[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marynka milcząc płakała. Tak! zawołała rozpaczliwie zza łez pan dla mnie czynisz wielką ofiarę,ja, którą ludzie za cudzą winę obrzucili błotem, nie mam już w oczach ich iwaszych żadnej wartości.Pan będziesz bohaterem, ja upadłą istotą, którąwyciągniesz z błota.Volanti zbliżył się, chcąc ją uspokoić, lecz rozdrażnienie było wielkie i nieustąpiło rychło.Wstała nareszcie, łzy żywo ocierając. Masz pan słuszność, jesteś pan szlachetnym człowiekiem rzekłagorączkowo. Dla kobiety, słusznie lub nie, dotkniętej potwarzą, splamionejpodejrzeniem, pierwszym obowiązkiem jest przywrócenie niepokalanegoimienia i sławy.Ofiara pańska, pana, który najlepiej znasz nieszczęsne te dziejełez i krwi, rehabilituje mnie.Mogęż ja ją odrzucić? Nie wiem, czy pana potrafięuczynić szczęśliwym, wiem, że ja nigdy nie będę szczęśliwą, ale.sąprzeznaczenia!Westchnęła i dokończyła: Daj mi pan czas do namysłu!Volanti z lekka dotknął jej ręki, pocałował ją i odstąpił w milczeniu.Marynka, zakrywszy oczy, usiadła na kanapce. Odpowiedz mi pani stanowczo, gdy się jej podoba dodał Francuz będęczekał.Chwilę dawszy jej spocząć, odezwał się, zmieniając rozmowę: Jeszcze jedna rada i pytanie.Marynka zwróciła oczy ku niemu. Trzeba, byś pani miała odwagę zbliżyć się do ludzi rzekł to unikanie,ich daje im do myślenia.Zmiało należy spojrzeć w oczy nawet nieżyczliwym.Pani sobie nie masz nic do wyrzucenia.Trzeba mieć odwagę.Zacznij pani odprzyjmowania dawnych znajomych.Czekał na odpowiedz, nad którą zdała się rozmyślać Marynka. Kogo? zapytała. Gdy się pani uczujesz na siłach rzekł Volanti i potrafisz ukazać twarzweselszą.należałoby przyjąć, zacząwszy od barona, od starego Samsonowa,który tyle dla niej okazuje współczucia, bodaj aż do tej złej i przewrotnejLacerti, która się będzie starała okazać jak najserdeczniejszą.Ale z nią.z nią dodał bądz pani jak najostrożniejszą.Marynka, która przez gadatliwą Zosiczowę wiedziała, że Corsini jej opowiedziałwszystko, przerwała nagle: Przed nią się nie mam z czym taić! Przepraszam odparł Volanti z nią o niczym oprócz pogody igałganków mówić nie można, bo wszystko powtórzy i na nice obróci.Po krótkiej kilku słów wymianie Volanti, nie chcąc być natrętnym, skłonił się iwyszedł, a Marynka pobiegła do swego pokoju.U panny Laury Lacerti po widowisku, które mnogie bukiety i wieńce uczyniłytryumfem wielkim, choć po cichu przyznawano, że nigdy Włoszka gorzej nieśpiewała, wielbiciele divy zebrali się, zaproszeni przez nią na jedną z tychwieczerzy bez ceremonii, na których na niczym nie zbywało opróczprzyzwoitego tonu i ładu.Pomimo największych starań biednej Laury, która chciała to, co nazywała swymdomem, postawić na stopie wytwornej i eleganckiej, rozbijało się tu wszystko onaturę, o nawyknienia gospodyń obu, matki i córki.Stara umiała być rozrzutną,w przystrojeniu mieszkania jaskrawą, w nakarmieniu gości zbytkowną, ale ładutrzymać, nadać ton jakiś uroczysty swemu gospodarstwu było nad jej siły.Napróżno przybierano i najmowano sługi, winę nieporządków, chwytaniny,rozgardiaszu jakiegoś im przypisując.Laura najmowała kamerdynerów,kupowała serwisy, mnożyła niepotrzebne sprzęty; w chwili stanowczejniespodziewane ścierki wychodziły na scenę, coś się tłukło, nic nie przyszło wporę i pod koniec przyjęcia panował najstraszliwszy chaos.Była w tym wina gospodyni, a w części może i towarzystwa, jakie się tuzbierało.Nikt się nie czuł żadnymi względami dla tych pań skrępowanym, dokazywaliwszyscy.Laura kłóciła się z matką, stara łajała ją, goście się mieszali do sporówi choćby wieczór rozpoczął się jak najklasyczniejszym spokojem, kończył sięrozpasaniem i wrzawą.Prawdą i to jest, że zwykle pijano tu dużo, szampan się lał jak woda i głowyzawsze podchmielały.Sama piękna gosposia nie gardziła Roedererem.iwdową Cliquot [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Marynka milcząc płakała. Tak! zawołała rozpaczliwie zza łez pan dla mnie czynisz wielką ofiarę,ja, którą ludzie za cudzą winę obrzucili błotem, nie mam już w oczach ich iwaszych żadnej wartości.Pan będziesz bohaterem, ja upadłą istotą, którąwyciągniesz z błota.Volanti zbliżył się, chcąc ją uspokoić, lecz rozdrażnienie było wielkie i nieustąpiło rychło.Wstała nareszcie, łzy żywo ocierając. Masz pan słuszność, jesteś pan szlachetnym człowiekiem rzekłagorączkowo. Dla kobiety, słusznie lub nie, dotkniętej potwarzą, splamionejpodejrzeniem, pierwszym obowiązkiem jest przywrócenie niepokalanegoimienia i sławy.Ofiara pańska, pana, który najlepiej znasz nieszczęsne te dziejełez i krwi, rehabilituje mnie.Mogęż ja ją odrzucić? Nie wiem, czy pana potrafięuczynić szczęśliwym, wiem, że ja nigdy nie będę szczęśliwą, ale.sąprzeznaczenia!Westchnęła i dokończyła: Daj mi pan czas do namysłu!Volanti z lekka dotknął jej ręki, pocałował ją i odstąpił w milczeniu.Marynka, zakrywszy oczy, usiadła na kanapce. Odpowiedz mi pani stanowczo, gdy się jej podoba dodał Francuz będęczekał.Chwilę dawszy jej spocząć, odezwał się, zmieniając rozmowę: Jeszcze jedna rada i pytanie.Marynka zwróciła oczy ku niemu. Trzeba, byś pani miała odwagę zbliżyć się do ludzi rzekł to unikanie,ich daje im do myślenia.Zmiało należy spojrzeć w oczy nawet nieżyczliwym.Pani sobie nie masz nic do wyrzucenia.Trzeba mieć odwagę.Zacznij pani odprzyjmowania dawnych znajomych.Czekał na odpowiedz, nad którą zdała się rozmyślać Marynka. Kogo? zapytała. Gdy się pani uczujesz na siłach rzekł Volanti i potrafisz ukazać twarzweselszą.należałoby przyjąć, zacząwszy od barona, od starego Samsonowa,który tyle dla niej okazuje współczucia, bodaj aż do tej złej i przewrotnejLacerti, która się będzie starała okazać jak najserdeczniejszą.Ale z nią.z nią dodał bądz pani jak najostrożniejszą.Marynka, która przez gadatliwą Zosiczowę wiedziała, że Corsini jej opowiedziałwszystko, przerwała nagle: Przed nią się nie mam z czym taić! Przepraszam odparł Volanti z nią o niczym oprócz pogody igałganków mówić nie można, bo wszystko powtórzy i na nice obróci.Po krótkiej kilku słów wymianie Volanti, nie chcąc być natrętnym, skłonił się iwyszedł, a Marynka pobiegła do swego pokoju.U panny Laury Lacerti po widowisku, które mnogie bukiety i wieńce uczyniłytryumfem wielkim, choć po cichu przyznawano, że nigdy Włoszka gorzej nieśpiewała, wielbiciele divy zebrali się, zaproszeni przez nią na jedną z tychwieczerzy bez ceremonii, na których na niczym nie zbywało opróczprzyzwoitego tonu i ładu.Pomimo największych starań biednej Laury, która chciała to, co nazywała swymdomem, postawić na stopie wytwornej i eleganckiej, rozbijało się tu wszystko onaturę, o nawyknienia gospodyń obu, matki i córki.Stara umiała być rozrzutną,w przystrojeniu mieszkania jaskrawą, w nakarmieniu gości zbytkowną, ale ładutrzymać, nadać ton jakiś uroczysty swemu gospodarstwu było nad jej siły.Napróżno przybierano i najmowano sługi, winę nieporządków, chwytaniny,rozgardiaszu jakiegoś im przypisując.Laura najmowała kamerdynerów,kupowała serwisy, mnożyła niepotrzebne sprzęty; w chwili stanowczejniespodziewane ścierki wychodziły na scenę, coś się tłukło, nic nie przyszło wporę i pod koniec przyjęcia panował najstraszliwszy chaos.Była w tym wina gospodyni, a w części może i towarzystwa, jakie się tuzbierało.Nikt się nie czuł żadnymi względami dla tych pań skrępowanym, dokazywaliwszyscy.Laura kłóciła się z matką, stara łajała ją, goście się mieszali do sporówi choćby wieczór rozpoczął się jak najklasyczniejszym spokojem, kończył sięrozpasaniem i wrzawą.Prawdą i to jest, że zwykle pijano tu dużo, szampan się lał jak woda i głowyzawsze podchmielały.Sama piękna gosposia nie gardziła Roedererem.iwdową Cliquot [ Pobierz całość w formacie PDF ]