[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał zmęczoną, szarą twarz, ale po chwili w jego oczach pojawił się błysk.Giorgio jakby tylko na to czekał, bowydał z siebie okrzyk radości.Lorenzo odetchnął głęboko.Nagle ogarnęło go wrażenie klaustrofobii i wyszedłz łazien ki, rzu cając się w tłum lu dzi.Zno wu do strzegł kelnerkę i ru szył w jej stronę.Dziew czy na zbie rała właśnie szklan ki ze sto lika, gdy go spo strzegła, uśmiechnęła się. Je steś już wolna? Nie, ale jeśli chcesz, możemy zo ba czyć się, kie dy skończę. Ale ja chcę być z tobą te raz wyjęczał, obejmując ją w ta lii i przy su wając do sie bie.Dziewczyna odsunęła się i w tym momencie Lorenzo poczuł dziwny ból w piersi, nagłe ukłucie, które jednakza miast prze cho dzić, z każdą se kundą sta wało się co raz silniejsze.Instynktownie przyłożył rękę do serca, tak jakby sam ucisk dłoni mógł powstrzymać ból.Ból nie ustępował.Dziew czy na pa trzyła na nie go prze rażona, nie wiedząc, czy uda je, czy na prawdę dzie je się coś poważnego. Wszyst ko w porządku?Słowa docierały do niego przytłumione, dalekie, tak jakby nagle jakaś niewidzialna bariera dzieliła go od resztyświa ta.Ostatnią rzeczą, jaką ujrzał, zanim zamknął oczy, były pełne i zachęcające usta dziewczyny, które poruszały sięw zwolnio nym tem pie.Po tem miał już tylko wrażenie, że wszyst ko wokół nie go po ru sza się ze zmie nioną, nie na tu ralną szyb kością.Upadł na zie mię, na podłogę lo ka lu, pod czas gdy światła dys ko te ko we nie prze sta wały błyskać mu nad głową." " "Tam tej nocy Agne se zja wiła się w pra cy wcześniejniż zwy kle.Wciąż niepokoiła ją myśl, że sama musi zrobić obchód.Dlatego zatrzymywała się przy każdym pacjencie i z troskąwypytywała o samopoczucie, przeglądając kartę choroby; tak na wszelki wypadek, żeby mieć pewność, że niczego niepo minęła.Poza tym, zależało jej, by wzbu dzić w każdym z nich po czu cie bez pie czeństwa.Mimo iż szpital stał już się jej drugim domem, wciąż nie mogła przyzwyczaić się do zapachu chloroformu, któryzdawał się wsiąkać we wszystko.Powoli jednak akceptowała myśl, że bez tego zapachu nie da się zrealizowaćza wo do wych ma rzeń.Kie dy tylko mogła, wy cho dziła na zewnątrz, by za czerpnąć świeżego po wie trza.Szła teraz korytarzem prowadzącym do sali pogotowia ratunkowego, tej części budynku, która nigdy nie byładoprowadzona do porządku.Niektóre z neonowych lamp zwisających z sufitu odmawiały posłuszeństwa i wysyłałykrótkie błyski zim ne go światła.Nagle usłyszała hałas dobiegający z oddali.Potem odgłosy zbliżających się pospiesznie kroków.Zatrzymała się naśrodku korytarza i poczuła powiew powietrza zielone drzwi otworzyły się na oścież i dostrzegła dwie pielęgniarkiwiozące młode go mężczyznę. Pani dok tor!Agne se po czuła, że jej ser ce w tym mo men cie mogło prze stać bić.Ale nie minęła na wet se kun da, kie dy zro zu miała, że nie miała in ne go wyjścia, mu siała go ra to wać. Co się stało? Zawał ser ca. Ile to trwa? Koło dzie sięciu minut. Re anima cja.Na tych miast.Przystąpiła do masażu ser ca.Liczyła i uciskała, od dy chała i uciskała. Nie od chodz.Nie mogę cię stra cić.Lo ren zo jed nak nie dawał żad ne go zna ku życia.Błyska wicz nie prze wiezli go na blok ope ra cyjny. Mu simy zro bić an gio pla stykę ra tun kową.I to już!Przez chwilę nie pragnęła niczego innego jak tylko tego, żeby Vittorio był przy niej.Nie miała jednak czasu, bycze kać na jego po moc, sama mu siała ra to wać Lo ren za.Dopiero potem, kiedy czynność serca powróciła, zdała sobie sprawę, że to nie mógł być przypadek, że była wtedysama na dyżurze.Dwie go dziny pózniej Lo ren zo zo stał prze wie zio nyz blo ku ope ra cyjne go do sali in ten syw nej te ra pii.Właśnie wsta wał nowy dzień i różowa we światło prze dzie rało się przez zasłony w oknach.Agnese weszła za nim do sali, przysunęła sobie krzesło i usiadła obok jego łóżka, patrząc w milczeniu, jakspokojnie oddycha.Siedziała tak ze łzami w oczach, które zatrzymały się między zrenicą a powieką i nie chciałypopłynąć.Czuła się już znacz nie le piej.Prze zna cze nie (który to już raz?) spłatało im figla.Przypomniała sobie wspólne sceny z dzieciństwa: Lorenzo, mały chłopiec, który rzuca kamieniami w jej kaczątko.Jej kaczątku, Ce sa re, nie ste ty pękło ser ce.Na szczęście Lo ren zo żył." " " Je stem z cie bie bar dzo dum ny po wie dział je jVit to rio kilka go dzin pózniej, gdy wy szli napić się kawy.Objął ją czu le ra mie niem, a ona, chy ba po raz pierw szy od początku ich zna jo mości, od sunęła się. Pójdzie my na obiad?Agnese odczekała, aż uwolni ją z objęć.Zdecydowanie nie była w nastroju ani na wspólny obiad, ani tym bardziejna seks.To, co wydarzyło się w nocy, wywarło na nią ogromny wpływ.Po raz kolejny dotarło do niej, jak bardzo byłaprzy wiązana do Lo ren za i jak mało zna czyły dla niej związki z in ny mi mężczy zna mi.Spojrzała mu w oczy. Nie dzisiaj.Prawdę mówiąc, za sta na wiałam się& Myślę, że le piej byłoby z tym skończyć.Vit to rio na wet nie mrugnął okiem, wie dział, że prędzej czy pózniej to nastąpi. Chy ba masz rację.Wiem już, że dasz so bie radę sama.Agne se uśmiechnęła się.Vit to rio od wza jem nił uśmiech i spojrzał na nią ojcow skim, po god nym wzro kiem.Odwrócił się i zniknął w ko ry ta rzu.Kie dy weszła do sali, w której leżał, Lo ren zo właśnie otwo rzył oczy.Nie pamiętał, co się wy da rzyło.Kobieta w białym fartuchu, z włosami zaczesanymi do tyłu, która miała twarz Agnese, wydawała mu sięha lu cy nacją. Jak się czu jesz? za py tała. Jak po wy pad ku.Wszyst ko mnie boli.Uśmiechnęła się i po deszła bliżej.Do pie ro wte dy zro zu miał, że to na prawdę była ona.Chciał powiedzieć, jak bardzo za nią tęsknił, ale w tym momencie pojawiła się Louise [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Miał zmęczoną, szarą twarz, ale po chwili w jego oczach pojawił się błysk.Giorgio jakby tylko na to czekał, bowydał z siebie okrzyk radości.Lorenzo odetchnął głęboko.Nagle ogarnęło go wrażenie klaustrofobii i wyszedłz łazien ki, rzu cając się w tłum lu dzi.Zno wu do strzegł kelnerkę i ru szył w jej stronę.Dziew czy na zbie rała właśnie szklan ki ze sto lika, gdy go spo strzegła, uśmiechnęła się. Je steś już wolna? Nie, ale jeśli chcesz, możemy zo ba czyć się, kie dy skończę. Ale ja chcę być z tobą te raz wyjęczał, obejmując ją w ta lii i przy su wając do sie bie.Dziewczyna odsunęła się i w tym momencie Lorenzo poczuł dziwny ból w piersi, nagłe ukłucie, które jednakza miast prze cho dzić, z każdą se kundą sta wało się co raz silniejsze.Instynktownie przyłożył rękę do serca, tak jakby sam ucisk dłoni mógł powstrzymać ból.Ból nie ustępował.Dziew czy na pa trzyła na nie go prze rażona, nie wiedząc, czy uda je, czy na prawdę dzie je się coś poważnego. Wszyst ko w porządku?Słowa docierały do niego przytłumione, dalekie, tak jakby nagle jakaś niewidzialna bariera dzieliła go od resztyświa ta.Ostatnią rzeczą, jaką ujrzał, zanim zamknął oczy, były pełne i zachęcające usta dziewczyny, które poruszały sięw zwolnio nym tem pie.Po tem miał już tylko wrażenie, że wszyst ko wokół nie go po ru sza się ze zmie nioną, nie na tu ralną szyb kością.Upadł na zie mię, na podłogę lo ka lu, pod czas gdy światła dys ko te ko we nie prze sta wały błyskać mu nad głową." " "Tam tej nocy Agne se zja wiła się w pra cy wcześniejniż zwy kle.Wciąż niepokoiła ją myśl, że sama musi zrobić obchód.Dlatego zatrzymywała się przy każdym pacjencie i z troskąwypytywała o samopoczucie, przeglądając kartę choroby; tak na wszelki wypadek, żeby mieć pewność, że niczego niepo minęła.Poza tym, zależało jej, by wzbu dzić w każdym z nich po czu cie bez pie czeństwa.Mimo iż szpital stał już się jej drugim domem, wciąż nie mogła przyzwyczaić się do zapachu chloroformu, któryzdawał się wsiąkać we wszystko.Powoli jednak akceptowała myśl, że bez tego zapachu nie da się zrealizowaćza wo do wych ma rzeń.Kie dy tylko mogła, wy cho dziła na zewnątrz, by za czerpnąć świeżego po wie trza.Szła teraz korytarzem prowadzącym do sali pogotowia ratunkowego, tej części budynku, która nigdy nie byładoprowadzona do porządku.Niektóre z neonowych lamp zwisających z sufitu odmawiały posłuszeństwa i wysyłałykrótkie błyski zim ne go światła.Nagle usłyszała hałas dobiegający z oddali.Potem odgłosy zbliżających się pospiesznie kroków.Zatrzymała się naśrodku korytarza i poczuła powiew powietrza zielone drzwi otworzyły się na oścież i dostrzegła dwie pielęgniarkiwiozące młode go mężczyznę. Pani dok tor!Agne se po czuła, że jej ser ce w tym mo men cie mogło prze stać bić.Ale nie minęła na wet se kun da, kie dy zro zu miała, że nie miała in ne go wyjścia, mu siała go ra to wać. Co się stało? Zawał ser ca. Ile to trwa? Koło dzie sięciu minut. Re anima cja.Na tych miast.Przystąpiła do masażu ser ca.Liczyła i uciskała, od dy chała i uciskała. Nie od chodz.Nie mogę cię stra cić.Lo ren zo jed nak nie dawał żad ne go zna ku życia.Błyska wicz nie prze wiezli go na blok ope ra cyjny. Mu simy zro bić an gio pla stykę ra tun kową.I to już!Przez chwilę nie pragnęła niczego innego jak tylko tego, żeby Vittorio był przy niej.Nie miała jednak czasu, bycze kać na jego po moc, sama mu siała ra to wać Lo ren za.Dopiero potem, kiedy czynność serca powróciła, zdała sobie sprawę, że to nie mógł być przypadek, że była wtedysama na dyżurze.Dwie go dziny pózniej Lo ren zo zo stał prze wie zio nyz blo ku ope ra cyjne go do sali in ten syw nej te ra pii.Właśnie wsta wał nowy dzień i różowa we światło prze dzie rało się przez zasłony w oknach.Agnese weszła za nim do sali, przysunęła sobie krzesło i usiadła obok jego łóżka, patrząc w milczeniu, jakspokojnie oddycha.Siedziała tak ze łzami w oczach, które zatrzymały się między zrenicą a powieką i nie chciałypopłynąć.Czuła się już znacz nie le piej.Prze zna cze nie (który to już raz?) spłatało im figla.Przypomniała sobie wspólne sceny z dzieciństwa: Lorenzo, mały chłopiec, który rzuca kamieniami w jej kaczątko.Jej kaczątku, Ce sa re, nie ste ty pękło ser ce.Na szczęście Lo ren zo żył." " " Je stem z cie bie bar dzo dum ny po wie dział je jVit to rio kilka go dzin pózniej, gdy wy szli napić się kawy.Objął ją czu le ra mie niem, a ona, chy ba po raz pierw szy od początku ich zna jo mości, od sunęła się. Pójdzie my na obiad?Agnese odczekała, aż uwolni ją z objęć.Zdecydowanie nie była w nastroju ani na wspólny obiad, ani tym bardziejna seks.To, co wydarzyło się w nocy, wywarło na nią ogromny wpływ.Po raz kolejny dotarło do niej, jak bardzo byłaprzy wiązana do Lo ren za i jak mało zna czyły dla niej związki z in ny mi mężczy zna mi.Spojrzała mu w oczy. Nie dzisiaj.Prawdę mówiąc, za sta na wiałam się& Myślę, że le piej byłoby z tym skończyć.Vit to rio na wet nie mrugnął okiem, wie dział, że prędzej czy pózniej to nastąpi. Chy ba masz rację.Wiem już, że dasz so bie radę sama.Agne se uśmiechnęła się.Vit to rio od wza jem nił uśmiech i spojrzał na nią ojcow skim, po god nym wzro kiem.Odwrócił się i zniknął w ko ry ta rzu.Kie dy weszła do sali, w której leżał, Lo ren zo właśnie otwo rzył oczy.Nie pamiętał, co się wy da rzyło.Kobieta w białym fartuchu, z włosami zaczesanymi do tyłu, która miała twarz Agnese, wydawała mu sięha lu cy nacją. Jak się czu jesz? za py tała. Jak po wy pad ku.Wszyst ko mnie boli.Uśmiechnęła się i po deszła bliżej.Do pie ro wte dy zro zu miał, że to na prawdę była ona.Chciał powiedzieć, jak bardzo za nią tęsknił, ale w tym momencie pojawiła się Louise [ Pobierz całość w formacie PDF ]