[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obaj byli zainteresowani robieniem dużych pieniędzy, alewiedzieli, że zanim uda im się to osiągnąć, najpierw muszą włożyć wielewysiłku w zbudowanie solidnej pozycji w tej branży.Miał to być rynekkamieni szlachetnych.Pierwszy plan zakładał ich wydobycie i sprzedażklientowi.Olegowi marzyło się wejście w świat możliwie najbogatszejklienteli nie interesowała go żadna drobnica, od razu zamierzał obracaćnajszlachetniejszymi kamieniami wśród najpoważniejszych nabywców,a za takich uważał jedynie wielkich biznesmenów.Mgliste miał pojęcieo kamieniach i bogaczach, ale był tak zdeterminowany, że jego wątływówczas plan miał szansę na realizację.Nie był przy tym głupi i zdawałsobie sprawę, że działalność taka może być niebezpieczna i ryzykowna.Słyszał przecież o istnieniu czarnego rynku kamieni, ale był jeszczewówczas na tyle naiwny, że wierzył, iż właśnie jemu może się udać,a przy odrobinie szczęścia nie będzie musiał przekraczać granicy prawa.Znał siebie i wiedział, że sił i uporu mu nie zabraknie, a odrobina wiaryw swoje szczęście pozwoliła mu mieć nadzieję, że rozkręci ten interes,zarobi na nim, osiągnie zadowalającą pozycję na rynku i uniknieschodzenia do podziemia.Jan długo zastanawiał się nad propozycją Olega.Nie był to coprawda świetnie napisany biznesplan, raczej garść marzeń popartychpewną ilością wyczytanych gdzieś faktów, ale to wystarczyło, by podjąłryzyko.Na początku obaj uważnie siebie obserwowali, gdyż nie ufali sobiew stu procentach.Pierwsze wspólne działania były wielce niepewnei raczej niedochodowe, ale najważniejsze dla nich było to, że zdobywalidoświadczenie, eksplorowali coraz to szersze tereny oraz poznawalitajniki branży i rządzące nią zasady.Nie bez znaczenia było także to, żeistniał zbyt dla ich urobku.Zaczęli od, na początku dość nieporadnego,poszukiwania nabywców i wcale w niedługim czasie pozyskali takichklientów, o których im chodziło.Wydobywali kamienie na corazwiększą skalę i mogli sobie pozwolić na to, by zaspokajać potrzebywyrafinowanych kolekcjonerów i kochanków, którzy byli gotowizapłacić krocie za klejnoty dla swoich kobiet czy też dla zaspokojeniawłasnych zachcianek.Z czasem wspólnicy nabrali do siebie zaufania,tworząc naprawdę zgodny tandem.I tak oto architekt i prawnikprowadzili bardzo dochodową spółkę, która pozwalała im wieśćdostatnie życie.Było to spełnienie marzeń z czasów studenckich.Teraz przyszedł na Olega czas refleksji.Doszedł do wniosku, żeosiągnął już taką pozycję, że mógłby swój interes nawet na jakiś czaszawiesić albo w ogóle zwinąć, na razie jednak postanowił o tym niewspominać.Pod wpływem nagłego impulsu spowodowanego widokiemrudowłosej dziewczyny naprawdę zamierzał wyjechać do Polski.Animyślał, by się wynieść tam na stałe, chciał po prostu zwyczajnie zabawićsię z tą małą.Spędzi tam może parę dni albo tygodni, zdobędzie, cochce, i wróci.Taki to miał właśnie plan, ale trochę wstyd było muprzyznać przed Janem, że owładnęła nim jakaś nieznana dziewczyna,dlatego udał, że po prostu potrzebuje urlopu. Oleg zagaił rozmowę Jan. Czy ty się aby w nic nie pakujesz? Durny. Pomyśl tylko ciągnął przyjaciel. Nie jest zle, jesteśmyustawieni na życie.Szkoda byłoby to zmieniać& Janek, ja tylko chcę posiedzieć w głuszy.Połażę trochę nad tąich rzeką, zobaczę, czy dziewczyna jest warta mojego czasu, i pewniezaraz wrócę. Jednak dziewczyna? spytał Jan. Chyba nie.To tylko taki pretekst, tak przy okazji& Rób, jak uważasz.Mam nadzieję, że nas nie zostawisz samychz robotą& Ani mi się śni odparł Oleg zdecydowanie. Ja też lubię tęnaszą pracę.Nie zamierzam niczego zmieniać.Chcę tylko małejprzyjemnej przerwy. OK, stary poddał się Jan. Ty tu rządzisz.Na początku maja Oleg spakował najpotrzebniejsze rzeczyi wsadził je do czarnego hummera.Irmina wykonała jego wcześniejszepolecenie i dowiedziała się co nieco o rudej dziewczynie.Oleg niepotrzebował wielu informacji na razie nie miała ona dla niegowiększego znaczenia poza tym, że wspaniale rozbudziła jego naturęłowczego.I był jej za to wdzięczny, bo znalazłszy kolejny cel w życiu,poczuł przypływ nowych sił& I bez Irminy wiedział, że dziewczyna jestz Burzan, bo w sklepie zwracano się do niej po imieniu.A jeśli jeststamtąd, to wcześniej czy pózniej na nią trafi.To nie stolica, nienamęczy się w poszukiwaniach.Poza tym nosi rzadkie imię, więc gdybędą o nią pytać w okolicy, nie pomylą jej z nikim innym.Irmina wysłała kogo trzeba do Burzan i tam rozpytywali o rudąGretę.Jej ludzie szybko dowiedzieli się, że Greta mieszka w Warszawie,ale w Burzanach często bywa, bo przyjeżdża do wuja.Zadali sobienawet trud, by przy okazji podpytać trochę miejscowych o osobęksiędza.Ludzie opowiadali chętnie, bez większych oporów i podejrzeń.O samej Grecie wiedzieli niezbyt wiele, zaledwie parę faktów, natomiasto swym proboszczu mieli do powiedzenia znacznie więcej.Oleg wysłuchał uważnie wszystkich zebranych przez Irminęinformacji, by w razie potrzeby uczynić z nich użytek.Od tego momentuinteresowała go już nie tylko Greta, ale poniekąd i Michał sądził, żespotkanie agnostyka z księdzem może być wielce ciekawe. O cholera! zawołał, usłyszawszy wieści. Ja nie mogę!Wujaszek klecha i piękny rudzielec.Wchodzę w to, niezle się zabawię.Teraz siedział już w aucie i czekał na odprawę celną w Hrebennem.Ze Lwowa do Burzan nie było daleko, jakieś trzysta kilometrów.Mógłprzeprawiać się przez granicę w Jagodnem, ale wtedy większą częśćpodróży przebyłby po stronie ukraińskiej, a tamtejsze drogi byłykoszmarne.Hummer co prawda bez wysiłku by je pokonał, ale przejazdprzez Hrebenne wydawał się Olegowi lepszym pomysłem.W końcujadąc, będzie mógł się porozglądać po polskich wsiach i spróbowaćpoczuć ich klimat [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Obaj byli zainteresowani robieniem dużych pieniędzy, alewiedzieli, że zanim uda im się to osiągnąć, najpierw muszą włożyć wielewysiłku w zbudowanie solidnej pozycji w tej branży.Miał to być rynekkamieni szlachetnych.Pierwszy plan zakładał ich wydobycie i sprzedażklientowi.Olegowi marzyło się wejście w świat możliwie najbogatszejklienteli nie interesowała go żadna drobnica, od razu zamierzał obracaćnajszlachetniejszymi kamieniami wśród najpoważniejszych nabywców,a za takich uważał jedynie wielkich biznesmenów.Mgliste miał pojęcieo kamieniach i bogaczach, ale był tak zdeterminowany, że jego wątływówczas plan miał szansę na realizację.Nie był przy tym głupi i zdawałsobie sprawę, że działalność taka może być niebezpieczna i ryzykowna.Słyszał przecież o istnieniu czarnego rynku kamieni, ale był jeszczewówczas na tyle naiwny, że wierzył, iż właśnie jemu może się udać,a przy odrobinie szczęścia nie będzie musiał przekraczać granicy prawa.Znał siebie i wiedział, że sił i uporu mu nie zabraknie, a odrobina wiaryw swoje szczęście pozwoliła mu mieć nadzieję, że rozkręci ten interes,zarobi na nim, osiągnie zadowalającą pozycję na rynku i uniknieschodzenia do podziemia.Jan długo zastanawiał się nad propozycją Olega.Nie był to coprawda świetnie napisany biznesplan, raczej garść marzeń popartychpewną ilością wyczytanych gdzieś faktów, ale to wystarczyło, by podjąłryzyko.Na początku obaj uważnie siebie obserwowali, gdyż nie ufali sobiew stu procentach.Pierwsze wspólne działania były wielce niepewnei raczej niedochodowe, ale najważniejsze dla nich było to, że zdobywalidoświadczenie, eksplorowali coraz to szersze tereny oraz poznawalitajniki branży i rządzące nią zasady.Nie bez znaczenia było także to, żeistniał zbyt dla ich urobku.Zaczęli od, na początku dość nieporadnego,poszukiwania nabywców i wcale w niedługim czasie pozyskali takichklientów, o których im chodziło.Wydobywali kamienie na corazwiększą skalę i mogli sobie pozwolić na to, by zaspokajać potrzebywyrafinowanych kolekcjonerów i kochanków, którzy byli gotowizapłacić krocie za klejnoty dla swoich kobiet czy też dla zaspokojeniawłasnych zachcianek.Z czasem wspólnicy nabrali do siebie zaufania,tworząc naprawdę zgodny tandem.I tak oto architekt i prawnikprowadzili bardzo dochodową spółkę, która pozwalała im wieśćdostatnie życie.Było to spełnienie marzeń z czasów studenckich.Teraz przyszedł na Olega czas refleksji.Doszedł do wniosku, żeosiągnął już taką pozycję, że mógłby swój interes nawet na jakiś czaszawiesić albo w ogóle zwinąć, na razie jednak postanowił o tym niewspominać.Pod wpływem nagłego impulsu spowodowanego widokiemrudowłosej dziewczyny naprawdę zamierzał wyjechać do Polski.Animyślał, by się wynieść tam na stałe, chciał po prostu zwyczajnie zabawićsię z tą małą.Spędzi tam może parę dni albo tygodni, zdobędzie, cochce, i wróci.Taki to miał właśnie plan, ale trochę wstyd było muprzyznać przed Janem, że owładnęła nim jakaś nieznana dziewczyna,dlatego udał, że po prostu potrzebuje urlopu. Oleg zagaił rozmowę Jan. Czy ty się aby w nic nie pakujesz? Durny. Pomyśl tylko ciągnął przyjaciel. Nie jest zle, jesteśmyustawieni na życie.Szkoda byłoby to zmieniać& Janek, ja tylko chcę posiedzieć w głuszy.Połażę trochę nad tąich rzeką, zobaczę, czy dziewczyna jest warta mojego czasu, i pewniezaraz wrócę. Jednak dziewczyna? spytał Jan. Chyba nie.To tylko taki pretekst, tak przy okazji& Rób, jak uważasz.Mam nadzieję, że nas nie zostawisz samychz robotą& Ani mi się śni odparł Oleg zdecydowanie. Ja też lubię tęnaszą pracę.Nie zamierzam niczego zmieniać.Chcę tylko małejprzyjemnej przerwy. OK, stary poddał się Jan. Ty tu rządzisz.Na początku maja Oleg spakował najpotrzebniejsze rzeczyi wsadził je do czarnego hummera.Irmina wykonała jego wcześniejszepolecenie i dowiedziała się co nieco o rudej dziewczynie.Oleg niepotrzebował wielu informacji na razie nie miała ona dla niegowiększego znaczenia poza tym, że wspaniale rozbudziła jego naturęłowczego.I był jej za to wdzięczny, bo znalazłszy kolejny cel w życiu,poczuł przypływ nowych sił& I bez Irminy wiedział, że dziewczyna jestz Burzan, bo w sklepie zwracano się do niej po imieniu.A jeśli jeststamtąd, to wcześniej czy pózniej na nią trafi.To nie stolica, nienamęczy się w poszukiwaniach.Poza tym nosi rzadkie imię, więc gdybędą o nią pytać w okolicy, nie pomylą jej z nikim innym.Irmina wysłała kogo trzeba do Burzan i tam rozpytywali o rudąGretę.Jej ludzie szybko dowiedzieli się, że Greta mieszka w Warszawie,ale w Burzanach często bywa, bo przyjeżdża do wuja.Zadali sobienawet trud, by przy okazji podpytać trochę miejscowych o osobęksiędza.Ludzie opowiadali chętnie, bez większych oporów i podejrzeń.O samej Grecie wiedzieli niezbyt wiele, zaledwie parę faktów, natomiasto swym proboszczu mieli do powiedzenia znacznie więcej.Oleg wysłuchał uważnie wszystkich zebranych przez Irminęinformacji, by w razie potrzeby uczynić z nich użytek.Od tego momentuinteresowała go już nie tylko Greta, ale poniekąd i Michał sądził, żespotkanie agnostyka z księdzem może być wielce ciekawe. O cholera! zawołał, usłyszawszy wieści. Ja nie mogę!Wujaszek klecha i piękny rudzielec.Wchodzę w to, niezle się zabawię.Teraz siedział już w aucie i czekał na odprawę celną w Hrebennem.Ze Lwowa do Burzan nie było daleko, jakieś trzysta kilometrów.Mógłprzeprawiać się przez granicę w Jagodnem, ale wtedy większą częśćpodróży przebyłby po stronie ukraińskiej, a tamtejsze drogi byłykoszmarne.Hummer co prawda bez wysiłku by je pokonał, ale przejazdprzez Hrebenne wydawał się Olegowi lepszym pomysłem.W końcujadąc, będzie mógł się porozglądać po polskich wsiach i spróbowaćpoczuć ich klimat [ Pobierz całość w formacie PDF ]