[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na głowie w kruczych warkoczach przewijał się sznurpereł, wpół przykryty fezem czerwonym, od którego kutas spływał na ramiona białe.Była li ona młoda czy stara, ładna czy brzydka? tego, jak wyżej rzekliśmy, bohater naszod razu poznać nie mógł; lecz nie byłby w stanie, patrząc na nią jak najdłużej, temu zaprze-czyć, iż otoczyć się potrafiła ponętnością taką, że jeżeli stanęła przed nim w znaczeniu poku-sy, to pokusa owa, o której Ojcowie Kościoła wzmianki czynią, przybierać nie mogła postaciponętniejszej.Olśnił Marka blask nagły w ciemności; olśniła go i ta kobieta.Przyszła, stanęła z uśmiechem na karminowych ustach, zdumionemu i osłupiałemu w oczypatrzyła.Marko na nią oczu podnieść nie śmiał.Stali tak długo jedno naprzeciw drugiego; w końcu ona przemówiła głosem takim, jakimciecze słodko strumyk, lutnia brzęczy. Rycerzu mój, nie spodziewałeś się mnie?Marko na to nic. Nie czekałeś na mnie?Marko ani słowa. A jam się ciebie spodziewała, ja na ciebie czekałam.od dawna.od dawna.Widziałamciebie w snach moich.Widziałam ciebie w moich myślach smutnych.Ilem ja łez za tobą,mój rycerzu, wylała!.,.Marko nie wierzył uszom własnym.Ona chrząknęła, tym chrząknięciem, z którego wydziela się dzwięk jakiś elektryzujący i pochrząknięciu, mówiła dalej: Kiedym widziała orła, kraczącego pod słońcem, myślałam o tobie.Kiedym widziałasokoła, szybującego w powietrzu, myślałam o tobie.Kiedy mnie otaczały wonie róż i jaśmi-nów, kiedy mi w uszach brzmiały chóry słowików, myślałam o tobie.Znów chrząknęła i przez chwilę milczała.I Marko milczał, z głową spuszczoną. Ja cię stąd wyprowadzę.Marko głowę podniósł. Wezmę za rękę i wyprowadzę.i pójdziemy razem, zawsze razem, ja przy tobie, ty przymnie.78Marko głowę spuścił. Ty się dla mnie wyrzekniesz wiary swojej brzydkiej; ja dla ciebie.ja dla ciebie.Chrząknęła, coś powiedzieć chciała i nie mogła, jakby odwagi jej zabrakło.Zniżyła głos. Ja dla ciebie. jeszcze raz powtórzyła. Co?. zapytał Marko.Był to pierwszy przez niego wymówiony wyraz. Ja dla ciebie Ali-agę, który jest małżonkiem moim w rzecz martwą.trupa zmienię.Dam mu napoju takiego, od którego on zaśnie cicho i na wieki, pod skrzydłem anioła śmier-ci.Marka lekki przeszedł dreszcz.Kobieta mówiła dalej: A dla nas zakwitnie życie, mój rycerzu, mój orle, mój lwie!.Ty tu poczekasz do jutrado wieczora, ja po ciebie przyjdę.jak tylko Ali-aga zaśnie.On śpi w chwili tej, ale się jutroobudzi o wschodzie słońca.On zaśnie jutro i już się nie obudzi.I ja przyjdę tu, i wezmę cięza rękę, i wyprowadzę, i pójdziemy, polecimy jak ptaki.i zakwitnie dla nas życie takie, jakieprorok wiernym w raju obiecuje.Bo ja młoda i życia pełna.Popatrz no ty na mnie.Głos jej był śpiewny, dzwięczny, srebrzysty, czarujący, do duszy przenikający.Gdyby nieto, co ona głosem tym mówiła, kto wie, czyby bohater nasz miał siłę oprzeć się urokowi, jakiz niego płynął.W uroku tym bowiem było coś słodkiego, łechcącego a zarazem ognistego ipalącego.Pomimo to przejmował on go zgrozą.A jednak przy wyrazach ostatnich podniósłgłowę spojrzał.Spojrzał i cofnął się.Turczynka mu w oczach jakby sprzezroczyściała.Widział ją przed sobą, uśmiechniętą,świetną, roziskrzoną, a na wskroś, na wylot przez nią ujrzał.Zmarszczył brwi.Oczom nie chciał wiary dać.Ujrzał.Ankę.Zbliżyła się cicho, niby cień.Z ciemności, która w głębi panowała, wychylała się coraz towyrazniej na jasność, którą kaganek rzucał.Szła prosto, śmiało, milcząca, spokojna a surowa.Zanim Marko z tego zdumienia nowego do siebie przyjść zdołał, była już obok Turczynki,którą, przechodząc mimo niej, łokciem lekko potrąciła.Ta ostatnia spojrzała.Wyraz trwożliwego przerażenia oblicze jej oblał.Oczy jej się szero-ko otwarły, usta wykrzywiły, policzki zmarszczyły.Z piersi wydarł się okrzyk: Aman!.Uskoczyła w bok, zasłaniając oczy dłońmi i wypuściła z rąk kaganek, z którego oliwa,rozlawszy się na podłodze więzienia, zapaliła się płomieniem.Zasłoniła oczy dłońmi i ukryłasię we framugę, co snadz na jakiś partykularny w więzieniu służyła użytek i nie widziałazapewne, co się stało.A to, co się stało, było rzeczą bardzo prostą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Na głowie w kruczych warkoczach przewijał się sznurpereł, wpół przykryty fezem czerwonym, od którego kutas spływał na ramiona białe.Była li ona młoda czy stara, ładna czy brzydka? tego, jak wyżej rzekliśmy, bohater naszod razu poznać nie mógł; lecz nie byłby w stanie, patrząc na nią jak najdłużej, temu zaprze-czyć, iż otoczyć się potrafiła ponętnością taką, że jeżeli stanęła przed nim w znaczeniu poku-sy, to pokusa owa, o której Ojcowie Kościoła wzmianki czynią, przybierać nie mogła postaciponętniejszej.Olśnił Marka blask nagły w ciemności; olśniła go i ta kobieta.Przyszła, stanęła z uśmiechem na karminowych ustach, zdumionemu i osłupiałemu w oczypatrzyła.Marko na nią oczu podnieść nie śmiał.Stali tak długo jedno naprzeciw drugiego; w końcu ona przemówiła głosem takim, jakimciecze słodko strumyk, lutnia brzęczy. Rycerzu mój, nie spodziewałeś się mnie?Marko na to nic. Nie czekałeś na mnie?Marko ani słowa. A jam się ciebie spodziewała, ja na ciebie czekałam.od dawna.od dawna.Widziałamciebie w snach moich.Widziałam ciebie w moich myślach smutnych.Ilem ja łez za tobą,mój rycerzu, wylała!.,.Marko nie wierzył uszom własnym.Ona chrząknęła, tym chrząknięciem, z którego wydziela się dzwięk jakiś elektryzujący i pochrząknięciu, mówiła dalej: Kiedym widziała orła, kraczącego pod słońcem, myślałam o tobie.Kiedym widziałasokoła, szybującego w powietrzu, myślałam o tobie.Kiedy mnie otaczały wonie róż i jaśmi-nów, kiedy mi w uszach brzmiały chóry słowików, myślałam o tobie.Znów chrząknęła i przez chwilę milczała.I Marko milczał, z głową spuszczoną. Ja cię stąd wyprowadzę.Marko głowę podniósł. Wezmę za rękę i wyprowadzę.i pójdziemy razem, zawsze razem, ja przy tobie, ty przymnie.78Marko głowę spuścił. Ty się dla mnie wyrzekniesz wiary swojej brzydkiej; ja dla ciebie.ja dla ciebie.Chrząknęła, coś powiedzieć chciała i nie mogła, jakby odwagi jej zabrakło.Zniżyła głos. Ja dla ciebie. jeszcze raz powtórzyła. Co?. zapytał Marko.Był to pierwszy przez niego wymówiony wyraz. Ja dla ciebie Ali-agę, który jest małżonkiem moim w rzecz martwą.trupa zmienię.Dam mu napoju takiego, od którego on zaśnie cicho i na wieki, pod skrzydłem anioła śmier-ci.Marka lekki przeszedł dreszcz.Kobieta mówiła dalej: A dla nas zakwitnie życie, mój rycerzu, mój orle, mój lwie!.Ty tu poczekasz do jutrado wieczora, ja po ciebie przyjdę.jak tylko Ali-aga zaśnie.On śpi w chwili tej, ale się jutroobudzi o wschodzie słońca.On zaśnie jutro i już się nie obudzi.I ja przyjdę tu, i wezmę cięza rękę, i wyprowadzę, i pójdziemy, polecimy jak ptaki.i zakwitnie dla nas życie takie, jakieprorok wiernym w raju obiecuje.Bo ja młoda i życia pełna.Popatrz no ty na mnie.Głos jej był śpiewny, dzwięczny, srebrzysty, czarujący, do duszy przenikający.Gdyby nieto, co ona głosem tym mówiła, kto wie, czyby bohater nasz miał siłę oprzeć się urokowi, jakiz niego płynął.W uroku tym bowiem było coś słodkiego, łechcącego a zarazem ognistego ipalącego.Pomimo to przejmował on go zgrozą.A jednak przy wyrazach ostatnich podniósłgłowę spojrzał.Spojrzał i cofnął się.Turczynka mu w oczach jakby sprzezroczyściała.Widział ją przed sobą, uśmiechniętą,świetną, roziskrzoną, a na wskroś, na wylot przez nią ujrzał.Zmarszczył brwi.Oczom nie chciał wiary dać.Ujrzał.Ankę.Zbliżyła się cicho, niby cień.Z ciemności, która w głębi panowała, wychylała się coraz towyrazniej na jasność, którą kaganek rzucał.Szła prosto, śmiało, milcząca, spokojna a surowa.Zanim Marko z tego zdumienia nowego do siebie przyjść zdołał, była już obok Turczynki,którą, przechodząc mimo niej, łokciem lekko potrąciła.Ta ostatnia spojrzała.Wyraz trwożliwego przerażenia oblicze jej oblał.Oczy jej się szero-ko otwarły, usta wykrzywiły, policzki zmarszczyły.Z piersi wydarł się okrzyk: Aman!.Uskoczyła w bok, zasłaniając oczy dłońmi i wypuściła z rąk kaganek, z którego oliwa,rozlawszy się na podłodze więzienia, zapaliła się płomieniem.Zasłoniła oczy dłońmi i ukryłasię we framugę, co snadz na jakiś partykularny w więzieniu służyła użytek i nie widziałazapewne, co się stało.A to, co się stało, było rzeczą bardzo prostą [ Pobierz całość w formacie PDF ]