[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Do niczego się nie zobowiązywałem  odparł ostro sędzia. Wobecnikogo poza własnym sumieniem. Sędzio, pan już od dawna para się polityką  rzekł swobodnie Szef no, i  tu pociągnął łyk ze szklanki  pańskie sumienie także. Wypraszam sobie!  warknął sędzia. Drobiazg  rzekł Szef i wyszczerzył zęby. Ale co pana zniechęciłodo Mastersa? Doszły do mojej wiadomości pewne informacje dotyczące jegokariery. Ktoś panu wygrzebał na niego jakieś brudy, co? Jeżeli pan życzy sobie tak to nazwać  odpowiedział sędzia. Brudy to zabawna rzecz  ciągnął Szef. Jak się nad tym zastanowić,to właściwie nie ma nic poza brudem na tym bożym świecie, z wyjątkiemtego, co jest pod wodą, a i to brud.Dzięki brudom rośnie trawa.Diament to nic a nic innego jak tylko kawałek brudu, który się strasznie rozgrzał.ABóg Wszechmogący wziął kawałek brudu, chuchnął na niego i stworzyłpana i mnie, i Jerzego Waszyngtona, i całą ludzkość błogosławioną wswoich zdolnościach i niepokojach.Wszystko zależy od tego, co się zrobiz brudem.No nie? To nie zmienia faktu, że Masters nie wydaje mi się człowiekiemodpowiedzialnym  powiedział sędzia z wysoka, gdyż jego głowagórowała nad promieniami biurkowej lampy. Niech lepiej będzie odpowiedzialny  rzekł Szef  bo mu skręcę tenjego cholerny kark! W tym właśnie sęk.Masters byłby odpowiedzialny wobec pana. To fakt  przyznał Szef żałośnie, podnosząc twarz do światłai potrząsając głową z fatalistycznym smutkiem. Masters byłbyodpowiedzialny wobec mnie.Na to nie mam rady.Ale Callahan&bo wezmy Callahana& tak mi się widzi, że byłby do samego końcaodpowiedzialny wobec pana i towarzystwa  Alta , i Bóg wie kogojeszcze.Więc co za różnica, hę? No&  No , psiakrew!  Szef raptem wyprostował się w fotelu z tąwewnętrzną wybuchowością, z którą nagle łapał w powietrzu muchęalbo obracał do kogoś głowę, otwierając gwałtownie oczy.Wyprostowałsię i wparł obcasy w czerwony dywan.Trochę płynu chlapnęło mu zeszklanki na spodnie. Więc ja panu powiem, jaka jest różnica, sędzio!Ja wprowadzę Mastersa na stanowisko, a pan nie potrafi tego zrobić zCallahanem.A to jest duża różnica. Będę musiał spróbować swoich szans  powiedział sędzia z wysoka. Szans?  roześmiał się Szef. Sędzio  zaczął i przestał się śmiać pan ma tylko jedną szansę.Już blisko czterdzieści lat temu urządziłsię pan doskonale w naszym stanie.Siedzi pan sobie tu, w tym pokoju, a murzyńscy boy o wie drepczą, przynosząc panu poncz, i dobrze siępanu dzieje.Siedział pan tutaj i uśmiechał się do siebie, podczas gdy innipocili się przy politycznej robocie, aż im szelki pękały, a jak pan czegośchciał, wystarczyło panu sięgnąć ręką i wziąć.O, jeżeli pan miał trochęczasu wolnego od polowań na kaczki i spraw korporacji, mógł pan sobietrochę pourzędować jako generalny prokurator.I tak pan zrobił.Albo teżzabawiał się w sędziego.Jest pan sędzią od dawna.Jak by pan się czuł,gdyby pan teraz przestał być sędzią? Nikt nigdy nie potrafił mnie zastraszyć  powiedział sędzia Irwin,który wciąż stał wyprostowany na środku pokoju. Ja jeszcze nie próbowałem  odrzekł Szef. Dotychczas.Inie próbuję także teraz.Dam panu szansę.Mówi pan, że ktoś panunaopowiadał jakichś brudów o Mastersie? Dobrze, a gdybym ja panuopowiedział jakieś brudy o Callahanie?& O, niech pan mi nie przerywa!Tylko spokojnie!  wyciągnął przed siebie dłoń. Ja jeszcze nic niewygrzebywałem, ale mogę, i gdybym wyszedł na okólnik, nabrał nałopatę i przyniósł panu trochę tego, co nie pachnie, i podsunął pod nospańskiemu sumieniu, to wie pan, co pańskie sumienie kazałoby panuzrobić? Kazałoby panu wycofać poparcie dla Callahana.A chłopcy zprasy zlecieliby się tutaj rojem jak muchy na zdechłego psa i mógłby panim mówić o sobie i swoim sumieniu.Nawet by pan nie musiał popieraćMastersa.Pan i pańskie sumienie moglibyście odejść razem pod rączkę irozkoszować się opowiadaniem sobie nawzajem, jak bardzo się jedno zdrugim cenicie. Ja poparłem Callahana  rzekł sędzia.Nie wahał się ani przez chwilę. Może i mógłbym panu dostarczyć tych brudów  mówił Szef wzamyśleniu. Callahan już od dawna kombinuje, a kto się tyka smoły,ten będzie zbrukany, bo tylko mali chłopcy chodzą boso po krowimpastwisku. Spojrzał na twarz sędziego Irwina, mrużąc oczy, badając ją, przechylając głowę.Nagle uświadomiłem sobie, że stary zegar w kącie pokoju bynajmniejnie odmłodniał.Wyrzucał z siebie tik, który wpadał mi pod czaszkę nibykamień wpuszczony do studni, potem kręgi na wodzie rozchodziły się iznikały, a tik zapadał w mrok.Przez jakiś czas, który nie był ani długi, ani krótki, który może nawetnie był czasem, nie działo się nic.A potem spadał do studni tak, kręgiznowu się rozchodziły i nikły.Szef przestał wpatrywać się w twarz sędziego Irwina, która niezdradzała niczego.Zagłębił się w fotelu, wzruszył ramionami i podniósłszklankę do ust.W końcu powiedział: Jak pan chce, sędzio.Ale wie pan, można to rozegrać jeszcze inaczej.Ktoś mógłby podsunąć Callahanowi małą szufelkę czegoś na temat kogoinnego, a wtedy w Callahanie może by raptem zbudziło się sumienie imoże by się wyparł swojego protektora [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl