[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stary szpulowy magnetofon, nikt dziś już takiego nie używa.Dziwne, żepan Aleksy nie umiał sobie z tym poradzić.Jakaś alergia na najprostsząelektronikę.Ktoś śpiewał tęsknym barytonem: Po dikim stiepiam Zabajkalia,gdie zołoto rojut w górach& - Zna pan to? - spytał pan Aleksy.- Słyszałem.- A wie pan, kto śpiewa?- Nie zgadnę.Chyba nie Wertyński?&- Ja.Przez chwilę wsłuchiwali się wszyscy w pieśń o ciężkiej doliwłóczęgi.Nagle zgrzyty, chrobot, głos zaskrzypiał&- Doniu, wyłącz to.Taśma zdarta.- Pięknie pan śpiewa - pochwalił Gustaw.- To mi czasem pomagało żyć.Na zesłaniu, nad Ałdanem, tam byliśmyz Aldoną, przychodził do naszej chatynki komendant posiołka, stawiałbutelkę samogonu i żądał: Alosza, zapiewaj.No i śpiewaliśmy we dwóch,bywało, jeszcze ktoś się przyłączył, wszystkie te Brodiagi, Stieńkę Razina,Wołga, Wołga, mat' rodnaja i Moj kastior w tumanie swietit &- Alik, przestań - zniecierpliwiła się pani Aldona.- Zamęczysz pana.- Och, nie - zaprotestował Gustaw - ja dużo tych pieśni znam.- Z urzędu - syknęła Maryjka.%7łmija.- A wie pan, że ten komendant sam był więzniem? - powiedział panAleksy.- Dziwne, prawda? Myśmy się nie dziwili.Miał wyrok, mogli gorozstrzelać, ale upiekło mu się, upomniała się o niego struktura tych zesłań,potrzebny nam komendant, swój człowiek, bo on był kiedyś w wywiadzie,takie dziwne rzeczy czasem się tam zdarzały.Powtórzę: dziwne dla nas, ale niedla nich.A pamiętasz, Doniu, co on opowiadał o swojej wpadce?Nie pamiętała.- Był za granicą, w Czechach, zdaje się, udawał Niemca, miałwszystkie potrzebne papiery, nawet że przeszedł przez Dachau.Nie wiem, czydlatego, że powzięli podejrzenie, czy stało się to przypadkiem, ale ci wojskowiczescy, wśród których przebywał, nastawili płytę z tym Brodiagą: Po dikimstiepiam Zabajkalia& Astachow nie wytrzymał, oczy zaszły łzami, wyszedł doprzedpokoju, nucił tę melodię, jakby go ktoś do tego zmuszał.Aresztowali goi w końcu wydalili do Sojuza.A tam - no, wiadomo, szpieg, który pękł,naraził siatkę, zrobiło się niebezpiecznie.Mówił przy tym samogonie: Teraz midobrze, teraz mogę duszę napoić śpiewem, ile zapragnie, i nikt nie może minic zrobić: wyrok już mam.Stara pani uznała, że kolej na nią:- A czy pan wie, w jaki sposób mój Alik znalazł się na Syberii?Opowiedzieć?- Opowiadaj sobie.Tylko nie zalewaj.- Teraz mówi opowiadaj sobie.Ale wtedy&Mąż przypomniał:- Postanowiła zgarnąć ruble na handlu zegarkami.%7ładna sztuka:zegarki, czasy, szły jak woda.Ale ona była pewna, że ma głowę do interesów.- Może nie? Całkiem niezle mi to szło.Wyprawiałam się przez zielonągranicę do Warszawy.Ostatni raz w styczniu czterdziestego roku.Mróz jakjasna cholera.Chyba minus trzydzieści.Capnęli mnie w Aapach.Cały towarzabrali, z pięćdziesiąt sztuk.- Same roskopfy - powiedział pogardliwie mąż.- A nie, były i ankry, na siedemnastu kamieniach.Pozwolili mi sięspakować i do wywózki.Eszelon stał kilka dni na bocznicy w Białymstoku.I wtedy pojawił się on.Pan Aleksy:- No widzi pan? Zgłupiałem.- Był zakochany.Aaził do mnie do domu, przynosił chleb&- I marmoladę.Czasem cukierki - uzupełnił mąż.- Cukierki, herbatę.Piliśmy herbatę.- Całowaliśmy się - przypomniał.- Pewnie tak.Przystojny, miły, nie powiem.Ale co do innych spraw -to ja nie.Nie i nie.- Słyszał pan? - zwróciła się Maryjka do Gustawa.- Nie i nie.- On mnie tam odszukał, na tej bocznicy.Zwrócił się do komendantaeszelonu.Ja chcę z nią na zesłanie, ja nie mogę bez niej żyć.- Tak powiedział?- Słowo w słowo.- Po rosyjsku? - Jakoś mu dał do zrozumienia.I wie pan, co komendant na to?Pożałujsta, grażdanin.Proszę bardzo.Miał ze sobą tylko mały woreczek narzeczy.- Walizkę - sprostował mąż.- Woreczek - upierała się pani Aldona.- Parę koszul i skarpetki.- Walizkę.Futro i zapasowe buty.Walonki.- Ile tygodni jechaliśmy? Na pewno ponad miesiąc.W pociąguwzięliśmy ślub.Mąż powiedział z westchnieniem:- Jesteś największą pomyłką mojego życia.%7łona chyba nie dosłyszała.A może udawała.- To chuchro - powiedziała - rąbało lasy.- Jakoś to było.Komendant nas odwiedzał, żeby ze mną śpiewać.- Przychodził, żeby pogapić się na mnie.Dla kogo przynosił herbatęz kaptiorki? Dla ciebie czy dla mnie? I czosnek.Uratował nam zęby!- Nie domyślał się, jakie jady kryją się za twoimi ślicznymi ząbkami.Ona wzburzyła się:- Co ty wygadujesz! Słyszał pan? Jady.Jady i ja!& Uratowałam ciżycie.- Ty?- Ja i Stalin.Gdyby nie wywózka, wiesz, co by się stało? Wiesz, coby zrobili z tobą Niemcy, kiedy tu przyszli? Wiesz?- Nic by nie zrobili.Polowali na %7łydów.- Butrymy by cię wykończyły.Ten ich Narodowy Hufiec - tłumaczyłaGustawowi.- On przed wojną bronił w sądzie żydowskich straganiarzy,Butrymy robiły pogromy, a on występował w imieniu poszkodowanych%7łydów.- Obowiązek adwokata.- Gadanie.Nie każdy pan mecenas się do tego poczuwał.A on nadodatek bronił też komunistów.- A potem rąbał lasy - przypomniała córka.- No, rąbałem.I co z tego?- Nostalgia - powiedziała stara pani.- Czy pan wie, że on wspominatajgę z sentymentem? Czy pan może to zrozumieć?- Można zrozumieć.Był młody i zakochany.Pan Aleksy, siedząc w fotelu, przymknął oczy.Zdaje się, że wybąkał:- Zostawmy to.- Czy pan wie, że on mnie nigdy nie zdradził? Największa pomyłka mojego życia.Pani Aldona ciągnęła z frywolnym uśmieszkiem, który miał przekazaćjej przewagę: - Już już coś się miało zdarzyć i jak się o tym dowiedziałam,mówiłam: Alik, po co masz na mieście płacić za coś, co w domu masz zadarmo?Stary adwokat się nie odezwał.Wydawało się, że zasypia.Za to paniAldona była coraz bardziej rześka.- Podobno odziedziczył pan domek po Snopkach&- Tak się jakoś złożyło - Gustaw tłumaczył się, jakby popełnił nietakt.-Moja żona Wisienka była Snopkówna&Maryjka:- Pan Gustaw dowiedział się o tym domku niedawno.On sam nie ukrywał zakłopotania.- Doprawdy, nie wiem, co z tym zrobić.- Jak to co? - Pani Aldona aż się zatrzęsła.- Wziąć i koniec.Dajut -bieri, bjut - biegi.To był kiedyś dom Ehrlichów, tak? Ten pan Ehrlich też byłw Jakucji, ale widywaliśmy się rzadko.Niezle mu się chyba powodziło, byłfelczerem, a felczer zawsze potrzebny.- A tutaj mu wymordowano rodzinę.- Tak, wymordowano.%7łonę - w tej stodole.I ten chłopak,wspaniały, przystojny jak marzenie, jeden z najlepszych pingpongistóww Polsce.Była jeszcze córka, nie wiem, co się z nią stało, ale pewno też.On tam pojęcia nie miał, że nie ma już rodziny.Wracaliśmy do domu razem.Maryjka, kiedy to było?- W czterdziestym szóstym - powiedziała córka.- Wracaliściew kwietniu.- W kwietniu.Wszystko kwitło.Władze przydzieliły mojemu panumecenasowi mieszkanie.W Cheremcu było o to nietrudno.Ehrlichw swoim zastał Snopków.- Mamo& - upomniała córka.- Odstąpili mu pokój, na razie.Potem dostaniesz resztę.Jedz doBiałegostoku, poradzili, załatw sobie w województwie.- Mamo! - zakrzyknęła Maryjka.- A co? Nie tak było? Wyciągnęli pana Ehrlicha z pociągu i zabili.- Mamo, mamo - po co ty o tym?&Stara pani nie wydawała się poruszona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Stary szpulowy magnetofon, nikt dziś już takiego nie używa.Dziwne, żepan Aleksy nie umiał sobie z tym poradzić.Jakaś alergia na najprostsząelektronikę.Ktoś śpiewał tęsknym barytonem: Po dikim stiepiam Zabajkalia,gdie zołoto rojut w górach& - Zna pan to? - spytał pan Aleksy.- Słyszałem.- A wie pan, kto śpiewa?- Nie zgadnę.Chyba nie Wertyński?&- Ja.Przez chwilę wsłuchiwali się wszyscy w pieśń o ciężkiej doliwłóczęgi.Nagle zgrzyty, chrobot, głos zaskrzypiał&- Doniu, wyłącz to.Taśma zdarta.- Pięknie pan śpiewa - pochwalił Gustaw.- To mi czasem pomagało żyć.Na zesłaniu, nad Ałdanem, tam byliśmyz Aldoną, przychodził do naszej chatynki komendant posiołka, stawiałbutelkę samogonu i żądał: Alosza, zapiewaj.No i śpiewaliśmy we dwóch,bywało, jeszcze ktoś się przyłączył, wszystkie te Brodiagi, Stieńkę Razina,Wołga, Wołga, mat' rodnaja i Moj kastior w tumanie swietit &- Alik, przestań - zniecierpliwiła się pani Aldona.- Zamęczysz pana.- Och, nie - zaprotestował Gustaw - ja dużo tych pieśni znam.- Z urzędu - syknęła Maryjka.%7łmija.- A wie pan, że ten komendant sam był więzniem? - powiedział panAleksy.- Dziwne, prawda? Myśmy się nie dziwili.Miał wyrok, mogli gorozstrzelać, ale upiekło mu się, upomniała się o niego struktura tych zesłań,potrzebny nam komendant, swój człowiek, bo on był kiedyś w wywiadzie,takie dziwne rzeczy czasem się tam zdarzały.Powtórzę: dziwne dla nas, ale niedla nich.A pamiętasz, Doniu, co on opowiadał o swojej wpadce?Nie pamiętała.- Był za granicą, w Czechach, zdaje się, udawał Niemca, miałwszystkie potrzebne papiery, nawet że przeszedł przez Dachau.Nie wiem, czydlatego, że powzięli podejrzenie, czy stało się to przypadkiem, ale ci wojskowiczescy, wśród których przebywał, nastawili płytę z tym Brodiagą: Po dikimstiepiam Zabajkalia& Astachow nie wytrzymał, oczy zaszły łzami, wyszedł doprzedpokoju, nucił tę melodię, jakby go ktoś do tego zmuszał.Aresztowali goi w końcu wydalili do Sojuza.A tam - no, wiadomo, szpieg, który pękł,naraził siatkę, zrobiło się niebezpiecznie.Mówił przy tym samogonie: Teraz midobrze, teraz mogę duszę napoić śpiewem, ile zapragnie, i nikt nie może minic zrobić: wyrok już mam.Stara pani uznała, że kolej na nią:- A czy pan wie, w jaki sposób mój Alik znalazł się na Syberii?Opowiedzieć?- Opowiadaj sobie.Tylko nie zalewaj.- Teraz mówi opowiadaj sobie.Ale wtedy&Mąż przypomniał:- Postanowiła zgarnąć ruble na handlu zegarkami.%7ładna sztuka:zegarki, czasy, szły jak woda.Ale ona była pewna, że ma głowę do interesów.- Może nie? Całkiem niezle mi to szło.Wyprawiałam się przez zielonągranicę do Warszawy.Ostatni raz w styczniu czterdziestego roku.Mróz jakjasna cholera.Chyba minus trzydzieści.Capnęli mnie w Aapach.Cały towarzabrali, z pięćdziesiąt sztuk.- Same roskopfy - powiedział pogardliwie mąż.- A nie, były i ankry, na siedemnastu kamieniach.Pozwolili mi sięspakować i do wywózki.Eszelon stał kilka dni na bocznicy w Białymstoku.I wtedy pojawił się on.Pan Aleksy:- No widzi pan? Zgłupiałem.- Był zakochany.Aaził do mnie do domu, przynosił chleb&- I marmoladę.Czasem cukierki - uzupełnił mąż.- Cukierki, herbatę.Piliśmy herbatę.- Całowaliśmy się - przypomniał.- Pewnie tak.Przystojny, miły, nie powiem.Ale co do innych spraw -to ja nie.Nie i nie.- Słyszał pan? - zwróciła się Maryjka do Gustawa.- Nie i nie.- On mnie tam odszukał, na tej bocznicy.Zwrócił się do komendantaeszelonu.Ja chcę z nią na zesłanie, ja nie mogę bez niej żyć.- Tak powiedział?- Słowo w słowo.- Po rosyjsku? - Jakoś mu dał do zrozumienia.I wie pan, co komendant na to?Pożałujsta, grażdanin.Proszę bardzo.Miał ze sobą tylko mały woreczek narzeczy.- Walizkę - sprostował mąż.- Woreczek - upierała się pani Aldona.- Parę koszul i skarpetki.- Walizkę.Futro i zapasowe buty.Walonki.- Ile tygodni jechaliśmy? Na pewno ponad miesiąc.W pociąguwzięliśmy ślub.Mąż powiedział z westchnieniem:- Jesteś największą pomyłką mojego życia.%7łona chyba nie dosłyszała.A może udawała.- To chuchro - powiedziała - rąbało lasy.- Jakoś to było.Komendant nas odwiedzał, żeby ze mną śpiewać.- Przychodził, żeby pogapić się na mnie.Dla kogo przynosił herbatęz kaptiorki? Dla ciebie czy dla mnie? I czosnek.Uratował nam zęby!- Nie domyślał się, jakie jady kryją się za twoimi ślicznymi ząbkami.Ona wzburzyła się:- Co ty wygadujesz! Słyszał pan? Jady.Jady i ja!& Uratowałam ciżycie.- Ty?- Ja i Stalin.Gdyby nie wywózka, wiesz, co by się stało? Wiesz, coby zrobili z tobą Niemcy, kiedy tu przyszli? Wiesz?- Nic by nie zrobili.Polowali na %7łydów.- Butrymy by cię wykończyły.Ten ich Narodowy Hufiec - tłumaczyłaGustawowi.- On przed wojną bronił w sądzie żydowskich straganiarzy,Butrymy robiły pogromy, a on występował w imieniu poszkodowanych%7łydów.- Obowiązek adwokata.- Gadanie.Nie każdy pan mecenas się do tego poczuwał.A on nadodatek bronił też komunistów.- A potem rąbał lasy - przypomniała córka.- No, rąbałem.I co z tego?- Nostalgia - powiedziała stara pani.- Czy pan wie, że on wspominatajgę z sentymentem? Czy pan może to zrozumieć?- Można zrozumieć.Był młody i zakochany.Pan Aleksy, siedząc w fotelu, przymknął oczy.Zdaje się, że wybąkał:- Zostawmy to.- Czy pan wie, że on mnie nigdy nie zdradził? Największa pomyłka mojego życia.Pani Aldona ciągnęła z frywolnym uśmieszkiem, który miał przekazaćjej przewagę: - Już już coś się miało zdarzyć i jak się o tym dowiedziałam,mówiłam: Alik, po co masz na mieście płacić za coś, co w domu masz zadarmo?Stary adwokat się nie odezwał.Wydawało się, że zasypia.Za to paniAldona była coraz bardziej rześka.- Podobno odziedziczył pan domek po Snopkach&- Tak się jakoś złożyło - Gustaw tłumaczył się, jakby popełnił nietakt.-Moja żona Wisienka była Snopkówna&Maryjka:- Pan Gustaw dowiedział się o tym domku niedawno.On sam nie ukrywał zakłopotania.- Doprawdy, nie wiem, co z tym zrobić.- Jak to co? - Pani Aldona aż się zatrzęsła.- Wziąć i koniec.Dajut -bieri, bjut - biegi.To był kiedyś dom Ehrlichów, tak? Ten pan Ehrlich też byłw Jakucji, ale widywaliśmy się rzadko.Niezle mu się chyba powodziło, byłfelczerem, a felczer zawsze potrzebny.- A tutaj mu wymordowano rodzinę.- Tak, wymordowano.%7łonę - w tej stodole.I ten chłopak,wspaniały, przystojny jak marzenie, jeden z najlepszych pingpongistóww Polsce.Była jeszcze córka, nie wiem, co się z nią stało, ale pewno też.On tam pojęcia nie miał, że nie ma już rodziny.Wracaliśmy do domu razem.Maryjka, kiedy to było?- W czterdziestym szóstym - powiedziała córka.- Wracaliściew kwietniu.- W kwietniu.Wszystko kwitło.Władze przydzieliły mojemu panumecenasowi mieszkanie.W Cheremcu było o to nietrudno.Ehrlichw swoim zastał Snopków.- Mamo& - upomniała córka.- Odstąpili mu pokój, na razie.Potem dostaniesz resztę.Jedz doBiałegostoku, poradzili, załatw sobie w województwie.- Mamo! - zakrzyknęła Maryjka.- A co? Nie tak było? Wyciągnęli pana Ehrlicha z pociągu i zabili.- Mamo, mamo - po co ty o tym?&Stara pani nie wydawała się poruszona [ Pobierz całość w formacie PDF ]