie-rać.- I mimo to jesteśmy bardziej żywotni niż jakikolwiekwiecznie żyjący.- Na ten temat można by dyskutować w nieskończo-ność - rzekł południowiec z dezaprobatą.- Niestety tak, dlatego pozwolę sobie przerwać tenbezsensowny spór.Bardziej interesuje mnie Trzeci Lord.- Linch kae Oron to co najmniej dwustuletni prze-mieniec, doświadczony i bardzo inteligentny intrygant.Jed-nak oni nie myślą tak jak ludzie i raczej nie zdoła pani zro-zumieć ich logiki.- Po prostu nie miałam okazji spróbować - odparłazarozumiale dijes Rinnelis.- Jeśli występuje jakakolwieklogika, zawsze można ją zrozumieć, a jeśli jej nie ma, to itak można znalezć pewne reguły zachowania.Kahe uśmiechnął się pobłażliwie.- Zapewniam panią, że przemieńcy stanowią wyjątek,nawet mnie nie było łatwo zrozumieć Lincha kae Orona.Jeśli będzie chciał osobiście wtrącić się do tej historii, będąpoważne kłopoty.- Oo.- Dziewczyna wyglądała na stropioną.- Cóż,jeśli aż tak szanuje pan tego laro.- Aż tak ceni pani sobie moje zdanie?- Tak, laro.I dochodzę do wniosku, że trzeba zakoń-czyć to śledztwo jak najszybciej, dopóki laro Linch się nimnie zainteresował.ORozmowa z kahe rzuciła nieco światła na prawdziwy powódingerencji laro Raena w moją sprawę.Za pozorną troską omoje życie krył się Trzeci Lord Oron.To niesamowite, aleliczba nieludzi występujących w moim dochodzeniu rosła zzastraszającą prędkością.Na demony.W dodatku pachnia-ło tu wielką polityką.Mało mi było motywu zabójcy SofiiAyrel, teraz mam jeszcze zainteresowanie bratniego naroduprzemieńców, marzących tylko o odzyskaniu suwerennościpo kilkuset latach zależności od pogardzanych śmiertelni-ków.Wprawdzie niewiele wiedziałam o przemieńcach,jednak o tym nie mogłam nie wiedzieć - w końcu historiępaństwa i prawa w swoim czasie zdałam celująco [ Pobierz całość w formacie PDF ]