[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobry plan, zaskoczenie i zdecydowanie w działaniu podkreślałDanny wciąż od nowa to najważniejsze czynniki powodzenia każdej akcji partyzanckiej.Jak dotąd,to się sprawdzało.Pięćdziesiąt metrów za nim był budynek Radia Watykańskiego.Kilkadziesiąt metrów na prawo, spodżywopłotu, skąd Harry przed chwilą odszedł, zaczął się wydobywać gęsty dym.Dalej widział słupdymu z pierwszego ogniska, unoszący się leniwie w powietrzu. Nie ma wiatru, Danny powiedział do słuchawki.To wszystko będzie tylko wisieć w miejscu. Chyba już powinieneś być przy zaworach. Zgadza się.Harry przecisnął się przez lukę w żywopłocie i zobaczył przed sobą choinkę hydraulika pękwydobywającychsięniskoponadziemięrurzaopatrzonych w pokrętła.Wyglądało to na główny zawór wodny, ale według Danny ego był to tylkozawór pośredni, stary i już nie używany.O jego istnieniu pamiętało jeszcze tylko kilku starszychhydraulików z obsługi technicznej Watykanu, młodsi nie mieli o nim pojęcia.Gdyby go jednakzakręcić, można było wyłączyć dopływ wody praktycznie do wszystkich watykańskich budynków,łącznie z Bazyliką Zwiętego Piotra, muzeami i pałacem papieskim. Mam je powiedział Harry. Dwa zawory, naprzeciwko siebie.Elena przechyliła wózek z Dannym do tyłu.Schodzili po schodach w coraz gęściejszy dym. Mocno zardzewiałe? zapytał Danny przez telefon, pokaszlując. Trudno powiedzieć zatrzeszczał głos Harry ego.Zatrzymali się u stóp schodów i Elena otworzyła swój futerał na kamerę.Kaszląc i ocierającłzawiące oczy, wyjęła z torby dwie mokre chusteczki do nosa i zawiązała je najpierw Danny emu, apotem sobie na twarzy, osłaniając usta i nos.Weszli do muzeum Chiaramonti, galerii rzezb.PopiersieCycerona, rzezba Herkulesa z synami, posąg Tyberiusza i olbrzymia głowa cesarza Augusta wszystko ginęło w kłębach dymu.Długim wąskim korytarzem galerii płynęły w obie stronystrumienie ludzi szukających wyjścia. Harry, jak tam? zapytał Danny, kuląc się, aby zasłonić telefon. Pierwszy w porządku.Drugi. Zamykaj go, szybko.Robię, co mogę, Danny.Harry skrzywił się z wysiłku.Drugi zawór był mocno zardzewiały.Włożył w przekręcenie go całąsiłę, jaka mu jeszcze pozostała, i wreszcie kółko się obróciło.I to tak raptownie, że poleciał nanajbliższe drzewo, obdzierając sobie skórę na rękach do krwi.Telefon upadł na ziemię. Cholerne gówno zaklął, wściekły, ale zadowolony.Z chustkami na twarzach, niczym bandyci z Dzikiego Zachodu, szli przed siebie, wymijając grupęjapońskich turystów, trzymających się za ręce, jak przy zabawie w pociąg, krzyczących i krztuszącychsię dymem jak wszyscy w korytarzu.Elena wyjrzała po drodze przez jedno z wąskich okien galerii.Na dziedziniec wbiegałwłaśnie oddział uzbrojonych w karabiny żołnierzy w niebieskich koszulach i beretach. Ojcze! zaalarmowała Danny ego. Gwardia Szwajcarska stwierdził, rzuciwszy okiem przez okno, i znów wziął w rękę telefon,podczas gdy Elena przepychała się z wózkiem dalej. Harry.?.Harry? Co jest? Harry właśnie kucnął, podnosząc z ziemi swój aparat i równocześnie ssąc krwawiącekostki dłoni. Coś nie tak? Nie, właśnie zakręciłem tę pieprzoną wodę.Danny podniósł rękę.Znalezli się przy końcu galerii.Elena zatrzymała wózek.Stali w załomie korytarza, przed zamkniętymi drzwiami galerii Lapidaria.Po raz pierwszy od początku pożaru byli sami, nie niepokojeni przez tłum, gnający kilka metrówdalej głównym korytarzem. Idę do ogniska numer trzy rozległ się w słuchawce głos Harry ego. Wyszliście już stamtąd? Jeszcze dwa przystanki. Pośpieszcie się, do cholery! Na zewnątrz jest całe stado Szwajcarów. To zostaw te dwa ostatnie i uciekajcie. Jak to zrobię, będziesz miał gwardię i Farela na karku. No to nie gadajmy, tylko rób, co trzeba. Harry, słuchaj. Danny wyjrzał przez okno.Zobaczyłgwardzistów,zakładającychwłaśniemaskiprzeciwgazowe, i grupę biegnących dokądś strażaków z toporkami w rękach. Eaton gdzieś tu jest.ZAdrianną Hall. A skąd on się. Nie wiem. Nieważne, Danny.Pieprzyć Eatona.Po prostu zwiewajcie stamtąd, i to już!150 To dywersja. Thomas Kind stał w alejce u stóp wieży, spoglądając ku unoszącym się nad muzeumkłębom dymu.Rozmawiał przez radio.Z oddali dobiegało wyciesyrenwozówstrażackichipolicyjnych,zjeżdżających się z całego Rzymu. Co zamierzasz? usłyszał w słuchawce głos Farela. Mój plan nie ulega zmianie.I twój też nie powinien rzucił Kind i wyłączył nadajnik.Odwrócił się i poszedł w stronę drzwi wieży.Hercules, kuląc się w swej kryjówce na blankach muru, wiązał ostatnie ciężkie węzły na końcu linydo wspinaczki.Jednocześnie obserwował Kinda wracającego ścieżką do wieży, z radiem w ręce.Trochę dalejwidział ukrytych za żywopłotem dwóch ludzi Farela.Zaczekał, aż Kind podejdzie pod samą wieżę.Potem związał kule kawałkiem liny i zarzuciwszy je naramię, podczołgał się do ściany wieży.Po chwili rozkręcił linę nad głową i balansując niemal wpowietrzu, rzucił ją w stronę dachu.Obciążony węzłami koniec odbił się od metalowej barierki i opadł z powrotem do stóp karła.Hercules rozejrzał się.W oddali widział kłębiący się nad budynkami Watykanu dym; dymiło się także na wzgórzu,majaczącym za drzewami na wprost.Rzucił linę po raz drugi.I znów wróciła do niego.Zaklął pod nosem i ponowił próbę.Za piątym razem zaklinowała się wreszcie.Karzełuwiesił się na niej, sprawdzając, czy dobrze trzyma.Usatysfakcjonowany, zaczął z uśmiechem wspinać się do góry; kule dyndały mu na ramieniu.Kilkachwil pózniej byłjużnadachu,pokrytymczerwono-białymidachówkami.151 Niech to cholera! Eaton, krztusząc się od dymu, z przyciśniętą do twarzy chusteczką,załzawionymi oczami wyglądał na dziedziniec z okna galerii arrasów, wypatrując w tłumie osób nawózkach inwalidzkich.Zauważył już dwie, ale żadna z nich nie była ojcem Danielem, który w całym tym zamieszaniu jakbyzapadłsię pod ziemię.Ani dym, ani kaszel i pieczenie oczu nie były natomiast w stanie powstrzymać Adrianny, trajkoczącejjak najęta dotelefonu.Zciągnęłajużnamiejscedwóchkamerzystów; jeden był w bazylice, drugi przy wejściu do muzeów.Wkrótce nad Watykanem miał siępojawić helikopter WNN z kamerą, ściągnięty znad Adriatyku, gdzie filmował ćwiczenia włoskiejmarynarki.Nagle Eaton złapał ją za ramiona, odwrócił twarzą do siebie i wyjął jej z ręki telefon, zakrywając godłonią. Powiedz im, żeby się rozglądali za brodatym facetem na wózku, pod opieką młodej kobiety powiedziałstanowczym tonem, patrząc jej prosto w oczy. Powiedz, że to on podłożył ogień albo cokolwiek.Jak go zobaczą, niech pilnują i natychmiast dadzą nam znać.Jeżeli wpadnie w łapy Kinda, to pozawodach.Adrianna skinęła głową i Eaton oddał jej telefon.Krzywiąc się z bólu, Danny dzwignął się z wózka i stojąc naparł całym ciałem na framugę okna.Przez chwilę nic się nie działo, lecz w końcu rozległ się głośny trzask.Stara rama puściła i okno stanęło otworem, pozwalając mu wyjrzeć na Dziedziniec Belwederski,gdzie niemal dokładnie naprzeciwko nich znajdował się posterunek watykańskiej straży pożarnej.Rzut pod tym kątem był niewygodny, chciał jednak przynajmniej spróbować.Wyciągnął z torbybutelkę z mieszaniną rumu i oliwy, z wetkniętym w szyjkę tamponem z serwetki.Spojrzał na Elenę.Sponad chustki na jej twarzy widać było tylko oczy. Wszystko w porządku? Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Dobry plan, zaskoczenie i zdecydowanie w działaniu podkreślałDanny wciąż od nowa to najważniejsze czynniki powodzenia każdej akcji partyzanckiej.Jak dotąd,to się sprawdzało.Pięćdziesiąt metrów za nim był budynek Radia Watykańskiego.Kilkadziesiąt metrów na prawo, spodżywopłotu, skąd Harry przed chwilą odszedł, zaczął się wydobywać gęsty dym.Dalej widział słupdymu z pierwszego ogniska, unoszący się leniwie w powietrzu. Nie ma wiatru, Danny powiedział do słuchawki.To wszystko będzie tylko wisieć w miejscu. Chyba już powinieneś być przy zaworach. Zgadza się.Harry przecisnął się przez lukę w żywopłocie i zobaczył przed sobą choinkę hydraulika pękwydobywającychsięniskoponadziemięrurzaopatrzonych w pokrętła.Wyglądało to na główny zawór wodny, ale według Danny ego był to tylkozawór pośredni, stary i już nie używany.O jego istnieniu pamiętało jeszcze tylko kilku starszychhydraulików z obsługi technicznej Watykanu, młodsi nie mieli o nim pojęcia.Gdyby go jednakzakręcić, można było wyłączyć dopływ wody praktycznie do wszystkich watykańskich budynków,łącznie z Bazyliką Zwiętego Piotra, muzeami i pałacem papieskim. Mam je powiedział Harry. Dwa zawory, naprzeciwko siebie.Elena przechyliła wózek z Dannym do tyłu.Schodzili po schodach w coraz gęściejszy dym. Mocno zardzewiałe? zapytał Danny przez telefon, pokaszlując. Trudno powiedzieć zatrzeszczał głos Harry ego.Zatrzymali się u stóp schodów i Elena otworzyła swój futerał na kamerę.Kaszląc i ocierającłzawiące oczy, wyjęła z torby dwie mokre chusteczki do nosa i zawiązała je najpierw Danny emu, apotem sobie na twarzy, osłaniając usta i nos.Weszli do muzeum Chiaramonti, galerii rzezb.PopiersieCycerona, rzezba Herkulesa z synami, posąg Tyberiusza i olbrzymia głowa cesarza Augusta wszystko ginęło w kłębach dymu.Długim wąskim korytarzem galerii płynęły w obie stronystrumienie ludzi szukających wyjścia. Harry, jak tam? zapytał Danny, kuląc się, aby zasłonić telefon. Pierwszy w porządku.Drugi. Zamykaj go, szybko.Robię, co mogę, Danny.Harry skrzywił się z wysiłku.Drugi zawór był mocno zardzewiały.Włożył w przekręcenie go całąsiłę, jaka mu jeszcze pozostała, i wreszcie kółko się obróciło.I to tak raptownie, że poleciał nanajbliższe drzewo, obdzierając sobie skórę na rękach do krwi.Telefon upadł na ziemię. Cholerne gówno zaklął, wściekły, ale zadowolony.Z chustkami na twarzach, niczym bandyci z Dzikiego Zachodu, szli przed siebie, wymijając grupęjapońskich turystów, trzymających się za ręce, jak przy zabawie w pociąg, krzyczących i krztuszącychsię dymem jak wszyscy w korytarzu.Elena wyjrzała po drodze przez jedno z wąskich okien galerii.Na dziedziniec wbiegałwłaśnie oddział uzbrojonych w karabiny żołnierzy w niebieskich koszulach i beretach. Ojcze! zaalarmowała Danny ego. Gwardia Szwajcarska stwierdził, rzuciwszy okiem przez okno, i znów wziął w rękę telefon,podczas gdy Elena przepychała się z wózkiem dalej. Harry.?.Harry? Co jest? Harry właśnie kucnął, podnosząc z ziemi swój aparat i równocześnie ssąc krwawiącekostki dłoni. Coś nie tak? Nie, właśnie zakręciłem tę pieprzoną wodę.Danny podniósł rękę.Znalezli się przy końcu galerii.Elena zatrzymała wózek.Stali w załomie korytarza, przed zamkniętymi drzwiami galerii Lapidaria.Po raz pierwszy od początku pożaru byli sami, nie niepokojeni przez tłum, gnający kilka metrówdalej głównym korytarzem. Idę do ogniska numer trzy rozległ się w słuchawce głos Harry ego. Wyszliście już stamtąd? Jeszcze dwa przystanki. Pośpieszcie się, do cholery! Na zewnątrz jest całe stado Szwajcarów. To zostaw te dwa ostatnie i uciekajcie. Jak to zrobię, będziesz miał gwardię i Farela na karku. No to nie gadajmy, tylko rób, co trzeba. Harry, słuchaj. Danny wyjrzał przez okno.Zobaczyłgwardzistów,zakładającychwłaśniemaskiprzeciwgazowe, i grupę biegnących dokądś strażaków z toporkami w rękach. Eaton gdzieś tu jest.ZAdrianną Hall. A skąd on się. Nie wiem. Nieważne, Danny.Pieprzyć Eatona.Po prostu zwiewajcie stamtąd, i to już!150 To dywersja. Thomas Kind stał w alejce u stóp wieży, spoglądając ku unoszącym się nad muzeumkłębom dymu.Rozmawiał przez radio.Z oddali dobiegało wyciesyrenwozówstrażackichipolicyjnych,zjeżdżających się z całego Rzymu. Co zamierzasz? usłyszał w słuchawce głos Farela. Mój plan nie ulega zmianie.I twój też nie powinien rzucił Kind i wyłączył nadajnik.Odwrócił się i poszedł w stronę drzwi wieży.Hercules, kuląc się w swej kryjówce na blankach muru, wiązał ostatnie ciężkie węzły na końcu linydo wspinaczki.Jednocześnie obserwował Kinda wracającego ścieżką do wieży, z radiem w ręce.Trochę dalejwidział ukrytych za żywopłotem dwóch ludzi Farela.Zaczekał, aż Kind podejdzie pod samą wieżę.Potem związał kule kawałkiem liny i zarzuciwszy je naramię, podczołgał się do ściany wieży.Po chwili rozkręcił linę nad głową i balansując niemal wpowietrzu, rzucił ją w stronę dachu.Obciążony węzłami koniec odbił się od metalowej barierki i opadł z powrotem do stóp karła.Hercules rozejrzał się.W oddali widział kłębiący się nad budynkami Watykanu dym; dymiło się także na wzgórzu,majaczącym za drzewami na wprost.Rzucił linę po raz drugi.I znów wróciła do niego.Zaklął pod nosem i ponowił próbę.Za piątym razem zaklinowała się wreszcie.Karzełuwiesił się na niej, sprawdzając, czy dobrze trzyma.Usatysfakcjonowany, zaczął z uśmiechem wspinać się do góry; kule dyndały mu na ramieniu.Kilkachwil pózniej byłjużnadachu,pokrytymczerwono-białymidachówkami.151 Niech to cholera! Eaton, krztusząc się od dymu, z przyciśniętą do twarzy chusteczką,załzawionymi oczami wyglądał na dziedziniec z okna galerii arrasów, wypatrując w tłumie osób nawózkach inwalidzkich.Zauważył już dwie, ale żadna z nich nie była ojcem Danielem, który w całym tym zamieszaniu jakbyzapadłsię pod ziemię.Ani dym, ani kaszel i pieczenie oczu nie były natomiast w stanie powstrzymać Adrianny, trajkoczącejjak najęta dotelefonu.Zciągnęłajużnamiejscedwóchkamerzystów; jeden był w bazylice, drugi przy wejściu do muzeów.Wkrótce nad Watykanem miał siępojawić helikopter WNN z kamerą, ściągnięty znad Adriatyku, gdzie filmował ćwiczenia włoskiejmarynarki.Nagle Eaton złapał ją za ramiona, odwrócił twarzą do siebie i wyjął jej z ręki telefon, zakrywając godłonią. Powiedz im, żeby się rozglądali za brodatym facetem na wózku, pod opieką młodej kobiety powiedziałstanowczym tonem, patrząc jej prosto w oczy. Powiedz, że to on podłożył ogień albo cokolwiek.Jak go zobaczą, niech pilnują i natychmiast dadzą nam znać.Jeżeli wpadnie w łapy Kinda, to pozawodach.Adrianna skinęła głową i Eaton oddał jej telefon.Krzywiąc się z bólu, Danny dzwignął się z wózka i stojąc naparł całym ciałem na framugę okna.Przez chwilę nic się nie działo, lecz w końcu rozległ się głośny trzask.Stara rama puściła i okno stanęło otworem, pozwalając mu wyjrzeć na Dziedziniec Belwederski,gdzie niemal dokładnie naprzeciwko nich znajdował się posterunek watykańskiej straży pożarnej.Rzut pod tym kątem był niewygodny, chciał jednak przynajmniej spróbować.Wyciągnął z torbybutelkę z mieszaniną rumu i oliwy, z wetkniętym w szyjkę tamponem z serwetki.Spojrzał na Elenę.Sponad chustki na jej twarzy widać było tylko oczy. Wszystko w porządku? Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]