[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podbiegł do zaparkowanego volks-wagena, akurat tego, który stałnajbliżej, i zaczął gmerać kluczykiem w zamku.Pawełek i Bartek gapili się naniego w milczeniu.Bartek ostrożnie przeniósł się na drugą skrzynkę.- Towłaściciel - zawyrokował szeptem.- Wyleciał z tego przyjęcia.Coś mi się widzi,że to właśnie jemu mieli ukraść.Kilka minut wcześniej siedząca na stosie płytchodnikowych Janeczka zauważyła podjeżdżający i parkujący samochód.-Polonez.Dojechał do końca i zaczął zawracać.Miejsca na zaparkowanie nie miał, możliwe,że stwierdził to i postanowił poszukać innego.Przyglądała mu się właściwiewyłącznie z nudów, bo poza tym nic się nie działo.Polonez zawrócił wreszcie,zatrzymał się i wyskoczył z niego pasażer.Przebiegł kilkanaście kroków, spotkałsię z jakimś człowiekiem tuż przy ścianie budynku, wrócił po paru sekundach.Janeczka ujrzała, że niesie w ramionach jakąś odzież, prawdopodobnie kurtkę albopalto.Wsiadł z tym paltem i polonez odjechał natychmiast.Jeszcze przez chwilępatrzyła za nim bezmyślnie, a potem nagle zrozumiała.Poderwało ją z miejsca.-Chaber! - wysyczała przenikliwym szeptem i cichutko gwizdnęła.Trzy sekundy nieruszało się nic, w czwartej pies zmaterializował się nagle pod jej nogami.-Piesku, sprawdz! - wyszeptała Janeczka z przejęciem.- Złodziej! Człowiek!Samochód.! Wiedziała, o co jej chodzi, ale w zdenerwowaniu nie umiała tegowytłumaczyć psu.Dokładnie miało to być tak, że jeśli teraz ktoś zacznie siępchać do jakiegoś samochodu, należy sprawdzić, czy jest to właściciel.Chaberrozróżni po zapachu, samochód jest przesiąknięty wonią właściciela, ktoś obcyrzuci się psu nie tyle w oczy, ile w nos.Wyjaśnić mu jakoś porządniej.Zdaleka dostrzegła nagle niewyrazny ruch przy samochodzie, zaparkowanym w rządkuinnych wzdłuż krawężnika.Pamiętała, że tam właśnie stoi najbardziej od niejoddalony volkswagen, ten, w pobliżu którego czatują Bartek i Pawełek.Zrezygnowała z dokładnych instrukcji.- Chaber, do Rafała! - wyszeptałarozkazująco.- Sprawdz złodzieja i do Rafała! Nie wiadomo, ile pies zrozumiał ztej wypowiedzi, ale jak zwykle uczynił, co należało.Pomknął za rzędemsamochodów, zdążył dopaść wsiadającego człowieka, zanim ten zatrzasnąłdrzwiczki, zatrzymał się przy nim zaledwie na ułamek sekundy.Człowiek gmerałchwilę pod tablicą rozdzielczą, zapewne wyłączył alarm, następnie zapaliłsilnik, ruszył, wykręcił.Siedzący w małym fiacie Rafał zamyślił się i naprzejeżdżającego tam i z powrotem poloneza w ogóle nie zwrócił uwagi.Na kolejnywyjeżdżający samochód również by nie spojrzał, gdyby nie to, że o szybę przyjego twarzy puknęły nagle pazury i rozległo się krótkie alarmujące piśniecie.Rafał wyprostował się gwałtownie.Ujrzał tył skręcającego w kierunku Gagarinavolkswagena, a za nim, prawie na środku jezdni, Chabra.Pies stał nieruchomo iwystawiał zwierzynę.Rafał nie zwlekał ani sekundy.Przekręcił kluczyk i zpiskiem opon ruszył za znikającym samochodem.Na dwie sekundy przedtem Pawełekdostrzegł Chabra.Nie zdołał sprecyzować żadnej myśli, ale w głowie zapłonęła mujakby błyskawica.Wystartował lepiej niż odpalona rakieta, pokonał trawnik,wypadł na jezdnię tuż przed nosem skręcającego Rafała.Rafał przyhamował.Pawełek przewinął się wokół maski, skulony wpadł do małego fiata, waląc się narączkę biegów.Rafał nie odezwał się ani słowem, odepchnął go zaledwie na tyle,żeby rączką biegów móc manewrować i znów ruszył, temu kłębowisku obokpozostawiając troskę o zamknięcie drzwiczek.Przed znieruchomiałym z wrażeniaBartkiem pojawili się najpierw Chaber, a zaraz potem Janeczka.- Więc jednakzgadł - pochwaliła z uznaniem.- Nie patrz tak na mnie, nikt się niespodziewał, że to złodziej, tylko Chaber wiedział i pokazał.Dobrze, żechociaż oni obaj zdążyli.Uważam, że trzeba zawiadomić porucznika, niech tu niesterczy niepotrzebnie.Bartek poruszył się wreszcie.Był wstrząśnięty.Gwałtownie wybuchła w nim uraza i pretensja.Pawełek zdążył, a on nie, znów goominą jakieś najpiękniejsze wydarzenia! -Do bani takie.- zaczął gniewnie,ale Janeczka z góry wiedziała, co usłyszy.- I tak wątpię, czy Rafał go dogoni - przerwała - Chyba że będzie mu izimno gdzieś tam odbierze swoją kurtkę.Nie wiem, czy ten volkswagen razu.grzeje od ra -Od razu nie - odparł Bartek mimo woli.- Jak był zimny, totrochę potrwa, zanim zacznie.No i znów.- A ty myślałeś, że oni wszystko będą robić dla naszej przyjemności, tak? Cieszsię, że Chaber go wypatrzył.Idziemy.Piesku, szukaj porucznika! Gdzieporucznik?Chaber był psem mądrym w stopniu rzeczywiście nadprzyrodzonym.PorucznikWierzbiński nie był pierwszym porucznikiem, z jakim kazano mu się zapoznać ipotem go szukać.Mimo iż słowo brzmiało tak samo jak w innych wypadkach,miejscach i okolicznościach, wiedział, o którego porucznika chodzi jego pani iod początku doskonale się orientował, gdzie on się znajduje.Bez chwili wahaniaskierował się ku niepozornej furgonetce, zaparkowanej po drugiej stronie ulicy.Bartek przełamał w sobie śmiertelną urazę, ujrzał bowiem, iż jest świadkiemwydarzeń acz innego rodzaju, to jednak nie mniej atrakcyjnych.Ten pies wydał musię wręcz nieziemski! Nic już nie mówiąc, wylazł spomiędzy skrzynek i udał sięza Janeczką.Janeczka po krótkim namyśle popukała w tylne drzwi furgonetki.- Panie poruczniku! - zawołała półgłosem.- Ten złodziej już uciekł! Koniecpułapki! Drzwi uchyliły się, porucznik wyskoczył na jezdnię z jakimś dziwnymwyrazem twarzy.- Skąd wiedziałaś.- zaczął złym głosem i urwał.- A, pies.Rozumiem.Skąd wiesz, że złodziej uciekł?- Też od psa - odparła Janeczka smętnie.-Ukradł tego volkswagena.Miał doskonały pomysł, żeby udawać właściciela, w samymubraniu, bez palta, ale ja przypadkiem widziałam, jak to palto, czy tam kurtkę,akurat zdejmował.I Chaber sprawdził, że to wcale nie właściciel, tylko obcyczłowiek.Porucznik milczał chwilę, bo musiał się opanować.- Widziałem, jak pies coś wystawiał - powiedział, już spokojnie.- Iprzypuszczam, że mój pracownik widział to zdejmowanie palta.Przyznaję, że piesma właściwsze skojarzenia i umysłowo nie sięgamy mu do pięt, nie mówiąc o węchu.Ale radiotelefon mam ja.- A numer? - zaniepokoiła się Janeczka.Porucznikpopatrzył na nią tak, że nie pytała już o nic więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Podbiegł do zaparkowanego volks-wagena, akurat tego, który stałnajbliżej, i zaczął gmerać kluczykiem w zamku.Pawełek i Bartek gapili się naniego w milczeniu.Bartek ostrożnie przeniósł się na drugą skrzynkę.- Towłaściciel - zawyrokował szeptem.- Wyleciał z tego przyjęcia.Coś mi się widzi,że to właśnie jemu mieli ukraść.Kilka minut wcześniej siedząca na stosie płytchodnikowych Janeczka zauważyła podjeżdżający i parkujący samochód.-Polonez.Dojechał do końca i zaczął zawracać.Miejsca na zaparkowanie nie miał, możliwe,że stwierdził to i postanowił poszukać innego.Przyglądała mu się właściwiewyłącznie z nudów, bo poza tym nic się nie działo.Polonez zawrócił wreszcie,zatrzymał się i wyskoczył z niego pasażer.Przebiegł kilkanaście kroków, spotkałsię z jakimś człowiekiem tuż przy ścianie budynku, wrócił po paru sekundach.Janeczka ujrzała, że niesie w ramionach jakąś odzież, prawdopodobnie kurtkę albopalto.Wsiadł z tym paltem i polonez odjechał natychmiast.Jeszcze przez chwilępatrzyła za nim bezmyślnie, a potem nagle zrozumiała.Poderwało ją z miejsca.-Chaber! - wysyczała przenikliwym szeptem i cichutko gwizdnęła.Trzy sekundy nieruszało się nic, w czwartej pies zmaterializował się nagle pod jej nogami.-Piesku, sprawdz! - wyszeptała Janeczka z przejęciem.- Złodziej! Człowiek!Samochód.! Wiedziała, o co jej chodzi, ale w zdenerwowaniu nie umiała tegowytłumaczyć psu.Dokładnie miało to być tak, że jeśli teraz ktoś zacznie siępchać do jakiegoś samochodu, należy sprawdzić, czy jest to właściciel.Chaberrozróżni po zapachu, samochód jest przesiąknięty wonią właściciela, ktoś obcyrzuci się psu nie tyle w oczy, ile w nos.Wyjaśnić mu jakoś porządniej.Zdaleka dostrzegła nagle niewyrazny ruch przy samochodzie, zaparkowanym w rządkuinnych wzdłuż krawężnika.Pamiętała, że tam właśnie stoi najbardziej od niejoddalony volkswagen, ten, w pobliżu którego czatują Bartek i Pawełek.Zrezygnowała z dokładnych instrukcji.- Chaber, do Rafała! - wyszeptałarozkazująco.- Sprawdz złodzieja i do Rafała! Nie wiadomo, ile pies zrozumiał ztej wypowiedzi, ale jak zwykle uczynił, co należało.Pomknął za rzędemsamochodów, zdążył dopaść wsiadającego człowieka, zanim ten zatrzasnąłdrzwiczki, zatrzymał się przy nim zaledwie na ułamek sekundy.Człowiek gmerałchwilę pod tablicą rozdzielczą, zapewne wyłączył alarm, następnie zapaliłsilnik, ruszył, wykręcił.Siedzący w małym fiacie Rafał zamyślił się i naprzejeżdżającego tam i z powrotem poloneza w ogóle nie zwrócił uwagi.Na kolejnywyjeżdżający samochód również by nie spojrzał, gdyby nie to, że o szybę przyjego twarzy puknęły nagle pazury i rozległo się krótkie alarmujące piśniecie.Rafał wyprostował się gwałtownie.Ujrzał tył skręcającego w kierunku Gagarinavolkswagena, a za nim, prawie na środku jezdni, Chabra.Pies stał nieruchomo iwystawiał zwierzynę.Rafał nie zwlekał ani sekundy.Przekręcił kluczyk i zpiskiem opon ruszył za znikającym samochodem.Na dwie sekundy przedtem Pawełekdostrzegł Chabra.Nie zdołał sprecyzować żadnej myśli, ale w głowie zapłonęła mujakby błyskawica.Wystartował lepiej niż odpalona rakieta, pokonał trawnik,wypadł na jezdnię tuż przed nosem skręcającego Rafała.Rafał przyhamował.Pawełek przewinął się wokół maski, skulony wpadł do małego fiata, waląc się narączkę biegów.Rafał nie odezwał się ani słowem, odepchnął go zaledwie na tyle,żeby rączką biegów móc manewrować i znów ruszył, temu kłębowisku obokpozostawiając troskę o zamknięcie drzwiczek.Przed znieruchomiałym z wrażeniaBartkiem pojawili się najpierw Chaber, a zaraz potem Janeczka.- Więc jednakzgadł - pochwaliła z uznaniem.- Nie patrz tak na mnie, nikt się niespodziewał, że to złodziej, tylko Chaber wiedział i pokazał.Dobrze, żechociaż oni obaj zdążyli.Uważam, że trzeba zawiadomić porucznika, niech tu niesterczy niepotrzebnie.Bartek poruszył się wreszcie.Był wstrząśnięty.Gwałtownie wybuchła w nim uraza i pretensja.Pawełek zdążył, a on nie, znów goominą jakieś najpiękniejsze wydarzenia! -Do bani takie.- zaczął gniewnie,ale Janeczka z góry wiedziała, co usłyszy.- I tak wątpię, czy Rafał go dogoni - przerwała - Chyba że będzie mu izimno gdzieś tam odbierze swoją kurtkę.Nie wiem, czy ten volkswagen razu.grzeje od ra -Od razu nie - odparł Bartek mimo woli.- Jak był zimny, totrochę potrwa, zanim zacznie.No i znów.- A ty myślałeś, że oni wszystko będą robić dla naszej przyjemności, tak? Cieszsię, że Chaber go wypatrzył.Idziemy.Piesku, szukaj porucznika! Gdzieporucznik?Chaber był psem mądrym w stopniu rzeczywiście nadprzyrodzonym.PorucznikWierzbiński nie był pierwszym porucznikiem, z jakim kazano mu się zapoznać ipotem go szukać.Mimo iż słowo brzmiało tak samo jak w innych wypadkach,miejscach i okolicznościach, wiedział, o którego porucznika chodzi jego pani iod początku doskonale się orientował, gdzie on się znajduje.Bez chwili wahaniaskierował się ku niepozornej furgonetce, zaparkowanej po drugiej stronie ulicy.Bartek przełamał w sobie śmiertelną urazę, ujrzał bowiem, iż jest świadkiemwydarzeń acz innego rodzaju, to jednak nie mniej atrakcyjnych.Ten pies wydał musię wręcz nieziemski! Nic już nie mówiąc, wylazł spomiędzy skrzynek i udał sięza Janeczką.Janeczka po krótkim namyśle popukała w tylne drzwi furgonetki.- Panie poruczniku! - zawołała półgłosem.- Ten złodziej już uciekł! Koniecpułapki! Drzwi uchyliły się, porucznik wyskoczył na jezdnię z jakimś dziwnymwyrazem twarzy.- Skąd wiedziałaś.- zaczął złym głosem i urwał.- A, pies.Rozumiem.Skąd wiesz, że złodziej uciekł?- Też od psa - odparła Janeczka smętnie.-Ukradł tego volkswagena.Miał doskonały pomysł, żeby udawać właściciela, w samymubraniu, bez palta, ale ja przypadkiem widziałam, jak to palto, czy tam kurtkę,akurat zdejmował.I Chaber sprawdził, że to wcale nie właściciel, tylko obcyczłowiek.Porucznik milczał chwilę, bo musiał się opanować.- Widziałem, jak pies coś wystawiał - powiedział, już spokojnie.- Iprzypuszczam, że mój pracownik widział to zdejmowanie palta.Przyznaję, że piesma właściwsze skojarzenia i umysłowo nie sięgamy mu do pięt, nie mówiąc o węchu.Ale radiotelefon mam ja.- A numer? - zaniepokoiła się Janeczka.Porucznikpopatrzył na nią tak, że nie pytała już o nic więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]