[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właśnie tego się bała.- A więc jesteśmy umówieni.O siódmej.- Wiedząc, że nie należyprzeciągać struny, Gray wstał i wyszedł z pokoju.Najpierw powiedziała sobie, że włoży byle co, po czym spędziłagodzinę przed otwartą szafą.Zdecydowała się w końcu na prostą sukienkę zzielonej wełny, którą Maggie przywiozła jej z Mediolanu.Długie rękawy,wysoki kołnierz, wyglądała zupełnie zwyczajnie, skromnie i praktycznie,dopóki się jej nie włożyło.Miękka, cieniutka wełenka otulała ciasno ciało,odsłaniając więcej niż okrywała.Brianna uznała, że sukienka jest w sam raz na taką okazję i że grzech jejnie nosić, skoro Maggie wydała na nią tyle pieniędzy.Poza tym była taka miław dotyku.Zniecierpliwiona własnymi reakcjami, wzięła czarny pikowany płaszcz iprzerzuciła go przez ramię.To jest zwykłe zaproszenie na kolację, powtórzyłapo raz kolejny.Miły gest ze strony człowieka, którego karmiła od przeszłoNora Roberts 47tygodnia.Zaczerpnąwszy głęboko powietrza, ruszyła w stronę holu.Gray schodziłwłaśnie ze schodów.Brianna zatrzymała się niepewnie.Gray zamarł na ostatnim stopniu, z dłonią na poręczy schodów.Przezmoment patrzyli na siebie, jakby coś przez tę dziwną, ulotną chwilę odkryli.Gray poruszył się i wrażenie prysło.- Patrzcie państwo! - Gray uśmiechnął się z zadowoleniem.- Wyglądaszjak na obrazku, Brianno.- Włożyłeś garnitur - stwierdziła.Wyglądał w nim wspaniale.- Wbijam się w niego od czasu do czasu.- Wziął od niej płaszcz inarzucił jej na ramiona.- Nie powiedziałeś mi, dokąd jedziemy.- Na kolację - Otoczył ją w pasie ramieniem i wyprowadził z domu.Westchnęła na widok wnętrza samochodu.Pachniało skórą, a ta skóra byłamiękka jak masło.Przesunęła dłonią po siedzeniu.- To miło z twojej strony, że to robisz.- Wcale nie miło.Po prostu miałem ochotę wybrać się gdzieś z tobąwieczorem.Nigdy nie przychodzisz do pubu.Trochę się odprężyła.A więc jechali do pubu.- Nie chodzę wieczorami, ale wpadam tam dla towarzystwa od czasu doczasu.W tym tygodniu O'Malleyom urodziła się kolejna wnuczka.- Wiem.Uczciliśmy to kuflem piwa.- Skończyłam właśnie becik dla małej.Powinnam była wziąć go zesobą.- Nie jedziemy do pubu.Co to jest becik?- To coś w rodzaju sakwy, wsadza się w nią dziecko i zapina na guziki.- Kiedy przejeżdżali przez wieś, uśmiechnęła się.- Patrz, państwo Conroy!Przeszło pięćdziesiąt lat po ślubie, a oni wciąż chodzą trzymając się za ręce.Ajak tańczą!- Doszły mnie słuchy, że tobie też to niezle idzie.- Rzucił jej spojrzenie.- Wygrywałaś konkursy.- Kiedy byłam dziewczynką.- Wzruszyła ramionami.Byłoby głupotążałować tego, co dawno minęło.- Nie traktowałam tańca poważnie.Tańczyłamdla zabawy.- A co teraz robisz dla zabawy?- To i owo.Dobrze prowadzisz, jak na jankesa.- Zachichotała, kiedyobrzucił ją zdumionym spojrzeniem.- Chcę powiedzieć, że większośćAmerykanów ma problemy z jeżdżeniem po właściwej stronie drogi.- Nie będę dyskutował z tobą, która strona jest właściwa, powiem citylko, że spędziłem jakiś czas w Europie.Zrodzona z lodu 48- Nie potrafię określić twojego akcentu, to znaczy, masz akcentamerykański, ale nie wiem, z której części Stanów pochodzisz.Zrobiłam sobiez tego taką zabawę, zgaduję, skąd pochodzą moi goście.- Ja pochodzę znikąd.- Człowiek zawsze skądś pochodzi.- Wcale nie.Na świecie jest więcej wędrowców, niż ci się zdaje.- Ach, więc uważasz siebie za cygana.- Odgarnęła włosy i zapatrzyłasię na jego profil.- O tym akurat nie pomyślałam.- Słucham?- Tej nocy, kiedy przyjechałeś, pomyślałam, że przypominasz pirata,poetę, nawet boksera.Cygan nie przyszedł mi do głowy.To też do ciebiepasuje.- A ty wyglądałaś jak zjawisko: powłóczysta szata, rozrzucone włosy,odwaga i lęk wyzierające z oczu.- Nie bałam się.- Ujrzała drogowskaz na moment przed tym, jak Grayskręcił.- Tutaj? W Zamku Drumoland? Nie możemy!- Dlaczego? Mówiono mi, że kuchnia jest wyśmienita.- Oczywiście.I bardzo droga.Roześmiał się i zwolnił, by podziwiać widok wspaniałego jarzącego sięświatłami zamczyska, wzniesionego na zboczu wzgórza.- Brianno, jestem bardzo dobrze opłacanym cyganem.Fantastyczny,prawda?- Tak.A ogrody.Nie widać ich stąd i zima była taka ostra, ale sąnaprawdę bardzo piękne.- Spojrzała w stronę trawnika, na opatulone krzakiróż [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Właśnie tego się bała.- A więc jesteśmy umówieni.O siódmej.- Wiedząc, że nie należyprzeciągać struny, Gray wstał i wyszedł z pokoju.Najpierw powiedziała sobie, że włoży byle co, po czym spędziłagodzinę przed otwartą szafą.Zdecydowała się w końcu na prostą sukienkę zzielonej wełny, którą Maggie przywiozła jej z Mediolanu.Długie rękawy,wysoki kołnierz, wyglądała zupełnie zwyczajnie, skromnie i praktycznie,dopóki się jej nie włożyło.Miękka, cieniutka wełenka otulała ciasno ciało,odsłaniając więcej niż okrywała.Brianna uznała, że sukienka jest w sam raz na taką okazję i że grzech jejnie nosić, skoro Maggie wydała na nią tyle pieniędzy.Poza tym była taka miław dotyku.Zniecierpliwiona własnymi reakcjami, wzięła czarny pikowany płaszcz iprzerzuciła go przez ramię.To jest zwykłe zaproszenie na kolację, powtórzyłapo raz kolejny.Miły gest ze strony człowieka, którego karmiła od przeszłoNora Roberts 47tygodnia.Zaczerpnąwszy głęboko powietrza, ruszyła w stronę holu.Gray schodziłwłaśnie ze schodów.Brianna zatrzymała się niepewnie.Gray zamarł na ostatnim stopniu, z dłonią na poręczy schodów.Przezmoment patrzyli na siebie, jakby coś przez tę dziwną, ulotną chwilę odkryli.Gray poruszył się i wrażenie prysło.- Patrzcie państwo! - Gray uśmiechnął się z zadowoleniem.- Wyglądaszjak na obrazku, Brianno.- Włożyłeś garnitur - stwierdziła.Wyglądał w nim wspaniale.- Wbijam się w niego od czasu do czasu.- Wziął od niej płaszcz inarzucił jej na ramiona.- Nie powiedziałeś mi, dokąd jedziemy.- Na kolację - Otoczył ją w pasie ramieniem i wyprowadził z domu.Westchnęła na widok wnętrza samochodu.Pachniało skórą, a ta skóra byłamiękka jak masło.Przesunęła dłonią po siedzeniu.- To miło z twojej strony, że to robisz.- Wcale nie miło.Po prostu miałem ochotę wybrać się gdzieś z tobąwieczorem.Nigdy nie przychodzisz do pubu.Trochę się odprężyła.A więc jechali do pubu.- Nie chodzę wieczorami, ale wpadam tam dla towarzystwa od czasu doczasu.W tym tygodniu O'Malleyom urodziła się kolejna wnuczka.- Wiem.Uczciliśmy to kuflem piwa.- Skończyłam właśnie becik dla małej.Powinnam była wziąć go zesobą.- Nie jedziemy do pubu.Co to jest becik?- To coś w rodzaju sakwy, wsadza się w nią dziecko i zapina na guziki.- Kiedy przejeżdżali przez wieś, uśmiechnęła się.- Patrz, państwo Conroy!Przeszło pięćdziesiąt lat po ślubie, a oni wciąż chodzą trzymając się za ręce.Ajak tańczą!- Doszły mnie słuchy, że tobie też to niezle idzie.- Rzucił jej spojrzenie.- Wygrywałaś konkursy.- Kiedy byłam dziewczynką.- Wzruszyła ramionami.Byłoby głupotążałować tego, co dawno minęło.- Nie traktowałam tańca poważnie.Tańczyłamdla zabawy.- A co teraz robisz dla zabawy?- To i owo.Dobrze prowadzisz, jak na jankesa.- Zachichotała, kiedyobrzucił ją zdumionym spojrzeniem.- Chcę powiedzieć, że większośćAmerykanów ma problemy z jeżdżeniem po właściwej stronie drogi.- Nie będę dyskutował z tobą, która strona jest właściwa, powiem citylko, że spędziłem jakiś czas w Europie.Zrodzona z lodu 48- Nie potrafię określić twojego akcentu, to znaczy, masz akcentamerykański, ale nie wiem, z której części Stanów pochodzisz.Zrobiłam sobiez tego taką zabawę, zgaduję, skąd pochodzą moi goście.- Ja pochodzę znikąd.- Człowiek zawsze skądś pochodzi.- Wcale nie.Na świecie jest więcej wędrowców, niż ci się zdaje.- Ach, więc uważasz siebie za cygana.- Odgarnęła włosy i zapatrzyłasię na jego profil.- O tym akurat nie pomyślałam.- Słucham?- Tej nocy, kiedy przyjechałeś, pomyślałam, że przypominasz pirata,poetę, nawet boksera.Cygan nie przyszedł mi do głowy.To też do ciebiepasuje.- A ty wyglądałaś jak zjawisko: powłóczysta szata, rozrzucone włosy,odwaga i lęk wyzierające z oczu.- Nie bałam się.- Ujrzała drogowskaz na moment przed tym, jak Grayskręcił.- Tutaj? W Zamku Drumoland? Nie możemy!- Dlaczego? Mówiono mi, że kuchnia jest wyśmienita.- Oczywiście.I bardzo droga.Roześmiał się i zwolnił, by podziwiać widok wspaniałego jarzącego sięświatłami zamczyska, wzniesionego na zboczu wzgórza.- Brianno, jestem bardzo dobrze opłacanym cyganem.Fantastyczny,prawda?- Tak.A ogrody.Nie widać ich stąd i zima była taka ostra, ale sąnaprawdę bardzo piękne.- Spojrzała w stronę trawnika, na opatulone krzakiróż [ Pobierz całość w formacie PDF ]