[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Objął Mercy ramieniem i zacząłprowadzić w stronę salonu.- Co takiego masz dla mnie, żono?- Sam się przekonaj - powiedziała żartobliwie.Był to złoty zegarek z łańcuszkiem.- Zauważyłam, że nie masz zegarka - wyjaśniła Mercy.-A tenwygląda na taki, który mógłbyś przekazać synowi.Było to również przypomnienie, pomyślał Stephen, siadając wfotelu przy oknie i wyglądając na podjazd, że czas płynie naprzód i niecofa się, i że musi skupić się na tym, coprzyjdzie, nie na tym, czego nie pamiętał.Z pewnością wydałaostatnie pieniądze, żeby mu go kupić.- A to dla moich synów - oznajmiła księżna, wręczając Stephenowi ibraciom małe paczuszki.Mercy siedziała w fotelu obok Stephena.Od jego matki dostałapiękny, koronkowy szal, który narzuciła na ramiona.Wciąż miała nasobie perłowy naszyjnik i Stephena kusiło, żeby znalezć się z nią zpowrotem łóżku, ubraną tylko w perły.- Otwórz - poprosiła niecierpliwie.Otworzył i znalazł miniaturkę matki wykazującą doskonałepodobieństwo.Leo zręcznie władał pędzlem.Wręczył miniaturkę Mercy,żeby mogła ją podziwiać.- Och, doskonała - stwierdziła Mercy z zachwytem.TrzymałaJohna, który ściskał drewnianą grzechotkę, prezent od Ainsleya.Był niąwyraznie zafascynowany; mrugał zdumiony oczkami za każdym razem,kiedy potrząsał zabawką i rozlegało się grzechotanie.Stephen rozumiał zdumienie syna.Wciąż nie posiadał się zezdziwienia, że jest z rodziną.Wyjrzał przez okno.- Czego wciąż szukasz za oknem? - zapytała.Uśmiechnął się ipokręcił głową.- Och, niczego.- Znudziło cię wręczanie prezentów?Nie zamierzał jej powiedzieć.Czekał na pojawienie się kolejnejniespodzianki.- Leo, przynieś, proszę, moje prezenty dla wnuków - poleciłaksiężna.Wyszedł natychmiast i wrócił, pchając dwie machiny, którewyglądały jak pudła na kółkach.- Co do licha.?- To wózki - oznajmiła księżna.- %7łeby można było wozić dziecko wparku.Ostatnio stały się dosyć popularne.Claire, Mercy i inne panie podeszły, żeby im się przyjrzeć.- Zastanawiałam się, czy nie kupić takiego- oznajmiła Claire.A Stephen zastanawiał się, czy Mercy też o tym myślała.Nie miałpojęcia, że coś takiego istnieje.Spojrzał na Westcliffe'a, który wydawałsię równie zaskoczony.Ainsley, stojący przy kominku, miał znudzonąminę.Zauważył też, że Lynnford mu się przygląda, chociaż szybkoodwrócił wzrok.Stephen popatrzył przez okno i zobaczył zbliżający się powóz,zanim usłyszał stukot końskich kopyt i turkot kół.Wstał, podszedł dożony i objął ją w talii.Uśmiechnęła się wesoło i spojrzała na niego zradością w oczach.- Czy to nie wspaniałe? Będę mogła zabierać Johna na spacery,nawet jak stanie się cięższy.- Cudownie, ale mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.Chodz.Podał Johna babce, która z radością wzięła chłopca w ramiona, ipoprowadził Mercy przez salon, hol i drzwi frontowe, aż stanęli naszczycie schodów wiodących do domu.- Co to jest? - zapytała, kiedy powóz zatrzymał się na podjezdzie.Otoczył ją ramieniem, żeby chronić przed zimnem i, gdyby zaszłataka potrzeba, przykrością.Lokaj otworzył drzwi powozu i ze środkawysiadł mężczyzna.Mercy wciągnęła gwałtownie powietrze.- Mój ojciec.Co on tu robi?- Zaprosiłem go.Odwróciła szybko głowę, żeby na niego spojrzeć.- Dlaczego?- Sądziłem, że może chcesz go zobaczyć.Jeśli będzie się grubiańskozachowywać, znajdzie się z powrotem w powozie, w drodze do domu.Mercy czuła się rozdarta między radością a niepokojem, kiedyojciec powoli zbliżał się do nich.Kiedy tak zdążył się postarzeć i cooznaczała jego obecność? Czyjej wybaczył?Wyślizgnąwszy się z objęć Stephena, pośpiesznie zeszła zeschodów, zatrzymując się na bruku tak blisko ojca, że poczuła znajomyzapach tytoniu.Wiedziała, że Stephen stanąłza nią i uświadomiła sobie, że jest równie jak ona niespokojny oprzebieg tego spotkania.- Ojcze.Wydawał się taki surowy i grozny.Skinął głowę i nagle nie był jużtaki straszny.- Powiedziano mi, że będę mile widziany.- Jesteś - zapewniła.- Widzę, że postąpił z tobą, jak należało.- Ożenił się ze mną, owszem.- Nie zaprosiłaś mnie na ślub [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Objął Mercy ramieniem i zacząłprowadzić w stronę salonu.- Co takiego masz dla mnie, żono?- Sam się przekonaj - powiedziała żartobliwie.Był to złoty zegarek z łańcuszkiem.- Zauważyłam, że nie masz zegarka - wyjaśniła Mercy.-A tenwygląda na taki, który mógłbyś przekazać synowi.Było to również przypomnienie, pomyślał Stephen, siadając wfotelu przy oknie i wyglądając na podjazd, że czas płynie naprzód i niecofa się, i że musi skupić się na tym, coprzyjdzie, nie na tym, czego nie pamiętał.Z pewnością wydałaostatnie pieniądze, żeby mu go kupić.- A to dla moich synów - oznajmiła księżna, wręczając Stephenowi ibraciom małe paczuszki.Mercy siedziała w fotelu obok Stephena.Od jego matki dostałapiękny, koronkowy szal, który narzuciła na ramiona.Wciąż miała nasobie perłowy naszyjnik i Stephena kusiło, żeby znalezć się z nią zpowrotem łóżku, ubraną tylko w perły.- Otwórz - poprosiła niecierpliwie.Otworzył i znalazł miniaturkę matki wykazującą doskonałepodobieństwo.Leo zręcznie władał pędzlem.Wręczył miniaturkę Mercy,żeby mogła ją podziwiać.- Och, doskonała - stwierdziła Mercy z zachwytem.TrzymałaJohna, który ściskał drewnianą grzechotkę, prezent od Ainsleya.Był niąwyraznie zafascynowany; mrugał zdumiony oczkami za każdym razem,kiedy potrząsał zabawką i rozlegało się grzechotanie.Stephen rozumiał zdumienie syna.Wciąż nie posiadał się zezdziwienia, że jest z rodziną.Wyjrzał przez okno.- Czego wciąż szukasz za oknem? - zapytała.Uśmiechnął się ipokręcił głową.- Och, niczego.- Znudziło cię wręczanie prezentów?Nie zamierzał jej powiedzieć.Czekał na pojawienie się kolejnejniespodzianki.- Leo, przynieś, proszę, moje prezenty dla wnuków - poleciłaksiężna.Wyszedł natychmiast i wrócił, pchając dwie machiny, którewyglądały jak pudła na kółkach.- Co do licha.?- To wózki - oznajmiła księżna.- %7łeby można było wozić dziecko wparku.Ostatnio stały się dosyć popularne.Claire, Mercy i inne panie podeszły, żeby im się przyjrzeć.- Zastanawiałam się, czy nie kupić takiego- oznajmiła Claire.A Stephen zastanawiał się, czy Mercy też o tym myślała.Nie miałpojęcia, że coś takiego istnieje.Spojrzał na Westcliffe'a, który wydawałsię równie zaskoczony.Ainsley, stojący przy kominku, miał znudzonąminę.Zauważył też, że Lynnford mu się przygląda, chociaż szybkoodwrócił wzrok.Stephen popatrzył przez okno i zobaczył zbliżający się powóz,zanim usłyszał stukot końskich kopyt i turkot kół.Wstał, podszedł dożony i objął ją w talii.Uśmiechnęła się wesoło i spojrzała na niego zradością w oczach.- Czy to nie wspaniałe? Będę mogła zabierać Johna na spacery,nawet jak stanie się cięższy.- Cudownie, ale mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.Chodz.Podał Johna babce, która z radością wzięła chłopca w ramiona, ipoprowadził Mercy przez salon, hol i drzwi frontowe, aż stanęli naszczycie schodów wiodących do domu.- Co to jest? - zapytała, kiedy powóz zatrzymał się na podjezdzie.Otoczył ją ramieniem, żeby chronić przed zimnem i, gdyby zaszłataka potrzeba, przykrością.Lokaj otworzył drzwi powozu i ze środkawysiadł mężczyzna.Mercy wciągnęła gwałtownie powietrze.- Mój ojciec.Co on tu robi?- Zaprosiłem go.Odwróciła szybko głowę, żeby na niego spojrzeć.- Dlaczego?- Sądziłem, że może chcesz go zobaczyć.Jeśli będzie się grubiańskozachowywać, znajdzie się z powrotem w powozie, w drodze do domu.Mercy czuła się rozdarta między radością a niepokojem, kiedyojciec powoli zbliżał się do nich.Kiedy tak zdążył się postarzeć i cooznaczała jego obecność? Czyjej wybaczył?Wyślizgnąwszy się z objęć Stephena, pośpiesznie zeszła zeschodów, zatrzymując się na bruku tak blisko ojca, że poczuła znajomyzapach tytoniu.Wiedziała, że Stephen stanąłza nią i uświadomiła sobie, że jest równie jak ona niespokojny oprzebieg tego spotkania.- Ojcze.Wydawał się taki surowy i grozny.Skinął głowę i nagle nie był jużtaki straszny.- Powiedziano mi, że będę mile widziany.- Jesteś - zapewniła.- Widzę, że postąpił z tobą, jak należało.- Ożenił się ze mną, owszem.- Nie zaprosiłaś mnie na ślub [ Pobierz całość w formacie PDF ]