[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lucyfer spojrzał w lodowate oczy Werchiela.- A nie dopuszczasz do siebie myśli, że może Pan w ten sposób stara ci się cośpowiedzieć? - spytał, mając nadzieję, że uda mu się przemówić do rozumu dowódcyPotęg.- Dopuszczam - Werchiel skinął powoli obandażowaną głową.- Wierzę, że próbujesię ze mną skontaktować.Poprzez swoje działania - czy raczej ich brak.Przekazuje mi,że grzesznicy zwyciężyli.%7łe wszyscy ci żałośni, przeklęci i wynaturzeni przestępcy ibluzniercy, którzy zatruwają niebo i ziemię, mogą czuć się bezkarni.Werchiel nachylił się jeszcze bliżej; bijący od niego smród zepsucia był niemal nie dozniesienia.- Ale ja nie zamierzam Go więcej słuchać - powiedział, zaciskając dłonie napoliczku Lucyfera i nie pozwalając mu odwrócić wzroku.- Nie poddam się tym, którzypowinni paść od ciosu mojego miecza.Zanim złożę broń, dopilnuję, żeby wszyscy oniznalezli się w Piekle.Po tym ostatnim wybuchu furii Werchiel w końcu puścił Lucyfera i wycofał się pozakrąg.- I pomyśleć, że ten, który rozpętał to wszystko: wywołał wojnę w Niebie, a potemmiał jeszcze czelność wierzyć, że jego grzechy zostaną mu wybaczone, posłuży mi jakonarzędzie zemsty.Werchiel przyglądał się przez chwilę swojemu więzniowi, a na jego obandażowanychustach pojawił się groteskowy uśmiech.- Wielką satysfakcją napawa mnie świadomość, że przepowiednia nigdy się niespełni, a sprawca naszego nieszczęścia nigdy nie znajdzie przebaczenia z rąk swojegosyna.Lucyfer nie chciał dłużej słuchać wywodów obłąkanego anioła.Chciał pogrążyć się zpowrotem w otchłani nieświadomości i odzyskać utracony spokój w ramionachukochanej kobiety.Zdołał jednak podnieść głowę i spojrzeć w twarz swojego oprawcy.- Przebaczenia z rąk swojego syna?Werchiel zachichotał obrzydliwie.- Nie mów, że nie wiesz, a przynajmniej nie domyślasz się, Poranna Gwiazdo.- O czym mówisz? - ostatkiem sił spytał Lucyfer, czując, jak czar Archontów,którzy wybudzili go ze snu, powoli słabnie.- Nie o czym, lecz o kim.O Nefilimie z przepowied ni, o chłopaku, który nazywa sięAaron Corbet.O two im synu.ROZDZIAA 9To miejsce jest dużo większe, niż wydaje się z zewnątrz - zauważył Gabriel, stukającpazurami po podłodze biblioteki, która zdawała się nie mieć końca.- Za pierwszym regałem, skręć.- Aaron poinstruował psa, ale nie zdążył, boGabriel odnalazł już drogę do pozostałych.- Nie podpowiadaj mi, Aaronie - powiedział labrador, węsząc z nosem przy ziemi.Jego nos działał jak licznik Geigera, mierzący poziom niebezpiecznego promieniowania.- Pozwól, żebym sam ich znalazł.Gabriel nie chciał zostawiać Vilmy bez opieki, obawiając się, że obudzi to w niejznów anioła.W końcu zgodził się, kiedy Aaron przekonał psa, że to jedyny sposób, żebyjej pomóc.Poza tym, Nauczyciel nigdy nie zgodziłby się wynieść zwoju z biblioteki.Aaron podążył za psem, manewrując między regałami wypełnionymi książkami.Byłdumny z Gabriela, chociaż zastanawiał się, czy zmysł węchu jego psa okaże sięwystarczający, by odnalezć trop sprzed kilku tysięcy lat.Pytanie było niezwykle trudne,ale odpowiedz twierdząca dawałaby wielką nadzieję na szczęśliwe rozwiązanie.Nauczyciel zachował sceptycyzm, twierdząc, że nigdy wcześniej nie słyszał czegośrównie absurdalnego.Pozostali również nie tryskali entuzjazmem.Aaron natomiastbronił swojej teorii, podając przykłady różnych rzeczy i osób, które udało się wytropićGabrielowi.Być może znalezienie kawałka sera w domu nie zrobiłoby na nich wrażenia,ale opowieść o tym, jak pies wytropił upadłego anioła, wzbudziła w słuchaczach żywezainteresowanie.Aaron wyjaśnił, że zmysły labradora uległy wyostrzeniu po tym, jakzostał uleczony, i że praktycznie przestał już wtedy być psem.Gabriel był wyjątkowy ipotrafił robić rzeczy niezwykłe.Pies nagle się zatrzymał, wciągnął powietrze nosem i odwrócił się do Aarona.- Prawie zgubiłem trop - mruknął.- Jest tutaj mnóstwo różnych zapachów, aleprzede wszystkim czuję to ohydne cygaro.Po tych słowach Gabriel przyspieszył kroku.Aaron musiał teraz prawie biec, żeby zanim nadążyć.Labrador dotarł do zamkniętych drzwi, przed którymi usiadł, ujadając iwściekle machając ogonem.- Dobry piesek.- Aaron poklepał go po głowie i otworzył drzwi, wpuszczając psado środka.Wszyscy czekali na nich, siedząc wokół okrągłego stołu.Lehash i Loreleiuśmiechnęli się, widząc wyraz twarzy Nauczyciela.- Oto nasz dzielny posokowiec - powiedział rewolwerowiec, wyciągając rękę, żebypogłaskać psa.Gabriel oblizał wyciągniętą dłoń.-Nie jestem żadnym posokowcem, tylko labradorem.I znalazłem was bez trudu potym twoim zapachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Lucyfer spojrzał w lodowate oczy Werchiela.- A nie dopuszczasz do siebie myśli, że może Pan w ten sposób stara ci się cośpowiedzieć? - spytał, mając nadzieję, że uda mu się przemówić do rozumu dowódcyPotęg.- Dopuszczam - Werchiel skinął powoli obandażowaną głową.- Wierzę, że próbujesię ze mną skontaktować.Poprzez swoje działania - czy raczej ich brak.Przekazuje mi,że grzesznicy zwyciężyli.%7łe wszyscy ci żałośni, przeklęci i wynaturzeni przestępcy ibluzniercy, którzy zatruwają niebo i ziemię, mogą czuć się bezkarni.Werchiel nachylił się jeszcze bliżej; bijący od niego smród zepsucia był niemal nie dozniesienia.- Ale ja nie zamierzam Go więcej słuchać - powiedział, zaciskając dłonie napoliczku Lucyfera i nie pozwalając mu odwrócić wzroku.- Nie poddam się tym, którzypowinni paść od ciosu mojego miecza.Zanim złożę broń, dopilnuję, żeby wszyscy oniznalezli się w Piekle.Po tym ostatnim wybuchu furii Werchiel w końcu puścił Lucyfera i wycofał się pozakrąg.- I pomyśleć, że ten, który rozpętał to wszystko: wywołał wojnę w Niebie, a potemmiał jeszcze czelność wierzyć, że jego grzechy zostaną mu wybaczone, posłuży mi jakonarzędzie zemsty.Werchiel przyglądał się przez chwilę swojemu więzniowi, a na jego obandażowanychustach pojawił się groteskowy uśmiech.- Wielką satysfakcją napawa mnie świadomość, że przepowiednia nigdy się niespełni, a sprawca naszego nieszczęścia nigdy nie znajdzie przebaczenia z rąk swojegosyna.Lucyfer nie chciał dłużej słuchać wywodów obłąkanego anioła.Chciał pogrążyć się zpowrotem w otchłani nieświadomości i odzyskać utracony spokój w ramionachukochanej kobiety.Zdołał jednak podnieść głowę i spojrzeć w twarz swojego oprawcy.- Przebaczenia z rąk swojego syna?Werchiel zachichotał obrzydliwie.- Nie mów, że nie wiesz, a przynajmniej nie domyślasz się, Poranna Gwiazdo.- O czym mówisz? - ostatkiem sił spytał Lucyfer, czując, jak czar Archontów,którzy wybudzili go ze snu, powoli słabnie.- Nie o czym, lecz o kim.O Nefilimie z przepowied ni, o chłopaku, który nazywa sięAaron Corbet.O two im synu.ROZDZIAA 9To miejsce jest dużo większe, niż wydaje się z zewnątrz - zauważył Gabriel, stukającpazurami po podłodze biblioteki, która zdawała się nie mieć końca.- Za pierwszym regałem, skręć.- Aaron poinstruował psa, ale nie zdążył, boGabriel odnalazł już drogę do pozostałych.- Nie podpowiadaj mi, Aaronie - powiedział labrador, węsząc z nosem przy ziemi.Jego nos działał jak licznik Geigera, mierzący poziom niebezpiecznego promieniowania.- Pozwól, żebym sam ich znalazł.Gabriel nie chciał zostawiać Vilmy bez opieki, obawiając się, że obudzi to w niejznów anioła.W końcu zgodził się, kiedy Aaron przekonał psa, że to jedyny sposób, żebyjej pomóc.Poza tym, Nauczyciel nigdy nie zgodziłby się wynieść zwoju z biblioteki.Aaron podążył za psem, manewrując między regałami wypełnionymi książkami.Byłdumny z Gabriela, chociaż zastanawiał się, czy zmysł węchu jego psa okaże sięwystarczający, by odnalezć trop sprzed kilku tysięcy lat.Pytanie było niezwykle trudne,ale odpowiedz twierdząca dawałaby wielką nadzieję na szczęśliwe rozwiązanie.Nauczyciel zachował sceptycyzm, twierdząc, że nigdy wcześniej nie słyszał czegośrównie absurdalnego.Pozostali również nie tryskali entuzjazmem.Aaron natomiastbronił swojej teorii, podając przykłady różnych rzeczy i osób, które udało się wytropićGabrielowi.Być może znalezienie kawałka sera w domu nie zrobiłoby na nich wrażenia,ale opowieść o tym, jak pies wytropił upadłego anioła, wzbudziła w słuchaczach żywezainteresowanie.Aaron wyjaśnił, że zmysły labradora uległy wyostrzeniu po tym, jakzostał uleczony, i że praktycznie przestał już wtedy być psem.Gabriel był wyjątkowy ipotrafił robić rzeczy niezwykłe.Pies nagle się zatrzymał, wciągnął powietrze nosem i odwrócił się do Aarona.- Prawie zgubiłem trop - mruknął.- Jest tutaj mnóstwo różnych zapachów, aleprzede wszystkim czuję to ohydne cygaro.Po tych słowach Gabriel przyspieszył kroku.Aaron musiał teraz prawie biec, żeby zanim nadążyć.Labrador dotarł do zamkniętych drzwi, przed którymi usiadł, ujadając iwściekle machając ogonem.- Dobry piesek.- Aaron poklepał go po głowie i otworzył drzwi, wpuszczając psado środka.Wszyscy czekali na nich, siedząc wokół okrągłego stołu.Lehash i Loreleiuśmiechnęli się, widząc wyraz twarzy Nauczyciela.- Oto nasz dzielny posokowiec - powiedział rewolwerowiec, wyciągając rękę, żebypogłaskać psa.Gabriel oblizał wyciągniętą dłoń.-Nie jestem żadnym posokowcem, tylko labradorem.I znalazłem was bez trudu potym twoim zapachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]