[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeczuwam, że tego co istotne, tego co ważne, dopiero siÄ™ dowiem.To wielkie coÅ›, to straszliwe, które podobnie jak on przeżyÅ‚em kiedyÅ›, ale o którymdawno zapomniaÅ‚em, stanie siÄ™ wkrótce dla mnie za poÅ›rednictwem drewnianego ciaÅ‚a pajÄ…kaznów terazniejszoÅ›ciÄ….Jeszcze tylko kilka chwil.Nie poddawać siÄ™.NiedÅ‚ugo zacznie znowumówić.Istotnie znów go usÅ‚yszaÅ‚em.Zapewne, haÅ‚as, gorÄ…cy wicher, moje wzburzenie winne sÄ… temu, że nie pamiÄ™tam jużbrzmienia dalszej części przesÅ‚ania z innego wymiaru.Ale nie potrafiÄ™ od tego czasu zapo-mnieć grozy obrazów, które wywoÅ‚aÅ‚y we mnie jego sÅ‚owa.One sÄ… we mnie, towarzyszÄ… mi wciąż.PÅ‚onÄ… we mnie i oÅ›lepiajÄ….NieczÄ™ste byÅ‚y wciÄ…gu ostatnich czterech miesiÄ™cy chwile, kiedy mogÅ‚em siÄ™ od tych obrazów wyzwolić.Ale nawet w takich krótkich chwilach nie miaÅ‚em spokoju.Przeciwnie, kiedy jestem od nichwolny, opanowuje mnie wtedy dziwny niepokój.DochodzÄ™ do wniosku, że coÅ› jest nie w po-rzÄ…dku.Zaczynam siÄ™ zastanawiać.ZapytujÄ™ siebie, czy nie dzwigam w sobie jakiegoÅ› cięża-ru, który wkrótce mógÅ‚by zdÅ‚awić we mnie te ulotne niepokojÄ…ce chwile wyzwolenia, swobo-dnego oddechu, czy przestaÅ‚y już istnieć cieÅ„ i mgÅ‚a, gotowe do zduszenia mojej krótkotrwa-Å‚ej wolnoÅ›ci.Tak, bez strachu czujÄ™ siÄ™ samotny.A jeden z obrazów stoi bezpoÅ›rednio przede mnÄ…,jaÅ›niejszy i wyrazniejszy niż otaczajÄ…ce przedmioty i ludzie.Tak jak nie dajÄ…cy siÄ™ przeoczyćdrogowskaz, który po peÅ‚nych poczucia winy momentach beztroski wiedzie z powrotem wznajomy drÄ™czÄ…cy Å›wiat mego drewnianego towarzysza.Przeważnie tym, który sprowadza mnie z powrotem, jest ów obrzÄ™kÅ‚y blondyn.Skaczena jakieÅ› miejsce na rusztowaniu i natychmiast, gdy siÄ™ tam znajdzie, ukryta maszyneria poruszana nie znanym mi systemem powoduje, że puste miejsca podnoszÄ… siÄ™ w górÄ™, abypo chwili opaść z powrotem w dół.Ale miejsce, na którym stoi czarno odziany blondyn dzwiga siÄ™ w górÄ™ nieustannie.Coraz wyżej.Aż hen, wysoko, pod kopuÅ‚Ä™ koÅ›cielnÄ….StamtÄ…dblondyn wyciÄ…ga dÅ‚oÅ„ i wskakuje na mnie. I to byÅ‚ koniec powiedziaÅ‚ Drewniany.Przypominam sobie to zdanie.Potem widzÄ™pod kopuÅ‚Ä… blondyna, wskazujÄ…cego drugÄ… dÅ‚oniÄ… maÅ‚Ä… skrzyniÄ™.ByÅ‚a z drewna, ozdobionawielobarwnymi ornamentami.Jak stara chÅ‚opska skrzynia.OdczuÅ‚em teraz jak wówczas w stajni albo wtedy w maÅ‚ym koÅ›ciele opodal Salz-burga że ciaÅ‚o moje staje siÄ™ bezwÅ‚adne.ChciaÅ‚em uciekać, ale nie mogÅ‚em.StaÅ‚em pochy-lony do przodu, jakbym wciąż jeszcze czytaÅ‚ w czarnej ksiÄ™dze, która przecież już dawnozostaÅ‚a zamkniÄ™ta.SpoglÄ…daÅ‚em na barwnÄ… skrzyniÄ™.Nie trwaÅ‚o to dÅ‚ugo.Po chwili potym, jak wskazaÅ‚ mi jÄ… blondyn odskoczyÅ‚y ukryte w niej drzwiczki.Ze Å›rodka wystrzeliÅ‚aciemna postać.Wysunęła siÄ™ gniewnie, zatrzymaÅ‚a, a nastÄ™pnie znikÅ‚a w skrzyni, znów siÄ™pojawiÅ‚a, znów zatrzymaÅ‚a i ponownie znikÅ‚a.Jej ruchy przypominaÅ‚y kukuÅ‚kÄ™ z wiejskiegozegara, wyskakujÄ…cÄ… co godzina ze swego domku.Ale to, co wysuwa siÄ™ ze skrzyni, nie jest żadnÄ… kukuÅ‚kÄ… z zegara.To pół czÅ‚owiek, półautomat.MaÅ‚y bÅ‚yszczÄ…cy czÅ‚owieczek, wypolerowany jak ów ze stajni, posuwajÄ…cy siÄ™ tam inazad na dwóch kółkach, z którymi jest zroÅ›niÄ™ty.Przy każdym poruszeniu dwie dysze przykółkach wydmuchujÄ… w mojÄ… stronÄ™ smugÄ™ gorÄ…cego powietrza.Coraz gÄ™stszÄ….Coraz gorÄ™-tszÄ….W coraz krótszych odstÄ™pach czasu.Zrywam biaÅ‚y obrus z bocznego oÅ‚tarza, aby siÄ™ uchronić przed palÄ…cym wiatrem.StojÄ™jak zwiÄ…zany.Niezdolny do ucieczki.I znowu sÅ‚yszÄ™ gÅ‚os Drewnianego: Tylko jedno sÅ‚owoz ksiÄ™gi.Tylko jedno sÅ‚owo.CaÅ‚kiem wyraznie.ZapomniaÅ‚em wszystko.Nie wiedziaÅ‚em, oczym czytaÅ‚em.Nareszcie.Nareszcie jedno sÅ‚owo «Satasfacias».ZawoÅ‚aÅ‚em je gÅ‚oÅ›no.I wte-dy zaczÄ…Å‚em uciekać powiedziaÅ‚. WybiegÅ‚em.Daleko, na wolnÄ… przestrzeÅ„.GÄ™sta mgÅ‚a.Drobny deszcz.We wÅ‚osach straszliwa gwiazda.A pode mnÄ… suchość.WyschniÄ™ta ziemia.Ostatniej części jego przesÅ‚ania sÅ‚uchaÅ‚em zdrÄ™twiaÅ‚y.WidziaÅ‚em go, widziaÅ‚em siebiewypadajÄ…cego z koÅ›cielnej bramy na otwartÄ… przestrzeÅ„ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Przeczuwam, że tego co istotne, tego co ważne, dopiero siÄ™ dowiem.To wielkie coÅ›, to straszliwe, które podobnie jak on przeżyÅ‚em kiedyÅ›, ale o którymdawno zapomniaÅ‚em, stanie siÄ™ wkrótce dla mnie za poÅ›rednictwem drewnianego ciaÅ‚a pajÄ…kaznów terazniejszoÅ›ciÄ….Jeszcze tylko kilka chwil.Nie poddawać siÄ™.NiedÅ‚ugo zacznie znowumówić.Istotnie znów go usÅ‚yszaÅ‚em.Zapewne, haÅ‚as, gorÄ…cy wicher, moje wzburzenie winne sÄ… temu, że nie pamiÄ™tam jużbrzmienia dalszej części przesÅ‚ania z innego wymiaru.Ale nie potrafiÄ™ od tego czasu zapo-mnieć grozy obrazów, które wywoÅ‚aÅ‚y we mnie jego sÅ‚owa.One sÄ… we mnie, towarzyszÄ… mi wciąż.PÅ‚onÄ… we mnie i oÅ›lepiajÄ….NieczÄ™ste byÅ‚y wciÄ…gu ostatnich czterech miesiÄ™cy chwile, kiedy mogÅ‚em siÄ™ od tych obrazów wyzwolić.Ale nawet w takich krótkich chwilach nie miaÅ‚em spokoju.Przeciwnie, kiedy jestem od nichwolny, opanowuje mnie wtedy dziwny niepokój.DochodzÄ™ do wniosku, że coÅ› jest nie w po-rzÄ…dku.Zaczynam siÄ™ zastanawiać.ZapytujÄ™ siebie, czy nie dzwigam w sobie jakiegoÅ› cięża-ru, który wkrótce mógÅ‚by zdÅ‚awić we mnie te ulotne niepokojÄ…ce chwile wyzwolenia, swobo-dnego oddechu, czy przestaÅ‚y już istnieć cieÅ„ i mgÅ‚a, gotowe do zduszenia mojej krótkotrwa-Å‚ej wolnoÅ›ci.Tak, bez strachu czujÄ™ siÄ™ samotny.A jeden z obrazów stoi bezpoÅ›rednio przede mnÄ…,jaÅ›niejszy i wyrazniejszy niż otaczajÄ…ce przedmioty i ludzie.Tak jak nie dajÄ…cy siÄ™ przeoczyćdrogowskaz, który po peÅ‚nych poczucia winy momentach beztroski wiedzie z powrotem wznajomy drÄ™czÄ…cy Å›wiat mego drewnianego towarzysza.Przeważnie tym, który sprowadza mnie z powrotem, jest ów obrzÄ™kÅ‚y blondyn.Skaczena jakieÅ› miejsce na rusztowaniu i natychmiast, gdy siÄ™ tam znajdzie, ukryta maszyneria poruszana nie znanym mi systemem powoduje, że puste miejsca podnoszÄ… siÄ™ w górÄ™, abypo chwili opaść z powrotem w dół.Ale miejsce, na którym stoi czarno odziany blondyn dzwiga siÄ™ w górÄ™ nieustannie.Coraz wyżej.Aż hen, wysoko, pod kopuÅ‚Ä™ koÅ›cielnÄ….StamtÄ…dblondyn wyciÄ…ga dÅ‚oÅ„ i wskakuje na mnie. I to byÅ‚ koniec powiedziaÅ‚ Drewniany.Przypominam sobie to zdanie.Potem widzÄ™pod kopuÅ‚Ä… blondyna, wskazujÄ…cego drugÄ… dÅ‚oniÄ… maÅ‚Ä… skrzyniÄ™.ByÅ‚a z drewna, ozdobionawielobarwnymi ornamentami.Jak stara chÅ‚opska skrzynia.OdczuÅ‚em teraz jak wówczas w stajni albo wtedy w maÅ‚ym koÅ›ciele opodal Salz-burga że ciaÅ‚o moje staje siÄ™ bezwÅ‚adne.ChciaÅ‚em uciekać, ale nie mogÅ‚em.StaÅ‚em pochy-lony do przodu, jakbym wciąż jeszcze czytaÅ‚ w czarnej ksiÄ™dze, która przecież już dawnozostaÅ‚a zamkniÄ™ta.SpoglÄ…daÅ‚em na barwnÄ… skrzyniÄ™.Nie trwaÅ‚o to dÅ‚ugo.Po chwili potym, jak wskazaÅ‚ mi jÄ… blondyn odskoczyÅ‚y ukryte w niej drzwiczki.Ze Å›rodka wystrzeliÅ‚aciemna postać.Wysunęła siÄ™ gniewnie, zatrzymaÅ‚a, a nastÄ™pnie znikÅ‚a w skrzyni, znów siÄ™pojawiÅ‚a, znów zatrzymaÅ‚a i ponownie znikÅ‚a.Jej ruchy przypominaÅ‚y kukuÅ‚kÄ™ z wiejskiegozegara, wyskakujÄ…cÄ… co godzina ze swego domku.Ale to, co wysuwa siÄ™ ze skrzyni, nie jest żadnÄ… kukuÅ‚kÄ… z zegara.To pół czÅ‚owiek, półautomat.MaÅ‚y bÅ‚yszczÄ…cy czÅ‚owieczek, wypolerowany jak ów ze stajni, posuwajÄ…cy siÄ™ tam inazad na dwóch kółkach, z którymi jest zroÅ›niÄ™ty.Przy każdym poruszeniu dwie dysze przykółkach wydmuchujÄ… w mojÄ… stronÄ™ smugÄ™ gorÄ…cego powietrza.Coraz gÄ™stszÄ….Coraz gorÄ™-tszÄ….W coraz krótszych odstÄ™pach czasu.Zrywam biaÅ‚y obrus z bocznego oÅ‚tarza, aby siÄ™ uchronić przed palÄ…cym wiatrem.StojÄ™jak zwiÄ…zany.Niezdolny do ucieczki.I znowu sÅ‚yszÄ™ gÅ‚os Drewnianego: Tylko jedno sÅ‚owoz ksiÄ™gi.Tylko jedno sÅ‚owo.CaÅ‚kiem wyraznie.ZapomniaÅ‚em wszystko.Nie wiedziaÅ‚em, oczym czytaÅ‚em.Nareszcie.Nareszcie jedno sÅ‚owo «Satasfacias».ZawoÅ‚aÅ‚em je gÅ‚oÅ›no.I wte-dy zaczÄ…Å‚em uciekać powiedziaÅ‚. WybiegÅ‚em.Daleko, na wolnÄ… przestrzeÅ„.GÄ™sta mgÅ‚a.Drobny deszcz.We wÅ‚osach straszliwa gwiazda.A pode mnÄ… suchość.WyschniÄ™ta ziemia.Ostatniej części jego przesÅ‚ania sÅ‚uchaÅ‚em zdrÄ™twiaÅ‚y.WidziaÅ‚em go, widziaÅ‚em siebiewypadajÄ…cego z koÅ›cielnej bramy na otwartÄ… przestrzeÅ„ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]