[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez kilka sekund wpatrywała się w Esko,potem odwróciła wzrok.Esko odsunął krzesło i wstał. Co się dzieje? zapytał Lazarus.Esko nie odpowiedział.Całkowicie nieświadomy pełnych zaciekawienia i złości spojrzeń,które towarzyszyły każdemu jego krokowi, ruszył w kierunku głównego stołu. Witaj, Esko.Dawno się nie widzieliśmy odezwała się Katerina, cicho i powoli, niskim,nieco zachrypniętym głosem.Mówiła po angielsku z akcentem, lecz płynnie.Zachowywałasię spokojnie i pogodnie, może zbyt pogodnie. Dobrze wyglądasz.Cieszę się, że cię widzę. Katerino& Ja& zająknął się, bo serce zalała mu właśnie fala szczęścia. Jestem takiwzruszony& Nie wiem, co powiedzieć& Więc przywitaj się ze mną rzekła Katerina.Zdjęła białą rękawiczkę i wyciągnęła do niego smukłą dłoń.Na serdecznym palcupołyskiwała ozdobiona diamentem ślubna obrączka.Katerina patrzyła na nią chwilę zesmutkiem, jakby żałowała, że nie może przekazać Esko lepszych wiadomości. Rozumiem, że poznaliście się dość dawno temu, moi mili odezwał się swobodnieMacCormick. Esko, chciałbym przedstawić ci moją żonę, Kate MacCormick.8Kiedy MacCormick przyjeżdżał do Nowego Jorku, zatrzymywał się w apartamenciehotelu Waldorf-Astoria.Esko chodził tam w poszukiwaniu Kateriny.Zostawiał wiadomości,dzwonił, wjeżdżał windą na górę i pukał do drzwi apartamentu wszystko na próżno.Wkońcu postanowił, że usiądzie w holu i będzie czekał.Czekał jeden cały dzień, potem drugi,czytając gazety i wdawał się w rozmowy z windziarzami.Nie przejmował się tym, że ktośmoże uznać jego zachowanie za dziwne.Było dziwne i on doskonale o tym wiedział.Myśl oKaterinie, o możliwości ujrzenia jej, mąciła mu umysł niczym gorączka.Pił whiskey i piwo,jadł kanapki, lecz nic nie zmniejszało tęsknoty.Nawet kiedy na chwilę zapadał w drzemkę,sztywno wyprostowany w jednym z krzeseł naprzeciwko wind, śnił o niej.Los pozwolił muujrzeć ją znowu i teraz kochał ją z intensywnością, która przerażała go do głębi, bardziej niżswoją pracę, bardziej niż życie.Była siódma wieczorem, dwa dni po rozdaniu nagród na przyjęciu wydanym przezredakcję Gazette , kiedy wreszcie ją dostrzegł.Wyszła nie z windy, lecz z długiegowewnętrznego przejścia pod arkadami, biegnącego równolegle do Trzydziestej Czwartejulicy.Nie była to jedyna niespodzianka.Katerinie towarzyszył nie MacCormick, ale innymężczyzna, chudy i mrocznie przystojny, o czarnych, gęstych włosach i ciemnych oczach,które bacznie obserwowały świat zza grubych szkieł w drucianych oprawkach.Z ogromnymskupieniem, nawet z uwielbieniem, wpatrywał się w Katerinę, która miała na sobie srebrzystądopasowaną suknię bez rękawów i srebrzysty kloszowy kapelusz.Czarne futro przerzuciłaprzez ramię.Esko na wpół podniósł się z krzesła, lecz natychmiast znowu opadł na siedzenie.Czując,że zachowuje się śmiesznie, podniósł rozłożoną gazetę, zasłonił nią twarz i czekał, podczasgdy tamci dwoje, śmiejąc się i rozmawiając, przeszli obok niego i skierowali się kuobrotowym drzwiom hotelu.Esko wypadł za nimi na ulicę i zdążył zobaczyć, jak wsiadają do taksówki, zatrzymał więcnastępną i kazał kierowcy jechać za nimi.Podróż nie trwała długo.Ledwie dziesięć przecznicdalej, na Broadwayu Esko zapłacił taksówkarzowi i zaczął przedzierać się przez tłum, idąc zaKateriną i jej towarzyszem.Dotarł za nimi do Teatru Garricka, tracąc ich z oczu tylko nachwilę, gdy zorientował się, że mają już bilety, natomiast on musi zatrzymać się przy kasie.Przeciskając się między krzesłami, potykając o kolana widzów i mamrocząc przeprosiny,znalazł się na swoim miejscu w chwili, gdy na sali zgasły światła, kurtyna poszła w górę isztuka rozpoczęła się przy blasku sztucznych błyskawic i ryku grzmotów.Na scenie szalałsztorm, statek tonął, ludzie krzyczeli przerazliwie, zmagając się z deszczem i dziką wichurą.Kadłub trzeszczał, żagle furkotały, niebo przeszyła błyskawica.Potem zapadła ciemność.Spojrzał w lewo i prawo, potem przed siebie, kierowany nieomylnym instynktem, którypodpowiadał mu, gdzie ujrzy głowę Kateriny.Jej poważny młody towarzysz nachylał się kuniej, pragnąc zwrócić na siebie uwagę, ona jednak nie odrywała wzroku od sceny.W świetlełagodniejszej błyskawicy ukazała się tam teraz sylwetka wysokiego starca w czarnympłaszczu w gwiazdy, stojącego w komnacie pełnej ksiąg.Do komnaty wbiegła jego córka,piękna i miła młoda dziewczyna, przerażona losem rozbitków.Stary człowiek, który okazałsię czarownikiem, zapewnił ją, że sam wywołał burzę na morzu i że nic złego się nie stało.Załoga statku była bezpieczna.Wszyscy znalezli się na wyspie, we władzy starca.Zuśmiechem zatarł ręce i wezwał swego pomocnika, ducha, który pojawił się na sceniezawieszony na trapezie głową w dół.Potem niewolnik czarownika, zdeformowana, porośniętafutrem istota, wychynął zza skały, opleciony wodorostami, z potężnym kijem w ręce.Wyjął zust rybę i zaklął soczyście.Niewolnik nazywał się Kaliban, duchem powietrza był Ariel, sztuka zaś, jak Esko dopieroteraz się zorientował, była tą, o której Katerina opowiedziała mu w windzie budynkuDiktoniusa.Oglądał właśnie pierwsze sceny Burzy Szekspira [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Przez kilka sekund wpatrywała się w Esko,potem odwróciła wzrok.Esko odsunął krzesło i wstał. Co się dzieje? zapytał Lazarus.Esko nie odpowiedział.Całkowicie nieświadomy pełnych zaciekawienia i złości spojrzeń,które towarzyszyły każdemu jego krokowi, ruszył w kierunku głównego stołu. Witaj, Esko.Dawno się nie widzieliśmy odezwała się Katerina, cicho i powoli, niskim,nieco zachrypniętym głosem.Mówiła po angielsku z akcentem, lecz płynnie.Zachowywałasię spokojnie i pogodnie, może zbyt pogodnie. Dobrze wyglądasz.Cieszę się, że cię widzę. Katerino& Ja& zająknął się, bo serce zalała mu właśnie fala szczęścia. Jestem takiwzruszony& Nie wiem, co powiedzieć& Więc przywitaj się ze mną rzekła Katerina.Zdjęła białą rękawiczkę i wyciągnęła do niego smukłą dłoń.Na serdecznym palcupołyskiwała ozdobiona diamentem ślubna obrączka.Katerina patrzyła na nią chwilę zesmutkiem, jakby żałowała, że nie może przekazać Esko lepszych wiadomości. Rozumiem, że poznaliście się dość dawno temu, moi mili odezwał się swobodnieMacCormick. Esko, chciałbym przedstawić ci moją żonę, Kate MacCormick.8Kiedy MacCormick przyjeżdżał do Nowego Jorku, zatrzymywał się w apartamenciehotelu Waldorf-Astoria.Esko chodził tam w poszukiwaniu Kateriny.Zostawiał wiadomości,dzwonił, wjeżdżał windą na górę i pukał do drzwi apartamentu wszystko na próżno.Wkońcu postanowił, że usiądzie w holu i będzie czekał.Czekał jeden cały dzień, potem drugi,czytając gazety i wdawał się w rozmowy z windziarzami.Nie przejmował się tym, że ktośmoże uznać jego zachowanie za dziwne.Było dziwne i on doskonale o tym wiedział.Myśl oKaterinie, o możliwości ujrzenia jej, mąciła mu umysł niczym gorączka.Pił whiskey i piwo,jadł kanapki, lecz nic nie zmniejszało tęsknoty.Nawet kiedy na chwilę zapadał w drzemkę,sztywno wyprostowany w jednym z krzeseł naprzeciwko wind, śnił o niej.Los pozwolił muujrzeć ją znowu i teraz kochał ją z intensywnością, która przerażała go do głębi, bardziej niżswoją pracę, bardziej niż życie.Była siódma wieczorem, dwa dni po rozdaniu nagród na przyjęciu wydanym przezredakcję Gazette , kiedy wreszcie ją dostrzegł.Wyszła nie z windy, lecz z długiegowewnętrznego przejścia pod arkadami, biegnącego równolegle do Trzydziestej Czwartejulicy.Nie była to jedyna niespodzianka.Katerinie towarzyszył nie MacCormick, ale innymężczyzna, chudy i mrocznie przystojny, o czarnych, gęstych włosach i ciemnych oczach,które bacznie obserwowały świat zza grubych szkieł w drucianych oprawkach.Z ogromnymskupieniem, nawet z uwielbieniem, wpatrywał się w Katerinę, która miała na sobie srebrzystądopasowaną suknię bez rękawów i srebrzysty kloszowy kapelusz.Czarne futro przerzuciłaprzez ramię.Esko na wpół podniósł się z krzesła, lecz natychmiast znowu opadł na siedzenie.Czując,że zachowuje się śmiesznie, podniósł rozłożoną gazetę, zasłonił nią twarz i czekał, podczasgdy tamci dwoje, śmiejąc się i rozmawiając, przeszli obok niego i skierowali się kuobrotowym drzwiom hotelu.Esko wypadł za nimi na ulicę i zdążył zobaczyć, jak wsiadają do taksówki, zatrzymał więcnastępną i kazał kierowcy jechać za nimi.Podróż nie trwała długo.Ledwie dziesięć przecznicdalej, na Broadwayu Esko zapłacił taksówkarzowi i zaczął przedzierać się przez tłum, idąc zaKateriną i jej towarzyszem.Dotarł za nimi do Teatru Garricka, tracąc ich z oczu tylko nachwilę, gdy zorientował się, że mają już bilety, natomiast on musi zatrzymać się przy kasie.Przeciskając się między krzesłami, potykając o kolana widzów i mamrocząc przeprosiny,znalazł się na swoim miejscu w chwili, gdy na sali zgasły światła, kurtyna poszła w górę isztuka rozpoczęła się przy blasku sztucznych błyskawic i ryku grzmotów.Na scenie szalałsztorm, statek tonął, ludzie krzyczeli przerazliwie, zmagając się z deszczem i dziką wichurą.Kadłub trzeszczał, żagle furkotały, niebo przeszyła błyskawica.Potem zapadła ciemność.Spojrzał w lewo i prawo, potem przed siebie, kierowany nieomylnym instynktem, którypodpowiadał mu, gdzie ujrzy głowę Kateriny.Jej poważny młody towarzysz nachylał się kuniej, pragnąc zwrócić na siebie uwagę, ona jednak nie odrywała wzroku od sceny.W świetlełagodniejszej błyskawicy ukazała się tam teraz sylwetka wysokiego starca w czarnympłaszczu w gwiazdy, stojącego w komnacie pełnej ksiąg.Do komnaty wbiegła jego córka,piękna i miła młoda dziewczyna, przerażona losem rozbitków.Stary człowiek, który okazałsię czarownikiem, zapewnił ją, że sam wywołał burzę na morzu i że nic złego się nie stało.Załoga statku była bezpieczna.Wszyscy znalezli się na wyspie, we władzy starca.Zuśmiechem zatarł ręce i wezwał swego pomocnika, ducha, który pojawił się na sceniezawieszony na trapezie głową w dół.Potem niewolnik czarownika, zdeformowana, porośniętafutrem istota, wychynął zza skały, opleciony wodorostami, z potężnym kijem w ręce.Wyjął zust rybę i zaklął soczyście.Niewolnik nazywał się Kaliban, duchem powietrza był Ariel, sztuka zaś, jak Esko dopieroteraz się zorientował, była tą, o której Katerina opowiedziała mu w windzie budynkuDiktoniusa.Oglądał właśnie pierwsze sceny Burzy Szekspira [ Pobierz całość w formacie PDF ]