[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To musi być jakiś koszmar, bo jeśli to niesen. powoli otworzył powieki.Ból, który poczuł w lewym oku, pomógłmu natychmiast odzyskać w pełni świadomość.Nad sobą zobaczył, skryteczęściowo w półmroku, sklepienie z piaskowca.Po ścianach spływała woda,kapiąc cicho na ziemię.Kątem oka dostrzegł płomienie małych glinianychlampek i ich odbicia tańczące na wodzie naturalnego oczka wodnego.Kłęby pary unosiły się ociężale nad jego powierzchnią.Podniósł głowę.Nie! - Ciężarem na jego piersi była uzdrowicielka, tak samo naga jak onsam.Jej włosy przyschły do jego piersi i brzucha i wyglądały, jak kwiatyjakiejś nieznanej rośliny.Z wyjątkiem jej delikatnej twarzy, smukłej szyii górnej części ramion, jej skóra przybrała łagodny blask macicy perłowej.Wpił palce w ciemne futro, na którym leżał. To jest zły sen! Powoli,by jej nie obudzić, opadł z powrotem na posłanie.Ostatnią rzeczą, którąpamiętał, było to, że przewrócił się w tej małej chatce odurzony podstępniejakimś narkotykiem.Podniósł rękę do czoła - zaskoczony patrzył na rzemienie z farbowanej skóry, które w dziwny sposób owinięte były wokółjego nadgarstków i dłoni.Przez uderzenie serca zdawało mu się, że cośsobie przypomina, jednak potem pojawiła się znowu ta gęsta mgła skrywająca wszystko.Przycisnął czubki palców do skroni. Gdzie my jesteśmy?Skąd się tu wzięliśmy? Co, na wszystkie duchy i demony, się stało? - skrzywiłgorzko usta.Chętnie oddałby się złudnej nadziei, że nic się nie stało aleto było niemożliwe.To, jak leżeli obok siebie, to, że futra wokół nich byływ kompletnym nieładzie. Gdybym tylko mógł sobie przypomnieć! Chciałjuż niemal spróbować jeszcze raz unieść głowę i rozejrzeć się, czy na udachuzdrowicielki nie ma zdradzieckich śladów krwi.Gdyby nie znajdowali sięo krok od gorącego zródła, mógłby w ten sposób pozbyć się przynajmniejczęści niepewności, ale w tym miejscu. Bez sensu! Opuścił rękę na408futra, poczuł coś miękkiego pod palcami, podniósł to i przyjrzał mu się.Owoc o ciemnym, niemal purpurowym kolorze i słodki. Karmił jątym. Nagle zawładnęło nim pragnienie, by udusić tę ślepą, małą czarownicę.%7łółty sok wypłynął spomiędzy jego palców, zaczął spływać po ręce.Z obrzydzeniem odrzucił na bok zmiażdżony owoc i wytarł dłoń w futra.Towszystko to na pewno jej sprawka! - Ale dlaczego? Do cholery, dlaczego? Cota suka będzie miała z tego, że zniszczy jej życie, a do tego jeszcze moje? Przyjego boku poruszyła się lekko uzdrowicielka.Zamarł bez ruchu.Jej dłońmusnęła przez sen jego pierś.Nagle pojawił się w pamięci obraz, wstrzymałoddech: Lijanas, nad nim; jej ciężar na jego biodrach; jej dłonie, splecionez jego dłońmi, oparte na futrach po prawej i lewej stronie jego głowy; błysk w jejoczach; pot na jej skórze; pochyla się nad nim, jej włosy opadają mu na pierś.Poruszyła się, westchnęła cicho i nagle znieruchomiała.Czuł, jak jejrzęsy muskały jego skórę, kiedy otwierała powieki.Jej dłoń zamarła najego piersi.Potem powoli uniosła głowę.Ich oczy spotkały się, jej otworzyły się szeroko.Wyprostowała się powoli, jej oczy zamrugały na widokjego ciała.Usłyszał, jak ostro wciąga powietrze, odsuwając się jednocześnieod niego.Patrzyła to na niego, to na siebie i przycisnęła wierzch dłoni dona wpół otwartych ust, kiedy zdała sobie sprawę, co to wszystko znaczy.Jakby nagle zamienił się w jakiegoś potwora, odsunęła się od niego.- Lijanas.- podniósł się powoli, wyciągając do niej rękę.Kręcąc z przerażeniem głową, odsunęła się jeszcze bardziej w tył,wydała z siebie przerazliwy krzyk i rzuciła się do jeziorka.Za pózno rzuciłsię do przodu, chciał ją jeszcze złapać, zatrzymał się na brzegu skały otaczającej oczko, zerkając w wodę, w której rysowała się, połyskując, jejpostać.Potem znowu się wynurzyła, kryjąc przed nim swą nagość.W jejoczach wciąż widać było przerażenie, co sprawiało, że czuł się jak odrażające zwierzę.Odwrócił wzrok, odsunął się od brzegu oczka, odwrócił doniej plecami i wpił palce w futra, próbując zdusić w sobie krzyk bezsilnejwściekłości.Przez długą chwilę nie było słychać nic prócz równomiernego odgłosu kropli, kapiących ze ścian, jej drżącego oddechu i od czasu do czasuplusku, gdy poruszyła się w wodzie.Potem:- Co się stało? - jej głos był cienki. Nie wiem podniósł głowę, utkwił wzrok w skale. Czy my.? w tych słowach było tyle lęku, że pękało mu serce.Zwierzę! Bestia! Kier!409 Nie wiem. Czy to byłoby tak straszne dla ciebie, ptaszyno? Pamiętamtylko, że straciłem przytomność w tej chatce.Potem obudziłem się tutaj. Ja też tyle pamiętam.Ten posiłek! Musiały tam być jakieś narkotyki!- Ta k. Ale dlaczego nas potem. zamilkła bezradna.Tak, dlaczego? Mordan potarł dłonią kark, potem bark.Jego sierśćbyła okropnie tłusta. Dlaczego przyprowadzili nas do tej jaskini? Dlaczegonas nie zabili? z obrzydzeniem patrzył na miękkie futra, na glinianelampki, które pogrążały obszar przed tym małym, naturalnym zbiornikiem w łagodnym świetle, powodując, że wszystko inne tonęło w mistycznej ciemności.Na podeście stały talerze z owocami i chleb, większośćz tego zjedzona, obok gliniany dzban, puchary, z których jeden leżał przewrócony. Przygotowali nam tu wszystko tak przytulnie! Oni chcieli, żeby dotego między nami doszło! Dlaczego? Jego palce zaszyły się głębiej w futro.- Na duchy zemsty, dlaczego? Chyba nie da się nie zauważyć, że nie należymydo jednego ludu.Jak mogli założyć, że kobieta z ludu Nivardów albo Edaribędzie chciała położyć się obok Kiera? Do cholery, równie dobrze mógłbymją wziąć przemocą! Ona kocha innego! Przeciągnął obydwoma rękoma powłosach.Nawet one były tłuste.Skrzywił twarz. Po co to wszystko? Czywykorzystali nas do jakiegoś rytuału? Czy dlatego nas nie zabili? Bo byliśmyim do tego potrzebni? Czy jest jakieś inne wyjaśnienie? Ci wojownicy chcielimnie zabić! Potem Lijanas wyszła ze swej kryjówki i przestali walczyć.To,że ta ślepa czarownica nacięła mi dłoń i puściła moją krew do ognia.Tomusiała być jakaś próba. Bezgłośnie wyszczerzył zęby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. To musi być jakiś koszmar, bo jeśli to niesen. powoli otworzył powieki.Ból, który poczuł w lewym oku, pomógłmu natychmiast odzyskać w pełni świadomość.Nad sobą zobaczył, skryteczęściowo w półmroku, sklepienie z piaskowca.Po ścianach spływała woda,kapiąc cicho na ziemię.Kątem oka dostrzegł płomienie małych glinianychlampek i ich odbicia tańczące na wodzie naturalnego oczka wodnego.Kłęby pary unosiły się ociężale nad jego powierzchnią.Podniósł głowę.Nie! - Ciężarem na jego piersi była uzdrowicielka, tak samo naga jak onsam.Jej włosy przyschły do jego piersi i brzucha i wyglądały, jak kwiatyjakiejś nieznanej rośliny.Z wyjątkiem jej delikatnej twarzy, smukłej szyii górnej części ramion, jej skóra przybrała łagodny blask macicy perłowej.Wpił palce w ciemne futro, na którym leżał. To jest zły sen! Powoli,by jej nie obudzić, opadł z powrotem na posłanie.Ostatnią rzeczą, którąpamiętał, było to, że przewrócił się w tej małej chatce odurzony podstępniejakimś narkotykiem.Podniósł rękę do czoła - zaskoczony patrzył na rzemienie z farbowanej skóry, które w dziwny sposób owinięte były wokółjego nadgarstków i dłoni.Przez uderzenie serca zdawało mu się, że cośsobie przypomina, jednak potem pojawiła się znowu ta gęsta mgła skrywająca wszystko.Przycisnął czubki palców do skroni. Gdzie my jesteśmy?Skąd się tu wzięliśmy? Co, na wszystkie duchy i demony, się stało? - skrzywiłgorzko usta.Chętnie oddałby się złudnej nadziei, że nic się nie stało aleto było niemożliwe.To, jak leżeli obok siebie, to, że futra wokół nich byływ kompletnym nieładzie. Gdybym tylko mógł sobie przypomnieć! Chciałjuż niemal spróbować jeszcze raz unieść głowę i rozejrzeć się, czy na udachuzdrowicielki nie ma zdradzieckich śladów krwi.Gdyby nie znajdowali sięo krok od gorącego zródła, mógłby w ten sposób pozbyć się przynajmniejczęści niepewności, ale w tym miejscu. Bez sensu! Opuścił rękę na408futra, poczuł coś miękkiego pod palcami, podniósł to i przyjrzał mu się.Owoc o ciemnym, niemal purpurowym kolorze i słodki. Karmił jątym. Nagle zawładnęło nim pragnienie, by udusić tę ślepą, małą czarownicę.%7łółty sok wypłynął spomiędzy jego palców, zaczął spływać po ręce.Z obrzydzeniem odrzucił na bok zmiażdżony owoc i wytarł dłoń w futra.Towszystko to na pewno jej sprawka! - Ale dlaczego? Do cholery, dlaczego? Cota suka będzie miała z tego, że zniszczy jej życie, a do tego jeszcze moje? Przyjego boku poruszyła się lekko uzdrowicielka.Zamarł bez ruchu.Jej dłońmusnęła przez sen jego pierś.Nagle pojawił się w pamięci obraz, wstrzymałoddech: Lijanas, nad nim; jej ciężar na jego biodrach; jej dłonie, splecionez jego dłońmi, oparte na futrach po prawej i lewej stronie jego głowy; błysk w jejoczach; pot na jej skórze; pochyla się nad nim, jej włosy opadają mu na pierś.Poruszyła się, westchnęła cicho i nagle znieruchomiała.Czuł, jak jejrzęsy muskały jego skórę, kiedy otwierała powieki.Jej dłoń zamarła najego piersi.Potem powoli uniosła głowę.Ich oczy spotkały się, jej otworzyły się szeroko.Wyprostowała się powoli, jej oczy zamrugały na widokjego ciała.Usłyszał, jak ostro wciąga powietrze, odsuwając się jednocześnieod niego.Patrzyła to na niego, to na siebie i przycisnęła wierzch dłoni dona wpół otwartych ust, kiedy zdała sobie sprawę, co to wszystko znaczy.Jakby nagle zamienił się w jakiegoś potwora, odsunęła się od niego.- Lijanas.- podniósł się powoli, wyciągając do niej rękę.Kręcąc z przerażeniem głową, odsunęła się jeszcze bardziej w tył,wydała z siebie przerazliwy krzyk i rzuciła się do jeziorka.Za pózno rzuciłsię do przodu, chciał ją jeszcze złapać, zatrzymał się na brzegu skały otaczającej oczko, zerkając w wodę, w której rysowała się, połyskując, jejpostać.Potem znowu się wynurzyła, kryjąc przed nim swą nagość.W jejoczach wciąż widać było przerażenie, co sprawiało, że czuł się jak odrażające zwierzę.Odwrócił wzrok, odsunął się od brzegu oczka, odwrócił doniej plecami i wpił palce w futra, próbując zdusić w sobie krzyk bezsilnejwściekłości.Przez długą chwilę nie było słychać nic prócz równomiernego odgłosu kropli, kapiących ze ścian, jej drżącego oddechu i od czasu do czasuplusku, gdy poruszyła się w wodzie.Potem:- Co się stało? - jej głos był cienki. Nie wiem podniósł głowę, utkwił wzrok w skale. Czy my.? w tych słowach było tyle lęku, że pękało mu serce.Zwierzę! Bestia! Kier!409 Nie wiem. Czy to byłoby tak straszne dla ciebie, ptaszyno? Pamiętamtylko, że straciłem przytomność w tej chatce.Potem obudziłem się tutaj. Ja też tyle pamiętam.Ten posiłek! Musiały tam być jakieś narkotyki!- Ta k. Ale dlaczego nas potem. zamilkła bezradna.Tak, dlaczego? Mordan potarł dłonią kark, potem bark.Jego sierśćbyła okropnie tłusta. Dlaczego przyprowadzili nas do tej jaskini? Dlaczegonas nie zabili? z obrzydzeniem patrzył na miękkie futra, na glinianelampki, które pogrążały obszar przed tym małym, naturalnym zbiornikiem w łagodnym świetle, powodując, że wszystko inne tonęło w mistycznej ciemności.Na podeście stały talerze z owocami i chleb, większośćz tego zjedzona, obok gliniany dzban, puchary, z których jeden leżał przewrócony. Przygotowali nam tu wszystko tak przytulnie! Oni chcieli, żeby dotego między nami doszło! Dlaczego? Jego palce zaszyły się głębiej w futro.- Na duchy zemsty, dlaczego? Chyba nie da się nie zauważyć, że nie należymydo jednego ludu.Jak mogli założyć, że kobieta z ludu Nivardów albo Edaribędzie chciała położyć się obok Kiera? Do cholery, równie dobrze mógłbymją wziąć przemocą! Ona kocha innego! Przeciągnął obydwoma rękoma powłosach.Nawet one były tłuste.Skrzywił twarz. Po co to wszystko? Czywykorzystali nas do jakiegoś rytuału? Czy dlatego nas nie zabili? Bo byliśmyim do tego potrzebni? Czy jest jakieś inne wyjaśnienie? Ci wojownicy chcielimnie zabić! Potem Lijanas wyszła ze swej kryjówki i przestali walczyć.To,że ta ślepa czarownica nacięła mi dłoń i puściła moją krew do ognia.Tomusiała być jakaś próba. Bezgłośnie wyszczerzył zęby [ Pobierz całość w formacie PDF ]