[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jack zmarszczył czoło, zastawiając się, co nowego wymyśliła jego była kochanka.Fiona dała znak Hamishowi, żeby rozwiązał woreki w chwilę pózniej z otworu wyłoniła się czyjaś głowa.Jej właściciel chciał wyciągnąć z worka takżeręce, ale Hamish szybko zaciągnął troczki, tworząc pętlę wokół szyi mężczyzny.Jeniec zacharczał, czerwieniejąc na twarzy.- Spokojnie, szczurze - mruknął Szkot.- Będziesz mówił, kiedy cię zapytają, nie wcześniej.Fiona zachwiała się lekko, więc Jack szybko do niej podszedł, wziął na ręce i zaniósł na sofę.- Jack, nie trzeba.Trochę mi się tylko zakręciło w głowie.- Już i tak za długo tu jesteś.Powinnaś leżeć w łóżku.- Nie! Chcę zostać, aż sprawa się rozwiąże.Widząc zdecydowanie w jej wzroku, Jack skinął głową.- Dobrze, zostań - zgodził się i pogłaskał żonę po policzku.- Choć martwię się nie tylko o ciebie, ale też o nasze dziecko.W pokoju rozległ się złośliwy śmiechLucindy.- Och, przestań Jack.Wszyscy doskonale wiedzą, że zostałeś zmuszony do tego małżeństwa.Ona cięporwała, spoiła whisky i zmusiła księdza do udzielenia wam ślubu, udając, że jest z tobą w ciąży!- Uważaj, co mówisz o naszej siostrze, ty wiedzmo!- wtrącił się Alexander, zaciskając dłonie w pięści.Fiona sięgnęła po rękę męża i przycisnęła ją do policzka.- Ona ma rację.Udawaliśmy, że jestem przy nadziei, żeby nikt nie mógł domagać się anulowaniaślubu.Ale teraz to prawda.- Dobry Boże - jęknął Campbell, blednąc.- Nie wiedziałem.Lucinda stała obok niego z zaciśniętymi zębami i oczami płonącymi wściekłością.- Tak - warknął Jack, wbijając grozne spojrzenie w Campbella i Lucindę.- Moja żona niedługo będziematką.A to z was, które zamierzało ją skrzywdzić, powinno dziękować Bogu, że jej nie zabiło.Lucinda zebrała się w sobie.- Nigdy nikogo bym nie skrzywdziła, a już na pewno nie kobietę przy nadziei.Zapytajcie mojegoczłowieka, kto wydał mu rozkazy.On wam powie całą prawdę.- Hamish, niech ten ptaszek wyśpiewa, co wie - nakazał Jack.Olbrzymi Szkot posłusznie pociągnął za troczki przy worku.Mężczyzna w środku zaczął się dławić,aż w końcu wycharczał:- Czego, do diabła, ode mnie chcecie?- Czy to ty strzelałeś do panienki?Mężczyzna szybko spojrzał na Fionę, po czym równie szybko odwrócił wzrok.- Ja.ja.Hamish mocniej pociągnął za troczki.- Au! - zawył jeniec chrapliwie.- Już mówię! Już mówię! Robiłem tylko to, co mi kazano!- Kto ci kazał?- Campbell!Bracia Fiony rzucili się w stronę Campbella.Ten szybko się podniósł, przewracając krzesło.- Nigdy nie wydałem żadnego rozkazu temu człowiekowi! Przysięgam! To Lucinda wydawała mupolecenia!- Poczekajcie! - zawołał Jack, unosząc rękę.Nadal patrzył na mężczyznę w worku.- Mam jeszczekilka pytań do tego łajdaka.Co dokładnie kazał ci zrobić Campbell? - warknął w stronę służącegoLucindy.- Kazał mi śledzić powóz i strzelać do tamtej kobiety, jeśli tylko nadarzy się sposobność.- To znaczy zabić, tak?Przebiegłe oczy jeńca pobiegły na sekundę w stronę Lucindy.- Wykonywałem rozkazy.- Ty parszywy śmierdzielu! - krzyknął Gregor.- Powinienem cię.- Zostaw go - nakazał spokojnie Jack.Podszedł do jeńca i spojrzał mu prosto w oczy.- Wiesz, że to, copowiedziałeś, wystarczy, żeby kazać cię powiesić?Mężczyzna wybałuszył oczy.- Tak, ale.przecież ja tylko wykonałem rozkaz! Miałem takie polecenie.- Miałeś i widzisz, jak osoba, która ci je wydała, ochraniacię teraz.Jeniec zerknął na kogoś nad ramieniem Jacka.- Nie rozumiem, co pan ma na myśli.- Właśnie się przyznałeś, że strzelałeś do mojej żony.Każdy sąd wyśle cię za to na stryczek.Zwłaszcza przy tylu świadkach.- Jack odwrócił się.- Alexander, Hugh, Gregor, Dougal, będziecieświadczyli przeciwko temu łotrowi?- Jeśli najpierw go nie zabijemy - warknął Alexander.Na zewnątrz rozległ się silny grzmot pioruna.Mężczyzna w worku spojrzał w okno na zachmurzoneniebo i pobladł.Jack popatrzył na Campbella.- A ty? Będziesz zeznawał przeciwko niemu?- Tak, chociaż łże, że to ja kazałem mu strzelać do Fiony!- A ty, Lucindo? - pytał dalej Jack.- Będziesz świadczyła przeciwko temu nędznikowi?Kobieta spuściła wzrok na podłogę.- Nie wiem po co ci moje zeznania, skoro masz już tylu świadków.- Odpowiedz na pytanie.Zaświadczysz przed sędzią o tym, co właśnie usłyszałaś? %7łe ten człowiekpostrzelił moją żonę?Lucinda spojrzała na swojego służącego, który wpatrywał się w nią z napięciem.Ciężko przełknęłaślinę.- Co zrobisz? - ponaglał Jack, stając pomiędzy Lucindą, a jej człowiekiem.- Zaświadczysz?Kobieta zacisnęła usta i odrzuciła głowę w tył.Jej spojrzenie wyrażało gniew.- Tak, do diabła.Wiesz, że zaświadczę.- Och, ty! - Jeniec w worku rzucił się przed siebie, jego twarz wykrzywiała furia.- To ty kazałaś mi doniej strzelać! Ty kazałaś ją zabić!- Spokojnie, ośle! - ostrzegł Hamish, z trudem przytrzymując wrzeszczącego mężczyznę na miejscu.-Zaraz się udusisz!- Widzę, że masz coś do dodania - powiedział Jack, odwracając się do jeńca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Jack zmarszczył czoło, zastawiając się, co nowego wymyśliła jego była kochanka.Fiona dała znak Hamishowi, żeby rozwiązał woreki w chwilę pózniej z otworu wyłoniła się czyjaś głowa.Jej właściciel chciał wyciągnąć z worka takżeręce, ale Hamish szybko zaciągnął troczki, tworząc pętlę wokół szyi mężczyzny.Jeniec zacharczał, czerwieniejąc na twarzy.- Spokojnie, szczurze - mruknął Szkot.- Będziesz mówił, kiedy cię zapytają, nie wcześniej.Fiona zachwiała się lekko, więc Jack szybko do niej podszedł, wziął na ręce i zaniósł na sofę.- Jack, nie trzeba.Trochę mi się tylko zakręciło w głowie.- Już i tak za długo tu jesteś.Powinnaś leżeć w łóżku.- Nie! Chcę zostać, aż sprawa się rozwiąże.Widząc zdecydowanie w jej wzroku, Jack skinął głową.- Dobrze, zostań - zgodził się i pogłaskał żonę po policzku.- Choć martwię się nie tylko o ciebie, ale też o nasze dziecko.W pokoju rozległ się złośliwy śmiechLucindy.- Och, przestań Jack.Wszyscy doskonale wiedzą, że zostałeś zmuszony do tego małżeństwa.Ona cięporwała, spoiła whisky i zmusiła księdza do udzielenia wam ślubu, udając, że jest z tobą w ciąży!- Uważaj, co mówisz o naszej siostrze, ty wiedzmo!- wtrącił się Alexander, zaciskając dłonie w pięści.Fiona sięgnęła po rękę męża i przycisnęła ją do policzka.- Ona ma rację.Udawaliśmy, że jestem przy nadziei, żeby nikt nie mógł domagać się anulowaniaślubu.Ale teraz to prawda.- Dobry Boże - jęknął Campbell, blednąc.- Nie wiedziałem.Lucinda stała obok niego z zaciśniętymi zębami i oczami płonącymi wściekłością.- Tak - warknął Jack, wbijając grozne spojrzenie w Campbella i Lucindę.- Moja żona niedługo będziematką.A to z was, które zamierzało ją skrzywdzić, powinno dziękować Bogu, że jej nie zabiło.Lucinda zebrała się w sobie.- Nigdy nikogo bym nie skrzywdziła, a już na pewno nie kobietę przy nadziei.Zapytajcie mojegoczłowieka, kto wydał mu rozkazy.On wam powie całą prawdę.- Hamish, niech ten ptaszek wyśpiewa, co wie - nakazał Jack.Olbrzymi Szkot posłusznie pociągnął za troczki przy worku.Mężczyzna w środku zaczął się dławić,aż w końcu wycharczał:- Czego, do diabła, ode mnie chcecie?- Czy to ty strzelałeś do panienki?Mężczyzna szybko spojrzał na Fionę, po czym równie szybko odwrócił wzrok.- Ja.ja.Hamish mocniej pociągnął za troczki.- Au! - zawył jeniec chrapliwie.- Już mówię! Już mówię! Robiłem tylko to, co mi kazano!- Kto ci kazał?- Campbell!Bracia Fiony rzucili się w stronę Campbella.Ten szybko się podniósł, przewracając krzesło.- Nigdy nie wydałem żadnego rozkazu temu człowiekowi! Przysięgam! To Lucinda wydawała mupolecenia!- Poczekajcie! - zawołał Jack, unosząc rękę.Nadal patrzył na mężczyznę w worku.- Mam jeszczekilka pytań do tego łajdaka.Co dokładnie kazał ci zrobić Campbell? - warknął w stronę służącegoLucindy.- Kazał mi śledzić powóz i strzelać do tamtej kobiety, jeśli tylko nadarzy się sposobność.- To znaczy zabić, tak?Przebiegłe oczy jeńca pobiegły na sekundę w stronę Lucindy.- Wykonywałem rozkazy.- Ty parszywy śmierdzielu! - krzyknął Gregor.- Powinienem cię.- Zostaw go - nakazał spokojnie Jack.Podszedł do jeńca i spojrzał mu prosto w oczy.- Wiesz, że to, copowiedziałeś, wystarczy, żeby kazać cię powiesić?Mężczyzna wybałuszył oczy.- Tak, ale.przecież ja tylko wykonałem rozkaz! Miałem takie polecenie.- Miałeś i widzisz, jak osoba, która ci je wydała, ochraniacię teraz.Jeniec zerknął na kogoś nad ramieniem Jacka.- Nie rozumiem, co pan ma na myśli.- Właśnie się przyznałeś, że strzelałeś do mojej żony.Każdy sąd wyśle cię za to na stryczek.Zwłaszcza przy tylu świadkach.- Jack odwrócił się.- Alexander, Hugh, Gregor, Dougal, będziecieświadczyli przeciwko temu łotrowi?- Jeśli najpierw go nie zabijemy - warknął Alexander.Na zewnątrz rozległ się silny grzmot pioruna.Mężczyzna w worku spojrzał w okno na zachmurzoneniebo i pobladł.Jack popatrzył na Campbella.- A ty? Będziesz zeznawał przeciwko niemu?- Tak, chociaż łże, że to ja kazałem mu strzelać do Fiony!- A ty, Lucindo? - pytał dalej Jack.- Będziesz świadczyła przeciwko temu nędznikowi?Kobieta spuściła wzrok na podłogę.- Nie wiem po co ci moje zeznania, skoro masz już tylu świadków.- Odpowiedz na pytanie.Zaświadczysz przed sędzią o tym, co właśnie usłyszałaś? %7łe ten człowiekpostrzelił moją żonę?Lucinda spojrzała na swojego służącego, który wpatrywał się w nią z napięciem.Ciężko przełknęłaślinę.- Co zrobisz? - ponaglał Jack, stając pomiędzy Lucindą, a jej człowiekiem.- Zaświadczysz?Kobieta zacisnęła usta i odrzuciła głowę w tył.Jej spojrzenie wyrażało gniew.- Tak, do diabła.Wiesz, że zaświadczę.- Och, ty! - Jeniec w worku rzucił się przed siebie, jego twarz wykrzywiała furia.- To ty kazałaś mi doniej strzelać! Ty kazałaś ją zabić!- Spokojnie, ośle! - ostrzegł Hamish, z trudem przytrzymując wrzeszczącego mężczyznę na miejscu.-Zaraz się udusisz!- Widzę, że masz coś do dodania - powiedział Jack, odwracając się do jeńca [ Pobierz całość w formacie PDF ]