[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od znanego nam już postępowania przyjaciół Donkichotowych proboszcza, balwierza i innych, których ci pierwsi w sprzysiężenie swoje wciągnęli postępowanie Książąt różniło się intencją; nie chodziło już mianowicie o tak zwane dobroDon Kichota, o wyleczenie jego wyobrazni i sprowadzenie ciała razem z duchem do domu zobszarów jego zabłąkania i obłąkania, lecz o czczą rozrywkę i nic ponadto; w związku z tymCervantes powiada, nie w tym miejscu co prawda, lecz dużo dalej, już po opisaniu licznychpomysłów i inscenizacji, w których sidła raz po raz wpadali rycerz i giermek, że kpiarze niesą mniej szaleni od kpów, tyle zachodów w ich okpienie wkładając; zgoda, ale szaleństworóżnorakiej zabawy, w tej liczbie pełnej zawiłych intryg i starań zabawy cudzym kosztem,było od wieków i jest nadal właściwe rodzajowi ludzkiemu; powiedziawszy więc, co było dopowiedzenia, zachowajmy i dla kpiarzy szalonych wyrozumiałość, i nie krytykując nikogo,wróćmy do opowieści.Kiedy Don Kichot i Sanczo Pansa w towarzystwie pary książęcej dotarli do pałacu, u wrótczekali już dwaj stajenni w purpurze, którzy zsadzili błędnego rycerza z konia, następnie dwiepanny w bieli zarzuciły mu na ramiona płaszcz z najświetniejszego szkarłatu, kiedy zaśprowadzony przez Księcia wkroczył na wewnętrzny dziedziniec, wszystkie krużgankiwypełniły się różnej barwy dworzanami i sługami płci obojga, wiwatującymi na cześćnajsławniejszego z błędnych rycerzy i wylewającymi nań flakony wszelkich wonności.Dumapomieszana z zachwytem i wdzięcznością rozpierała serce Don Kichota, ponieważ był topierwszy raz w jego życiu, gdy w prawdziwym, a nie urojonym pałacu książęcympodejmowano go tak, jak należało podejmować, o czym wiedział z ksiąg, zasługujących nataki przywilej błędnych rycerzy.Uśmiechał się tedy promiennie, kiwał głową i dłońprzykładał do serca, posuwając się dalej tam, gdzie go prowadzono.Na piętrze, w bogato zdobionej sali, usługujące mu panny w bieli potroiły się  i już sześćich było, nie dwie jak przedtem; ale na urodzie i wdzięku nic nie straciły.Sześć tych panienodebrało mu broń i ściągnęło zbroję, aż pozostał w kaftanie i obcisłych pludrach; lecz gdychciały go, dla przebrania koszuli, dalej obnażać, nie dopuścił do tego w swej wstydliwości; ichcąc nie chcąc, musiały wyjść, pozostawiając sam na sam z Sanczem, który dalej mu służył.Przebrał tedy Don Kichot koszulę, na nowo płaszcz szkarłatny zarzucił, pendent z mieczemprzypasał i tak wystrojony przeszedł do następnej sali, gdzie czekały już nań panny,ustawione w szpaler, z miską, mydłem, dzbanami i ręcznikami; umył ręce i wytarł, a każda zpanien dygała, kiedy do niej podchodził, więc i on się kłaniał uprzejmie, to przy misce, toprzy ręcznikach.Z kolei dwunastu paziów z majordomem na czele ceremonialniewprowadziło Don Kichota do sali jadalnej; tam na stole czekały cztery nakrycia, na progu salizaś powitali rycerza Książę, Księżna i przebywający u ich boku duchowny; choć sięwzdragał, zmuszony został Don Kichot do zajęcia pierwszego miejsca przy stole, Książę zKsiężną zasiedli po jego bokach, a duchowny naprzeciw; Sanczo Pansa zaś, który na krokswego pana nie odstępował, także wszedł do sali jadalnej, ale choć zwykle w drodze jadał zeswym panem przy jednym stole, tu do stołu nie dopuściły go obyczaje, stanął zatem, wraz zmiejscowymi sługami, za plecami obiadujących.Obiad ciągnął się długo, potrawy były znakomite, a rozmowy nie gorsze, bo Don Kichotbłyszczał mądrością i wiedzą, Księżna wdziękiem, Książę uprzejmością, a Sanczo Pansa, razpo raz, wbrew napomnieniom pana, wtrącający swoje trzy grosze, mimowolnym lub niemimowolnym dowcipem; jedynie ksiądz, niestety, odznaczał się ciasnotą umysłu oraz idącymz tym w parze zacietrzewieniem, gniewało go więc wszystko, o czym była mowa, czy tohistoria Dulcynei zamienionej w szkaradną babę, czy to napomknienie o obiecanej giermkowiprzez błędnego rycerza wyspie; kiedy zaś  właśnie w związku z wyspą  Książę powiedział, że nie widzi nic złego w tej obietnicy i pragnie sam przyczynić się do jej spełnienia, wimieniu Don Kichota ofiarowując Sanczowi rządy jednej z wielu, które posiada, ksiądz zerwałsię od stołu i na znak protestu, nie kończąc nawet obiadu, opuścił pałac, czym się zresztąpozostali biesiadnicy wcale nie przejęli.Miłe rozmowy, obracające się głównie wokół spraw Don Kichota, których oboje księstwobardzo byli ciekawi, trwały jeszcze trochę, aż obiad dobiegł końca.Wówczas znowu pięknepanny w bieli wkroczyły, tym razem w cztery; z dzbanem srebrnym, takąż misą, ręcznikami ipachnącym mydłem neapolitańskim; ale z gestów ich, ku zdziwieniu Don Kichota, wynikało,że nie o mycie rąk chodzi tym razem, lecz o mycie brody, czemu poddał się z rezygnacją,mniemając, że tu taki panuje zwyczaj.Kiedy wszakże panna od mydła namydliła mu jużbrodę obficie, przy okazji śnieżną pianę na policzkach, nosie i oczach kładąc, że aż byłzmuszony zacisnąć mocno powieki, pannie od dzbana raptem wody zabrakło, pobiegła więcpo nią, prosząc, by pan rycerz zaczekać raczył.Czekał posłusznie, z namydloną twarzą, a gdywróciła i wraz z pozostałymi doprowadziła mycie brody do szczęśliwego końca, oczywreszcie otworzył i popatrzył na wszystkie cztery jakby z lekkim powątpiewaniem, nicjednak nie rzekł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl