[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znałeś go już wtedy? - Katherine zwróciła się do Alecaz pytaniem.Sytuacja stawała się coraz gorsza.SkoroAlec znałByrne'a już oddnia, kiedyporaz pierwszy ją zobaczył.- Znałeśgo, zanimspotkałeś gowmoimdomui udawałeś, żesię nieznacie?Alec skrzywił się.- Tak.Zrobiło jej się niedobrze.Wszystkie jego słodkie słówkai zaloty były wyłącznie dla pieniędzy? Dla jej spadku?- Więc ty i pan Byrne uknuliście to od samego początku?Oczywiście, żetak.- Otak, była idiotką, za jaką brała ją matka.- On chciał swoich pieniędzy, a ty potrzebowałeś pieniędzy.Tobył idealny układ.- Tonie tak! - zaprotestował.- Doprawdy? - Zkażdymjegosłowemopuszczałyją resztkinadziei.- Nie adorowałeś mnie ze względu na mój posag?- Nie! Niedokońca.Tobył tylkoczynnik, ale.- Takmyślałam- szepnęła.Zerwała z niego koc i owinęła się nimszczelnie, po czymzaczęła wychodzić z łóżka, ale Alec klęknął zupełnie nagii sięgnął, by złapać ją za ramię.- Zaczekaj.Przerwała mujej matka.- Ależ lordzie! Na miły Bóg! - wykrzyknęła pani Merivale,zasłaniając oczy.Alec posłał jej groznespojrzenie.- Proszę stąd wyjść.Chcę porozmawiać z pani córką naosobności.- Posłuchaj mnie.- zaczęła pani Merivale, zerkając naniegopomiędzy palcami.- Proszę wyjść! I to już! Bo inaczej, przysięgam, że sampanią wyrzucę!- Już idę, idę.- Ruszyła do wyjścia zmieszana, ale jeszczena odchodnymspojrzała ukradkiemna nagiego Aleca, co nieumknęłouwagi Katherine.janes+ifff78usolad-nacs305Dziewczyna zaśmiała się histerycznie.A niech sobie mamapopatrzy, skoro ona sama przez tyle czasu ignorowała prawdęoreszcie jego osoby.Powinna była bardziej uważać.Jakże ślepa była! Wyczuła, żeją oszukuje, ale tak się skupiła na jego ewentualnej niewierno-ści, że nawet nie brała pod uwagę innych powodów jegokłamstw.Teraz nagle wszystko stało się jasne: jego prezenty, prywatnaloża wteatrze Astleya, nowypowóz, prawdopodobnie wynaję-ty.Nie miał powodów, żeby udawać przed nią bogatego.chybaże pragnął uśpić jej podejrzenia.Ponieważ wiedział, że Ka-therine odziedziczy fortunę, i nie chciał, żeby ona dowiedziałasię, że ono tymwie.OBoże, jak ona to zniesie? To nie był Sydney, którego tylkomyślała, że kocha.To był Alec, jej Alec.Aowca posagów,oszust i człowiekbez serca.Do oczu napłynęły jej łzy, ale powstrzymała je.Powinna gojeszcze raz ogłuszyć tą rzezbą.Aniechgoszlag!- Katherine.- odezwał się Alec.- Dlaczegoja? - przerwała mu.- Co?Przycisnęła koc do piersi, zsunęła się z łóżka i, odwróciła doniego, z bólemprzełykając gulę, którą miała wgardle.- Dlaczego wybrałeś mnie? Zpewnością znalazłbyś ładniej-sze ode mnie dziedziczki.- Pragnąłemciebie.Od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczy-łem.- powiedział z żarem.- Pomyślałeś sobie, że jakoś zniesiesz moje rude włosyi brak krągłości, jeśli tylko mampieniądze, tak?- Dodiabła, toniebyłotak! - warknął i zszedł za nią z łóżka.- Tak, Byrne zasugerował mi ciebie i, tak, potrzebowałempieniędzy, ale to twoja rozmowa z Sydneyem sprawiła, żezapragnąłemciebie.Byłaś taka.taka.- Patetyczna? - szepnęła, zraniona dogłębi duszy.- Intrygująca - powiedział z naciskiem.- Pasjonująca, na-miętna i.pełna życia.Podobało mi się, że mówiłaś to, cojanes+ifff78usolad-nacs306myślisz, że byłaś na tyle bystra, żeby przejrzeć wykręty Syd-neya, że byłaś naturalna i prawdziwa, a nie taka jakcała resztatowarzystwa.- Awszczególności ty.Skrzywił się, jakbygouderzyła.- Proszę, uwierz mi, kochanie.Oprócz kłamstwa, że nieznałem Byme'a, oszukiwania cię w kwestii mojej sytuacjifinansowej i faktu, że wiedziałemo twoimspadku, starałemsięjak mogłem, żeby cię nie okłamywać w niczyminnym.Całareszta to absolutna prawda.Pragnąłemcię od momentu, kiedycię zobaczyłem.- Pragnąłeś mojej fortuny.- Pragnąłem ciebie.Pieniędzy potrzebowałem.A to nietosamo.- Jakmożesz torozdzielać?- Nierozumiesz?Niemiałemwyboru.- Złapał ją za ramię.Wyrwała mu się.- Nie dotykaj mnie! - rzuciła przez zaciśnięte zęby.- Nigdywięcej mnie nie dotykaj!Wyglądał jakrażonypiorunem.- Tobędzietrudne, kiedysię pobierzemy.- Nadal sądzisz, że się pobierzemy? Musiałeś wtakimraziedoznać dużo silniejszego urazu, niż początkowo myślałam,skoro wydaje ci się, że wtakiej sytuacji cię poślubię.- Musisz być rozsądna.- Zaczął szukać swojej bielizny.- Jesteś zhańbiona i potrzebujesz pieniędzy tak samo jak ja.Wiem, że jesteś zła, ale za jakiś czas.- Nie masz o mnie bladegopojęcia, jeśli sądzisz, że mogła-bymspędzić z tobą chociaż jeden dzień po tymwszystkim.Przeszył gozimnydreszcz.- Niemówisz tegopoważnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Znałeś go już wtedy? - Katherine zwróciła się do Alecaz pytaniem.Sytuacja stawała się coraz gorsza.SkoroAlec znałByrne'a już oddnia, kiedyporaz pierwszy ją zobaczył.- Znałeśgo, zanimspotkałeś gowmoimdomui udawałeś, żesię nieznacie?Alec skrzywił się.- Tak.Zrobiło jej się niedobrze.Wszystkie jego słodkie słówkai zaloty były wyłącznie dla pieniędzy? Dla jej spadku?- Więc ty i pan Byrne uknuliście to od samego początku?Oczywiście, żetak.- Otak, była idiotką, za jaką brała ją matka.- On chciał swoich pieniędzy, a ty potrzebowałeś pieniędzy.Tobył idealny układ.- Tonie tak! - zaprotestował.- Doprawdy? - Zkażdymjegosłowemopuszczałyją resztkinadziei.- Nie adorowałeś mnie ze względu na mój posag?- Nie! Niedokońca.Tobył tylkoczynnik, ale.- Takmyślałam- szepnęła.Zerwała z niego koc i owinęła się nimszczelnie, po czymzaczęła wychodzić z łóżka, ale Alec klęknął zupełnie nagii sięgnął, by złapać ją za ramię.- Zaczekaj.Przerwała mujej matka.- Ależ lordzie! Na miły Bóg! - wykrzyknęła pani Merivale,zasłaniając oczy.Alec posłał jej groznespojrzenie.- Proszę stąd wyjść.Chcę porozmawiać z pani córką naosobności.- Posłuchaj mnie.- zaczęła pani Merivale, zerkając naniegopomiędzy palcami.- Proszę wyjść! I to już! Bo inaczej, przysięgam, że sampanią wyrzucę!- Już idę, idę.- Ruszyła do wyjścia zmieszana, ale jeszczena odchodnymspojrzała ukradkiemna nagiego Aleca, co nieumknęłouwagi Katherine.janes+ifff78usolad-nacs305Dziewczyna zaśmiała się histerycznie.A niech sobie mamapopatrzy, skoro ona sama przez tyle czasu ignorowała prawdęoreszcie jego osoby.Powinna była bardziej uważać.Jakże ślepa była! Wyczuła, żeją oszukuje, ale tak się skupiła na jego ewentualnej niewierno-ści, że nawet nie brała pod uwagę innych powodów jegokłamstw.Teraz nagle wszystko stało się jasne: jego prezenty, prywatnaloża wteatrze Astleya, nowypowóz, prawdopodobnie wynaję-ty.Nie miał powodów, żeby udawać przed nią bogatego.chybaże pragnął uśpić jej podejrzenia.Ponieważ wiedział, że Ka-therine odziedziczy fortunę, i nie chciał, żeby ona dowiedziałasię, że ono tymwie.OBoże, jak ona to zniesie? To nie był Sydney, którego tylkomyślała, że kocha.To był Alec, jej Alec.Aowca posagów,oszust i człowiekbez serca.Do oczu napłynęły jej łzy, ale powstrzymała je.Powinna gojeszcze raz ogłuszyć tą rzezbą.Aniechgoszlag!- Katherine.- odezwał się Alec.- Dlaczegoja? - przerwała mu.- Co?Przycisnęła koc do piersi, zsunęła się z łóżka i, odwróciła doniego, z bólemprzełykając gulę, którą miała wgardle.- Dlaczego wybrałeś mnie? Zpewnością znalazłbyś ładniej-sze ode mnie dziedziczki.- Pragnąłemciebie.Od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczy-łem.- powiedział z żarem.- Pomyślałeś sobie, że jakoś zniesiesz moje rude włosyi brak krągłości, jeśli tylko mampieniądze, tak?- Dodiabła, toniebyłotak! - warknął i zszedł za nią z łóżka.- Tak, Byrne zasugerował mi ciebie i, tak, potrzebowałempieniędzy, ale to twoja rozmowa z Sydneyem sprawiła, żezapragnąłemciebie.Byłaś taka.taka.- Patetyczna? - szepnęła, zraniona dogłębi duszy.- Intrygująca - powiedział z naciskiem.- Pasjonująca, na-miętna i.pełna życia.Podobało mi się, że mówiłaś to, cojanes+ifff78usolad-nacs306myślisz, że byłaś na tyle bystra, żeby przejrzeć wykręty Syd-neya, że byłaś naturalna i prawdziwa, a nie taka jakcała resztatowarzystwa.- Awszczególności ty.Skrzywił się, jakbygouderzyła.- Proszę, uwierz mi, kochanie.Oprócz kłamstwa, że nieznałem Byme'a, oszukiwania cię w kwestii mojej sytuacjifinansowej i faktu, że wiedziałemo twoimspadku, starałemsięjak mogłem, żeby cię nie okłamywać w niczyminnym.Całareszta to absolutna prawda.Pragnąłemcię od momentu, kiedycię zobaczyłem.- Pragnąłeś mojej fortuny.- Pragnąłem ciebie.Pieniędzy potrzebowałem.A to nietosamo.- Jakmożesz torozdzielać?- Nierozumiesz?Niemiałemwyboru.- Złapał ją za ramię.Wyrwała mu się.- Nie dotykaj mnie! - rzuciła przez zaciśnięte zęby.- Nigdywięcej mnie nie dotykaj!Wyglądał jakrażonypiorunem.- Tobędzietrudne, kiedysię pobierzemy.- Nadal sądzisz, że się pobierzemy? Musiałeś wtakimraziedoznać dużo silniejszego urazu, niż początkowo myślałam,skoro wydaje ci się, że wtakiej sytuacji cię poślubię.- Musisz być rozsądna.- Zaczął szukać swojej bielizny.- Jesteś zhańbiona i potrzebujesz pieniędzy tak samo jak ja.Wiem, że jesteś zła, ale za jakiś czas.- Nie masz o mnie bladegopojęcia, jeśli sądzisz, że mogła-bymspędzić z tobą chociaż jeden dzień po tymwszystkim.Przeszył gozimnydreszcz.- Niemówisz tegopoważnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]