[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owi dwakroć, pod zasłoną dymów, poszli zbitą masą do wyłomu i dwakroć, wymościwszyciałami ziemię, cofnęli się w popłochu.O południu pchnięto im w pomoc masy pospolitegoruszenia i dżamaku, lecz mniej ćwiczone tłumy, lubo pobudzane z tyłu włóczniami, wyłytylko okropnymi głosami i nie chciały iść przeciw zamkowi.Nadjechał kajmakan nic niepomogło.Lada chwila groził powszechny, graniczący z obłędem popłoch, więc w końcu lu-dzi cofnięto i tylko działa po staremu pracowały bez wytchnienia, miotając grom za gromem,błyskawicę za błyskawicą.Tak upływały całe godziny.Słońce już zeszło z zenitu i spoglądało na ową walkę bezpro-mienne, czerwone, zadymiane, jakby srzeżogą przesłonięte.Około trzeciej z południa huk dział doszedł do takiej potęgi, iż najgłośniej krzyczanych wucho słów nie można było w murach dosłyszeć.Powietrze stało się w zamku gorące jak wpiecu.Woda, którą polewano rozpalone działa, buchała w nich parą, mieszając się z dymem iprzesłaniając świat, lecz działa grzmiały ciągle.315Zaraz po trzeciej rozbito dwie największe kolubryny tureckie.Mozdzierz stojący oboknich pękł, uderzony faskulą, w kilka pacierzy pózniej.Kanonierowie ginęli jak muchy.Z każ-dą chwilą stawało się widoczniejszym, że ów niepokonany piekielny zamek bierze górę wwalce, że przekrzyczy tureckie grzmoty i że on wypowie ostatnie słowo.zwycięstwa.Ogień turecki począł z wolna słabnąć. Koniec będzie! krzyknął z całych sił Wołodyjowski w ucho Ketlinga, chcąc ażeby goten wśród huku dosłyszał. I ja tak myślę! odrzekł Ketling. Do jutra czy na dłużej? Może na dłużej.Dziś przy nas wiktoria! I przez nas! O tej nowej minie musim pomyśleć.Ogień turecki osłabł jeszcze bardziej. Bijmy dalej z dział! zawołał Wołodyjowski:I skoczył między kanonierów. Ognia, chłopcy! krzyknął póki ostatnie działo tureckie grać nie ustanie! Na chwałęBogu i Przenajświętszej Pannie! na chwałę Rzeczypospolitej! Ognia!%7łołnierze zaś widząc; że i ten szturm ma się już ku końcowi, ozwali się gromkim rado-snym okrzykiem i z tym większym zapałem poczęli walić ku szańcom tureckim. Kindię wam wieczorną, psubraty, zagramy, kindię wołały liczne głosy.Nagle stało się coś dziwnego.Oto wszystkie działa tureckie zamilkły od razu, jakby ktonożem uciął.Zamilkł również grzechot janczarek w nowym zamku.Stary zamek grzmiałjeszcze czas jakiś, lecz w końcu poczęli oficerowie spoglądać po sobie i pytać się wzajemnie: Co to jest? co się stało?Ketling, zaniepokojony nieco, powstrzymał również strzelaninę:Jeden z oficerów ozwał się wówczas głośno: Chyba mina jest pod nami, którą zaraz podpalą!.Wołodyjowski przeszył mówiącego groznym wzrokiem. Mina nie gotowa, a choćby była gotowa, wyleci od niej tylko lewa ściana zamku i zgruzów będziem się bronili, póki tchu w nozdrzach rozumiesz waść?Po czym nastała cisza.Nie zmącił jej ani jeden wystrzał ni z miasta, ni z szańców.Po hukui grzmotach, od których trzęsły się mury i ziemia, było w tej ciszy coś uroczystego, ale zara-zem i złowrogiego.Oczy wszystkich wytężały się ku szańcom, lecz zza chmury dymu niebyło nic widać.Nagle rozległy się od lewej strony miarowe uderzenia kilofów. Mówiłem, że minę kują dopiero! ozwał się Wołodyjowski.Tu zwrócił się do Luśni: Wachmistrz! wezmiesz dwudziestu ludzi i wyjrzysz mi na nowy zamek.Luśnia prędko spełnił rozkaz, wziął dwudziestu ludzi, a po chwili zniknął z nimi za wyło-mem.Nastało znów milczenie, przerywane tylko odzywającym się tu i owdzie chrapaniem lubczkawką konających, a także odgłosem kilofów.Czekano dość długo, wreszcie wachmistrz zjawił się z powrotem. Panie komendancie rzekł w nowym zamku nie ma żywej duszy.Wołodyjowski spojrzał ze zdziwieniem na Ketlinga: Czyby od oblężenia już odstąpili czy co? Przez dymy nic nie można dojrzeć!Lecz dymy, zwiewane powiewem, rzedły i wreszcie opona ich przerwała się nad miastem.W tej samej chwili jakiś głos okropny i przerażony począł krzyczeć z baszty: Nad bramami białe chorągwie! Poddajem się!316Usłyszawszy to żołnierze, oficerowie zwrócili się ku miastu.Straszliwe zdumienie odbiłosię na twarzach, słowa zamarły wszystkim na ustach i przez smugi dymu patrzyli ku miastu.A w mieście, na bramie Ruskiej i Lackiej, powiewały istotnie białe chorągwie, dalej widaćbyło jeszcze jedną na baszcie Batorego.Wówczas twarz małego rycerza stała się tak białą jak te chorągwie kolebiące się na wie-trze. Ketling, widzisz? szepnął zwracając się do przyjaciela.Ketlingowi także twarz pobladła. Widzę rzekł.I czas jakiś patrzyli sobie w oczy mówiąc nimi wszystko, co mogli powiedzieć tacy dwajżołnierze bez plamy i bojazni, którzy nigdy w życiu nie złamali słowa, a którzy przed ołta-rzem przysięgli wpierw zginąć niżby mieli zamek poddać.I oto teraz, po takiej obronie, potakiej walce, która zbaraskie dzieje przypominała, po odbitym szturmie i po zwycięstwie,kazano im złamać przysięgę, wydać zamek i żyć!Jak niedawno złowrogie kule przelatywały nad zamkiem, tak teraz złowrogie myśli prze-latywały im tłumem przez głowę.I żal ściskał im serca po prostu bezdenny, żal dwóch uko-chanych istot i żal życia i szczęścia, więc spoglądali na się jak błędni, jak martwi, a czasemzwracali wzrok pełen rozpaczy ku miastu, jakby się chcąc przekonać, czy ich oczy nie zwo-dzą i czy istotnie godzina wybiła.A tymczasem od strony miasta zatętniały kopyta końskie i po chwili wpadł Horaim, ręko-dajny młodzian pana generała podolskiego. Rozkaz do komendanta! krzyknął osadzając bachmata.Wołodyjowski wziął rozkaz, przeczytał go w milczeniu i po chwili wśród grobowej ciszyozwał się do oficerów: Mości panowie! Komisarze przejechali czółnem rzekę i już udali się do Dłużka dla pod-pisania ugody.Za chwilę będą tędy wracać.Do wieczora mamy wyprowadzić wojsko z zam-ku, a białą chorągiew zatknąć nie mieszkając.Nikt nie ozwał się słowem.Słychać było tylko szybkie oddechy i sapanie.Wreszcie Kwasibrocki przemówił: Trzeba chorągiew zatknąć.Ludzi zaraz zgromadzę!.Wnet tu i owdzie rozległy się sło-wa komendy.%7łołnierze poczęli się zwierać w szeregi i brać na ramię broń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Owi dwakroć, pod zasłoną dymów, poszli zbitą masą do wyłomu i dwakroć, wymościwszyciałami ziemię, cofnęli się w popłochu.O południu pchnięto im w pomoc masy pospolitegoruszenia i dżamaku, lecz mniej ćwiczone tłumy, lubo pobudzane z tyłu włóczniami, wyłytylko okropnymi głosami i nie chciały iść przeciw zamkowi.Nadjechał kajmakan nic niepomogło.Lada chwila groził powszechny, graniczący z obłędem popłoch, więc w końcu lu-dzi cofnięto i tylko działa po staremu pracowały bez wytchnienia, miotając grom za gromem,błyskawicę za błyskawicą.Tak upływały całe godziny.Słońce już zeszło z zenitu i spoglądało na ową walkę bezpro-mienne, czerwone, zadymiane, jakby srzeżogą przesłonięte.Około trzeciej z południa huk dział doszedł do takiej potęgi, iż najgłośniej krzyczanych wucho słów nie można było w murach dosłyszeć.Powietrze stało się w zamku gorące jak wpiecu.Woda, którą polewano rozpalone działa, buchała w nich parą, mieszając się z dymem iprzesłaniając świat, lecz działa grzmiały ciągle.315Zaraz po trzeciej rozbito dwie największe kolubryny tureckie.Mozdzierz stojący oboknich pękł, uderzony faskulą, w kilka pacierzy pózniej.Kanonierowie ginęli jak muchy.Z każ-dą chwilą stawało się widoczniejszym, że ów niepokonany piekielny zamek bierze górę wwalce, że przekrzyczy tureckie grzmoty i że on wypowie ostatnie słowo.zwycięstwa.Ogień turecki począł z wolna słabnąć. Koniec będzie! krzyknął z całych sił Wołodyjowski w ucho Ketlinga, chcąc ażeby goten wśród huku dosłyszał. I ja tak myślę! odrzekł Ketling. Do jutra czy na dłużej? Może na dłużej.Dziś przy nas wiktoria! I przez nas! O tej nowej minie musim pomyśleć.Ogień turecki osłabł jeszcze bardziej. Bijmy dalej z dział! zawołał Wołodyjowski:I skoczył między kanonierów. Ognia, chłopcy! krzyknął póki ostatnie działo tureckie grać nie ustanie! Na chwałęBogu i Przenajświętszej Pannie! na chwałę Rzeczypospolitej! Ognia!%7łołnierze zaś widząc; że i ten szturm ma się już ku końcowi, ozwali się gromkim rado-snym okrzykiem i z tym większym zapałem poczęli walić ku szańcom tureckim. Kindię wam wieczorną, psubraty, zagramy, kindię wołały liczne głosy.Nagle stało się coś dziwnego.Oto wszystkie działa tureckie zamilkły od razu, jakby ktonożem uciął.Zamilkł również grzechot janczarek w nowym zamku.Stary zamek grzmiałjeszcze czas jakiś, lecz w końcu poczęli oficerowie spoglądać po sobie i pytać się wzajemnie: Co to jest? co się stało?Ketling, zaniepokojony nieco, powstrzymał również strzelaninę:Jeden z oficerów ozwał się wówczas głośno: Chyba mina jest pod nami, którą zaraz podpalą!.Wołodyjowski przeszył mówiącego groznym wzrokiem. Mina nie gotowa, a choćby była gotowa, wyleci od niej tylko lewa ściana zamku i zgruzów będziem się bronili, póki tchu w nozdrzach rozumiesz waść?Po czym nastała cisza.Nie zmącił jej ani jeden wystrzał ni z miasta, ni z szańców.Po hukui grzmotach, od których trzęsły się mury i ziemia, było w tej ciszy coś uroczystego, ale zara-zem i złowrogiego.Oczy wszystkich wytężały się ku szańcom, lecz zza chmury dymu niebyło nic widać.Nagle rozległy się od lewej strony miarowe uderzenia kilofów. Mówiłem, że minę kują dopiero! ozwał się Wołodyjowski.Tu zwrócił się do Luśni: Wachmistrz! wezmiesz dwudziestu ludzi i wyjrzysz mi na nowy zamek.Luśnia prędko spełnił rozkaz, wziął dwudziestu ludzi, a po chwili zniknął z nimi za wyło-mem.Nastało znów milczenie, przerywane tylko odzywającym się tu i owdzie chrapaniem lubczkawką konających, a także odgłosem kilofów.Czekano dość długo, wreszcie wachmistrz zjawił się z powrotem. Panie komendancie rzekł w nowym zamku nie ma żywej duszy.Wołodyjowski spojrzał ze zdziwieniem na Ketlinga: Czyby od oblężenia już odstąpili czy co? Przez dymy nic nie można dojrzeć!Lecz dymy, zwiewane powiewem, rzedły i wreszcie opona ich przerwała się nad miastem.W tej samej chwili jakiś głos okropny i przerażony począł krzyczeć z baszty: Nad bramami białe chorągwie! Poddajem się!316Usłyszawszy to żołnierze, oficerowie zwrócili się ku miastu.Straszliwe zdumienie odbiłosię na twarzach, słowa zamarły wszystkim na ustach i przez smugi dymu patrzyli ku miastu.A w mieście, na bramie Ruskiej i Lackiej, powiewały istotnie białe chorągwie, dalej widaćbyło jeszcze jedną na baszcie Batorego.Wówczas twarz małego rycerza stała się tak białą jak te chorągwie kolebiące się na wie-trze. Ketling, widzisz? szepnął zwracając się do przyjaciela.Ketlingowi także twarz pobladła. Widzę rzekł.I czas jakiś patrzyli sobie w oczy mówiąc nimi wszystko, co mogli powiedzieć tacy dwajżołnierze bez plamy i bojazni, którzy nigdy w życiu nie złamali słowa, a którzy przed ołta-rzem przysięgli wpierw zginąć niżby mieli zamek poddać.I oto teraz, po takiej obronie, potakiej walce, która zbaraskie dzieje przypominała, po odbitym szturmie i po zwycięstwie,kazano im złamać przysięgę, wydać zamek i żyć!Jak niedawno złowrogie kule przelatywały nad zamkiem, tak teraz złowrogie myśli prze-latywały im tłumem przez głowę.I żal ściskał im serca po prostu bezdenny, żal dwóch uko-chanych istot i żal życia i szczęścia, więc spoglądali na się jak błędni, jak martwi, a czasemzwracali wzrok pełen rozpaczy ku miastu, jakby się chcąc przekonać, czy ich oczy nie zwo-dzą i czy istotnie godzina wybiła.A tymczasem od strony miasta zatętniały kopyta końskie i po chwili wpadł Horaim, ręko-dajny młodzian pana generała podolskiego. Rozkaz do komendanta! krzyknął osadzając bachmata.Wołodyjowski wziął rozkaz, przeczytał go w milczeniu i po chwili wśród grobowej ciszyozwał się do oficerów: Mości panowie! Komisarze przejechali czółnem rzekę i już udali się do Dłużka dla pod-pisania ugody.Za chwilę będą tędy wracać.Do wieczora mamy wyprowadzić wojsko z zam-ku, a białą chorągiew zatknąć nie mieszkając.Nikt nie ozwał się słowem.Słychać było tylko szybkie oddechy i sapanie.Wreszcie Kwasibrocki przemówił: Trzeba chorągiew zatknąć.Ludzi zaraz zgromadzę!.Wnet tu i owdzie rozległy się sło-wa komendy.%7łołnierze poczęli się zwierać w szeregi i brać na ramię broń [ Pobierz całość w formacie PDF ]