[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz porozmawiajmyrozsądnie o sprawie, która cię do nas sprowadziła.Mów,szejku, lecz unikaj zniewag.— Jesteście naszymi wrogami, gdyż przyłączyliście się doBejatów, żeby nas obrabować…— To nieporozumienie — przerwałem szejkowi.—Bejatowie spotkali nas w czasie nocnego postoju, po czymHeider Mirlam zaprosił nas, byśmy byli jego gośćmi.Powiedział nam, I że jedzie na uroczystość do Dżiafów, amyśmy mu uwierzyli.; Chan odebrał wam stada, kiedyśmyspali, ja zaś, pozna wszy; prawdę, okazałem mu swój gniew.Tyna nas napadłeś, a potem ścigałeś.Oszczędziliśmy was,strzelając tylko do koni.Uciekliśmy.Zastawiłeś na naspułapkę.Pojmawszy twego zwiadowcę, okazaliśmy mu łaskę.Zaatakowałeś nas, a myśmy was oszczędzili.Przybyłem dowaszego obozu i wydostałem moich uwięzionych towarzyszy;byliście wydani w moje ręce, lecz nie przelałem ani kropli krwi.Ścigaliście nas; pojmaliśmy twego brata, lecz włos nie spadłmu z głowy.Wytęż swój umysł, szejku, i zrozum, że niepostępowaliśmy wobec was jak wrogowie, lecz jak przyjaciele!W podzięce ty przybywasz miotając obelgi, i zamiast prosić oprzebaczenie, domagasz się od nas, abyśmy to my ciebie o nieprosili.Allach niech będzie pomiędzy nami sędzią! My się wasnie lękamy.Nie próbuj się przekonać, czy musicie się lękaćnas!Kurd przysłuchiwał mi się tylko jednym uchem, teraz zaśodrzekł szyderczo:— Długa była twoja mowa, przybyszu, ale wszystko, o czymmówisz, jest błędne i nieprawdziwe.— Udowodnij to! — odrzekłem krótko.— To będzie łatwe.Bejatowie są naszymi wrogami.Wyściebyli z nimi, zatem również wy jesteście naszymi wrogami.Kiedy ścigali was moi ludzie, zastrzeliliście ich konie.Czy toma być przyjaźń?— Czy pościg za nami był znakiem przyjaźni?— Uderzyłeś mnie w głowę tak mocno, że straciłemprzytomność.Może to był znak przyjaźni?— Powaliłem cię na ziemię, boś mnie zaatakował.— A wreszcie wczoraj ukradłeś nasze najlepsze konie.Czyto jest przyjaźń?— Zabrałem te konie, ponieważ wy zabiliście nasze.Wszystkie twoje zarzuty są błędne i bezpodstawne.Nie mamyczasu ani ochoty nadal wystawiać na próbę naszej cierpliwości.Powiedz krótko, czego się domagasz, wtedy udzielę ciodpowiedzi!Teraz szejk postawił swoje warunki:— Domagam się, abyście do nas przybyli.Przekażecie namswoje konie, broń i wszystko, co przy sobie macie.Potemmożecie odejść, dokąd wam się spodoba.— Czy to wszystko?— Tak.Widzisz, że jestem bardzo łaskawy.Mam nadzieję,że zgodzisz się na moje żądania.— Nie zgadzam się.Jeśli ktoś tu może stawiać żądania, to napewno nie wy.Radzimy wam, abyście nam pozwolili spokojnieodejść.To jest najlepsze…Urwałem, gdyż na zewnątrz padł strzał, potem następny, akońcu kilka naraz.Zwróciłem się do Anglika:— Co się tam dzieje, sir Dawidzie?— Dojan! — odkrzyknął.To imię dosłownie poderwało mnie w powietrze, i wnastępnej chwili byłem już przy wejściu.Rzeczywiście, to byłmój chart.Kurdowie urządzili na niego polowanie, ale on byłtak mądry, że biegł szerokim łukiem, aby ich ominąć.Tenpodstęp wydawał się jednak mało skuteczny.Pies był już takzmordowany, że małe, kosmate konie Bebbów rozwijaływiększą szybkość niż on.Widziałem, że grozi mu zastrzelenie.Rzuciłem się do konia.— Szejku, teraz możesz się przekonać, jaką broń ma efendi zZachodu.Ale strzeż się przekroczenia linii wyjścia.Jesteśmoim jeńcem, dopóki nie wrócę.Dosiadłszy karego, ruszyłem na równinę.Wyciągniętymramieniem dałem znak Kurdom, żeby zostawili Dojana wspokoju.Widzieli mnie, lecz nie zaprzestali polowania.Dojanrównież mnie zauważył i zamiast dalej biec łukiem, pomknąłco sił wprost w moją stronę.Ten kierunek prowadził go wpobliże prześladowców.Nie chciałem, żeby to dzielne zwierzę,które już uważałem za stracone, a teraz prawie odzyskałem,zostało w ostatniej chwili zabite.Zatrzymałem przeto mojegoogiera i pokazałem mu lufę rusznicy na niedźwiedzie.Na tenznak stanął bez ruchu.Wymierzywszy powaliłem w trawękonie obu Kurdów znajdujących się najbliżej Dojana.Piesocalał, lecz Bebbowie podnieśli gniewny wrzask i ruszyli zkopyta w moją stronę.Z radości ponownego spotkania pies jednym susem znalazłsię na koniu.Natychmiast go jednak zepchnąłem, ponieważmógł mi przeszkodzić.— Be–pisz, inssu — tutaj, do mnie! — usłyszałem krzyk odstrony wejścia do doliny.To był szejk, który chciał skorzystać zokazji i wydostać się z nieprzyjemnego położenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.A teraz porozmawiajmyrozsądnie o sprawie, która cię do nas sprowadziła.Mów,szejku, lecz unikaj zniewag.— Jesteście naszymi wrogami, gdyż przyłączyliście się doBejatów, żeby nas obrabować…— To nieporozumienie — przerwałem szejkowi.—Bejatowie spotkali nas w czasie nocnego postoju, po czymHeider Mirlam zaprosił nas, byśmy byli jego gośćmi.Powiedział nam, I że jedzie na uroczystość do Dżiafów, amyśmy mu uwierzyli.; Chan odebrał wam stada, kiedyśmyspali, ja zaś, pozna wszy; prawdę, okazałem mu swój gniew.Tyna nas napadłeś, a potem ścigałeś.Oszczędziliśmy was,strzelając tylko do koni.Uciekliśmy.Zastawiłeś na naspułapkę.Pojmawszy twego zwiadowcę, okazaliśmy mu łaskę.Zaatakowałeś nas, a myśmy was oszczędzili.Przybyłem dowaszego obozu i wydostałem moich uwięzionych towarzyszy;byliście wydani w moje ręce, lecz nie przelałem ani kropli krwi.Ścigaliście nas; pojmaliśmy twego brata, lecz włos nie spadłmu z głowy.Wytęż swój umysł, szejku, i zrozum, że niepostępowaliśmy wobec was jak wrogowie, lecz jak przyjaciele!W podzięce ty przybywasz miotając obelgi, i zamiast prosić oprzebaczenie, domagasz się od nas, abyśmy to my ciebie o nieprosili.Allach niech będzie pomiędzy nami sędzią! My się wasnie lękamy.Nie próbuj się przekonać, czy musicie się lękaćnas!Kurd przysłuchiwał mi się tylko jednym uchem, teraz zaśodrzekł szyderczo:— Długa była twoja mowa, przybyszu, ale wszystko, o czymmówisz, jest błędne i nieprawdziwe.— Udowodnij to! — odrzekłem krótko.— To będzie łatwe.Bejatowie są naszymi wrogami.Wyściebyli z nimi, zatem również wy jesteście naszymi wrogami.Kiedy ścigali was moi ludzie, zastrzeliliście ich konie.Czy toma być przyjaźń?— Czy pościg za nami był znakiem przyjaźni?— Uderzyłeś mnie w głowę tak mocno, że straciłemprzytomność.Może to był znak przyjaźni?— Powaliłem cię na ziemię, boś mnie zaatakował.— A wreszcie wczoraj ukradłeś nasze najlepsze konie.Czyto jest przyjaźń?— Zabrałem te konie, ponieważ wy zabiliście nasze.Wszystkie twoje zarzuty są błędne i bezpodstawne.Nie mamyczasu ani ochoty nadal wystawiać na próbę naszej cierpliwości.Powiedz krótko, czego się domagasz, wtedy udzielę ciodpowiedzi!Teraz szejk postawił swoje warunki:— Domagam się, abyście do nas przybyli.Przekażecie namswoje konie, broń i wszystko, co przy sobie macie.Potemmożecie odejść, dokąd wam się spodoba.— Czy to wszystko?— Tak.Widzisz, że jestem bardzo łaskawy.Mam nadzieję,że zgodzisz się na moje żądania.— Nie zgadzam się.Jeśli ktoś tu może stawiać żądania, to napewno nie wy.Radzimy wam, abyście nam pozwolili spokojnieodejść.To jest najlepsze…Urwałem, gdyż na zewnątrz padł strzał, potem następny, akońcu kilka naraz.Zwróciłem się do Anglika:— Co się tam dzieje, sir Dawidzie?— Dojan! — odkrzyknął.To imię dosłownie poderwało mnie w powietrze, i wnastępnej chwili byłem już przy wejściu.Rzeczywiście, to byłmój chart.Kurdowie urządzili na niego polowanie, ale on byłtak mądry, że biegł szerokim łukiem, aby ich ominąć.Tenpodstęp wydawał się jednak mało skuteczny.Pies był już takzmordowany, że małe, kosmate konie Bebbów rozwijaływiększą szybkość niż on.Widziałem, że grozi mu zastrzelenie.Rzuciłem się do konia.— Szejku, teraz możesz się przekonać, jaką broń ma efendi zZachodu.Ale strzeż się przekroczenia linii wyjścia.Jesteśmoim jeńcem, dopóki nie wrócę.Dosiadłszy karego, ruszyłem na równinę.Wyciągniętymramieniem dałem znak Kurdom, żeby zostawili Dojana wspokoju.Widzieli mnie, lecz nie zaprzestali polowania.Dojanrównież mnie zauważył i zamiast dalej biec łukiem, pomknąłco sił wprost w moją stronę.Ten kierunek prowadził go wpobliże prześladowców.Nie chciałem, żeby to dzielne zwierzę,które już uważałem za stracone, a teraz prawie odzyskałem,zostało w ostatniej chwili zabite.Zatrzymałem przeto mojegoogiera i pokazałem mu lufę rusznicy na niedźwiedzie.Na tenznak stanął bez ruchu.Wymierzywszy powaliłem w trawękonie obu Kurdów znajdujących się najbliżej Dojana.Piesocalał, lecz Bebbowie podnieśli gniewny wrzask i ruszyli zkopyta w moją stronę.Z radości ponownego spotkania pies jednym susem znalazłsię na koniu.Natychmiast go jednak zepchnąłem, ponieważmógł mi przeszkodzić.— Be–pisz, inssu — tutaj, do mnie! — usłyszałem krzyk odstrony wejścia do doliny.To był szejk, który chciał skorzystać zokazji i wydostać się z nieprzyjemnego położenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]