[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy tego dnia wydarzyło się coś niezwykłego?- Tylko to.Twój przyjazd.Autobusowy rozbitek.- Pamiętam - powiedział Pierce - jak siedziałem przed sklepem w Fair Prospect.Pamiętam, że siedziałem i piłem colę.Pamiętam, że zerwał się wiatr.Spofford ponownie rzucił mu spojrzenie.Dopiero po chwili zrozumiał, że Pierce chciał,by ten szczegół został potwierdzony.- Mhm - zgodził się.- Pamiętasz?- Nie.- Delikatny wietrzyk - stwierdził Pierce.Siedział tam i myślał o swoich trzechżyczeniach, tych trzech, na które każdy zasługuje, i o tym, co bym z nimi zrobił; jak życzyłbysobie zdrowia, dobrobytu lub miłości, a w trzecim życzeniu chciałby zapomnieć o tym, że tow ogóle się zdarzyło.I myślał, że gdyby miało się to stać właśnie wtedy, gdy tak siedział, niezdawałby sobie z tego sprawy, a jednak wszystko, co działoby się potem, miałoby swe zródłow tych właśnie życzeniach, jakiekolwiek by one były.Lub nie były.- Zaraz potem - ciągnął Pierce - wyszedłeś na drogę ze swoimi owcami.W kapeluszusłomkowym i z kosturem.- Z czym?- Kijem.- Pierce nakreślił w powietrzu kształt.- No takim, jakiego używają pasterze.Ale Spofford pokręcił tylko głową z rozbawieniem.- Nie.Nie ma mowy.Nigdy takiego nie miałem.- Jasne - rzucił Pierce.- To jeden z twoich atrybutów.II Pastor fido.Ty.To o tobie wiem.- Ty to masz wyobraznię - stwierdził Spofford.- Zawsze to w tobie podziwiałem.Tozaszczyt ciebie znać, stary, z wielu powodów.Ale wiesz, czasem owca to tylko owca.Anawet w większości przypadków.Arkadia roztaczała pewien komiczny czar, kominy i ozdoby pokryte były lukrową czapąśniegu, a przy płocie tłoczyły się owce porośnięte zimową wełną.W kominku w gabineciepłonął ogień.Tam właśnie Pierce złożył pudło z maszynopisem.Na dużym biurku leżaływszystkie listy, które Fellowes Kraft wysłał Boneyowi Rasmussenowi na przestrzeni kilkulat, ale pochodzące głównie z ostatniej podróży Krafta po Europie, opłaconej przez Boneyaprzed dziesięcioma laty: podróży, którą miał ponownie odbyć Pierce.- Nie wiem, co ci powiedzieć - stwierdziła Rosie.- Jak masz z tego wszystkiego wybrnąć.W dniu pogrzebu Boneya powiedziała Pierce owi, że Boney przeznaczył dla niegostypendium naukowe i że Pierce będzie wiedział, co ma z nim zrobić i jak podążyć za tym, zaczym podążać trzeba, a czego tak bardzo chciał się dowiedzieć Boney.I jak to zastosować wpraktyce.- Znasz przecież zasadniczą myśl - powiedział.- Pomysł Krafta.%7łe świat - no wiesz,rzeczywistość i wszystko - przechodzi zmiany.Od czasu do czasu wkracza w okresnieokreśloności, gdy wszystko jest możliwe; i zatrzymuje się w tym okresie przejściowym,dopóki.aż do.Podniósł z biurka pocztówkę w kolorze sepii, wysłaną z Pragi w 1968 roku ze zdjęciemMostu Karola, które zdawało się dużo starsze.- Dopóki co?- Dopóki nie zostanie odnaleziona pewna rzecz.Pewna rzecz, która istnieje lubpowoływana jest do istnienia tylko w tym okresie.To kamień, eliksir albo coś, co chciałznalezć Boney.Jeśli nie zostanie to odnalezione, świat przestanie się zmieniać lub nigdy nieprzestanie się zmieniać i umrze.Ale to zawsze jest odnajdowane.Przynajmniej tak było do tejpory.- Kraft w to wierzył?- Nie wiem.Nie wymyślił tego tak do końca.Coś takiego pojawia się w opowieściach nacałym świecie.Czasem ta rzecz zostaje zgubiona, czasem ukryta.Czasem może ją odnalezćtylko całkowity głupiec.- Hej.To robota dla ciebie.- Jestem głupcem - przyznał Pierce.- Ale nie czystym.Odwrócił kartkę: Intourist znalazł mi pokój w dawnym konwencie Zakonu Najświętszego Dzieciątka,cudownym barokowym budynku wzniesionym przez wielkiego bohemiańskiego magnataPiotra z Ro~mberka.Mam własną celę.Wyobrażam sobie siebie odzianego na czarno ipogrążonego w modlitwie".- Cóż - powiedziała Rosie - czy jednym ze sposobów, by to odnalezć, nie jest ustalenie, żeodnalezć się tego nie da?- Pewnie.Albo ustalenie, że to" nie jest niczym innym jak tylko podróżą, na którąwyrusza się, by to odnalezć.I opowieścią o podróży opowiadaną po powrocie.- No to jesteś na właściwej drodze - stwierdziła Rosie.Pierce z głęboką niechęcią przyglądał się stosom listów pisanych wyblakłym niebieskimatramentem, nietrwałych niczym popiół [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Czy tego dnia wydarzyło się coś niezwykłego?- Tylko to.Twój przyjazd.Autobusowy rozbitek.- Pamiętam - powiedział Pierce - jak siedziałem przed sklepem w Fair Prospect.Pamiętam, że siedziałem i piłem colę.Pamiętam, że zerwał się wiatr.Spofford ponownie rzucił mu spojrzenie.Dopiero po chwili zrozumiał, że Pierce chciał,by ten szczegół został potwierdzony.- Mhm - zgodził się.- Pamiętasz?- Nie.- Delikatny wietrzyk - stwierdził Pierce.Siedział tam i myślał o swoich trzechżyczeniach, tych trzech, na które każdy zasługuje, i o tym, co bym z nimi zrobił; jak życzyłbysobie zdrowia, dobrobytu lub miłości, a w trzecim życzeniu chciałby zapomnieć o tym, że tow ogóle się zdarzyło.I myślał, że gdyby miało się to stać właśnie wtedy, gdy tak siedział, niezdawałby sobie z tego sprawy, a jednak wszystko, co działoby się potem, miałoby swe zródłow tych właśnie życzeniach, jakiekolwiek by one były.Lub nie były.- Zaraz potem - ciągnął Pierce - wyszedłeś na drogę ze swoimi owcami.W kapeluszusłomkowym i z kosturem.- Z czym?- Kijem.- Pierce nakreślił w powietrzu kształt.- No takim, jakiego używają pasterze.Ale Spofford pokręcił tylko głową z rozbawieniem.- Nie.Nie ma mowy.Nigdy takiego nie miałem.- Jasne - rzucił Pierce.- To jeden z twoich atrybutów.II Pastor fido.Ty.To o tobie wiem.- Ty to masz wyobraznię - stwierdził Spofford.- Zawsze to w tobie podziwiałem.Tozaszczyt ciebie znać, stary, z wielu powodów.Ale wiesz, czasem owca to tylko owca.Anawet w większości przypadków.Arkadia roztaczała pewien komiczny czar, kominy i ozdoby pokryte były lukrową czapąśniegu, a przy płocie tłoczyły się owce porośnięte zimową wełną.W kominku w gabineciepłonął ogień.Tam właśnie Pierce złożył pudło z maszynopisem.Na dużym biurku leżaływszystkie listy, które Fellowes Kraft wysłał Boneyowi Rasmussenowi na przestrzeni kilkulat, ale pochodzące głównie z ostatniej podróży Krafta po Europie, opłaconej przez Boneyaprzed dziesięcioma laty: podróży, którą miał ponownie odbyć Pierce.- Nie wiem, co ci powiedzieć - stwierdziła Rosie.- Jak masz z tego wszystkiego wybrnąć.W dniu pogrzebu Boneya powiedziała Pierce owi, że Boney przeznaczył dla niegostypendium naukowe i że Pierce będzie wiedział, co ma z nim zrobić i jak podążyć za tym, zaczym podążać trzeba, a czego tak bardzo chciał się dowiedzieć Boney.I jak to zastosować wpraktyce.- Znasz przecież zasadniczą myśl - powiedział.- Pomysł Krafta.%7łe świat - no wiesz,rzeczywistość i wszystko - przechodzi zmiany.Od czasu do czasu wkracza w okresnieokreśloności, gdy wszystko jest możliwe; i zatrzymuje się w tym okresie przejściowym,dopóki.aż do.Podniósł z biurka pocztówkę w kolorze sepii, wysłaną z Pragi w 1968 roku ze zdjęciemMostu Karola, które zdawało się dużo starsze.- Dopóki co?- Dopóki nie zostanie odnaleziona pewna rzecz.Pewna rzecz, która istnieje lubpowoływana jest do istnienia tylko w tym okresie.To kamień, eliksir albo coś, co chciałznalezć Boney.Jeśli nie zostanie to odnalezione, świat przestanie się zmieniać lub nigdy nieprzestanie się zmieniać i umrze.Ale to zawsze jest odnajdowane.Przynajmniej tak było do tejpory.- Kraft w to wierzył?- Nie wiem.Nie wymyślił tego tak do końca.Coś takiego pojawia się w opowieściach nacałym świecie.Czasem ta rzecz zostaje zgubiona, czasem ukryta.Czasem może ją odnalezćtylko całkowity głupiec.- Hej.To robota dla ciebie.- Jestem głupcem - przyznał Pierce.- Ale nie czystym.Odwrócił kartkę: Intourist znalazł mi pokój w dawnym konwencie Zakonu Najświętszego Dzieciątka,cudownym barokowym budynku wzniesionym przez wielkiego bohemiańskiego magnataPiotra z Ro~mberka.Mam własną celę.Wyobrażam sobie siebie odzianego na czarno ipogrążonego w modlitwie".- Cóż - powiedziała Rosie - czy jednym ze sposobów, by to odnalezć, nie jest ustalenie, żeodnalezć się tego nie da?- Pewnie.Albo ustalenie, że to" nie jest niczym innym jak tylko podróżą, na którąwyrusza się, by to odnalezć.I opowieścią o podróży opowiadaną po powrocie.- No to jesteś na właściwej drodze - stwierdziła Rosie.Pierce z głęboką niechęcią przyglądał się stosom listów pisanych wyblakłym niebieskimatramentem, nietrwałych niczym popiół [ Pobierz całość w formacie PDF ]