[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po usłyszanym na wstępie komunikacie odpowiedź mieli gotową.Resztę załatwili w domu.Pani Amelia bardzo chętnie zgodziła się spytać o ów numer z kartki, zastrzegła się tylko, że to może potrwać.Biuro numerów jest zajęte bez przerwy i niewykluczone, że trzeba tam będzie zadzwonić w środku nocy.Zapewne uczyni to jutro, w każdym razie muszą cierpliwie poczekać.Dziadek dostarczył ostatniej wiadomości, mianowicie podał datę śmierci pana Jeremiego Płoszyńskiego.Sprawdzili datę na liście pana Fajksata i okazało się, że jest ona znacznie późniejsza.Pan Fajksat powołał się na znajomość z panem Płoszyńskim prawie rok po jego śmierci.— Uspokoiłam się — powiedziała z ulgą Janeczka.— Podejrzewałam coś takiego i nareszcie wiem na pewno.Już widać, o co chodzi.— Jasna sprawa— zaopiniował Pawełek.— Specjalnie odczekał, żeby nie można było sprawdzić.Nieboszczyka już nikt nie zapyta, kogo zna i co o nim myśli.— No więc właśnie.Chciałabym tylko wiedzieć, czy rzeczywiście wuj pani Amelii miał te znaczki.Czy je sprzedał komuś innemu, czy ta ciotka sprzedała panu Fajksatowi i chora będę, jeśli się tego…Janeczka urwała nagle i ze zmarszczonymi brwiami zapatrzyła się w okno.— Co się stało? — spytał po chwili Pawełek.— Nie dowiem.Otóż właśnie dowiem! Wiem jak!— No?— To były bardzo drogie rzeczy, nie? Dziadek mówił, że drogie.— Drogie.To co?— To musieliby dostać jakieś pieniądze, ten wuj, albo ta ciotka.Pani Amelia powinna wiedzieć, czy wuj i ciotka nagle się jakoś wzbogacili!Pawełek okazał wahanie.— Nie wiem.Jeżeli kupił Fajksat… Przypomnij sobie, co dziadek mówił, on kantuje.Może i kupił od tej ciotki, a wzbogaciła się tyle, co kot napłakał.— Nie — odparła stanowczo Janeczka, kręcąc głową.— On te znaczki wyraźnie wymienił, napisał, że mu zależy i już nie mógł udawać, że to same śmieci.Mógł zapłacić połowę, ale nic mniej.— I myślisz, że to by się dało zauważyć?— Nie wiem.Ale co nam szkodzi zapytać panią Amelię? Tak przy okazji…— No fakt — przyświadczył Pawełek.— Zapytać można.No, w piątek udało nam się odwalić prawie całą robotę, ciekawe, co nam się uda jutro…* * *W sobotę wszyscy troje czatowali na Saskiej Kępie już od południa.Janeczka miała lekkie pretensje.— Nie mogłeś chociaż podsłuchać, o której godzinie oni się umówili? — pytała z goryczą.— Nie mówię, żeby co do minuty, ale przynajmniej trochę… ?— Podsłuchałem przecież.Po południu.— Popołudnie to jest nie wiadomo co.Może trwać do wieczora.Coś więcej…— Co więcej, co więcej! — zdenerwował się w końcu Pawełek.— Słowa więcej nie powiedzieli! Godzinę sobie ustalili w mieszkaniu, a na ulicy tylko sobota i popołudnie! Godzinę podsłuchał Czesio!— Toteż właśnie.Nie podoba mi się, że go nie ma.Może oni się umówili na ósmą wieczór i będziemy tu siedzieli jak półgłówki przez cały dzień.— No i cóż takiego, pogoda ładna, a prowiant mamy.Nic nie poradzę, siła wyższa.Janeczka westchnęła i spróbowała pogodzić się z sytuacją.Pogoda, jak na jesień, istotnie była prześliczna, słoneczna i bezwietrzna.Skwerek przed wejściem do pilnowanego budynku zawierał w sobie liczne ławki, trzepaki i murki, było na czym siedzieć.Z irytującym czekaniem nie łączyły się przynajmniej żadne uciążliwości.Rozejrzała się uważniej i zastanowiła.— Nie wiem, czy dobrze robimy — powiedziała z lekkim wahaniem.— Znów będzie to samo.— Jakie to samo?— Jak poprzednio.Czesio bliżej, a my dalej.Przyleci i od razu pójdzie wyżej na te schody.W kwiatkach się razem nie zmieścimy, a z góry lepiej widać.— No to go przecież nie zepchniemy…!— Głupi jesteś.Ja myślę, co zrobić, żeby było odwrotnie.My w lepszym miejscu, a on w gorszym… Pawełek wpadł na pomysł od razu.— Możemy lecieć wyżej, jak tylko Chaber powie, że idzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Po usłyszanym na wstępie komunikacie odpowiedź mieli gotową.Resztę załatwili w domu.Pani Amelia bardzo chętnie zgodziła się spytać o ów numer z kartki, zastrzegła się tylko, że to może potrwać.Biuro numerów jest zajęte bez przerwy i niewykluczone, że trzeba tam będzie zadzwonić w środku nocy.Zapewne uczyni to jutro, w każdym razie muszą cierpliwie poczekać.Dziadek dostarczył ostatniej wiadomości, mianowicie podał datę śmierci pana Jeremiego Płoszyńskiego.Sprawdzili datę na liście pana Fajksata i okazało się, że jest ona znacznie późniejsza.Pan Fajksat powołał się na znajomość z panem Płoszyńskim prawie rok po jego śmierci.— Uspokoiłam się — powiedziała z ulgą Janeczka.— Podejrzewałam coś takiego i nareszcie wiem na pewno.Już widać, o co chodzi.— Jasna sprawa— zaopiniował Pawełek.— Specjalnie odczekał, żeby nie można było sprawdzić.Nieboszczyka już nikt nie zapyta, kogo zna i co o nim myśli.— No więc właśnie.Chciałabym tylko wiedzieć, czy rzeczywiście wuj pani Amelii miał te znaczki.Czy je sprzedał komuś innemu, czy ta ciotka sprzedała panu Fajksatowi i chora będę, jeśli się tego…Janeczka urwała nagle i ze zmarszczonymi brwiami zapatrzyła się w okno.— Co się stało? — spytał po chwili Pawełek.— Nie dowiem.Otóż właśnie dowiem! Wiem jak!— No?— To były bardzo drogie rzeczy, nie? Dziadek mówił, że drogie.— Drogie.To co?— To musieliby dostać jakieś pieniądze, ten wuj, albo ta ciotka.Pani Amelia powinna wiedzieć, czy wuj i ciotka nagle się jakoś wzbogacili!Pawełek okazał wahanie.— Nie wiem.Jeżeli kupił Fajksat… Przypomnij sobie, co dziadek mówił, on kantuje.Może i kupił od tej ciotki, a wzbogaciła się tyle, co kot napłakał.— Nie — odparła stanowczo Janeczka, kręcąc głową.— On te znaczki wyraźnie wymienił, napisał, że mu zależy i już nie mógł udawać, że to same śmieci.Mógł zapłacić połowę, ale nic mniej.— I myślisz, że to by się dało zauważyć?— Nie wiem.Ale co nam szkodzi zapytać panią Amelię? Tak przy okazji…— No fakt — przyświadczył Pawełek.— Zapytać można.No, w piątek udało nam się odwalić prawie całą robotę, ciekawe, co nam się uda jutro…* * *W sobotę wszyscy troje czatowali na Saskiej Kępie już od południa.Janeczka miała lekkie pretensje.— Nie mogłeś chociaż podsłuchać, o której godzinie oni się umówili? — pytała z goryczą.— Nie mówię, żeby co do minuty, ale przynajmniej trochę… ?— Podsłuchałem przecież.Po południu.— Popołudnie to jest nie wiadomo co.Może trwać do wieczora.Coś więcej…— Co więcej, co więcej! — zdenerwował się w końcu Pawełek.— Słowa więcej nie powiedzieli! Godzinę sobie ustalili w mieszkaniu, a na ulicy tylko sobota i popołudnie! Godzinę podsłuchał Czesio!— Toteż właśnie.Nie podoba mi się, że go nie ma.Może oni się umówili na ósmą wieczór i będziemy tu siedzieli jak półgłówki przez cały dzień.— No i cóż takiego, pogoda ładna, a prowiant mamy.Nic nie poradzę, siła wyższa.Janeczka westchnęła i spróbowała pogodzić się z sytuacją.Pogoda, jak na jesień, istotnie była prześliczna, słoneczna i bezwietrzna.Skwerek przed wejściem do pilnowanego budynku zawierał w sobie liczne ławki, trzepaki i murki, było na czym siedzieć.Z irytującym czekaniem nie łączyły się przynajmniej żadne uciążliwości.Rozejrzała się uważniej i zastanowiła.— Nie wiem, czy dobrze robimy — powiedziała z lekkim wahaniem.— Znów będzie to samo.— Jakie to samo?— Jak poprzednio.Czesio bliżej, a my dalej.Przyleci i od razu pójdzie wyżej na te schody.W kwiatkach się razem nie zmieścimy, a z góry lepiej widać.— No to go przecież nie zepchniemy…!— Głupi jesteś.Ja myślę, co zrobić, żeby było odwrotnie.My w lepszym miejscu, a on w gorszym… Pawełek wpadł na pomysł od razu.— Możemy lecieć wyżej, jak tylko Chaber powie, że idzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]