[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co masz?- Niespodziankę.-Zaśmiał się.-Lepiej idz się przebrać.A może.potrzebujesz pomocy?- Nie!- Ooo, to niedobrze.Daję ci trzydzieści sekund.- Spojrzał na zegarek.- Potem przyjdę ci pomóc.Lepiej pośpiesz się.- Ale.- Nie ma żadnego ale".Trzydzieści sekund.To jest pół minuty.- A co to za niespodzianka?- Cindy, jeśli powiedziałbym, to przestanie być niespodzianką.Dwadzieścia dziewięć, dwadzieścia osiem, dwadzieścia siedem.Sekundy! On odmierzał sekundy! Jeśli się nie ruszy, to on naprawdępomoże się jej ubrać albo raczej rozebrać!- Oczywiście.- Nagle wyraz jego twarzy zmienił się i wyglądałniemal demonicznie.- Możemy zostać tutaj.Możesz uczyć mnie tańczyć.Kumple z pracy powiedzieli, że nie będzie żadnej rumby na tym balu, tylkosame przytulanki.86RSNo tak! Tylko tego potrzebowała.Tańczyć przytulona do BradaJordana!- Już idę - powiedziała, pospiesznie kierując się w stronę łazienki.- Dwadzieścia siedem.- Licz wolniej.Przecież już idę!- Dwadzieścia sześć.dwadzieścia pięć.Cindy przebrała się i za chwilę siedziała już w samochodzie.A co z jejpostanowieniem? Co z wątpliwościami? Wszystko rozwiało się jak popiółna wietrze.Lśniące porsche sunęło cicho, kiedy Brad kierował się w stronę dolnejczęści Chicago.Cindy nie zwracała uwagi na policyjne wezwania,dobiegające z radia.Oparła się wygodnie i zrelaksowała.Chicago tętniło nocnym życiem.Kiedy pracowała w klubie Arnaud" ikończyła pracę pózno, zawsze dziwiło ją, jak wielu ludzi o tej porze jeszczenie śpi.Chicago nigdy nie odpoczywało.Wysoka zabudowa miasta wyglądałatrochę mrocznie, ale w większości dzielnic słychać było śmiechy, krzyki,muzykę, a wszystko to przy oślepiającym blasku neonów.Orzezwiająca bryza znad jeziora rozwiewała jej włosy.- Zmęczona? - zapytał Brad.- Troszeczkę - odparła.Spojrzała na niego.Nawet w ciemnościachmiał w sobie coś podniecającego.Widziała jego profil, jasne, szerokie czoło,klasyczny nos, zmysłowe usta.Trzymał kierownicę pewnie.Prowadziłbardzo dobrze.- Nie odpoczęłaś dziś? - zapytał.- Niezbyt.Dzisiejszy wieczór, jak co czwartek, spędziłam w domustarców.Dopiero potem przespałam się parę godzin.87RS- Dużo miałaś dziś pracy w klinice?- Och, czwartki należą do moich najbardziej pracowitych dni.Cieszęsię, że chociaż weekend będę miała wolny.Praca w weekend to cośokropnego.- W mojej pracy to najgorsze dni.Ludzie wtedy wariują.Nie mampojęcia dlaczego.- Pewnie z nudów.Ludzie nie potrafią się niczym zająć, kiedy nie idądo pracy.Dokąd jedziemy? - zapytała, kiedy skręcili w aleję Michigan.- Musisz być spod znaku Panny - powiedział.- Chyba nie lubiszniespodzianek.Spojrzała na niego zdziwiona.Urodziła się we wrześniu i była typowąPanną, praktyczną i biorącą wszystko na serio.Według Margie ostatniobrała wszystko nawet zbyt poważnie.- Czy wierzysz w układy gwiazd? - zapytała.- Nie.Ale jeśli chodzi o ciebie, to jestem całkiem dobry wzgadywaniu.Uśmiechnęła się.To prawda.Wymyślił jej przecież wcześniej zupełnieniezły horoskop.Jeśliby się spełnił, to do końca życia byliby razem.Brad zaparkował samochód.Sięgnął do tyłu po koc.- Chodzmy - powiedział.Cindy wysiadła z samochodu.- Nadal nie chcesz powiedzieć, dokąd idziemy?- To jest plaża przy Oak Street - odparł, biorąc ją za rękę i prowadzącprzed sobą.- Pomyślałem, że moglibyśmy zobaczyć wschód słońca.Powiedziałaś, że lubisz plażę.Byłaś tu już kiedyś?- Raz albo dwa - odparła.Plaża przy Oak Street słynęła ze swej urody.W porównaniu z innymiplażami w mieście posiadała największy pas piachu, a wyglądała jak mała88RSoaza w środku pustyni.Delikatny złoty piasek, tak bardzo nagrzany w ciąguupalnego dnia, teraz był zimny i przyjemnie skrzypiał pod stopami.Przednimi rozpościerało się ogromne granatowe jezioro Michigan.Tylkogdzieniegdzie po spokojnej ciemnej tafli ślizgały się błyski lampzacumowanych jachtów.Brad rozłożył koc i zdjął buty.Spojrzał pytająco na Cindy.- Nie zdejmujesz szortów?- Czy ty mówisz poważnie? - zapytała.- Czy to jest ta twojaniespodzianka? Chcesz, żebyśmy teraz pływali?- Oj, nie.Woda jest za zimna.Poopalajmy się trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Co masz?- Niespodziankę.-Zaśmiał się.-Lepiej idz się przebrać.A może.potrzebujesz pomocy?- Nie!- Ooo, to niedobrze.Daję ci trzydzieści sekund.- Spojrzał na zegarek.- Potem przyjdę ci pomóc.Lepiej pośpiesz się.- Ale.- Nie ma żadnego ale".Trzydzieści sekund.To jest pół minuty.- A co to za niespodzianka?- Cindy, jeśli powiedziałbym, to przestanie być niespodzianką.Dwadzieścia dziewięć, dwadzieścia osiem, dwadzieścia siedem.Sekundy! On odmierzał sekundy! Jeśli się nie ruszy, to on naprawdępomoże się jej ubrać albo raczej rozebrać!- Oczywiście.- Nagle wyraz jego twarzy zmienił się i wyglądałniemal demonicznie.- Możemy zostać tutaj.Możesz uczyć mnie tańczyć.Kumple z pracy powiedzieli, że nie będzie żadnej rumby na tym balu, tylkosame przytulanki.86RSNo tak! Tylko tego potrzebowała.Tańczyć przytulona do BradaJordana!- Już idę - powiedziała, pospiesznie kierując się w stronę łazienki.- Dwadzieścia siedem.- Licz wolniej.Przecież już idę!- Dwadzieścia sześć.dwadzieścia pięć.Cindy przebrała się i za chwilę siedziała już w samochodzie.A co z jejpostanowieniem? Co z wątpliwościami? Wszystko rozwiało się jak popiółna wietrze.Lśniące porsche sunęło cicho, kiedy Brad kierował się w stronę dolnejczęści Chicago.Cindy nie zwracała uwagi na policyjne wezwania,dobiegające z radia.Oparła się wygodnie i zrelaksowała.Chicago tętniło nocnym życiem.Kiedy pracowała w klubie Arnaud" ikończyła pracę pózno, zawsze dziwiło ją, jak wielu ludzi o tej porze jeszczenie śpi.Chicago nigdy nie odpoczywało.Wysoka zabudowa miasta wyglądałatrochę mrocznie, ale w większości dzielnic słychać było śmiechy, krzyki,muzykę, a wszystko to przy oślepiającym blasku neonów.Orzezwiająca bryza znad jeziora rozwiewała jej włosy.- Zmęczona? - zapytał Brad.- Troszeczkę - odparła.Spojrzała na niego.Nawet w ciemnościachmiał w sobie coś podniecającego.Widziała jego profil, jasne, szerokie czoło,klasyczny nos, zmysłowe usta.Trzymał kierownicę pewnie.Prowadziłbardzo dobrze.- Nie odpoczęłaś dziś? - zapytał.- Niezbyt.Dzisiejszy wieczór, jak co czwartek, spędziłam w domustarców.Dopiero potem przespałam się parę godzin.87RS- Dużo miałaś dziś pracy w klinice?- Och, czwartki należą do moich najbardziej pracowitych dni.Cieszęsię, że chociaż weekend będę miała wolny.Praca w weekend to cośokropnego.- W mojej pracy to najgorsze dni.Ludzie wtedy wariują.Nie mampojęcia dlaczego.- Pewnie z nudów.Ludzie nie potrafią się niczym zająć, kiedy nie idądo pracy.Dokąd jedziemy? - zapytała, kiedy skręcili w aleję Michigan.- Musisz być spod znaku Panny - powiedział.- Chyba nie lubiszniespodzianek.Spojrzała na niego zdziwiona.Urodziła się we wrześniu i była typowąPanną, praktyczną i biorącą wszystko na serio.Według Margie ostatniobrała wszystko nawet zbyt poważnie.- Czy wierzysz w układy gwiazd? - zapytała.- Nie.Ale jeśli chodzi o ciebie, to jestem całkiem dobry wzgadywaniu.Uśmiechnęła się.To prawda.Wymyślił jej przecież wcześniej zupełnieniezły horoskop.Jeśliby się spełnił, to do końca życia byliby razem.Brad zaparkował samochód.Sięgnął do tyłu po koc.- Chodzmy - powiedział.Cindy wysiadła z samochodu.- Nadal nie chcesz powiedzieć, dokąd idziemy?- To jest plaża przy Oak Street - odparł, biorąc ją za rękę i prowadzącprzed sobą.- Pomyślałem, że moglibyśmy zobaczyć wschód słońca.Powiedziałaś, że lubisz plażę.Byłaś tu już kiedyś?- Raz albo dwa - odparła.Plaża przy Oak Street słynęła ze swej urody.W porównaniu z innymiplażami w mieście posiadała największy pas piachu, a wyglądała jak mała88RSoaza w środku pustyni.Delikatny złoty piasek, tak bardzo nagrzany w ciąguupalnego dnia, teraz był zimny i przyjemnie skrzypiał pod stopami.Przednimi rozpościerało się ogromne granatowe jezioro Michigan.Tylkogdzieniegdzie po spokojnej ciemnej tafli ślizgały się błyski lampzacumowanych jachtów.Brad rozłożył koc i zdjął buty.Spojrzał pytająco na Cindy.- Nie zdejmujesz szortów?- Czy ty mówisz poważnie? - zapytała.- Czy to jest ta twojaniespodzianka? Chcesz, żebyśmy teraz pływali?- Oj, nie.Woda jest za zimna.Poopalajmy się trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ]