[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanurzyłpalce we włosach Brooke.Ogarnęło ją nieodparte pożądanie.Nieświadomie poruszyła biodrami.Usłyszała jęk Meade a.Zdawała sobie sprawę z tego, co zrobiła.I z tego, na co miała ochotę.Namyśl o tym zadrżała.Nie może.nie może.nie może.Meade czubkiem języka pieścił wargi.Był zaskoczony, gdy dziewczyna nieodpowiedziała na jego pieszczoty.Nie mogła.czy mogła.Jeśli nic nie zrobi, będzie rozczarowany.Lecz jeśli zrobi.Wciąż pamiętałazłośliwą odpowiedz Petera napytanie, dlaczego ją zdradził. Dlaczego? Naprawdę chcesz wiedzieć dlaczego? Bo jestem mężczyzną, a tynie możesz mi dać tego, czego potrzebuję! Nie potrafisz dać mi syna i nie potrafiszdać mi satysfakcji w łóżku! Jesteś nie tylko bezpłodna, ale także oziębła!Obawa kolejnej kompromitacji powstrzymała ją przed oddaniem siępożądaniu.Poniżenie i ból wyniesione z małżeństwa okazały się silniejsze.Niemogła.Dziewczyna zamarła i zaczęła odsuwać się od Meade a.Chciał ją zatrzymać,pokonując niewytłumaczalny opór.Wiewał również, że może się to okazać jednymz największych błędów jego życia.I wtedy ją puścił i cofnął się o krok.Brooke zagryzła wargi.Splatała irozplatała palce.Nie wiedziała, czy została właśnie uwolniona, czy odrzucona.Zaczęła szukać w twarzy Meade a złości, a może zrozumienia.Znalazła jedyniepożądanie i pytania bez odpowiedzi.Wiele, wiele pytań.- Tak mi przykro, Medea - zaczęła po chwili.- Ale znam cię zaledwie& tojest& to wszystko dzieje się dla mnie zbyt szybko.- Zastygła w oczekiwaniu najego reakcję.Pamiętała okrutne słowa Petera, gdy odrzuciła jego awanse.Meade słyszał rozpacz w jej głosie i widział bezradność w zielonych,szeroko otwartych oczach.Bała się.Lecz czego? Jego? Siebie? Ich obojga?Być może on także czegoś się obawiał.Siebie samego.Jej.Ich obojga.Meade uśmiechnął się z trudem i pogładził czule policzek dziewczyny.- Oboje znamy się tyle samo, kochana.Jeśli więc to wszystko toczy się dlaciebie zbyt szybko, cóż, wobec tego musimy trochę zwolnić.ROZDZIAA 4Następny tydzień był najdziwniejszy w życiu Brooke.Te siedem dni, jeden po drugim, mijały jak w kalejdoskopie.Ciągłe zmiany,fascynujące wydarzenia.Czasem Brooke miała wrażenie, że zaczyna już rozumiećto wszystko i wtedy przychodził moment, w którym cały świat wydawał się inny.W tygodniu widywali się z Meade em dość często w Instytucie.Raz zjedlirazem obiad, dwa razy poszli na kolację.Z jej inicjatywy spędzili sobotniepopołudnie na zwiedzaniu szkółki drzew.Ich wzajemny stosunek przypominałprzyjazń a nie romans.Brooke była zadowolona z towarzystwa Meade a.Niezgadzali się w wielu sprawach, ale znacznie więcej ich łączyło.Mieli podobnepoczucie humoru i z łatwością znajdowali okazję do śmiechu.Cały czas czuła jednak nastrój oczekiwania.Przypadkowe muśnięcie palcówpowodowało przyspieszone bicie serca.Krótkie spotkanie ich oczu, a sercezaczynało łomotać.Pod koniec tygodnia, gdy Brooke wróciła po pracy do domu, zastałaArchimedesa Xaviera O Malleya w swej sypialni.Już wchodząc po schodach, słyszała głosy dobiegające z otwartych drzwi jejmieszkania.Poczuła dziwne, drobne mrowienie, gdy rozpoznała jeden z głosów.Drugiego nie znała.Należał do starszego człowieka i można było w nim słyszećsiady akcentu irlandzkiego.- & nie próbuję ci narzucać sposobu postępowania - niecierpliwie mówiłdrugi głos.- Bóg jeden wie, że zarówno twoja matka, jak i ja pozwalaliśmy cizawsze postępować według własnej woli.Nawet gdy oznaczało to wyjazd domiejsc, których nie byliśmy w stanie znalezć na mapie! Ale przez cały ten czaspragniemy, abyś się ustatkował, chłopcze.Twoja matka i ja nie stajemy się&- & młodsi - dopowiedział Meade.Brooke miała wrażenie, że w jego głosiesłychać zarówno miłość, jak i rozdrażnienie.- Wiem.W ciągu całej naszejrozmowy przynajmniej sześciokrotnie udało ci się wspomnieć o emeryturze izniżkach dla rencistów.Ale muszę ci coś powiedzieć, ojcze.To, co mówisz, byłobyznacznie bardziej wiarygodne, gdybyś nie wspomniał o tym, że mama zdecydowałasię na ćwiczenia aerobiku i karate, a ty zastanawiasz się nad kupnem motocykla.- Do diabła! - przekleństwu towarzyszyło parsknięcie.- Zgoda.A więc anitwoja matka, ani ja nie jesteśmy jeszcze gotowi na przeniesienie się domiejscowości dla emerytów na Florydzie.To jednak nie zmienia faktu, żepowinieneś już mieć rodzinę.- Przecież mam.- Ale twoją własną!Brooke doszła już prawie do drzwi prowadzących do sypialni.Czuła sięniezmiernie skrępowana po usłyszeniu ostatniej kwestii.Zawahała się, aleprzypominając sobie, że to przecież jej mieszkanie, weszła do środka.Ujrzała Meade a i krzepko wyglądającego starszego pana, naprawiającychklimatyzację.Nie mogła się zorientować, czy właśnie rozbierali urządzenie, czy teżmontowali je z powrotem.Ale pracowali tak fachowo, że nie ulegało wątpliwości,że wiedzą doskonale, co robią.Meade ubrany był tylko w sprane dżinsy.Popołudniowe słońce wpadająceprzez okno uwydatniało muskulaturę jego ciała.Czarno-czerwony tatuaż na lewymramieniu sprawiał rudziej niesamowite wrażenie.- Nadejdzie taki dzień - mówił spokojnie Meade, sięgając po śrubokręt.- Sąrzeczy, których nie należy przyspieszać.Potrzebuję trochę czasu, żeby&- Trochę czasu, na brązową spluwaczkę ciotki Boonie! Chcę mieć wnuki! -padła zdecydowana odpowiedz.- Podaj mi ten sworzeń, dobrze? Dziękuję.Jeszczekilka minut, a to urządzenie zacznie znów działać.- Masz już pięcioro wnucząt.- Tak, i gorąco kocham każde z nich.A zwłaszcza tego ośmioletniegołobuza, Kevina.Ale oni noszą nazwiska Morelli i Cunningham.Nie O Malley.Mężczyzna chce, aby jego nazwisko trwało nawet po jego śmierci.- Cóż, jeśli o to chodzi.- Meade przerwał nagle, jakby wyczuwającobecność Brooke.Spojrzał przez ramię i wstał.- Brooke! - powitał ją uśmiechem.- Dzień dobry - odparła, powstrzymując chęć poprawienia włosów.-Naprawiacie mój klimatyzator?- Pamiętasz, kiedy rano poprosiłaś mnie o adres jakiegoś warsztatu,odpowiedziałem, że przyprowadzę kogoś, kto się tym zajmie.- Ach tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zanurzyłpalce we włosach Brooke.Ogarnęło ją nieodparte pożądanie.Nieświadomie poruszyła biodrami.Usłyszała jęk Meade a.Zdawała sobie sprawę z tego, co zrobiła.I z tego, na co miała ochotę.Namyśl o tym zadrżała.Nie może.nie może.nie może.Meade czubkiem języka pieścił wargi.Był zaskoczony, gdy dziewczyna nieodpowiedziała na jego pieszczoty.Nie mogła.czy mogła.Jeśli nic nie zrobi, będzie rozczarowany.Lecz jeśli zrobi.Wciąż pamiętałazłośliwą odpowiedz Petera napytanie, dlaczego ją zdradził. Dlaczego? Naprawdę chcesz wiedzieć dlaczego? Bo jestem mężczyzną, a tynie możesz mi dać tego, czego potrzebuję! Nie potrafisz dać mi syna i nie potrafiszdać mi satysfakcji w łóżku! Jesteś nie tylko bezpłodna, ale także oziębła!Obawa kolejnej kompromitacji powstrzymała ją przed oddaniem siępożądaniu.Poniżenie i ból wyniesione z małżeństwa okazały się silniejsze.Niemogła.Dziewczyna zamarła i zaczęła odsuwać się od Meade a.Chciał ją zatrzymać,pokonując niewytłumaczalny opór.Wiewał również, że może się to okazać jednymz największych błędów jego życia.I wtedy ją puścił i cofnął się o krok.Brooke zagryzła wargi.Splatała irozplatała palce.Nie wiedziała, czy została właśnie uwolniona, czy odrzucona.Zaczęła szukać w twarzy Meade a złości, a może zrozumienia.Znalazła jedyniepożądanie i pytania bez odpowiedzi.Wiele, wiele pytań.- Tak mi przykro, Medea - zaczęła po chwili.- Ale znam cię zaledwie& tojest& to wszystko dzieje się dla mnie zbyt szybko.- Zastygła w oczekiwaniu najego reakcję.Pamiętała okrutne słowa Petera, gdy odrzuciła jego awanse.Meade słyszał rozpacz w jej głosie i widział bezradność w zielonych,szeroko otwartych oczach.Bała się.Lecz czego? Jego? Siebie? Ich obojga?Być może on także czegoś się obawiał.Siebie samego.Jej.Ich obojga.Meade uśmiechnął się z trudem i pogładził czule policzek dziewczyny.- Oboje znamy się tyle samo, kochana.Jeśli więc to wszystko toczy się dlaciebie zbyt szybko, cóż, wobec tego musimy trochę zwolnić.ROZDZIAA 4Następny tydzień był najdziwniejszy w życiu Brooke.Te siedem dni, jeden po drugim, mijały jak w kalejdoskopie.Ciągłe zmiany,fascynujące wydarzenia.Czasem Brooke miała wrażenie, że zaczyna już rozumiećto wszystko i wtedy przychodził moment, w którym cały świat wydawał się inny.W tygodniu widywali się z Meade em dość często w Instytucie.Raz zjedlirazem obiad, dwa razy poszli na kolację.Z jej inicjatywy spędzili sobotniepopołudnie na zwiedzaniu szkółki drzew.Ich wzajemny stosunek przypominałprzyjazń a nie romans.Brooke była zadowolona z towarzystwa Meade a.Niezgadzali się w wielu sprawach, ale znacznie więcej ich łączyło.Mieli podobnepoczucie humoru i z łatwością znajdowali okazję do śmiechu.Cały czas czuła jednak nastrój oczekiwania.Przypadkowe muśnięcie palcówpowodowało przyspieszone bicie serca.Krótkie spotkanie ich oczu, a sercezaczynało łomotać.Pod koniec tygodnia, gdy Brooke wróciła po pracy do domu, zastałaArchimedesa Xaviera O Malleya w swej sypialni.Już wchodząc po schodach, słyszała głosy dobiegające z otwartych drzwi jejmieszkania.Poczuła dziwne, drobne mrowienie, gdy rozpoznała jeden z głosów.Drugiego nie znała.Należał do starszego człowieka i można było w nim słyszećsiady akcentu irlandzkiego.- & nie próbuję ci narzucać sposobu postępowania - niecierpliwie mówiłdrugi głos.- Bóg jeden wie, że zarówno twoja matka, jak i ja pozwalaliśmy cizawsze postępować według własnej woli.Nawet gdy oznaczało to wyjazd domiejsc, których nie byliśmy w stanie znalezć na mapie! Ale przez cały ten czaspragniemy, abyś się ustatkował, chłopcze.Twoja matka i ja nie stajemy się&- & młodsi - dopowiedział Meade.Brooke miała wrażenie, że w jego głosiesłychać zarówno miłość, jak i rozdrażnienie.- Wiem.W ciągu całej naszejrozmowy przynajmniej sześciokrotnie udało ci się wspomnieć o emeryturze izniżkach dla rencistów.Ale muszę ci coś powiedzieć, ojcze.To, co mówisz, byłobyznacznie bardziej wiarygodne, gdybyś nie wspomniał o tym, że mama zdecydowałasię na ćwiczenia aerobiku i karate, a ty zastanawiasz się nad kupnem motocykla.- Do diabła! - przekleństwu towarzyszyło parsknięcie.- Zgoda.A więc anitwoja matka, ani ja nie jesteśmy jeszcze gotowi na przeniesienie się domiejscowości dla emerytów na Florydzie.To jednak nie zmienia faktu, żepowinieneś już mieć rodzinę.- Przecież mam.- Ale twoją własną!Brooke doszła już prawie do drzwi prowadzących do sypialni.Czuła sięniezmiernie skrępowana po usłyszeniu ostatniej kwestii.Zawahała się, aleprzypominając sobie, że to przecież jej mieszkanie, weszła do środka.Ujrzała Meade a i krzepko wyglądającego starszego pana, naprawiającychklimatyzację.Nie mogła się zorientować, czy właśnie rozbierali urządzenie, czy teżmontowali je z powrotem.Ale pracowali tak fachowo, że nie ulegało wątpliwości,że wiedzą doskonale, co robią.Meade ubrany był tylko w sprane dżinsy.Popołudniowe słońce wpadająceprzez okno uwydatniało muskulaturę jego ciała.Czarno-czerwony tatuaż na lewymramieniu sprawiał rudziej niesamowite wrażenie.- Nadejdzie taki dzień - mówił spokojnie Meade, sięgając po śrubokręt.- Sąrzeczy, których nie należy przyspieszać.Potrzebuję trochę czasu, żeby&- Trochę czasu, na brązową spluwaczkę ciotki Boonie! Chcę mieć wnuki! -padła zdecydowana odpowiedz.- Podaj mi ten sworzeń, dobrze? Dziękuję.Jeszczekilka minut, a to urządzenie zacznie znów działać.- Masz już pięcioro wnucząt.- Tak, i gorąco kocham każde z nich.A zwłaszcza tego ośmioletniegołobuza, Kevina.Ale oni noszą nazwiska Morelli i Cunningham.Nie O Malley.Mężczyzna chce, aby jego nazwisko trwało nawet po jego śmierci.- Cóż, jeśli o to chodzi.- Meade przerwał nagle, jakby wyczuwającobecność Brooke.Spojrzał przez ramię i wstał.- Brooke! - powitał ją uśmiechem.- Dzień dobry - odparła, powstrzymując chęć poprawienia włosów.-Naprawiacie mój klimatyzator?- Pamiętasz, kiedy rano poprosiłaś mnie o adres jakiegoś warsztatu,odpowiedziałem, że przyprowadzę kogoś, kto się tym zajmie.- Ach tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]