[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gniew na impertynentów podsycała jeszcze świado-mość własnej bezsilności.- Będę ich unikać - postanowiła Louisa, oglądając się na niego z uśmiechem.- Niedam im okazji do dokuczania, jeśli zniknę im z oczu.Zbliżając się do domu, zauważyli przed wejściem niewielki jednokonny pojazd.- Zastanawiam się, kto to może być - powiedziała Louisa, osłaniając oczy dla lep-szego widoku.- Wygląda na mężczyznę w mundurze.Kiedy nieznajomy okrążył powóz, zobaczyli, że ma na sobie czerwoną kurtkę bry-tyjskiego oficera.Nerwy Claude'a natychmiast dały o sobie znać.Co mógł robić w posiadłości bry-tyjski oficer?- Mam nadzieję, że przyjechał pogonić stąd mojego kuzyna i jego kompanów -powiedziała ze śmiechem Louisa.Claude wytężył wzrok, co nie było łatwe pod słońce.Oficer wsiadł do powozu izasłonił go podniesiony dach.Widać było jedynie jego ręce trzymające lejce.Powóz ru-szył.- Odjeżdża! - zawołała zmartwiona Louisa.- Nie było mnie na miejscu, żeby goprzyjąć, a nigdy nie wiadomo, jak George się zachowa, na przykład może zlekceważyćważną sprawę.Claude zmarszczył czoło.Ten człowiek chyba go nie szukał? Nie, to niemożliwe.Nikt w Anglii o nim nie wiedział.Tylko matka znała jego plany, ale z pewnością nikomuich nie wyjawiła.Mimo wszystko żołnierz w czerwonej kurtce wydał mu się złym ome-nem, znakiem, że nie wolno mu dłużej zwlekać.Wjechali na padok za stajniami.Claude popatrzył na Louisę, która z wdziękiemsiedziała w siodle.Starał się dobrze zapamiętać ten widok.Wyglądała tak ślicznie z wy-prostowanymi plecami, wąską talią, brązowymi lokami wymykającymi się spod toczka.Miała pięknie wykrojone usta.Napotkawszy jego wzrok, wygięła je w uśmiechu, któryRLTrozświetlił jej oczy i ukazał dołki w policzkach.Claude miał nadzieję, że wspomnienietego uśmiechu osłodzi mu w przyszłości samotne noce.Przeniósł spojrzenie na powóz oddalający się w stronę głównego traktu.Wiedział,że będzie mu żal opuszczać Rappard Hall.Koniuszy Sellars i stajenni dobrze go trak-towali, pracował przy wspaniałych koniach, których wolno mu było dosiadać.Poklepał Apolla po szyi, na co zwierzę odpowiedziało przyjaznym parsknięciem.Apollo miał być trzecim koniem, którego Claude pokochał i trzecim, z którym miał sięna zawsze rozstać.Jednak ten smutny fakt wydawał się mało istotny wobec perspektywy rozstania zLouisą.Gabe wjechał na drogę prowadzącą ku farmie na wzgórzu.- Co za głupi człowiek - wyrzuciła z siebie Emmaline.- Podły, głupi i do tegocuchnący alkoholem.- Rzeczywiście - mruknął Gabe.Na nim Edwin sprawił wrażenie bardziej choregoniż pijanego.Emmaline nie mogła usiedzieć spokojnie, wciąż mocno wzburzona po nieudanejwizycie.- Nie powinien był ci mówić tych impertynencji o tym, kto jest, a kto nie jest dżen-telmenem.Bo sam na pewno nim nie jest!- Edwin zawsze miał paskudny charakter - odparł Gabe.- Gdyby było inaczej, niepozwoliłby sobie na to, co zrobił tobie i Claude'owi.- Ha! Ja mu zrobiłam coś jeszcze gorszego.I musi na to codziennie patrzeć w lu-strze.Gabe zdecydowanie wolał patrzeć na jej złość niż na rozpacz.Tak czy inaczej,wkrótce musiało do niej dotrzeć, że znowu ją zawiódł, ponieważ odnajdując Edwina, taknaprawdę niczego nie zyskali.Chyba żeby się okazało, że Claude jest gdzieś w pobliżu.Gdyby udało im się goznalezć i przemówić mu do rozsądku, życzenie Emmaline wreszcie by się spełniło.Położyła mu dłoń na ramieniu.- Ciekawe, czy mówi prawdę, że nie pamięta, co się stało.Co o tym myślisz?RLT- Tamtego dnia był mocno pijany, znacznie bardziej niż zwykle.Możliwe, że nicnie zapamiętał.- To niesprawiedliwe.- Patrzyła prosto przed siebie na drogę.- Claude i ja będzie-my pamiętać aż do śmierci.Ja też muszę pamiętać, pomyślał Gabe.Zamilkła.Gabe wiedział, że pogrążyła się w rozmyślaniach o synu.Jechali dłuższą chwilę nie odzywając się do siebie, aż w końcu Gabe powiedział:- Przenocujmy u mojego wuja.Jutro musisz odpocząć, a ja pojeżdżę po okolicz-nych wioskach i popytam o Claude'a.Jeśli jest gdzieś w pobliżu, ktoś będzie o tym wie-dział.- Pojadę z tobą.- Wzięła go pod rękę i oparła się o niego.- Zobaczymy - odparł wymijająco, zerkając na jej śliczną twarzyczkę ściągniętątroską.Rozejrzał się po dobrze mu znanym krajobrazie.Wszystko pozostało takie samojak w czasach jego dzieciństwa: zapach trawy, beczenie owiec dobiegające z oddali, cie-pły dotyk słońca na twarzy.Natychmiast ogarnęły go wspomnienia z tamtych szczęśli-wych, beztroskich dni.Pobyt na tym kawałku ziemi miał moc odświeżania duszy, przy-wracania nadziei.Zapragnął, żeby i na Emmaline podziałał równie magicznie.- A jeśli nie znajdziemy Claude'a? - spytała przez ściśnięte gardło.- Jak mamy gopowstrzymać, skoro Edwin nie chce nas do siebie dopuścić?- Najpierw spróbujemy go znalezć.- Czuję, że Claude jest gdzieś niedaleko, Gabrielu - powiedziała cicho.- Czuję za-grożenie.Gabe także je czuł wraz z przeświadczeniem, że są skazani na klęskę.Mimo trosk spędzili sielankowy wieczór w domu wuja Willa.Emmaline przyrzą-dziła kolację, składająca się ze smażonego kurczaka i frites, których Gabe nie jadł odczasu ich wspólnych posiłków w Brukseli.Wuj Will jadł, aż mu się uszy trzęsły.- Pyszne - powtarzał raz po raz ze szczerym zachwytem.Po jedzeniu Emmaline uparła się, by Gabe posiedział z wujem, a sama pozmywałanaczynia.Pózniej wzięła się do naprawiania ubrań gospodarza, tłumacząc, że potrzebujeRLTjakiegoś zajęcia.Kiedy zrobiło się ciemno, Emmaline wciąż z igłą w ręku zasiadła podlampą, żeby dokończyć szycie, a Gabe i wuj, omówiwszy wszystkie sprawy związane zfarmą, odpoczywali w milczeniu.- Powiedzcie mi, dlaczego tak wam zależało, żeby znalezć tego człowieka w Rap-pard Hall? - odezwał się w końcu wuj.Gabe od początku wiedział, że takie pytanie wcześniej czy pózniej padnie.- Nie mogę o tym mówić - odparł, spoglądając na Emmaline.To ona miała zdecy-dować, ile, jeśli w ogóle cokolwiek, mogą wyjawić wujowi.Gabe wiedział, że wpraw-dzie nie będzie naciskał, ale z pewnością zmartwi go ich przygnębienie.Jednak Emmali-ne akurat w tej sprawie była bardzo nieufna wobec innych ludzi.- Powiedz swemu wujowi wszystko, Gabrielu.Chcę, żeby wiedział - powiedziałazrezygnowanym tonem.Nieco zaskoczony jej decyzją, Gabe zaczął opowieść od wydarzeń z Badajoz.Byłoto konieczne, żeby wuj zrozumiał, skąd wzięło się u Claude'a pragnienie zemsty.Opo-wiedział, jak szukali Edwina po całej Anglii ze świadomością, że Claude może być tużobok.Mieli nadzieję, że ostrzeżenie Edwina wystarczy, by mu zapewnić bezpieczeństwodo czasu, aż znajdą Claude'a i przekonają go, by zaniechał szalonego planu.Na koniecopisał wujowi, jak Edwin przyjął ich ostrzeżenie.Wuj Will słuchał uważnie z głową wspartą na splecionych dłoniach.Gdy opowieśćdobiegła końca podrapał się po brodzie i rzekł, w namyśle marszcząc czoło:- Młody Francuz.Wydaje mi się, że słyszałem o kimś takim.Szycie wypadło Emmaline z rąk.- Gdzie?- U Appletona, kowala [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Gniew na impertynentów podsycała jeszcze świado-mość własnej bezsilności.- Będę ich unikać - postanowiła Louisa, oglądając się na niego z uśmiechem.- Niedam im okazji do dokuczania, jeśli zniknę im z oczu.Zbliżając się do domu, zauważyli przed wejściem niewielki jednokonny pojazd.- Zastanawiam się, kto to może być - powiedziała Louisa, osłaniając oczy dla lep-szego widoku.- Wygląda na mężczyznę w mundurze.Kiedy nieznajomy okrążył powóz, zobaczyli, że ma na sobie czerwoną kurtkę bry-tyjskiego oficera.Nerwy Claude'a natychmiast dały o sobie znać.Co mógł robić w posiadłości bry-tyjski oficer?- Mam nadzieję, że przyjechał pogonić stąd mojego kuzyna i jego kompanów -powiedziała ze śmiechem Louisa.Claude wytężył wzrok, co nie było łatwe pod słońce.Oficer wsiadł do powozu izasłonił go podniesiony dach.Widać było jedynie jego ręce trzymające lejce.Powóz ru-szył.- Odjeżdża! - zawołała zmartwiona Louisa.- Nie było mnie na miejscu, żeby goprzyjąć, a nigdy nie wiadomo, jak George się zachowa, na przykład może zlekceważyćważną sprawę.Claude zmarszczył czoło.Ten człowiek chyba go nie szukał? Nie, to niemożliwe.Nikt w Anglii o nim nie wiedział.Tylko matka znała jego plany, ale z pewnością nikomuich nie wyjawiła.Mimo wszystko żołnierz w czerwonej kurtce wydał mu się złym ome-nem, znakiem, że nie wolno mu dłużej zwlekać.Wjechali na padok za stajniami.Claude popatrzył na Louisę, która z wdziękiemsiedziała w siodle.Starał się dobrze zapamiętać ten widok.Wyglądała tak ślicznie z wy-prostowanymi plecami, wąską talią, brązowymi lokami wymykającymi się spod toczka.Miała pięknie wykrojone usta.Napotkawszy jego wzrok, wygięła je w uśmiechu, któryRLTrozświetlił jej oczy i ukazał dołki w policzkach.Claude miał nadzieję, że wspomnienietego uśmiechu osłodzi mu w przyszłości samotne noce.Przeniósł spojrzenie na powóz oddalający się w stronę głównego traktu.Wiedział,że będzie mu żal opuszczać Rappard Hall.Koniuszy Sellars i stajenni dobrze go trak-towali, pracował przy wspaniałych koniach, których wolno mu było dosiadać.Poklepał Apolla po szyi, na co zwierzę odpowiedziało przyjaznym parsknięciem.Apollo miał być trzecim koniem, którego Claude pokochał i trzecim, z którym miał sięna zawsze rozstać.Jednak ten smutny fakt wydawał się mało istotny wobec perspektywy rozstania zLouisą.Gabe wjechał na drogę prowadzącą ku farmie na wzgórzu.- Co za głupi człowiek - wyrzuciła z siebie Emmaline.- Podły, głupi i do tegocuchnący alkoholem.- Rzeczywiście - mruknął Gabe.Na nim Edwin sprawił wrażenie bardziej choregoniż pijanego.Emmaline nie mogła usiedzieć spokojnie, wciąż mocno wzburzona po nieudanejwizycie.- Nie powinien był ci mówić tych impertynencji o tym, kto jest, a kto nie jest dżen-telmenem.Bo sam na pewno nim nie jest!- Edwin zawsze miał paskudny charakter - odparł Gabe.- Gdyby było inaczej, niepozwoliłby sobie na to, co zrobił tobie i Claude'owi.- Ha! Ja mu zrobiłam coś jeszcze gorszego.I musi na to codziennie patrzeć w lu-strze.Gabe zdecydowanie wolał patrzeć na jej złość niż na rozpacz.Tak czy inaczej,wkrótce musiało do niej dotrzeć, że znowu ją zawiódł, ponieważ odnajdując Edwina, taknaprawdę niczego nie zyskali.Chyba żeby się okazało, że Claude jest gdzieś w pobliżu.Gdyby udało im się goznalezć i przemówić mu do rozsądku, życzenie Emmaline wreszcie by się spełniło.Położyła mu dłoń na ramieniu.- Ciekawe, czy mówi prawdę, że nie pamięta, co się stało.Co o tym myślisz?RLT- Tamtego dnia był mocno pijany, znacznie bardziej niż zwykle.Możliwe, że nicnie zapamiętał.- To niesprawiedliwe.- Patrzyła prosto przed siebie na drogę.- Claude i ja będzie-my pamiętać aż do śmierci.Ja też muszę pamiętać, pomyślał Gabe.Zamilkła.Gabe wiedział, że pogrążyła się w rozmyślaniach o synu.Jechali dłuższą chwilę nie odzywając się do siebie, aż w końcu Gabe powiedział:- Przenocujmy u mojego wuja.Jutro musisz odpocząć, a ja pojeżdżę po okolicz-nych wioskach i popytam o Claude'a.Jeśli jest gdzieś w pobliżu, ktoś będzie o tym wie-dział.- Pojadę z tobą.- Wzięła go pod rękę i oparła się o niego.- Zobaczymy - odparł wymijająco, zerkając na jej śliczną twarzyczkę ściągniętątroską.Rozejrzał się po dobrze mu znanym krajobrazie.Wszystko pozostało takie samojak w czasach jego dzieciństwa: zapach trawy, beczenie owiec dobiegające z oddali, cie-pły dotyk słońca na twarzy.Natychmiast ogarnęły go wspomnienia z tamtych szczęśli-wych, beztroskich dni.Pobyt na tym kawałku ziemi miał moc odświeżania duszy, przy-wracania nadziei.Zapragnął, żeby i na Emmaline podziałał równie magicznie.- A jeśli nie znajdziemy Claude'a? - spytała przez ściśnięte gardło.- Jak mamy gopowstrzymać, skoro Edwin nie chce nas do siebie dopuścić?- Najpierw spróbujemy go znalezć.- Czuję, że Claude jest gdzieś niedaleko, Gabrielu - powiedziała cicho.- Czuję za-grożenie.Gabe także je czuł wraz z przeświadczeniem, że są skazani na klęskę.Mimo trosk spędzili sielankowy wieczór w domu wuja Willa.Emmaline przyrzą-dziła kolację, składająca się ze smażonego kurczaka i frites, których Gabe nie jadł odczasu ich wspólnych posiłków w Brukseli.Wuj Will jadł, aż mu się uszy trzęsły.- Pyszne - powtarzał raz po raz ze szczerym zachwytem.Po jedzeniu Emmaline uparła się, by Gabe posiedział z wujem, a sama pozmywałanaczynia.Pózniej wzięła się do naprawiania ubrań gospodarza, tłumacząc, że potrzebujeRLTjakiegoś zajęcia.Kiedy zrobiło się ciemno, Emmaline wciąż z igłą w ręku zasiadła podlampą, żeby dokończyć szycie, a Gabe i wuj, omówiwszy wszystkie sprawy związane zfarmą, odpoczywali w milczeniu.- Powiedzcie mi, dlaczego tak wam zależało, żeby znalezć tego człowieka w Rap-pard Hall? - odezwał się w końcu wuj.Gabe od początku wiedział, że takie pytanie wcześniej czy pózniej padnie.- Nie mogę o tym mówić - odparł, spoglądając na Emmaline.To ona miała zdecy-dować, ile, jeśli w ogóle cokolwiek, mogą wyjawić wujowi.Gabe wiedział, że wpraw-dzie nie będzie naciskał, ale z pewnością zmartwi go ich przygnębienie.Jednak Emmali-ne akurat w tej sprawie była bardzo nieufna wobec innych ludzi.- Powiedz swemu wujowi wszystko, Gabrielu.Chcę, żeby wiedział - powiedziałazrezygnowanym tonem.Nieco zaskoczony jej decyzją, Gabe zaczął opowieść od wydarzeń z Badajoz.Byłoto konieczne, żeby wuj zrozumiał, skąd wzięło się u Claude'a pragnienie zemsty.Opo-wiedział, jak szukali Edwina po całej Anglii ze świadomością, że Claude może być tużobok.Mieli nadzieję, że ostrzeżenie Edwina wystarczy, by mu zapewnić bezpieczeństwodo czasu, aż znajdą Claude'a i przekonają go, by zaniechał szalonego planu.Na koniecopisał wujowi, jak Edwin przyjął ich ostrzeżenie.Wuj Will słuchał uważnie z głową wspartą na splecionych dłoniach.Gdy opowieśćdobiegła końca podrapał się po brodzie i rzekł, w namyśle marszcząc czoło:- Młody Francuz.Wydaje mi się, że słyszałem o kimś takim.Szycie wypadło Emmaline z rąk.- Gdzie?- U Appletona, kowala [ Pobierz całość w formacie PDF ]