[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łydzi polscy, których w Ameryce spotkałem, byli to w ogóle ludziedostatni.We wszystkich większych miastach jest ich mnóstwo, w ogóle zaś dochodzą do ma-jątków.Amerykanie, dawno już osiedli, nazywają greenhornami (nowicjuszami) świeżoprzybyłych i zwykle wyzyskują ich na każdym kroku, tymczasem nasz polski %7łyd, dziękiwrodzonemu sprytowi do interesów i rzutkości, przybywszy do New Yorku np.w niedzielę,w poniedziałek zaczyna zaraz handelek, a we wtorek zdarza mu się wyprowadzić już w polenajbardziej szczwanego Amerykanina, jeżeli tenże chciał go oszukać.Trafia tu kosa na ka-mień, stąd też nazwa Polish Jew (polski %7łyd), budzi w spekulantach amerykańskich dość uza-sadnioną obawę.%7łydom naszym z powodu ich sprytu, znajomości języka niemieckiego i ru-chliwości handlowej wcale niezle się dzieje w Stanach Zjednoczonych i wcale nie przechodząprzez takie cierpienia, jak np.chłopi.W nowoodkrytych kopalniach, gdzie ludność awantur-nicza szybko poczyna się gromadzić, gdzie panuje jeszcze nóż, rewolwer lub straszliwe pra-wo lynch, gdzie kupiec amerykański niechętnie się udaje z obawy niebezpieczeństwa dla to-waru i życia, pierwsze sklepy otwierają zwykle %7łydzi nasi.Grzecznością, dobrym słowem, aprzede wszystkim kredytem ujmują oni sobie zwykle najgrozniejszych awanturników lubregulatorów25, a zjednawszy raz dla siebie ich rewolwery, handlują już pod ich opieką bez-piecznie.Zyski za to w takich miejscowościach, gdzie górnik zamiast pieniędzmi płaci na okoproszkiem złotym, są ogromne.Widziałem istniejące w tych warunkach sklepy naszych %7ły-dów w Dedwood (Wyoming), w Darwin (Kalifornia), Virginia City (Nevada).Właściciele ichw ciągu kilku może lat staną się milionerami.W ogóle, gdy rozważę położenie ludności ży-dowskiej w Stanach Zjednoczonych, dochodzę do wniosku, że o ile emigracja chłopska jest idla kraju i dla samychże chłopów niebezpieczna, o tyle wychodztwo %7łydów jest rzeczą dlanich korzystną.W naszych miasteczkach istnieją setki rodzin żydowskich nie mających zczego żyć i trudniących się tylko szkodliwym, nieprodukcyjnym pośrednictwem, tam zaś,gdzie z gołymi rękami, byle z obrotną głową, można dojść do majątku, gdzie wiele gałęzihandlowych nie zdołano jeszcze rozwinąć, otworzyłoby się dla nich szerokie pole dobrobytu izysków.Nie mogę jednak zatrzymywać się nad tym przedmiotem dłużej i wracam do osadpolskich.Wspomniałem, że Radom, Panna Maria itp.nie są miasteczkami ściśle handlowymi.Mieszkańcy ich zajmują się przeważnie hodowlą bydła i uprawą roli.W Illinois, Wisconsin iw Indianie sadzą kartofle i sieją pszenicę jak w Polsce, w gorącym Teksasie kukurydzęlub nawet bawełnę.Stan ich, daleki od dostatków i w ogóle dość mierny, zaspokaja jednak ichpotrzeby, a dochody wystarczają na wznoszenie kościołów, zakładanie szkół i opędzanie wy-25Tak nazywają wykonawców prawa lynch.251datków gminnych.Dawniejsi osiedleńcy, jeśli są ludzmi rządnymi, żyją nawet we względnymdobrobycie.Najłatwiej do pewnej zamożności dochodzą ludzie żonaci, a zwłaszcza mającydużo dzieci, albowiem w Stanach Zjednoczonych, gdzie praca drogo kosztuje, dzieci, byletrochę podrosły, są prawdziwym dobrodziejstwem dla osadnika.W miastach znaczną częśćludności polskiej stanowią robotnicy żyjący z zarobku dziennego po fabrykach.Są oni znacz-nie ubożsi od robotników amerykańskich, niemieckich, angielskich lub szkockich.Jednakże,gdy interesa w całych Stanach idą dobrze, żyją oni lepiej, niż żyli w Polsce, a oszczędniejsidochodzą nawet do spokojnego kawałka chleba.W wielu pomieszkaniach tamtejszych pol-skich robotników widziałem podłogi pokryte całkowicie, wedle zwyczaju amerykańskiego,dywanami; w tak zwanym parlorze , czyli bawialni, nie brakło krzeseł na biegunach, naobiad zaś podawano bifsztyk i porter albo mięsne puddingi.Zastrzegam jednak zawsze, żepiszę o tych tylko, którzy mieli dość zdrowia i hartu duszy, by przetrzymać nędzę początko-wą.Z drugiej strony, i ci nawet, szczęśliwi, w chwilach zastoju handlowego lub bankructwfabrycznych tracą robotę i wpadają w bardzo trudne położenie.Sprowadza to częstokroć no-we wychodztwa w okolice, w których business idzie lepiej, albo przenoszenie się ludnościmiejskiej na osady rolnicze.Za czasu mej bytności powstały w ten sposób dwie nowe koloniepolskie: Nowy Poznań w Nebrasce i Waren Hoino w Arkansas.Temu ostatniemu jednak, za-łożonemu w złych warunkach, nie przepowiadano długiej przyszłości.Z tego, com dotąd powiedział, widzimy, że Polacy żyją rozproszeni w całych Stanach, odOceanu Atlantyckiego do Spokojnego i od Zatoki Meksykańskiej aż po Rzekę Zw.Wawrzyń-ca, czyli na przestrzeniach tak rozległych, jak cała Europa.Spójnię dla wszystkich stanowiąstowarzyszenia znoszące się wzajemnie, pisma periodyczne, których niedawno wychodziłocztery, obecnie zaś trzy26 wychodzi w Chicago i wydawnictwa puszczane w świat przezksięgarnie polskie założone w Chicago, Milwaukee i Detroit.Główną jednak siłą podtrzymu-jącą jaką taką jedność moralną jest Kościół i przewodniczący polscy księża.Kościół grupujewokół siebie przewodniczących robotników lub chłopów i wytwarza coraz nowe parafie;ksiądz żeni, chrzci, grzebie, a przede wszystkim uczy.Duchownemu nie tylko przynosi todochody, ale daje mu wpływ polityczny, on bowiem rozporządza głosami swoich owieczek.Taki stan rzeczy może się komuś nie podobać, co mu jednak nie przeszkadza istnieć.Byćmoże nawet, że przewaga wpływu czysto kościelnego sprowadza pewną wyłączność i zacie-śnienie granic polsko-amerykańskiej gminy, usuwa bowiem np.protestantów, których wieluznajduje się między Zlązakami lub Mazurami pruskimi.Z drugiej strony jednak, należy wy-znać, że ogół ludności skupia, wytwarza z niego społeczne jednostki, nie daje mu rozpraszaćsię i ginąć marnie między obcymi żywiołami, a na koniec staje się wyłączną opieką dla takichnowo przybyłych, których losy skreśliłem na początku niniejszego szkicu.26 Gazeta Polska Katolicka pod redaktorem Barzyńskim, Gazeta Polska Chicagowska pod Dyniewiczem i Orzeł Polski.252IVPrzy zakładaniu nowych osad rozwijają duchowni szczególnie pożyteczną działalność.Zdarza się częstokroć, w większych zwłaszcza miastach amerykańskich, że ludność robotni-cza objawia nagle dążność do zamienienia życia w rękodzielniach na pług i siekierę pionier-ską [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.%7łydzi polscy, których w Ameryce spotkałem, byli to w ogóle ludziedostatni.We wszystkich większych miastach jest ich mnóstwo, w ogóle zaś dochodzą do ma-jątków.Amerykanie, dawno już osiedli, nazywają greenhornami (nowicjuszami) świeżoprzybyłych i zwykle wyzyskują ich na każdym kroku, tymczasem nasz polski %7łyd, dziękiwrodzonemu sprytowi do interesów i rzutkości, przybywszy do New Yorku np.w niedzielę,w poniedziałek zaczyna zaraz handelek, a we wtorek zdarza mu się wyprowadzić już w polenajbardziej szczwanego Amerykanina, jeżeli tenże chciał go oszukać.Trafia tu kosa na ka-mień, stąd też nazwa Polish Jew (polski %7łyd), budzi w spekulantach amerykańskich dość uza-sadnioną obawę.%7łydom naszym z powodu ich sprytu, znajomości języka niemieckiego i ru-chliwości handlowej wcale niezle się dzieje w Stanach Zjednoczonych i wcale nie przechodząprzez takie cierpienia, jak np.chłopi.W nowoodkrytych kopalniach, gdzie ludność awantur-nicza szybko poczyna się gromadzić, gdzie panuje jeszcze nóż, rewolwer lub straszliwe pra-wo lynch, gdzie kupiec amerykański niechętnie się udaje z obawy niebezpieczeństwa dla to-waru i życia, pierwsze sklepy otwierają zwykle %7łydzi nasi.Grzecznością, dobrym słowem, aprzede wszystkim kredytem ujmują oni sobie zwykle najgrozniejszych awanturników lubregulatorów25, a zjednawszy raz dla siebie ich rewolwery, handlują już pod ich opieką bez-piecznie.Zyski za to w takich miejscowościach, gdzie górnik zamiast pieniędzmi płaci na okoproszkiem złotym, są ogromne.Widziałem istniejące w tych warunkach sklepy naszych %7ły-dów w Dedwood (Wyoming), w Darwin (Kalifornia), Virginia City (Nevada).Właściciele ichw ciągu kilku może lat staną się milionerami.W ogóle, gdy rozważę położenie ludności ży-dowskiej w Stanach Zjednoczonych, dochodzę do wniosku, że o ile emigracja chłopska jest idla kraju i dla samychże chłopów niebezpieczna, o tyle wychodztwo %7łydów jest rzeczą dlanich korzystną.W naszych miasteczkach istnieją setki rodzin żydowskich nie mających zczego żyć i trudniących się tylko szkodliwym, nieprodukcyjnym pośrednictwem, tam zaś,gdzie z gołymi rękami, byle z obrotną głową, można dojść do majątku, gdzie wiele gałęzihandlowych nie zdołano jeszcze rozwinąć, otworzyłoby się dla nich szerokie pole dobrobytu izysków.Nie mogę jednak zatrzymywać się nad tym przedmiotem dłużej i wracam do osadpolskich.Wspomniałem, że Radom, Panna Maria itp.nie są miasteczkami ściśle handlowymi.Mieszkańcy ich zajmują się przeważnie hodowlą bydła i uprawą roli.W Illinois, Wisconsin iw Indianie sadzą kartofle i sieją pszenicę jak w Polsce, w gorącym Teksasie kukurydzęlub nawet bawełnę.Stan ich, daleki od dostatków i w ogóle dość mierny, zaspokaja jednak ichpotrzeby, a dochody wystarczają na wznoszenie kościołów, zakładanie szkół i opędzanie wy-25Tak nazywają wykonawców prawa lynch.251datków gminnych.Dawniejsi osiedleńcy, jeśli są ludzmi rządnymi, żyją nawet we względnymdobrobycie.Najłatwiej do pewnej zamożności dochodzą ludzie żonaci, a zwłaszcza mającydużo dzieci, albowiem w Stanach Zjednoczonych, gdzie praca drogo kosztuje, dzieci, byletrochę podrosły, są prawdziwym dobrodziejstwem dla osadnika.W miastach znaczną częśćludności polskiej stanowią robotnicy żyjący z zarobku dziennego po fabrykach.Są oni znacz-nie ubożsi od robotników amerykańskich, niemieckich, angielskich lub szkockich.Jednakże,gdy interesa w całych Stanach idą dobrze, żyją oni lepiej, niż żyli w Polsce, a oszczędniejsidochodzą nawet do spokojnego kawałka chleba.W wielu pomieszkaniach tamtejszych pol-skich robotników widziałem podłogi pokryte całkowicie, wedle zwyczaju amerykańskiego,dywanami; w tak zwanym parlorze , czyli bawialni, nie brakło krzeseł na biegunach, naobiad zaś podawano bifsztyk i porter albo mięsne puddingi.Zastrzegam jednak zawsze, żepiszę o tych tylko, którzy mieli dość zdrowia i hartu duszy, by przetrzymać nędzę początko-wą.Z drugiej strony, i ci nawet, szczęśliwi, w chwilach zastoju handlowego lub bankructwfabrycznych tracą robotę i wpadają w bardzo trudne położenie.Sprowadza to częstokroć no-we wychodztwa w okolice, w których business idzie lepiej, albo przenoszenie się ludnościmiejskiej na osady rolnicze.Za czasu mej bytności powstały w ten sposób dwie nowe koloniepolskie: Nowy Poznań w Nebrasce i Waren Hoino w Arkansas.Temu ostatniemu jednak, za-łożonemu w złych warunkach, nie przepowiadano długiej przyszłości.Z tego, com dotąd powiedział, widzimy, że Polacy żyją rozproszeni w całych Stanach, odOceanu Atlantyckiego do Spokojnego i od Zatoki Meksykańskiej aż po Rzekę Zw.Wawrzyń-ca, czyli na przestrzeniach tak rozległych, jak cała Europa.Spójnię dla wszystkich stanowiąstowarzyszenia znoszące się wzajemnie, pisma periodyczne, których niedawno wychodziłocztery, obecnie zaś trzy26 wychodzi w Chicago i wydawnictwa puszczane w świat przezksięgarnie polskie założone w Chicago, Milwaukee i Detroit.Główną jednak siłą podtrzymu-jącą jaką taką jedność moralną jest Kościół i przewodniczący polscy księża.Kościół grupujewokół siebie przewodniczących robotników lub chłopów i wytwarza coraz nowe parafie;ksiądz żeni, chrzci, grzebie, a przede wszystkim uczy.Duchownemu nie tylko przynosi todochody, ale daje mu wpływ polityczny, on bowiem rozporządza głosami swoich owieczek.Taki stan rzeczy może się komuś nie podobać, co mu jednak nie przeszkadza istnieć.Byćmoże nawet, że przewaga wpływu czysto kościelnego sprowadza pewną wyłączność i zacie-śnienie granic polsko-amerykańskiej gminy, usuwa bowiem np.protestantów, których wieluznajduje się między Zlązakami lub Mazurami pruskimi.Z drugiej strony jednak, należy wy-znać, że ogół ludności skupia, wytwarza z niego społeczne jednostki, nie daje mu rozpraszaćsię i ginąć marnie między obcymi żywiołami, a na koniec staje się wyłączną opieką dla takichnowo przybyłych, których losy skreśliłem na początku niniejszego szkicu.26 Gazeta Polska Katolicka pod redaktorem Barzyńskim, Gazeta Polska Chicagowska pod Dyniewiczem i Orzeł Polski.252IVPrzy zakładaniu nowych osad rozwijają duchowni szczególnie pożyteczną działalność.Zdarza się częstokroć, w większych zwłaszcza miastach amerykańskich, że ludność robotni-cza objawia nagle dążność do zamienienia życia w rękodzielniach na pług i siekierę pionier-ską [ Pobierz całość w formacie PDF ]