[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdym do strażnikowej o swej godzinie się stawił, przyjęła mnie jakby nic nie zaszło, głośnoopowiadając innym gościom, że dla pilnej sprawy do Jasieńca zbiedz musiałem.Zająłemmiejsce moje w końcu stołu i gospodarzyłem po staremu.Sama pani nie dała mi tego czuć, żem zawinił względem niej.Po obiedzie chciałem zarazodchodzić, gdy dała mi znak żebym został.Przez wdzięczność, iż mnie nie prześladowała,posłusznym byłem.Jeszcze mi raz i drugi powtórzywszy, abym regularnie przychodził i że to dla jej dobrej sławyi reputacyi potrzebnem było, dopóki ona sama mi nie da odprawy, z tem mi odejść dozwoliła;chociaż mówiąc o tem, uśmiechała się jakby tego zażądała, bym ją o przebaczenie prosił.Wychodząc z kamienicy od niej, naprzeciw spostrzegłem stojącego jakby na czatachWlosowskiego z drugim jegomością, bardzo wykwintnie po francuzku ubranym, który jakmnie ujrzał tylko, podszedł śpiesznym krokiem i począł od tego, że mnie zaprezentowałtowarzyszowi.Był to jakiś hrabia Thomatis.Ten impetycznie dosyć i z pańską presumpcyą pochwycił mnie zaraz pod rękę. O waćpanu cała Warszawa gada rzekł jesteś bohaterem jakiejś awantury, którejwszyscy są niezmiernie ciekawi: kobiety nade wszystko.Zróbże mi tę grzeczność, dałemsłowo, że waćpana na wieczerzę do nas przyprowadzę: nie odmawiaj mi.Waćpan tu jesteślwem, i ja go mieć muszę.Chciałem się wymawiać. Bez żadnej ekskuzy dodał ekwipaż mój o trzy kroki czeka: siadamy i jedziemy.Niebędziesz się asindziej uskarżał na mnie, najpiękniejsze w Warszawie zobaczysz u nas.towarzystwo dystyngowane.Obronić mu się nie było podobna.Włosowski mrugał na mnie i podszeptywał, że to do interesu pomoże, abym jechałkoniecznie.Tak tedy insperate raptus przez owego hrabiego, całego świecącego od brylantów iłańcuchów, od pierścieni i guzów złocistych, znalazłem się w chwilę potem w sali pałacujakiegoś, wśród kompanii, jakiej i na obrazie nawet nigdy nie oglądałem.Kołem siedziały panie, wszystkie młode i piękne, bo przynajmniej takiemi z dala mi sięwydały, postrojone z przepychem, woniejące jak łąka świeżo skoszona.A tu ich oczy, ile było, na mnie się zaraz zwróciły.tak, iż zostałem skonfundowany.Sama jejmość, której mnie hrabia prezentował, a którą w rękę pocałowałem, boginią mi sięwydała z nadzwyczajnej piękności: oczyma zmrużonemi, usteczkami zesznurowanemiprzyjęła mnie.Męzkie towarzystwo: kilku senatorów, orderowych panów, młodzieżyelegantów, kręcili się około dam.Mnie, gdy tu ów Thomatis rzucił jako łódkę na fale bez żaglu i wiosła, struchlałem co pocznę.Gdziem spojrzał, oczy na siebie zwrócone znajdowałem.Włosowski jak kamfora zniknął.Hrabia Thomatis też oddawszy mnie kobietom, wybiegł do drugiej sali.Obstępowano mniedokoła: wyśliznąć się nie było sposobu.Już mi o sobie rozpaczać przyszło, gdy raptem jednaniemłoda osoba, ale bogato jak cudowny obraz ubrylantowana, siedząca niedaleko, palcem namnie kiwnęła.Szedłem tedy ku niej.Naprzód mnie od stóp do głów zmierzyła oczyma. Hm? Jasieniecki? zapytała słyszę starościnej Motuńskiej siostrzeniec? tak? Tak, pani dobrodziejko rzekłem. Nazywaj mnie acan wojewodziną, bo mi się ten tytuł należy.A ja Motuńską znam, hm!nieprawda! dobra kobieta ale kozak? Uśmiechnęła się. No, słuchajże dodała co to tam o was prawią? awanturęś jakąś miał? Gadaj aprawdę! Nie miałem żadnej odparłem i gdybym chciał, nie mam co powiedzieć.Skrzywiła się wojewodzina, popatrzała na mnie: odwróciła się do sąsiadki i coś jejpowiedziała po francuzku, w którym języku ja, że mocny nie jestem, nie zrozumiałem comówiły, tylko zdało mi się, że się śmiały ze mnie.Wojewodzina mnie porzuciła, ale tu siedząca pani średnich lat, która niegdyś piękna byćmusiała, poczęła o obojętnych rzeczach rozmowę ze mną i zatrzymała przy sobie, bardzo misię przyglądając.Była może trochę starszą od strażnikowej, białą i delikatną, a oczy niebieskie, bardzowyraziste, tak śmiało zwracała jak i tamta.Z konwersacyi dowiedziałem się, że miała tytuł podstoliny, że wdową czy rozwódką była, żeposiadała dobra na Podolu, i że niewiele osób u niej bywało; ale gdybym sobie życzył u niejkiedy wieczór spędzić, rada by mi była, za co podziękowałem. Pamiętajże Waćpan, przyjdz, proszę dodała.A że zaproszeniu wejrzenie bardzo zachęcające towarzyszyło, powiedziałem sobie: kto wie coz tego być może, jak strażnikowa da mi odprawę.Potem już inne panie próbowały mnie na spytki brać, a że miałem czas przyjść do siebie inabrać męztwa, oganiałem się jak mogłem pytaniom, do niczego nie przyznając.Młode istarsze przysuwały się, egzaminowały i uważałem, że więcej mojej osoby niż przygodyzdawały się być ciekawe.O ile zmiarkować mogłem, musiał je zawód spotkać, bo się pewnie spodziewały w bohaterzeawantury coś osobliwszego ode mnie.Słyszałem, gdy poza mną dwie po cichu mówiły: Jużci tam coś w nim musi być, kiedy pasyą taką potrafił obudzić.Mężczyzni, którzy nie grali, bo większa część w drugiej sali była około stolika, z ogromną,kupą złota w pośrodku, gdzie sam ów Thomatis ciągnął, zaczepiali mnie także.Rozglądałem się po salonach, bo w nich pełno było rarytnych osobliwości do widzenia zmarmurów, ze złota i z malowideł, aż do wieczerzy.Tu mi się dostało nie bez konniwencyisamej owej podstoliny z niebieskiemi oczyma, że mnie przy niej posadzono.Jak opanowałamnie od pierwszego dania, tak aż do wyjścia służyć i rękę jej podać musiałem.Nie inaczej, tylko że od innych musiała ciekawszą być.A gdy się rozjeżdżać zaczęły panie, skinęła na mnie, żebym znowu prowadził ją, i wziąwszydo powozu wiozła z sobą aż pod Orła, gdzie mnie wysadziła.Dowód był łaski nadzwyczajnej,bo i odchodzącego, gdym ją w rękę całował, ścisnęła za palce. Przychodzże wieczorem.Prawda, nie była pierwszej młodości, jednakże piękna cale i takiego coś pańskiego w sobiemiała do adorowania.Tedy powiedzieć mogę, że mnie szczęście spotkało.Nie bardzom ja wnie ufał, wszelako czyniło to pewną satysfakcyą.A tu księdzu kanonikowi wyznać muszę, że gdy do rachunku sumienia mojegoprzystępowałem, znajdowałem się tym pobytem w owej Kapui warszawskiej straszniezmieniony i zepsuty.Chociaż głąb serca pozostał czysty, bom się modlił, kajał i do kościołaregularnie uczęszczał, we dnie się nie tylko grzeszyło, ale grzeszyło z apetytem i fantazyąokrutną.Jużem był na tym punkcie, że po awanturze z Józką, gdy i strażnikowa okazywała pewiensentyment, a tu podstolina też do karety swej sadziła i przychodzić kazała, tak wzbity wdumę, żem sobie myślał: mniejsza o starostwo, gdy mogę się lada dzień ożenić, a po jednejczy drugiej jejmości nabrać majętności i stać się sobie panem bez pracy i mozołu.Z tego poszło, żem też do zwierciadła zaglądał, co dzień się golił, włosy olejem jakimśpachnącym maścił, i suknie sobie nową modą częścią porobić nowe, częścią poprzerabiaćkazałem, co też kosztowało sporo, bo w mieście zaczepić tylko o rachunki, umieją gowyciągnąć jak szewc skórę i z barana wołu zrobić.Tak mnie on zły duch powoli opętywaćzaczynał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Gdym do strażnikowej o swej godzinie się stawił, przyjęła mnie jakby nic nie zaszło, głośnoopowiadając innym gościom, że dla pilnej sprawy do Jasieńca zbiedz musiałem.Zająłemmiejsce moje w końcu stołu i gospodarzyłem po staremu.Sama pani nie dała mi tego czuć, żem zawinił względem niej.Po obiedzie chciałem zarazodchodzić, gdy dała mi znak żebym został.Przez wdzięczność, iż mnie nie prześladowała,posłusznym byłem.Jeszcze mi raz i drugi powtórzywszy, abym regularnie przychodził i że to dla jej dobrej sławyi reputacyi potrzebnem było, dopóki ona sama mi nie da odprawy, z tem mi odejść dozwoliła;chociaż mówiąc o tem, uśmiechała się jakby tego zażądała, bym ją o przebaczenie prosił.Wychodząc z kamienicy od niej, naprzeciw spostrzegłem stojącego jakby na czatachWlosowskiego z drugim jegomością, bardzo wykwintnie po francuzku ubranym, który jakmnie ujrzał tylko, podszedł śpiesznym krokiem i począł od tego, że mnie zaprezentowałtowarzyszowi.Był to jakiś hrabia Thomatis.Ten impetycznie dosyć i z pańską presumpcyą pochwycił mnie zaraz pod rękę. O waćpanu cała Warszawa gada rzekł jesteś bohaterem jakiejś awantury, którejwszyscy są niezmiernie ciekawi: kobiety nade wszystko.Zróbże mi tę grzeczność, dałemsłowo, że waćpana na wieczerzę do nas przyprowadzę: nie odmawiaj mi.Waćpan tu jesteślwem, i ja go mieć muszę.Chciałem się wymawiać. Bez żadnej ekskuzy dodał ekwipaż mój o trzy kroki czeka: siadamy i jedziemy.Niebędziesz się asindziej uskarżał na mnie, najpiękniejsze w Warszawie zobaczysz u nas.towarzystwo dystyngowane.Obronić mu się nie było podobna.Włosowski mrugał na mnie i podszeptywał, że to do interesu pomoże, abym jechałkoniecznie.Tak tedy insperate raptus przez owego hrabiego, całego świecącego od brylantów iłańcuchów, od pierścieni i guzów złocistych, znalazłem się w chwilę potem w sali pałacujakiegoś, wśród kompanii, jakiej i na obrazie nawet nigdy nie oglądałem.Kołem siedziały panie, wszystkie młode i piękne, bo przynajmniej takiemi z dala mi sięwydały, postrojone z przepychem, woniejące jak łąka świeżo skoszona.A tu ich oczy, ile było, na mnie się zaraz zwróciły.tak, iż zostałem skonfundowany.Sama jejmość, której mnie hrabia prezentował, a którą w rękę pocałowałem, boginią mi sięwydała z nadzwyczajnej piękności: oczyma zmrużonemi, usteczkami zesznurowanemiprzyjęła mnie.Męzkie towarzystwo: kilku senatorów, orderowych panów, młodzieżyelegantów, kręcili się około dam.Mnie, gdy tu ów Thomatis rzucił jako łódkę na fale bez żaglu i wiosła, struchlałem co pocznę.Gdziem spojrzał, oczy na siebie zwrócone znajdowałem.Włosowski jak kamfora zniknął.Hrabia Thomatis też oddawszy mnie kobietom, wybiegł do drugiej sali.Obstępowano mniedokoła: wyśliznąć się nie było sposobu.Już mi o sobie rozpaczać przyszło, gdy raptem jednaniemłoda osoba, ale bogato jak cudowny obraz ubrylantowana, siedząca niedaleko, palcem namnie kiwnęła.Szedłem tedy ku niej.Naprzód mnie od stóp do głów zmierzyła oczyma. Hm? Jasieniecki? zapytała słyszę starościnej Motuńskiej siostrzeniec? tak? Tak, pani dobrodziejko rzekłem. Nazywaj mnie acan wojewodziną, bo mi się ten tytuł należy.A ja Motuńską znam, hm!nieprawda! dobra kobieta ale kozak? Uśmiechnęła się. No, słuchajże dodała co to tam o was prawią? awanturęś jakąś miał? Gadaj aprawdę! Nie miałem żadnej odparłem i gdybym chciał, nie mam co powiedzieć.Skrzywiła się wojewodzina, popatrzała na mnie: odwróciła się do sąsiadki i coś jejpowiedziała po francuzku, w którym języku ja, że mocny nie jestem, nie zrozumiałem comówiły, tylko zdało mi się, że się śmiały ze mnie.Wojewodzina mnie porzuciła, ale tu siedząca pani średnich lat, która niegdyś piękna byćmusiała, poczęła o obojętnych rzeczach rozmowę ze mną i zatrzymała przy sobie, bardzo misię przyglądając.Była może trochę starszą od strażnikowej, białą i delikatną, a oczy niebieskie, bardzowyraziste, tak śmiało zwracała jak i tamta.Z konwersacyi dowiedziałem się, że miała tytuł podstoliny, że wdową czy rozwódką była, żeposiadała dobra na Podolu, i że niewiele osób u niej bywało; ale gdybym sobie życzył u niejkiedy wieczór spędzić, rada by mi była, za co podziękowałem. Pamiętajże Waćpan, przyjdz, proszę dodała.A że zaproszeniu wejrzenie bardzo zachęcające towarzyszyło, powiedziałem sobie: kto wie coz tego być może, jak strażnikowa da mi odprawę.Potem już inne panie próbowały mnie na spytki brać, a że miałem czas przyjść do siebie inabrać męztwa, oganiałem się jak mogłem pytaniom, do niczego nie przyznając.Młode istarsze przysuwały się, egzaminowały i uważałem, że więcej mojej osoby niż przygodyzdawały się być ciekawe.O ile zmiarkować mogłem, musiał je zawód spotkać, bo się pewnie spodziewały w bohaterzeawantury coś osobliwszego ode mnie.Słyszałem, gdy poza mną dwie po cichu mówiły: Jużci tam coś w nim musi być, kiedy pasyą taką potrafił obudzić.Mężczyzni, którzy nie grali, bo większa część w drugiej sali była około stolika, z ogromną,kupą złota w pośrodku, gdzie sam ów Thomatis ciągnął, zaczepiali mnie także.Rozglądałem się po salonach, bo w nich pełno było rarytnych osobliwości do widzenia zmarmurów, ze złota i z malowideł, aż do wieczerzy.Tu mi się dostało nie bez konniwencyisamej owej podstoliny z niebieskiemi oczyma, że mnie przy niej posadzono.Jak opanowałamnie od pierwszego dania, tak aż do wyjścia służyć i rękę jej podać musiałem.Nie inaczej, tylko że od innych musiała ciekawszą być.A gdy się rozjeżdżać zaczęły panie, skinęła na mnie, żebym znowu prowadził ją, i wziąwszydo powozu wiozła z sobą aż pod Orła, gdzie mnie wysadziła.Dowód był łaski nadzwyczajnej,bo i odchodzącego, gdym ją w rękę całował, ścisnęła za palce. Przychodzże wieczorem.Prawda, nie była pierwszej młodości, jednakże piękna cale i takiego coś pańskiego w sobiemiała do adorowania.Tedy powiedzieć mogę, że mnie szczęście spotkało.Nie bardzom ja wnie ufał, wszelako czyniło to pewną satysfakcyą.A tu księdzu kanonikowi wyznać muszę, że gdy do rachunku sumienia mojegoprzystępowałem, znajdowałem się tym pobytem w owej Kapui warszawskiej straszniezmieniony i zepsuty.Chociaż głąb serca pozostał czysty, bom się modlił, kajał i do kościołaregularnie uczęszczał, we dnie się nie tylko grzeszyło, ale grzeszyło z apetytem i fantazyąokrutną.Jużem był na tym punkcie, że po awanturze z Józką, gdy i strażnikowa okazywała pewiensentyment, a tu podstolina też do karety swej sadziła i przychodzić kazała, tak wzbity wdumę, żem sobie myślał: mniejsza o starostwo, gdy mogę się lada dzień ożenić, a po jednejczy drugiej jejmości nabrać majętności i stać się sobie panem bez pracy i mozołu.Z tego poszło, żem też do zwierciadła zaglądał, co dzień się golił, włosy olejem jakimśpachnącym maścił, i suknie sobie nową modą częścią porobić nowe, częścią poprzerabiaćkazałem, co też kosztowało sporo, bo w mieście zaczepić tylko o rachunki, umieją gowyciągnąć jak szewc skórę i z barana wołu zrobić.Tak mnie on zły duch powoli opętywaćzaczynał [ Pobierz całość w formacie PDF ]