[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie patrzę na Tris; nie mogę.Zamiast tego gapię się na Nitę.Na jej twarzy maluje sięgniew, niemal wściekłość.- Matthew - odzywa się nieprzyjemnym tonem.- A nie wolisz przeanalizować tychdanych w laboratorium?- Zamierzałem omówić je z badanymi tutaj.- Wydaje mi się, że to nie najlepszy pomysł - stwierdza Tris głosem ostrym jakbrzytwa.Matthew mówi coś, czego już właściwie nie słyszę.W uszach rozbrzmiewa mi tylkowalenie własnego serca.Chłopak znów dotyka ekranu, z którego znika model mojego DNA.Zostaje pusta szklana tafla.Matthew rusza do wyjścia.Prosi, żebyśmy wpadli do jegogabinetu, jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś więcej.Cała nasza trójka stoi w milczeniu.- To nic takiego - stwierdza stanowczo Tris.- Okej?- Jak możesz mówić, że to nic takiego! - rzucam głośniej, niż zamierzałem.Nita zaczyna układać pojemniki na blacie w równym rządku, choć przecież odnaszego przybycia nie zmieniły położenia.- Normalnie! - krzyczy Tris.- Jesteś tą samą osobą, którą byłeś pięć minut temu icztery miesiące temu, i osiemnaście lat temu! Ta informacja niczego nie zmienia.Te słowa wydają się sensowne, ale w tej chwili trudno mi jej wierzyć.- Twierdzisz, że to nic nie zmienia? - atakuję.- %7łe prawda niczego nie zmienia?- Jaka prawda? Ktoś ci mówi, że z twoimi genami jest coś nie tak, a ty po prostu tokupujesz?- Przecież wszystko było widać jak na dłoni.- Wyciągam rękę w stronę monitora.-Sama widziałaś.- Ale widzę też ciebie - odpowiada wzburzona i zaciska dłoń na moim ramieniu.- I cięznam.Kręcę głową.Ciągle nie mogę na nią spojrzeć, właściwie na nic nie mogę patrzeć.- Muszę.muszę się przejść.Widzimy się pózniej.- Tobias, czekaj.Zaraz po wyjściu moje napięcie częściowo opada.Idę wąskim korytarzem, którykurczy się wokół mnie jak płuca podczas wydechu.Wkrótce jednak wydostaję się doskąpanego w słońcu holu.Niebo jest błękitne.Słyszę za sobą czyjeś kroki, ale są zbyt ciężkiejak na Tris.- Cześć.- Nita wykręca stopę, a jej but skrzypi na kafelkach.- Nie nalegam, alechciałabym z tobą pogadać o tym całym.defekcie genetycznym.Jeśli jesteś zainteresowany,to spotkajmy się tu dziś o dwudziestej pierwszej.I.nie obraz się, ale raczej nieprzyprowadzaj ze sobą swojej dziewczyny.- Dlaczego?- Jest CG, czysta genetycznie.Może tego nie zrozumieć.Trudno to wyjaśnić.Poprostu mi zaufaj, co? Lepiej, żeby przez jakiś czas się w to nie mieszała.- Okej.- Dobra.- Nita kiwa głową.- Muszę lecieć.Wraca biegiem do gabinetu terapii genetycznej, a ja idę dalej.Nie wiem właściwiedokąd, wiem tylko, że kiedy idę, nawał tego, czego dowiedziałem się w ciągu ostatnich dni,przestaje wirować tak szaleńczo w mojej głowie, przestaje tak głośno krzyczeć.Rozdział 19TrisNie wybiegam za nim, bo niby co miałabym mu powiedzieć.Gdy dowiedziałam się o swojej Niezgodności, uważałam to za rodzaj tajemnej mocy,której nikt inny nie posiada, za coś, co mnie wyróżnia, co czyni mnie lepszą i silniejszą.Terazjednak, porównując na monitorze swoje DNA z DNA Tobiasa, uświadamiam sobie, żeNiezgodność wcale nie jest aż tak istotna.To tylko słowo określające pewną sekwencję DNA,tak jak słowa określające kolor oczu czy włosów.Chowam twarz w dłoniach.Ale ludzie tutaj nadal są przekonani, że to coś oznacza -nadal uważają, że ja jestem zdrowa, a Tobias nie.I chcą, żebym ot, tak im zaufała, żebym wto uwierzyła.Ale nie wierzę.I nie wiem właściwie, dlaczego Tobias wierzy - dlaczego tak szybkowziął sobie do serca to, że ma jakiś defekt.Nie chcę się już dłużej nad tym zastanawiać.Wychodzę z gabinetu w tym samymmomencie, w którym wraca Nita.- Co mu powiedziałaś? - pytam.Dziewczyna jest ładna.Wysoka, ale nie za wysoka, szczupła, ale nie za szczupła, osmagłej karnacji.- Poszłam się tylko upewnić, że zna drogę powrotną.Aatwo się tu pogubić.- To prawda.- Idę do.właściwie nie mam pojęcia dokąd, byle jak najdalej od Nity,ślicznej dziewczyny, która sam na sam rozmawia z moim chłopakiem.Chociaż z drugiejstrony długo nie gadali.Na końcu korytarza zauważam Zoe.Przywołuje mnie machnięciem.Wyglądaspokojniej niż rano; jej czoło jest już gładkie, a włosy puszczone luzno na ramiona.Wkładaręce do kieszeni.- Właśnie mówiłam pozostałym - odzywa się.- Zorganizowaliśmy lot samolotem dlachętnych.Za dwie godziny.Piszesz się?%7łołądek ściska mi się jednocześnie ze strachu i ekscytacji, jak wtedy gdy wpinałamsię w linę na dachu budynku Hancocka.Wyobrażam sobie, że wzbijam się w powietrze wpojezdzie ze skrzydłami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nie patrzę na Tris; nie mogę.Zamiast tego gapię się na Nitę.Na jej twarzy maluje sięgniew, niemal wściekłość.- Matthew - odzywa się nieprzyjemnym tonem.- A nie wolisz przeanalizować tychdanych w laboratorium?- Zamierzałem omówić je z badanymi tutaj.- Wydaje mi się, że to nie najlepszy pomysł - stwierdza Tris głosem ostrym jakbrzytwa.Matthew mówi coś, czego już właściwie nie słyszę.W uszach rozbrzmiewa mi tylkowalenie własnego serca.Chłopak znów dotyka ekranu, z którego znika model mojego DNA.Zostaje pusta szklana tafla.Matthew rusza do wyjścia.Prosi, żebyśmy wpadli do jegogabinetu, jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś więcej.Cała nasza trójka stoi w milczeniu.- To nic takiego - stwierdza stanowczo Tris.- Okej?- Jak możesz mówić, że to nic takiego! - rzucam głośniej, niż zamierzałem.Nita zaczyna układać pojemniki na blacie w równym rządku, choć przecież odnaszego przybycia nie zmieniły położenia.- Normalnie! - krzyczy Tris.- Jesteś tą samą osobą, którą byłeś pięć minut temu icztery miesiące temu, i osiemnaście lat temu! Ta informacja niczego nie zmienia.Te słowa wydają się sensowne, ale w tej chwili trudno mi jej wierzyć.- Twierdzisz, że to nic nie zmienia? - atakuję.- %7łe prawda niczego nie zmienia?- Jaka prawda? Ktoś ci mówi, że z twoimi genami jest coś nie tak, a ty po prostu tokupujesz?- Przecież wszystko było widać jak na dłoni.- Wyciągam rękę w stronę monitora.-Sama widziałaś.- Ale widzę też ciebie - odpowiada wzburzona i zaciska dłoń na moim ramieniu.- I cięznam.Kręcę głową.Ciągle nie mogę na nią spojrzeć, właściwie na nic nie mogę patrzeć.- Muszę.muszę się przejść.Widzimy się pózniej.- Tobias, czekaj.Zaraz po wyjściu moje napięcie częściowo opada.Idę wąskim korytarzem, którykurczy się wokół mnie jak płuca podczas wydechu.Wkrótce jednak wydostaję się doskąpanego w słońcu holu.Niebo jest błękitne.Słyszę za sobą czyjeś kroki, ale są zbyt ciężkiejak na Tris.- Cześć.- Nita wykręca stopę, a jej but skrzypi na kafelkach.- Nie nalegam, alechciałabym z tobą pogadać o tym całym.defekcie genetycznym.Jeśli jesteś zainteresowany,to spotkajmy się tu dziś o dwudziestej pierwszej.I.nie obraz się, ale raczej nieprzyprowadzaj ze sobą swojej dziewczyny.- Dlaczego?- Jest CG, czysta genetycznie.Może tego nie zrozumieć.Trudno to wyjaśnić.Poprostu mi zaufaj, co? Lepiej, żeby przez jakiś czas się w to nie mieszała.- Okej.- Dobra.- Nita kiwa głową.- Muszę lecieć.Wraca biegiem do gabinetu terapii genetycznej, a ja idę dalej.Nie wiem właściwiedokąd, wiem tylko, że kiedy idę, nawał tego, czego dowiedziałem się w ciągu ostatnich dni,przestaje wirować tak szaleńczo w mojej głowie, przestaje tak głośno krzyczeć.Rozdział 19TrisNie wybiegam za nim, bo niby co miałabym mu powiedzieć.Gdy dowiedziałam się o swojej Niezgodności, uważałam to za rodzaj tajemnej mocy,której nikt inny nie posiada, za coś, co mnie wyróżnia, co czyni mnie lepszą i silniejszą.Terazjednak, porównując na monitorze swoje DNA z DNA Tobiasa, uświadamiam sobie, żeNiezgodność wcale nie jest aż tak istotna.To tylko słowo określające pewną sekwencję DNA,tak jak słowa określające kolor oczu czy włosów.Chowam twarz w dłoniach.Ale ludzie tutaj nadal są przekonani, że to coś oznacza -nadal uważają, że ja jestem zdrowa, a Tobias nie.I chcą, żebym ot, tak im zaufała, żebym wto uwierzyła.Ale nie wierzę.I nie wiem właściwie, dlaczego Tobias wierzy - dlaczego tak szybkowziął sobie do serca to, że ma jakiś defekt.Nie chcę się już dłużej nad tym zastanawiać.Wychodzę z gabinetu w tym samymmomencie, w którym wraca Nita.- Co mu powiedziałaś? - pytam.Dziewczyna jest ładna.Wysoka, ale nie za wysoka, szczupła, ale nie za szczupła, osmagłej karnacji.- Poszłam się tylko upewnić, że zna drogę powrotną.Aatwo się tu pogubić.- To prawda.- Idę do.właściwie nie mam pojęcia dokąd, byle jak najdalej od Nity,ślicznej dziewczyny, która sam na sam rozmawia z moim chłopakiem.Chociaż z drugiejstrony długo nie gadali.Na końcu korytarza zauważam Zoe.Przywołuje mnie machnięciem.Wyglądaspokojniej niż rano; jej czoło jest już gładkie, a włosy puszczone luzno na ramiona.Wkładaręce do kieszeni.- Właśnie mówiłam pozostałym - odzywa się.- Zorganizowaliśmy lot samolotem dlachętnych.Za dwie godziny.Piszesz się?%7łołądek ściska mi się jednocześnie ze strachu i ekscytacji, jak wtedy gdy wpinałamsię w linę na dachu budynku Hancocka.Wyobrażam sobie, że wzbijam się w powietrze wpojezdzie ze skrzydłami [ Pobierz całość w formacie PDF ]